WYNIKI KONKURSÓW

Poniżej przedstawiamy wyniki konkursów organizowanych z okazji obchodów Dni Pilawy oraz 190. rocznicy powstania miejscowości.

„Pilawa dawniej i dziś– konkurs plastyczny skierowany był do uczniów klas 0-III szkół podstawowych

W kategorii kl. 0-III

  • I miejsce – Jan Pietrasik, PSP w Gocławiu
  • II miejsce – Aleksandra Deszczka, PSP w Trąbkach
  • III miejsce – Agata Gano, PSP w Trąbkach

W kategorii kl. II – III

  • I miejsce – Natalia Ryfka, PSP w Gocławiu
  • II miejsce – Bartłomiej Piętka, PSP w Gocławiu
  • III miejsce – Karolina Prasuła, PSP w Gocławiu

V Miejsko Gminny Konkurs Ortograficzny „O TYTUŁ MISTRZA ORTOGRAFII”

W kategorii wiekowej poniżej 16 roku życia:

  • I miejsce – Maja Górska, PSP w Puznówce
  • II miejsce – Zofia Możdżonek, PSP w Gocławiu
  • III miejsce – Natalia Zawada, PSP w Puznówce

W kategorii wiekowej powyżej 16 roku życia:

  • I miejsce – Michał Głaszczka, Puznówka
  • II miejsce – Arkadiusz Ślesicki, Warszawa
  • III miejsce – Justyna Szostak, Pilawa

„Kocham Cię, Pilawo” – konkurs literacki skierowany do uczniów szkół podstawowych oraz 3. klas gimnazjalnych

Laureaci w kategorii szkoły podstawowej:

Klasy V-VI

I miejsce    Julia Czyż

II miejsce  Zuzanna Biernacka

II miejsce Natasza Kociszewska

III miejsce Małgorzata Kalbarczyk

III miejsce Dominika Miętus

Klasy VII- VIII

I miejsce  Zuzanna Żołądek

II miejsce Małgorzata Prasuła

II miejsce  Zofia Wilczek

III miejsce Marta Głaszczka

III miejsce Natalia Zawada

Laureaci w kategorii gimnazjum:

I miejsce  Mateusz Lusawa

II miejsce Paulina Bieńko

III miejsce Aleksandra Kowalska

W 190. rocznicę powstania Pilawy

W 190. rocznicę powstania Pilawy

 Miejsko-Gminny Konkurs ,,Kocham Cię, Pilawo”

                             9. edycja

 Zbiór prac literackich uczniów szkół podstawowych i trzeciej klasy gimnazjum

                                           Pilawa  2019

Organizator: Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Pilawie

Wydawca:  Burmistrz Miasta i Gminy w Pilawie

Pomysł, redakcja, korekta: Maria Gudro-Homicka

Jury: Maria Gudro-Homicka  Barbara Skierkowska Henryka Wiechetek  Sylwia Zakrzewska

  1. O idei Konkursu ,,Kocham Cię, Pilawo”

Tegoroczny konkurs ,,Kocham Cię,  Pilawo” 2019, zorganizowany przez Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Pilawie, pod Patronatem Burmistrz Miasta i Gminy Pilawa, zbiega się z obchodami 190. rocznicy powstania Pilawy, która została zbudowana przez osadników z Poznańskiego na resztkach dawnej Puszczy Osieckiej.

Obecna formuła różni się od poprzednich. Pierwsze osiem konkursów odbywało się na zasadzie pytań i odpowiedzi, w wyniku których wyłaniano zwycięzców. Obecny, dziewiąty konkurs, polegał na tym, że uczestnicy napisali prace literackie o tematyce związanej z historią Pilawy.  Jest to istotne novum, dzięki któremu mamy nadzieję pozyskiwać ciekawe i nieznane fakty opowiadane przez starszych mieszkańców Pilawy i gminy, stworzone przez uczniów             z tych opowieści  literackie opowieści. Pożytek obopólny; zarówno dla miasta jak też dla uczniów, bo stając się kronikarzami swej małej ojczyzny, sami poznają lepiej swoje korzenie. A w przyszłości z najlepszych prac może powstać kolejna książka o Pilawie ratująca od zapomnienia własną historię.

Do konkursu przystąpiło 39 uczniów ze szkół na terenie miasta i gminy. Formy wypowiedzi zostały dostosowane do trzech kategorii wiekowych. I tak uczniowie klas V-VI szkoły podstawowej zmagali się z formami takimi jak pamiętnik, opowiadanie, charakterystyka osoby z lat II wojny światowej, przedsiębiorcy, artysty z terenu Pilawy i gminy, list przodka z XIX wieku, pilawianina do współczesnego potomka. Uczniowie z klas VII-VIII i uczniowie trzeciej klasy gimnazjum otrzymali propozycję napisania opowiadania literackiego z dialogiem, eseju, paradokumentu. Mieli na napisanie pracy ponad miesiąc.

 Komisja w osobach Marii Gudro-Homickiej, Barbary Skierkowskiej, Henryki Wiechetek, Sylwii Zakrzewskiej, sprawdzając prace, brała pod uwagę: zgodność z tematem, zgodność             z wybraną formą wypowiedzi, samodzielność i oryginalne ujęcie tematu, przytoczenie faktów historycznych, wartość estetyczną, marginesy, akapity, światło w tekście, poprawność językową, ortografię, interpunkcję. Komisja wyłoniła 13 laureatów w trzech kategoriach wiekowych. Nagrody ufundowała pani Albina Łubian, Burmistrz Miasta i Gminy Pilawa.

Prace laureatów jak i pozostałych uczestników po korekcie językowej zostały zamieszczone w poniższej publikacji.

       Z dumą należy podkreślić, że młodzież z roku na rok posiada coraz bogatszą wiedzę na temat historii i współczesności małej ojczyzny. Interesują się kulturą, sztuką, wyglądem miasteczka i własnych miejscowości. Znają włodarzy miasta i gminy, ludzi, którzy poświęcają swój czas, energię, wiedzę, pomysły, aby miasto i gmina rozwijały się.

Na tym polega wychowanie obywatelskie dzieci i młodzieży, którzy uczą się przez doświadczenia i wzorce przekazane przez dorosłych, za co Organizatorzy Konkursu dziękują rodzicom   i nauczycielom.

Maria Gudro-Homicka

II. Prace uczniów z klas V-VI

1.Zuzanna Biernacka – laureatka

klasa Vc

Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                 w Pilawie

           Wyjątkowy dzień

-To już jutro -powiedziała mama, okrywając dziewczynkę kocykiem.
-Nie mogę się doczekać -wyszeptała dziewczynka.
Mama po raz kolejny ucałowała córkę i wyszła z pokoju. Dziewczynka mocniej przytuliła swoją pluszową maskotkę. Dostała ją od taty, który ciężko na nią zapracował. Maskotka była szara, uszyta z miękkiego materiału, sprawiającego, że pluszak wyglądał jak otulony ciepłym futerkiem. Dziewczynka bardzo polubiła misia i zawsze miała go przy sobie. Razem z nim pracowała, pomagając mamie i tacie, razem bawili się na podwórzu i… razem mieli chodzić do szkoły.

Następnego dnia mama obudziła córeczkę wcześnie rano. Dziewczynka zerwała się na równe nogi – była bardzo podekscytowana.
Mama właśnie kładła na krześle sukienkę, sweterek i pończoszki. Pończoszki były nowe, białe z kokardkami. Pośpiesznie się ubrała i zasiadła do stołu razem ze swoją mamą. Matka włączyła radio i usiadła na krześle. Za chwilę w radiu usłyszały komunikat. „Halo, halo tu Warszawa i wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia…” – szumiało radio. Dalszy komunikat nie pozostawiał żadnych wątpliwości. „…a więc wojna, z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy…” – zrobiło się smutno, mama od razu pomyślała o tym, że tatę zabiorą na front.
Dziewczynka zastanawiała się, czy to znaczy, że już nigdy nie pójdzie do szkoły? Czy wojna będzie trwać wiecznie? Czy wszystkich zabiorą do wojska i jak wygląda ta wojna? Czy cały czas będzie musiała być w domu? Jak będzie wyglądało jej życie? Nurtowało ją tyle pytań.

 Dzień, który miał być najszczęśliwszym dniem w jej życiu, stał się dniem pełnym niepewności, pytań i strachu dla niej, jej rodziny i całego kraju.
Wszyscy mieli wiele pytań i obaw…

                                                         ****

2. Julia Czyż – laureatka,

Klasa Vb

Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza

w Pilawie 

DZIECIŃSTWO WŁADYSŁAWY

            Jest to historia mojej prababci, która przeżyła okres wojenny. Gdy wybuchła wojna, prababcia miała 11 lat. W chwili obecnej ma 91 i gdy wraca wspomnieniami do  okresu swego dzieciństwa, w oczach pojawiają się łzy i strach, powtarza, aby nigdy nie wróciły okrutne czasy wojny.

            Był styczeń 1942 roku, wojna wciąż trwała. Czternastoletnia Władysława mieszkała w Żelaznej. Była jedną z siedmiorga rodzeństwa. Rodzina przechodziła żałobę po stracie dwójki dziesięcioletnich bliźniąt, których niedawno pochowali, gdyż zostali zastrzeleni przez niemieckich oprawców. Nie spodziewali się, że rodzinę dotknie kolejny koszmar.

            Początek roku był wyjątkowo mroźny i śnieżny. ojciec Władysławy Jan stolarz starał się zająć pracą, aby nie myśleć o bliźniętach. Matka Władzi Helena krzątała się po kuchni, nie mogąc znaleźć sobie zajęcia. Pod dom zajechał wóz z sołtysem i kilkoma  mundurowymi. Zaniepokojona Helena poprosiła, aby dzieci ukryły się w piwnicy przed nieznajomym i  sama niepewnie wyszła na ganek domu.

– W czym mogę pomóc? – zapytała Helena.

– Pani syn, Aleksander, jest wyznaczony i dostał kartę powołania na kontyngent do prac przymusowych w Prusach.  Ma stawić się za 2 dni na stację kolejową w Pilawie, skąd zostanie przewieziony do Warszawy, a następnie do Prus.

– Ale panowie, to jest jakaś pomyłka, przecież to dziecko –  powiedziała płacząca kobieta.

– Jeżeli się nie stawi, będziemy musieli zastosować inne rozwiązanie, a wie pani, o czym mówię.

Płaczącą matkę usłyszały dzieci i powoli wyszły z ukrycia.

– Mamo, co się stało, kim byli ci ludzie? – zapytał szesnastoletni Aleksander, tuląc do siebie młodsze rodzeństwo .

W tym czasie do izby wszedł Jan. Widząc płaczącą  kobietę, domyślił się, po co przybyli mundurowi. Poprosił dzieci, aby pozwolili im porozmawiać.

– Czy ta wojna musi zabrać nam kolejne dziecko? – rzekła płacząca kobieta.

– Zamiast Aleksandra ja się zgłoszę do transportu – powiedział ojciec.

– Nie możesz tego zrobić, bez twojej pracy z samego gospodarstwa nie wyżyjemy.

W tym czasie do kuchni weszła  Władka.

– Mamo, ja pojadę za Olka. On jest wam potrzebny w gospodarstwie i tacie w stolarni .

– Ale córuś – rozpłakała się kobieta – przecież nie wiadomo, gdzie trafisz i czy do nas wrócisz.               Nastał dzień,  gdy Władka musiała się stawić do transportu. Matka pobłogosławiła córkę i drżącymi rękoma dała mały obrazek z Matką Boską. Do torby włożyła bochenek chleba i  trochę pieniędzy. Dziewczynka pożegnała się z rodzeństwem i mamą. Udała się z ojcem na stację

kolejową. Było tam wielu żołnierzy niemieckich, którzy sprawdzili listę osób wyznaczonych do wysyłki. Na stacji słychać było płacz i krzyki ludzi, którzy nie godzili się z tym. Lecz niewzruszeni żołnierze niemieccy wykonywali swoją pracę. Ojciec pożegnał się z córką i po cichu obiecał, że zrobi wszystko, aby wróciła do domu.

            Niemieccy oprawcy wtrącili ją do wagonu towarowego. Było tam bardzo ciasno, duszno choć na zewnątrz był mróz. W wagonie było słychać płacz ludzi,  którzy zostawili swoje rodziny i wiedzieli, że jadą po śmierć.  Ludzie w wagonach byli w różnym wieku od dziesięcioletnich dzieci po osoby starsze. Między pasażerami była dziewczynka w zbliżonym wieku do Władysławy. Dziewczęta zaczęły rozmawiać ze sobą i opowiadać o swoich rodzinach. Tak minęła im droga do Warszawy. Tam kazano im wysiąść i pod eskortą niemieckich żołnierzy przeszli do baraków na ulicy Skaryszewskiej. W tym miejscu spędzili noc, tuląc się do siebie z zimna.

            Nastał kolejny dzień. Kobiety zostały oddzielone od mężczyzn i wysłano ich do łaźni, aby się umyły przed badaniem lekarskim,  gdyż do przymusowych prac w Prusach były brane tylko osoby zdrowe. Nowo zapoznana koleżanka Anna zdradziła Władysławie, że jej  mama, która jest lekarzem, dała jej leki, aby zażyła je przed badaniem.  Miały one powodować przyśpieszoną pracę serca, bo może w ten sposób uda się jej wrócić do domu.

            W tym czasie Jan zwrócił się z prośbą do dziedzica w dworze, w którym pracowała jego żona i starsze dzieci.  Dziedzic zgodził się pomóc rodzinie za naprawę budynków gospodarczych.

Dał ojcu dziewczynki pieniądze i list do znajomego urzędnika w Warszawie z prośbą o pomoc.

Jan następnego dnia z samego rana, nie mówiąc nic żonie, udał się do Warszawy szukać córki.

            W trakcie przygotowania się do badania lekarskiego Władka i Anna zażyły leki w tajemnicy przed pozostałymi. Serce dziewcząt zaczęło szybciej bić i zrobiło im się duszno.  Jako pierwsza na badanie weszła Anna, lekarze nie zakwalifikowali jej do transportu. Władysława przepuściła kilka kobiet do gabinetu lekarskiego. Czuła się źle, serce kołatało jej jak szalone przez leki i ze strachu,  że ktoś może się domyślić,  że próbuje oszukać lekarzy. Lecz jej blada twarz i szybkie bicie serca spowodowało, że mało nie zemdlała. Lekarze odrzucili i ją, gdyż podejrzewali chorobę serca.  Dziewczęta zostały odesłane do baraków,  gdzie zabrały swoje niewielkie tobołki i udały się na stację kolejową.

            W tym samym czasie ojciec dotarł do Warszawy i udał się na spotkanie z urzędnikiem z polecenia dziedzica. Ten poinformował go, że jego córka została odesłana, gdyż stan jej zdrowia nie pozwala na wyjazd do prac w Prusach. Uradowany ojciec pobiegł na stację kolejową, zaczął szukać po peronach swojej ukochanej córki. Dostrzegł ją siedzącą  i płaczącą na ławce. Pobiegł do niej i z całych sił ją przytulił.

– Tato, wracam do domu, nie wywiozą mnie – rozpłakała się w ramionach ojca.

             Wrócili do domu i stanęli w progu drzwi. Władysława zobaczyła łzy w oczach matki,  która podeszła i mocno przytuliła do swego serca córkę.

                                                       ****

3. Wojciech Grylewicz,

klasa Vc

Publiczna. Szkoła Podstawowa  im. Henryka Sienkiewicza w Pilawie

 Wspomnienia z Puznówki

Nie pochodzę z Pilawy, ani jej okolic. Dopiero, kiedy tu zamieszkałem, poznałem historię tej miejscowości i losy jej mieszkańców. W pamięci utkwiła mi opowieść teścia mojej cioci, który urodził się w Puznówce i spędził tu pierwsze lata swego życia.

Pan Michał opowiedział mi następującą historię:

„Wspomnienia mojego dzieciństwa związane są Puznówką, tam się urodziłem i spędziłem dzieciństwo. Do dzisiaj mam przed oczami zabudowania wsi, które rozciągały się po obu stronach drogi. Od strony Szosy Lubelskiej wieś ciągnęła się od krzyża i kończyła przy drodze prowadzącej do Niesadnej, przy której znajdował się również krzyż, którego fundatorem był Szczepan Chciałowski. Wychowywałem się wraz z dziećmi sąsiadów. Spędzaliśmy dużo czasu     ze sobą, ponieważ w jednym domu mieszkało kilka rodzin. W takich domach były wspólna sień i podwórko. Kontakty z sąsiadami były częste, ale też zdarzały się konflikty. Zabudowania gospodarcze były również ze sobą połączone, była to oszczędność miejsca i kosztów budowy.

W naszej wsi mieszkało około 100 rodzin, było też kilka rodzin żydowskich, które zajmowały się handlem i rzemiosłem. Chodziliśmy do szkoły, która przed wybudowaniem nowego budynku mieściła się w domu Władysława Chciałowskiego. W mojej pamięci pozostał również wiatrak, który znajdował się w polu – około 200 metrów za wsią w kierunku południowym. Jego właścicielem był Stanisław Sikorski. Gospodarze mieli własną spółdzielnię mleczarską i spółdzielnię spożywczą, która prowadziła jeden sklep. W budynku tym (rozbudowanym po wojnie) do dzisiejszego dnia znajduje się sklep spożywczy.

            Moje dzieciństwo, podobnie jak moich rówieśników upływało głównie na pracy w gospodarstwie. Od razu po szkole musieliśmy przebierać się i  pomagać rodzicom. Wszystkie prace wykonywaliśmy ręcznie i przy pomocy koni. Gleby były słabe, piaszczyste. Ciężko było uzyskać dobre plony. Między sąsiadami dochodziło do kłótni o miedzę. Każdy kawałek ziemi musiał być wykorzystany. Jedynym czasem wolnym były niedziele lub święta. Dorośli odpoczywali na ławkach przed domami. W niedziele organizowane były przez strażaków zabawy wiejskie. Na wsi była Straż Ogniowa. Na zabawach dochodziło wprawdzie do bójek, jednak odbywały się one w szczytnym celu. Przez wiele lat zbierano fundusze na budowę młyna, który udało się pobudować wysiłkiem mieszkańców całej wsi dopiero po wojnie. Obecnie w tym budynku mieści się kaplica.

            Nasze ubogie, ale beztroskie dzieciństwo przerwały tragiczne wydarzenia.

W dniu 29 czerwca 1938r. wybuchł pożar, spaleniu uległa ¼ zabudowań wsi. Pożary wybuchały wtedy często, zazwyczaj zaczynały się od komina. Przed domami mieszkalnymi stały słupy                ze szczeblami, które pomagały gospodarzom szybko wejść na dach, jednak tym razem to nie wystarczyło. Połączenie stodół, które były kryte słomą, podobnie jak budynki mieszkalne, spowodowało, że pożar rozprzestrzeniał się bardzo szybko. Było to święto kościelne Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Był to też okres sianokosów, jednakże, pomimo święta, gospodarze po południu zwozili siano. Wybuch pożaru był przez niektórych odczytywany jako kara boska. Mieszkańcy ze spalonych domów mieszkali u rodziny lub znajomych, dzieci poszkodowanych były dożywiane w szkole. Budynek ten ocalał przed pożarem, ponieważ był kryty blachą.

Moja rodzinna wieś długo podnosiła się po pożarze. Odbudowa trwała jeszcze po wojnie. Przeprowadzono reorganizację zabudowań tak, aby pożary nie rozprzestrzeniały się szybko. Przeprowadzono również scalenie gruntów.

Wielki pożar był zapowiedzią kolejnej tragedii, która osobiście dotknęła moją rodzinę. Po ofensywie styczniowej, gdy front był już daleko za Wisłą, nad Puznówką pojawił się bombowiec. Nie wiadomo do dziś, czy był to samolot niemiecki, czy zabłąkany radziecki… Zrzucił kilka bomb na Puznówkę. Jedna z nich trafiła w mieszkanie mojej siostry Heleny. Zginęła Helena, jej mąż Olek Bylinka i malutka, kilkumiesięczna córeczka Terenia. Zginął również obecny w domu wysiedleniec z poznańskiego. Ocalał szczęśliwie mój ojciec Szczepan i sparaliżowany kuzyn. Cała rodzina mojej siostry Heleny jest pochowana na cmentarzu w Trąbkach. Często przez te powojenne lata zastanawiałem się, jak potoczyłyby się ich losy, gdyby nie wojna…

Pomimo, że w Puznówce mieszkałem na stałe do 1938r., potem spędzałem jeszcze sporo czasu u rodziny, która została i która ocalała. Obserwuję zmiany zachodzące w życiu jej mieszkańców, cieszy mnie również to, że Puznówka rozbudowała się.”


 ****

4. Małgorzata Kalbarczyk – laureatka klasa Vc                                                                                                                                       Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza w Pilawie

Fragmenty odnalezionego pamiętnika Bolesława Wójcika, pseudonim „Rogaliński”

(…)

Czerwiec 1942

Nasza placówka nieco odetchnęła. Udało się pozbyć z naszego terenu kilka osób                                z mniejszości niemieckiej, które solidaryzowały się z okupantem. Podobno wyprowadzają się gdzieś do Wielkopolski, ale to mnie już nie interesuje. Mamy swoje lokalne zmartwienia.
„Obrączka” i „Brodacz” meldują mi, że w sąsiednich miejscowościach mamy problem            z dostępnością broni. Chłopaki palą się do wszelakich akcji, ale ja staram się studzić ich nastroje. Serce podrywa do ataku, ale rozum podpowiada, że najlepszą metodą przeciwstawienia się wrogowi będzie dywersja. Podjęcie przez nas otwartej walki zbrojnej niechybnie zakończyłoby się klęską. Tym bardziej,  że hitlerowcy w tym roku jeszcze zintensyfikowali swoje działania na naszym terenie. Posiadam informację z Garwolina, że u nich jest podobnie.

Wydaje mi się, że musimy nasilić nasze działania na polu wywiadowczym. Zajmie się tym mój zaufany człowiek, „Górka”. Poczyniłem też pewne zmiany w Komendanturze Wojskowej Służby Kobiet. Cieszy mnie, że grono naszej placówki wciąż się rozrasta, w tym momencie jest nas około 70 osób. Z drugiej strony ta rozbudowana struktura nastręcza pewnych problemów organizacyjnych. Wciąż jednak mamy przed oczami nasz cel, którym jest wolna,  niepodległa Polska.

Lipiec 1942

Ten miesiąc potwierdził, że nasz wywiad miał rację,  informując o wzmożonych działaniach hitlerowców. W jego połowie miało miejsce wiele aresztowań w Garwolinie oraz na terenie całego naszego powiatu. Kulminacyjny moment nastąpił 17 lipca. Niemcy poszukiwali „Ulinę”, przywódcę  Związku Polski Niepodległej „Odrodzenie”. Nie odnaleźli go, ale zamiast niego aresztowali księdza Mariana Juszczyka oraz dwóch pracowników Urzędu Miejskiego w Garwolinie. Załadowali ich na samochód i pojechali w kierunku Pilawy. Nasz łącznik dotarł z tą wiadomością za późno i nie zdążyliśmy zareagować. Niemcy minęli Pilawę i przy drodze do Łucznicy zastrzelili wszystkich trzech więźniów. Sądzę, że działanie to miało na celu chęć zastraszenia mieszkańców powiatu. Bestialscy okupanci pokazali, że nie cofną się przed niczym.

Ciężko mi pisać o tych wydarzeniach. Wojna trwa już prawie 3 lata i nie ma widoków na jej zakończenie. Czy to się kiedyś skończy? Czy będzie nam jeszcze kiedyś dane żyć normalnie? Czy w ogóle przeżyjemy i będziemy mogli przekazywać prawdę o tych strasznych czasach swoim dzieciom i wnukom?

Sierpień 1942

„Górka” informuje mnie, dzięki swojemu zaufanemu człowiekowi w strukturach niemieckich, że we wrześniu ma być przeprowadzona w Pilawie jakaś duża akcja skierowana przeciwko Żydom. „Kabel” potwierdza te meldunki, wykonując bardzo dobrą robotę na polu łączności. Najprawdopodobniej szykowany będzie jakiś duży transport więźniów żydowskich. W naszej placówce panuje duże poruszenie oraz podekscytowanie, bo przecież dużą część naszych ludzi stanowią kolejarze. Chłopaki wiedzą, że będzie szansa dokonać czegoś wielkiego, heroicznego. Gdyby udało się w jakiś sposób zaskoczyć tych przeklętych hitlerowców, dodalibyśmy na pewno otuchy naszym mieszkańcom, naszemu powiatowi, naszemu krajowi…                                                          Natomiast muszę też uważać na siebie. Wydaje mi się, że Niemcy zaczynają nabierać wobec mnie podejrzeń. Choć staram się na co dzień  prowadzić normalne życie, nie jest mi łatwo. Czuję się wciąż zmęczony, śpię mało, a w snach zdarza mi się przeżywać własne aresztowanie i zdekonspirowanie. Odczuwam olbrzymie napięcie psychiczne, choć nie daję tego po sobie poznać. Nie mogę zawieść chłopaków, oni widzą we mnie przywódcę. Mój Boże, czy dasz nam odnieść zwycięstwo?

Wrzesień 1942

Nasze informacje z sierpnia potwierdziły się. Hitlerowcy przygnali do Pilawy kilkuset Żydów z zamkniętych gett w Sobieniach Jeziorach i Parysowie. Już kilka dni wcześniej dało się odczuć ich niezwykłe poruszenie. Na naszej rampie w dzień ustawiali bydlęce wagony,                      do których zapędzali tych biedaków w celu przewiezienia ich do obozu w Treblince. Siły wroga były tak ogromne, że nasze zamiary spełzły na niczym. Było nas za mało, żeby dokonać czegokolwiek wielkiego. Ze wsparciem podążył „Grot” wraz ze swoimi ludźmi z rejonu Mińska Mazowieckiego, to jednak zmieniło niewiele.

Nasza stacja kolejowa była miejscem przebywania wysiedleńców z Zamojszczyzny. Niektóre z tych transportów były jedynie przystankiem na drodze do Warszawy. Nad karnością okolicznej ludności czuwały stacjonujące u nas, będące częścią niemieckiego aparatu policyjnego i bezpieczeństwa w Generalnym Gubernatorstwie jednostki policji porządkowej  z oddziałów tak zwanej policji kolejowej i fabrycznej oraz oddani faszystowskiemu oprawcy niemieccy pracownicy kolei.

Krajowe kierownictwo zdecydowało, że chwilowo będę musiał przekazać dowództwo „Grotowi”. Obawiam się o swoje życie. Niemcy stali się wyjątkowo czujni i sądzę, że będzie lepiej, jeśli na pewien czas na moim stanowisku pojawi się ktoś nowy. Nadal będę działał w naszej placówce, ale już nie na taką skalę. Wy, którzy to czytacie, wiedzcie, że jeżeli zajdzie potrzeba, oddam życie za  niepodległość Polski!

                                                         ****

5. Rozalia Kęsik

 klasa  V

Szkoła Podstawowa im .Henryka Sienkiewicza w Pilawi

                                      Charakterystyka Jana Królikowskiego

         Jan Królikowski był moim wujkiem, a jednocześnie głównym księgowym. Miał żonę   i dwie córki.  Jedna – Jadwiga,  zmarła po 2 miesiącach, a druga – Elżbieta  Niedźwiedzka, żyje do  dziś . Wuj  urodził się 8 grudnia 1908 r. w Łucznicy  w ,,czerwonym  domu ”,                    a zmarł 23 grudnia 1961 r.  w  Łucznicy .

          Wujek  był tęgi, miał duże brązowe oczy i ciemne włosy . Poruszał się flegmatycznie, lecz z ogromnym uśmiechem na twarzy, a gdy zrobił się starszy   i zaczął chorować, chodził lekko przygarbiony,  podpierając się  laską. Gdy coś mówił, gestykulował, ubierał się skromnie, a do pracy chodził  ubrany w mundur służbowy.

          Wujaszek  był  bardzo pracowity, wesoły,  kulturalny,   uczynny,  opiekuńczy  i  pomocny. Nigdy nie mówił źle o drugiej osobie i nie przeklinał. Jeżeli zobaczył osobę potrzebującą pomocy, natychmiast jej pomagał . Interesował się polityką i historią, wiedział prawie wszystko o dziejach Polski. Uwielbiał czytać książki, gustował w książkach historycznych i przygodowych. Sam miał wiele przygód, gdy uczestniczył w  II wojnie światowej. Został postrzelony w nogę przez żołnierzy .

              Nie miał prawie żadnych wad oprócz tego, że nie lubił złośliwych i leniwych ludzi , bowiem sam starał się być najlepszym człowiekiem. Jego wielką zaletą było to, że zarażał każdą  osobę  swoim  uśmiechem i  optymizmem. Księgowy  nie miał żadnych wrogów, a za to miał mnóstwo przyjaciół .

              Wujek bardzo imponował mi swoją postawą w wielu trudnych sytuacjach, o  których dowiedziałam się od jego córki – cioci Eli Niedźwiedzkiej . Dlatego wywarł na mnie pozytywne wrażenie  i lubię myśleć, że tak  wspaniały człowiek jest przedstawicielem naszej rodziny.

                                                      ****

6. Natasza Kociszewska –  laureatka

Klasa VI

Publiczna Szkoła Podstawowa w Puznówce

Wojenne wspomnienia Bolesława Wójcika

7 września 1939 r.

Dzisiaj obudził mnie straszliwy hałas, podobny do dźwięku wydawanego przez samoloty. Dlatego też od razu zerwałem się z łóżka, a włosy na mojej głowie stanęły dęba. Tydzień temu dostaliśmy informację o zbombardowaniu przez Niemców Wieluniu, przez co wszyscy obawiali się, że i nasze miasteczko ucierpi. Mieszkańcy mieli nadzieję, że akurat Pilawa zostanie uznana przez wroga za nieszkodliwe miejsce. No cóż, nadzieja matką głupich.

     Wyjrzałem przez okno, akurat w momencie, gdy zza koron drzew pobliskiego lasu kolejno wylatywały niemieckie samoloty. Wpadłem w panikę, nie wiedziałem, co mam zrobić i nie mogłem się ruszyć. Gdyby nie brat, który szarpnął mnie za ramię w stronę piwniczki, najprawdopodobniej bym tam został. Zbiegliśmy po ceglanych schodach, kilka razy potykając się na nich o własne nogi. Gdy w końcu znaleźliśmy się bezpiecznie
w pomieszczeniu, obaj odetchnęliśmy z ulgą, ale i strachem. Słychać było wybuchy, szum samolotów i wiele innych dźwięków, których pochodzenia nie potrafiłem odgadnąć. Bałem się, bo kto by w takiej sytuacji się nie bał? Czułem wrastający niepokój… Nagle zapadła cisza. Teraz nawet nie wiem, ile tam siedzieliśmy. Wydawało mi się, że minęło kilka godzin, jednak równie dobrze mógł być to zaledwie kwadrans. Postanowiłem, że wyjdę na powierzchnię            i sprawdzę, co się stało. Dlatego też kazałem bratu zostać, a sam powoli wspinałem się do drzwiczek. Z każdym krokiem serce mocniej dudniło mi w piersi, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Pchnąłem barkiem drewniane drzwi, które otworzyły się z cichym zgrzytem.

     To, co zobaczyłem, zmroziło mi krew w żyłach. Ulica usłana była zwłokami ludzi
i koni. Domy legły w gruzach, tylko tu i ówdzie zachowały się ceglane ściany. Tu coś zgrzytnęło, tam spadła cegła, z jeszcze innej strony rozległ się krzyk, a potem głośny płacz. Niepewnie wyszedłem z piwniczki na uliczkę, uważnie rozglądając się dookoła. Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Zbombardowano Pilawę, zabito mnóstwo ludzi. Czułem wzrastający gniew, strach i swego rodzaju ulgę (w końcu udało mi się przeżyć). Te emocje towarzyszyły mi od kilku dni, a teraz nasiliły się jeszcze bardziej. Nagle pomiędzy ruinami zauważyłem kolegę. Dowiedziałem się od niego, że zbiera z innymi resztę jednostki,                    by ocenić szkody i pomóc poszkodowanym. Gdy w końcu byliśmy w komplecie, zaczęliśmy przeszukiwać gruzy i resztki domów. Urządziliśmy szpital polowy, gdzie trafiała każda ranna osoba. Zbieraliśmy też jedzenie, wodę, koce, ubrania i bandaże, nie mieliśmy ich dużo, a były potrzebne.

     Na dziś już skończyliśmy, wszyscy padają z nóg, a mrok uniemożliwia nam poszukiwania. Mam nadzieję, że uda nam się odbudować Pilawę.

1 listopada 1939 r.

     Moje nadzieje na szybki powrót do normalności okazały się złudne. Walki kompanii wrześniowej zakończyły się porażką Polaków. Zaczęła się mroczna okupacja.

    Niemcy palili domy, zabijali ludzi. Pamiętam, że 17 września zostały spalone zabudowania Jana Kowalskiego – naszego sąsiada. Podobno była to zemsta za zabicie niemieckiego żołnierza – zwiadowcy.

     Z bólem przyjąłem też wiadomość o śmierci zasłużonej nauczycielki, Zofii Krynickiej. Dzisiaj byłem na cmentarzu w Celestynowie, gdzie została pochowana. Zapaliłem znicz…

29 września 1944 r.

     Pięć miesięcy temu jeden z patroli rozbroił posterunek ochrony tartaku w Pilawie, na szczęście bez strat własnych. Zyskaliśmy dużo broni, naboi, a także mundury i kilka par butów. Z tego, co słyszałem, akcja nie przebiegła bez trudności. Podobno nie zauważono wartownika, przez którego wywiązała się wymiana strzałów pomiędzy garnizonem ukraińskim, a patrolem ,,Maxa”.

     Kilka miesięcy potem, a było to któregoś lipcowego wieczoru w Łucznicy, oddziały ,,Gołębia” przepuściły maszerujące tabory niemieckie. Nie rozumiem, czemu ich nie zaatakowali, naziści obciążeni byli bowiem ciężko rannymi żołnierzami. No ale cóż, czasu się nie cofnie.

     Dwa czy trzy dni po tym major Szkuta rozmawiał z oficerami armii sowieckiej. Potwierdzili docierające do nas wcześniej informacje o wcieleniu oddziałów AK do Armii Berlinga. Kolejny bezsensowny czyn, niech ich diabli wezmą! Potem, już po polowej mszy, zarządzono umieszczenie wszelkiej broni maszynowej w schronach, rozwiązanie oddziałów   i odmarsz do domów. Oczywiście kazano nam być w stałym kontakcie z majorem ,,Heleną”.

     Dzisiaj usłyszałem plotkę, że broń ukryta w jednym ze schronów w Łucznicy, dostała się
w ręce władz bezpieczeństwa. Podobno ,,Mirża” nas wydał. Szczerze mówiąc, mam mieszane uczucia. Podporucznik był uczciwym człowiekiem i sprawiał wrażenie godnego zaufania. Jednak myślę, że to dobra nauczka na przyszłość.

                                                               ****

7. Zuzanna Krasińska,

 Klasa VIb

Publiczna szkoła podstawowa im. Henryka Sienkiewicza

w Pilawie

                                      Obowiązek

Maciej leżał, odpoczywając pod swoją suchą jabłonką, sącząc sok wiśniowy zrobiony przez babcię . Ehh…Wczoraj jego przyjaciel Józek dostał wezwanie do wojska, w każdej chwili mogło to spotkać również jego. Mówili, że to nic strasznego, lecz on naprawdę nie miał ochoty machać karabinem.

– Trzeba nauczyć Szkopów kindersztuby- mawiał dziadek.                                                        Ale i to go nie przekonywało. Przecież przez całe jego życie Niemcy byli obecni w Pilawie. Miał ochotę zostawić wszystko i uciec. Przygnębiała go wizja zniszczonego domu, lecz on nadal nie był przekonany co do tego, czy nie wyjechać.

– Maciusiu! Do ciebie Panowie! W try miga choć tu.- mama przerwała jego myśli.

Maciek zerwał się upojony jeszcze błogim rozmyślaniem i ruszył w kierunku chaty.- Słucham, mamo?

– Panowie, do ciebie. Wyjrzyj do izby. Tylko tak wiesz, dyskretnie.

Szybko wyjrzał za framugę, spoważniał i powiedział – O nie, mamo, do wojska mnie chcą,     ja tam nie idę.

– No co ty, chory? Wychodź, co by powiedział ojciec?

Młodzieniec nieco dziwnym krokiem wszedł do pokoiku i kiwnął głową dwóm mężczyznom w mundurach.

– Co tak kulejecie, chłopcze?

– A, ta noga, nic wielkiego, spadłem z drabiny.

– Nic wielkiego? Pokaż.

 Chłopak podwinął nogawkę spodni, pokazując wyglądające zdrowo kolano.

– To nic strasznego, spakuj koszulę, wodę i coś do jedzenia, jutro przyjdziemy, tylko nie próbuj uciekać – mówiąc to, gardłowo się zaśmiał, tłumiąc śmiech ręką.

– Może i tak. To wszystko?

– Nie, proszę tu podpisać – Wskazał ręką dolną część kartki, którą wcześniej wyjął z kieszeni.

Maciek zbladł i wyciągnął rękę po leżący na stole ołówek. Musiał to zrobić dopiero drugi raz w życiu i nakreślił coś, co z grubsza wyglądało jak litera X. Gdy skończył, mężczyźni wstali od stołu i ruszyli w stronę otwartych drzwi.

Jeden z nich powiedział:

 – Do zobaczenia Panie X.- powiedział, według niego błyskotliwy oraz niesamowicie śmieszny żart, i znów zaczął się śmiać, po czym wyszedł za kompanem.

– Mamo, chcą mnie zaciągnąć do wojska – skrzywił się do zamkniętych już trzaśnięciem drzwi.

Do izby weszła mama z wyraźnymi śladami płaczu na twarzy.- O nie, co ja teraz zrobię, jedyny syn! – mówiąc to zawyła rozpaczliwie. 

Maciek przytulił matkę, wycierając łzę z policzka. Postanowił uciec w nocy.

…Chłopak chował trzęsącymi się rękoma stary nóż ojca za pas, żując kawałek starego chleba upieczonego przez jego matkę. Podkradł się za piec, gdzie spała jego babcia, pocałował ją            w czoło, po chwili zrobił to samo z matką, spojrzał na dziadka, poprawił guzik przy koszuli                     i wyszedł z domu. Mieszkał 500 metrów od torów od strony Huty Czechy. Postanowił pójść                 w stronę Miętnego. Po przejściu zaledwie kilometra, widząc jeszcze starego Wędrowycza             i słysząc szczekające psy, zatrzymał się. Zdziwił się, gdyż dojrzał światło w oknie kilkaset metrów przed sobą, patrzył na nie, ale kilka sekund później zniknęło. Kilka lat temu mieszkało tam stare, bogate małżeństwo z Warszawy, używając tego domu jako letniska, sam Maciek pomagał im przecież w trudniejszych pracach, w zamian za zagraniczne słodycze. Niestety, kobieta zginęła pod kołami wozu trzy lata temu, od tamtej pory nikt tam już nie przyjeżdża. Chłopak od razu pożałował, że uciekł. Gdyby został, byłby spokój, powalczyłby trochę i wrócił do domu z jakąś drobną kontuzją, o ile by szwabska lub radziecka kula nie utknęłaby mu w sercu. Wyjął swój nóż i zaczął omijać domek szerokim łukiem. Nagle usłyszał z tyłu jakiś szelest. Instynktownie się obrócił i zamachnął ręką z nożem. Przez chwilę nic się nie działo, ale zaraz znów dobiegł go jakiś dźwięk, tym razem z lewej. Poczuł się osaczony ,a przed oczami miał już siebie we krwi. Teraz jemu samemu chciałoby się płakać. W tym samym momencie poczuł na szyi czyjąś rękę.

Odwrócił twarz i spojrzał do tyłu. Ktoś uderzył go prosto w nos. Zobaczył mroczki przed oczami, zrobiło mu się duszno. Upadł. Słoik z zupą, który wypadł mu sekundę wcześniej                z torby, zbił się o kamień, zostawiając odłamki szkła, które zraniły mu udo. Pomyślał teraz              o tych dwóch mężczyznach, o babci, o dziadku, zmarłym ojcu. Wydawało mu się, że się unosi. Było mu coraz cieplej i przyjemniej. Przed oczami ukazała mu się plamka o kształcie twarzy. Była ostatnim co widział przez następne pół godziny.

– Co z nim zrobimy?- Chodź z nim do chaty.                                                                                                                          ***

…Żołnierz w czarnym stroju, z ciężkimi buciorami wyciągnął rewolwer i kazał stanąć dziadkowi i babci przy ścianie stodoły, spojrzał na matkę, która buchnęła jeszcze większym szlochem niż wcześniej. Trzymający ją żołnierz wykręcił jej rękę tak, że upadła w błoto twarzą i kopnął ją ,wydając dźwięk  przypominający szwargot czołgów, prawdopodobnie wyraził w swoim wstrętnym języku nienawiść, gdyż pewnie było to jedyne znane mu uczucie. Matce przed oczami zaczęły tańczyć zielone kółka. Nie mogła złapać oddechu, serce jej zwolniło. Zaczęło jej robić się zimno i gorąco na przemian. Po chwili powoli zamknęła powieki… Ciała opadły na ziemię, wypuszczając ostatni oddech…

Maciek obudził się lepki od potu, z rozkopaną kołdrą, leżącą w połowie na ziemi. Spojrzał             na krzyż wiszący na ścianie i szybko się przeżegnał. Usiadł na łóżku. Babcia leżała na swoim łóżku, mama również, wszystko było w jak najlepszym porządku. Przetarł oczy i zaczął myśleć, że jeżeli rzeczywiście jego sen mógłby się spełnić, nie może uciec. Poczuł nagłe poczucie obowiązku. Chyba jednak powinien bronić swej małej ojczyzny, by wrogowie nie odebrali mu tego co najważniejsze. Wszystko zależy, właśnie od takich jak on. Młodych i odważnych, a przez to  niepokonanych…

                                                       ****

8. Zofia Kucharzewska  Klasa V

Publiczna Szkoła Podstawowa w  Pilawie

 
             LIST PRZODKA Z XIX WIEKU, PILAWIANINA

                     DO WSPÓŁCZESNEGO POTOMKA

MOJA DOBRODZIEJKO !

            Jest rok pański 1873. Piszę ten list z nadzieją, że dane będzie Ci go przeczytać. Żywię nadzieję, iż losy pradziada Twojego obojętne Ci nie są i zechcesz je przeczytać oraz potomnym losy rodu Górskich przekazać.

            Urodziłem się w roku pańskim 1823 jako trzeci syn Henryka i Katarzyny Górskich, we wsi Gocław. Od dzieciństwa ojciec modlitwą i pracą dzień zaczynać kazał. Dla starszych być posłusznym i służyć pomocą. Sam jako głowa rodziny naszej troszczył się o jadło i picie. Niekiedy nie było co do garnka włożyć, bo bieda była ogromna.

Ojciec mój, Henryk, pracował przy wyrębie lasu, toć drzewa na opał nie brakowało. Wszystkie chłopy ze wsi pracowały przy wycince lasu, aby kolej żelazna powstać mogła. Ojciec przynosił kawałki drewna i piękne rzeczy z nich robił. Najpiękniej wykonywał sprzęty domowe. Najbardziej pamiętam duży stół dębowy, wokół którego zbierała się cała rodzina. Każdego wieczoru ojciec rozkładał książki i czytał nam opowieści.

            Trudne to były czasy. Carskie wojska grabiły wszystkie dobra, bili i zabraniali mówić w języku ojczystym. Ale ojciec mój, Henryk, dbał, abyśmy mowy ojczystej nie zapomnieli,                  choć ruskie wojsko pilnowało, by polskość w nas zabić i każdy przejaw patriotyzmu ukarać.

W naszej maleńkiej wiosce niewielu pisać i czytać umiało, dlatego ojciec tych umiejętności nas uczył. Ale nie tylko nas, także każde dziecko z wioski do nas przyjść mogło. Niedaleko Gocławia biegła trasa z Warszawy do Lublina, którą kupcy furmankami podróżowali. I to u nich zrobione przez siebie meble, ojciec to na papier, to na atrament wymieniał. Czasami udawało mu się nowe książki zdobyć.

            Wszystkie chłopy ze wsi przychodziły do domu naszego i rozmowy podejmowali, jak               o wolność dla naszej wioski i ojczyzny dbać. 

            Nie wiem, czy doczekam czasów wolności dla Ojczyzny naszej, ale pamiętaj droga wnusiu: każdy człowiek o ojczyznę swoją, dużą czy małą dbać musi. Zgodą, mądrością                      i wspólną pracą można osiągnąć wszystko.

                                                                                                          Z poszanowaniem

                                                                                    Twój dziad Stanisław Górski

                                                                ****

9.  Alicja Kwiatkowska

klasa VI B

Publiczna Szkoła Podstawowa imienia Henryka Sienkiewicza w Pilawie

List  przodka z XIX wieku, Pilawianina, do współczesnego potomka

Pilawa, 1865r.

Drogi Potomku!

            Piszę ten list specjalnie do Ciebie. Nie wiem, czy przeżyję ten trudny czas dla mnie
 i mojej ojczyzny. Chciałbym Ci napisać o rządach cara w Polsce w tym niepewnym okresie. Nie powinienem pisać poprawnej nazwy naszej ojczyzny, ponieważ teraz nazywa się Krajem Przywiślańskim, ale ja nigdy nie wyrzeknę się naszego wspólnego kraju.                 

Jest 1865 rok. Rozpoczęto budowę ‘’Kolei Nadwiślańskiej’’, w której biorę udział. Bardzo trudno nam pracować, ponieważ jest to okres, kiedy po powstaniu styczniowym nastąpiło nasileni ucisku i rusyfikacji. Naszym rodakom w zaborze pruskim również nie żyje się najlepiej. Prusy także wzmocniły działania germanizacyjne. Mój syn bardzo to przeżywa.
Nie chodzi jeszcze do szkoły, ale przeraża go każdy Niemiec albo Rosjanin spotkany na drodze. Warunki polityczne sprzyjają rodzinom osadników niemieckich. Część z nich sprzedaje za wysoką cenę liche grunty pilawskie polskim chłopom i przenoszą się do zaboru pruskiego. Mimo to niektóre niemieckie rodziny pozostają w Pilawie np. Ratter, Libelt, Wolf czy Bettin.
Na szczęście przybywa nazwisk polskich: Kędziorek, Galas, Nowak, Wiechetek, Górski, Legat czy Grzegrzółka. Najstarsze znane mi dokumenty prawne osady Pilawa to tzw. ‘’Tabela likwidacyjna’’ i ‘’Akt własności’’ wydany przez władze carskiej Rosji 2 II 1869 rok w oparciu
o dekret z dnia 27 VII 1846 roku, który zachował się u pana Andrzeja  Górskiego. Inny dokument, o którym mi wiadomo to ‘’Rejestr Pomiarowy’’ z 1870r. Ich odbiór pokwitował ówczesny sołtys wsi Karol Libelt. W aktach tych wymienia się 34 nazwiska gospodarzy Pilawy, w tym 28 nazwisk pochodzenia niemieckiego.

            Mam nadzieję, że w Twoich czasach nie ma już zaborów, nie ma wojen, nie ma Kraju Przywiślańskiego. Jest wolna, niepodległa Polska. Życzę Ci i kolejnym pokoleniom wszystkiego, czego mi nie było dane. Wasz kochany

Przodek z XIX w.

                                                            ****

10. Weronika Lis

 Klasa VI
 Publiczna Szkoła Podstawowa w Puznówce

                    Rozwój szkolnictwa w gminie Pilawa

Przed 190 laty na obszarze Dóbr Osieckich należących do hr. Aleksandry i Aleksandra Potockich powstała Kollonia Pilawa. Kiedy usłyszałam tę informację, postanowiłam dokładniej poznać przeszłość miasteczka, w którym często bywam z rodzicami czy koleżankami. Jestem trzynastoletnią puznowianką. Już od siedmiu lat mieszkam w gminie Pilawa. Właśnie nadszedł czas, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tej mojej małej ojczyźnie, w której dorastam. Zaczęłam więc czytać kroniki i różne publikacje, opisujące dzieje tej gminy. Szczególną uwagę zwróciłam na to, jak rozwijało się szkolnictwo i życie kulturalne na przestrzeni kolejnych lat.

            Przed okupacją działały szkoły: w Puznówce II stopnia, w Jaźwinach – I stopnia oraz
w Gocławiu. Pierwsza z nich realizowała program sześciu klas, a druga czterech. Szkoła
w Puznówce sięgała tradycjami do II połowy XIX wieku.

            W okresie okupacji kierownikiem Szkoły Podstawowej w Pilawie był Michał Tymoszyk. Oprócz niego uczyli w niej: Zofia Tymoszyk, Maria Sekularowa, Maria Piotrowska, Aleksandra Ogonowska i Henryk Sekular. Podziwiam ich za odwagę i zaangażowanie w pracę w tak trudnym czasie. To właśnie dzięki takim nauczycielom dzieci mogły się rozwijać i kształcić, co zapewne miało ogromne znaczenie i wpłynęło na ich przyszłość.

            W 1945 roku pan Jan Włastowski zorganizował w Pilawie zespół teatralny, który wystawił sztukę z życia partyzantów. Założył także chór. Życie kulturalne ogniskowało się wówczas w świetlicy zorganizowanej w remizie strażackiej. Wyobrażam sobie, jak ogromne emocje musiały towarzyszyć mieszkańcom podczas takich spotkań i występów. Wreszcie mogli się integrować i dzielić nawzajem przeżyciami. Gdy czytałam o tym, pomyślałam,                że ważną rolę w życiu lokalnym odgrywają osoby z charyzmą i zapałem, które potrafią skupić wokół siebie ludzi, zaprosić ich do świata przeżyć i emocji. Mam wrażenie, że dziś dostęp do kultury jest czymś oczywistym, często może niedocenionym, ale w dawnych czasach to był taki balsam dla duszy w zmaganiach z codziennością.

            W 1956 roku świetlicę przeniesiono do tymczasowego baraku, a w dotychczasowym jej pomieszczeniu powstało kino. Od 1978 roku na terenie gminy Pilawa zaczęto zakładać Koła Gospodyń Wiejskich. To właśnie one łączyły panie, które mogły wymieniać się doświadczeniami i spędzać razem czas.

    W 1945 roku Aleksander Włastowski wznowił działalność orkiestry dętej w Pilawie. Początki były trudne. Z wyposażenia orkiestry przedwojennej zachowały się cztery instrumenty. Z czasem zakupiono 20 instrumentów. W orkiestrze grali głównie kolejarze. Bardzo mi zaimponowali ci ludzie. W moich oczach to byli tacy lokalni prekursorzy, dzięki którym każdy mógł znaleźć możliwość rozwijania talentów muzycznych.

            Wznowienie nauki w warunkach legalnych spowodowało, że chętnych do podjęcia  lub kontynuowania rozpoczętej na kompletach nauki było bardzo wielu i nie wszyscy mogliby pomieścić się w Prywatnym Koedukacyjnym Gimnazjum i Liceum w Garwolinie. Biorąc to pod uwagę, dyrektor Jan Link wyraził zgodę na utworzenie klas filialnych gimnazjum w Borowiu, Parysowie, Sobolewie, Wildze, Pilawie, Stoczku Łukowskim i Żelechowie, a następnie w Zabruzdach, Trąbkach, Miastkowie Kościelnym i Miastkowie Starym. 1 stycznia 1973 roku rozpoczęła działalność Zbiorcza Szkoła Gminna w Pilawie, której podlegały szkoły w Gocławiu, Trąbkach, Puznówce i Łucznicy oraz filia szkoły pilawskiej w Jaźwinach. Dyrektorem Gminnej Szkoły Zbiorczej został Henryk Żaczek.

            Z dużym zainteresowaniem prześledziłam historię rozwoju szkolnictwa w Puznówce. Na początku XX wieku miejscowa szkoła podstawowa znajdowała się w domu dworskim hrabiego Potockiego. Z czasem podjęto decyzję o budowie pierwszej szkoły w Puznówce           na terenie darowanym przez hr. Potockiego. Następnie w 1938 roku rozbudowano istniejący budynek. W latach siedemdziesiątych XX wieku mieszkańcy wioski rozpoczęli starania
o budowę szkoły z inicjatywy pani dyrektor, Stefanii Jedynak. Bardzo budujący jest też fakt, że szkoła mimo trudnych warunków, które napotykała w ciągu tych wszystkich lat pełnych przemian, odnosiła sukcesy w olimpiadach przedmiotowych, konkursach i przeglądach artystycznych. Świadczy to o profesjonalizmie nauczycieli, ale także o uczniach żądnych wiedzy. Sądzę, że dzięki dobrej współpracy pedagogów z dziećmi następował rozwój i coraz wyższy poziom edukacji w szkole.

    „Duża część postępu w nauce była możliwa dzięki ludziom niezależnym lub myślących nieco inaczej.’’ Słowa Chrrisa Danimonta mogą być potwierdzeniem tego, co działo się
w szkolnictwie od jej początków do czasów współczesnych.

    Zapoznanie się z historią gminy Pilawa stanowiło dla mnie niezwykłą podróż w przeszłość, kiedy  jeszcze nie było mnie na świecie. Dlatego też było to dla mnie niezwykle ciekawe doświadczenie, pełne inspiracji. Zrozumiałam, jak ważny jest człowiek – to, kim jest, jakimi wartościami kieruje się w życiu. Istotne jest również dążenie do celu, wytrwała praca, systematyczność, umiejętność współpracy… Wówczas można osiągać sukcesy i wspólnie się z nich cieszyć.

             „Każda wielka rzecz musi kosztować i musi być trudna. Tylko rzeczy małe i liche są łatwe.’’ Dzięki tej myśli Kardynała Stefana Wyszyńskiego uświadomiłam sobie, że warto podejmować trud, stawiać sobie nowe wyzwania i realizować je, nie rezygnując i nie poddając się, nawet jeżeli napotkaliśmy trudności. Cieszę się, że mogę się uczyć w dobrych warunkach i z podziwem patrzę na poprzednie pokolenia dzieci, które zdobywały wiedzę,    bo znały jej wartość.

    Jestem dumna, że gminę Pilawa stworzyli ludzie odważni, pracowici i pełni zapału. To ogromne szczęście, że mogę korzystać z tego dobra i być małą częścią tejże społeczności. Kocham Cię, Pilawo!

 Bibliografia: 1. Książka  Zbigniew Gnat – Wieteska, „Pilawa Dzieje miasta i gminy’’ ,Wydawnictwo Polan, Pilawa 2005

2. Strona internetowa PSP w Puznówce:

                                                          ****

11. Dominika Miętus – laureatka

Publiczna Szkoła Podstawowa w Puznówce

                 List przodka, pilawianina do współczesnego potomka

Pilawa, 27 IX 1939 r.
                                                             Kochani!

Mam świadomość, że nikt tego listu może nigdy nie przeczytać albo gdy będziecie czytali ten list, mnie już nie będzie na tym świecie. Mam jednak nadzieję, że tych kilka skromnych słów, które przelałem na papier, dotrze do Was.

Piszę ten list w strasznych czasach, w czasach wojny, strachu i niepewności, co będzie jutro, za rok, za sto lat, a tak naprawdę nie wiem, czy uda mi się ten list napisać – czy coś mi
w tym nie przeszkodzi. Wokół mnie ciągle słychać odgłosy wybuchów, wszędzie unosi się ciemny dym, zapach prochu i płacz żon, matek, a także przeraźliwy krzyk dzieci, które straciły ojca, matkę, brata, siostrę oraz dach nad głową. Wojna jest straszna, jest zła, pomimo iż walczymy w dobrej sprawie o honor naszej ojczyzny – Polski. Polska jest matką nas wszystkich, nie możemy jej oddać, musimy jej bronić, aby nie zniknęła z mapy.

Pilawa jest małą cząstką naszej pięknej ojczyzny. Pamiętam dokładnie czasy przed wojną. Pilawa to piękna okolica położona wśród pól i lasów. Ludzie żyli w przyjaźni, jeden dla drugiego, wspólne prace na polu, kobiety razem przygotowywały posiłki dla wszystkich, wszystkie dzieci bawiły się razem, z jednego wiadra zimną wodę ze studni piły. Życie pilawian było spokojne, aż przyszła straszna wojna i wszystko się zmieniło. Dziś już nie ma nic, wokoło straszna bieda, to co urośnie na polu jest naszym pożywieniem, ale nie tracimy nadziei, my Polacy z Pilawy nie damy się – przetrwamy ten trudny czas. Codziennie modlimy się do Matki Bożej o lepsze jutro dla naszych dzieci, naszych rodzin, następnych pokoleń, modlimy się o spokój na tej pilawskiej ziemi, naszej ukochanej ziemi.

Za sto lat mnie już nie będzie na tym świecie. Swoje wspomnienia pozostawiam na tej kartce papieru. Mają one szansę stać się historią Pilawy, naszej Pilawy. Każdego wieczora przed snem zastanawiam się, jak to będzie za sto lat, czy Pilawa w ogóle będzie istnieć? Myślę, że tak. W moich oczach Pilawa w XXI wieku będzie rozwojowym miastem, będzie miastem dla swoich mieszkańców, miastem bezpiecznym, z którego wszyscy są dumni. Modlę się, aby naszym ziemskim następcom udało się odbudować zgliszcza wojny, zadbać            o naszą Pilawę. Wspólnie z chłopami z okolicznych wiosek budowaliśmy kolej, aby w przyszłości była ona ułatwieniem dla ludzi.

Kochany potomku mojej rodziny, czytając ten list porównaj swój aktualny stan życia 
z tym, jaki ja mam obecnie. Dziś panuje tu wielka bieda i ból, dookoła nie ma nic. Siedzimy przy świeczce i modlimy się, aby rano jeszcze żyć. Łzy nie pozwalają mi nic więcej napisać, to wszystko jest takie trudne i ciężkie. Czemu tak jest, czemu giną ludzie? Trzeba jednak pamiętać, że wszystko ma jakiś cel i jest po coś, a nasze cierpienie, moje cierpienie, jest dla mojej kochanej Pilawy i nie pójdzie na marne. Pilawo, trwaj wiecznie!

Aleksander Nowak

                                                                ****

12. Kamil Mucha                                                                                                      klasa VI b
Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza w Pilawie

                                       Wojenne rozstanie

            Początków  nie pamiętam. Miałam kilka lat. Choć dużo wiem z opowieści, to jednak wiele zdarzeń z tego okresu miesza mi się ze sobą. Nasza dom ocalał, gdy 7 września 1939 roku niemieckie lotnictwo zbombardowało Pilawę. Kilka dni wcześniej, 1 września, Janek, mój starszy brat, miał pójść do szkoły, do szóstej klasy. Ale zaczęło się od strachu wywołanego odgłosami karabinów i bomb. Janek nie poszedł do szkoły. 17 września Niemcy po wejściu do Pilawy spalili  niejeden dom, zajęli też szkołę, w której urządzili posterunek policji. Większość dzieci uczyła się  w domach nauczycieli, którzy w tych trudnych warunkach poświęcali im swój czas. Organizowali różne kursy, a w wakacje zbierali zioła               i sprzedawali je, kupując potem przybory szkolne oraz jedzenie. Z nauczania wycofana została geografia, historia, religia i gimnastyka. Lekcje były kontrolowane przez Niemców. Dzieci świadectwa otrzymywały  w języku niemieckim.

            Niemcy nie tolerowali również Żydów. We wrześniu 1942 roku rozstrzelali ich wielu  z pobliskich miejscowości. Zlikwidowali również getto w Sobieniach Jeziorach, a jego mieszkańców przepędzili do Pilawy. Mój tato uratował raz jedną Żydówkę, dał jej koc                     i pozwolił się schronić pod naszym mostkiem w rowie. Do domu nie mógł jej zaprosić, bo bał się o życie własnej rodziny.

            W bombardowaniu swój dom straciła znajoma rodziców, pani Helena Zawada. Zamieszkała wtedy z nami, w jednym pokoju. Pewnego dnia, kiedy Niemcy podpalili domy, mama chciała powynosić  meble z naszego, by chociaż one ocalały. Ale żołnierze nie dotarli do nas, bo zostali zabici przez partyzantów ukrywających się w lasach.

Po jakimś czasie i my musieliśmy opuścić dom, by się ratować. Schroniliśmy się  w rowie pod mostkiem, który zrobiony był z dużych kręgów. Mama gotowała obiady w domu, przynosiła pod mostek, gdzie już wszyscy jedliśmy razem. Którego dnia nadlecieli Niemcy                i zaczęli strzelać z samolotu, nie zdążyliśmy zjeść, talerze powypadały nam z rąk.                        Dalej mam jakąś pustkę w głowie. Pamiętam, jak Niemcy w 1944 roku ruszali na front i kiedy opuścili szkołę, zajął ją radziecki oddział do spraw specjalnych. Gdy i oni odeszli, szkoła była w ruinie. Wszystko uległo zniszczeniu, lekcje dalej odbywały się w prywatnych domach. Kierownik szkoły wraz z nauczycielami postanowili posprzątać kilka klas i 31 maja 1945 roku lekcje rozpoczęły się na nowo.                                                                                                         Wojna trwała dalej. Za Niemcami ruszyli Rosjanie i to oni przejazdem zatrzymali się                      w naszym domu, do którego mogliśmy już wrócić. Było ich kilku. W kuchni zbili sobie                     z desek piętrowe duże łóżko. My przenieśliśmy się do jednego pokoju. Na środku kuchni postawili ogromny baniak, coś jakby piec. Gotowali sobie sami, mama gotowała tylko dla nas. Raz jeden, pamiętam, jak smażyła cebulę na wodzie. Jeden z nich podszedł do niej i dał konserwę, by dołożyła do tej cebuli. My się ucieszyliśmy, a mama popłakała się.                                   Nie rozumiałam dlaczego.

W domu sąsiadów Rosjanie zrobili punkt medyczny i pomagali rannym. Wieczorami                                        w kuchni było głośno. Nowi domownicy zdejmowali swoje czapki i udawali, że grają na nich jak na akordeonie. Dużo też śpiewali…

            Kiedy latem do Pilawy wrócił Piotr Jaroszewicz, na jego cześć na początku wsi została ubrana brama z kwiatów i gałęzi. Janek wraz z kolegą Wieśkiem Biernackim wyszli na drogę, by zobaczyć to przywitanie. Pan Jaroszewicz powiedział wtedy do nich, dlaczego tak spokojnie tu stoją, kiedy na wojnie giną młodsi od nich chłopcy. Nie mieli wyjścia, Janek wrócił do domu, spakował się i za kilka dni z Wieśkiem ruszyli…

            Serce mi wtedy pękło. Potem widziałam go już tylko dwa razy. Zginął w Budziszynie na niemieckiej ziemi. Przez wiele lat myśleliśmy, że tam też spoczywa jego ciało. Jak się niedawno okazało, po wielu poszukiwaniach, jego grób znajduje się w Zgorzelcu na Cmentarzu Żołnierzy II Armii Wojska Polskiego.

                                                         ****

13. Szymon Parol

Kl. VI b

Publiczna Szkoła Podstawowa im. H.Sienkiewicza    w Pilawie

                 Pamiętnik Bohatera II wojny światowej w Pilawie

Moja rodzina na ziemiach obecnej Pilawy osiedliła się w 1829r. Przybył tu razem                  z kilkudziesięcioosobową grupą innych kolonistów mój pradziad w celu zagospodarowania nowych osad. Na mocy umowy dzierżawy z 20 stycznia 1829r. osadnicy  karczowali lasy, stawiali domy mieszkalne i budynki gospodarcze, a także założyli szkołę i utrzymywali nauczyciela. Na pełne zagospodarowanie przestrzeni dostali oni 4 lata. W tym czasie zwolnieni byli od płacenia czynszu oraz podatków. W 5 roku posiadania kolonii wszelkie opłaty wracały, w wyniku czego wielu kolonistów musiało sprzedać swoje ziemie. W 1930r. obecna Pilawa liczyła 176 osób[1].

            Istotny wpływ na rozwój Pilawy miał rok 1877, który przyniósł otwarcie „Nadwiślańskiej Kolei Żelaznej”. Wybudowano wówczas w Pilawie drewniany dworzec, wieżę ciśnień oraz murowaną parowozownię. Stanęły również trzy budynki mieszkalne dla kolejarzy. Pilawa stała się ważnym węzłem komunikacyjnym na trasie Warszawa-Lublin. Kolej przyczyniła się również do napływu ludności, rozwoju handlu oraz rzemiosła a także poprzez zatrudnienie stanowiła, obok wyrębu lasów, główne źródło utrzymania wielu chłopskim rodzinom. Pilawa wówczas zaczyna się coraz szybciej rozrastać i przypominać małe miasteczko. W 1910r. wybudowano prywatny tartak, który jeszcze bardziej wzmocnił pozycję gospodarczą pilawskich ziem.

            Lata 1911-1913 nie były szczęśliwe dla Pilawy. Początki działań wojennych znacznie zniszczyły tereny, na których dochodziło do walk zbrojnych. Wiele budynków mieszkalnych zostało spalonych, zniszczono zasiewy oraz spalono budynek dworca kolejowego. Wielu mieszkańców wówczas, bojąc się o swoje życie i nie mając środków utrzymania pozostawiało swoje gospodarstwa i wyjeżdżało za Wisłę. Znacznie pogorszyło to sytuację Pilawy,                             w wyniku czego, władze rządowe postanowiły ustanowić „pomoc dla ofiar wojny, wynagradzanie za zniszczenia w granicach prawem przewidzianym, popieranie organizacji ogólnopaństwowych w ich wysiłkach ku ulżeniu doli ludności, cierpiącej od wojny, a przede wszystkim popieranie wysiłków miejscowego społeczeństwa, zmierzających do przeciwstawienia się wszelkim ujemnym skutkom wojny”[2]. W tym celu we wrześniu 1914r. powołano Centralny Komitet Obywatelski. Miał on wspierać miejscową ludność, zaopatrywać w produkty pierwszej potrzeby, kontrolować ceny oraz wspierać ludność pozbawioną pracy. Dzięki jego działaniu miejscowi gospodarze powoli odzyskiwali swoje ziemie.

Najstarszy dom mieszkalny w Pilawie kryty strzechą                                        z połowy XIXw.  

Kolejne lata przyniosły odbudowę struktur gospodarczych Pilawy. Po 5 latach,  w 1919r., wznowiła działalność Huta Szkła Czechy (powstała w 1836r.). W październiku tego roku (1919) rozpoczęła działalność szkoła kolejowa w Pilawie, a w 1923r. powstał zakład chemiczny. Ludność Pilawy oraz obecnej gminy Pilawa zrzeszała się w ruchach ludowych, związkach harcerskich, miała do dyspozycji powstałe parafie w Trąbkach oraz w Gocławiu. Osady coraz bardziej się rozrastały i wzmacniały swoją pozycję na szlaku komunikacyjnym. Mimo wielu naciskom ze strony władz organizowali oni swoje życie aż do roku 1939               i wybuchu II wojny światowej. Z opisu mojego przodka wyłania się obraz Pilawy z okresu działań zbrojnych na tychże ziemiach

.„Początki działań zbrojnych rozpoczęły się na naszych ziemiach już pod koniec sierpnia 1939r. Od dawna wiedzieliśmy, że coś się musi wydarzyć. Byliśmy na to przygotowani, jednak dopiero transport przybyły z Bydgoszczy, a zawierający sprzęt 16 pułku ułanów Wielkopolskich uświadomił nam, jak blisko wojny jesteśmy. Cały ten arsenał konno przetransportowaliśmy do Starego Puznowa by tam otworzyć Ośrodek Zapasowy pułku. Przyjmowaliśmy tam rezerwistów i z nich oraz pozostałych ochotników stworzyliśmy szwadrony marszowe. Naszym dowódcą został wybitny rtm. Czesław Dmochowski.                1 września na stację w Pilawie przybył z Ciechanowa kolejny transport. Tym razem był to szpital weterynaryjny, policja ciechanowska oraz rodziny wojska z 11 pułku ułanów Legionowych im. Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza[3]. Transport ten skierowano                          do Parysowa.

Pierwsze dni wojny okazały się dla nas bardzo tragiczne. W dniach 7-8 września            na naszym niebie pojawiło się lotnictwo niemieckie, które zbombardowało naszą miejscowość. Spalone domy, zwłoki ludzi i zwierząt były widokiem, który witał wszystkich przejeżdżających przez nasze ziemie. Wielu z nas zginęło. Jeszcze większa część została ranna. Nie wiedzieliśmy, co czeka nas dalej, ale byliśmy pewni, że musimy walczyć o naszą Polskę i naszą małą Ojczyznę-Pilawę. 17 września do Pilawy wkroczyli Niemcy.

Byliśmy wówczas rozproszeni w czterech placówkach ZWZ/AK – w Pilawie, Trąbkach, Parysowie oraz Osiecku. Pilawską placówką od stycznia 1940 kierował ppor. rez. Bolesław Wójcik ps. „Rogaliński”, „Odrowąż”. Wybitny był to człowiek. Dumą napawało nas, że ktoś, kto walczył w Dubnie, teraz pokieruje nami. Organizowaliśmy się więc,  w rosnącą  w siłę strukturę i działaliśmy w konspiracji. Nie było to łatwe, ponieważ nadal na naszych ziemiach zamieszkiwali potomkowie niemieckich kolonistów z XIX w. Czas pokazał, że nie byli wobec nas tak bardzo solidarni, jak przed wojną by się wydawało. Działania zbrojne wydobyły z nich najgorsze odruchy zachowań – szpiegowali nas, donosili na nas, bili obywateli polskich a także okradali nasze domy. Działaliśmy więc nadal w ukryciu, nie mogąc szerzej się rozbudować. Naszą sytuację odmieniło odebranie Polakom w sierpniu  1940r. w Poznańskiem gospodarstw i osiedlenie się tam kolonistów.

Nasz dowódca bardzo dużo uwagi skupił wówczas na umocnieniu wpływów ZWZ wśród pracowników kolei. Od momentu zatrudnienia się przez niego na stanowisku dyżurnego ruchu większa ilość kolejarzy zasiliła struktury Związku Walki Zbrojnej,                a ci, którzy oficjalnie do nas nie przystąpili wspierali nasze działania i interesowali się dalszymi planami.

W tym czasie mieliśmy w Pilawie kilka placówek kontaktowych. Jak wspomina mój znajomy Antoni Mittek mieściły się one m.in. „w domu Państwa Wójcików przy ulicy Dworcowej, w sklepie Henryki Kolbe, w Aptece Gładyszowej, u Makula kierownika Biura Pocztowego oraz w sklepie Bazar Wiejski Antoniego Mittka, w sklepie spółdzielczym oraz w sklepie kolonialnym Marii Wypysk w Gocławiu i u Kłosa w Niesadnej[4]. Naszymi łączniczkami były Natalia Mittek PS. „Kozak”, Maria Wypysk i Kazimiera Kolbe ps. „Chi-Chi”. Bardzo mocno skupiliśmy się wówczas na sprawach wywiadu. W naszym rejonie zajmował się tym przede wszystkim Józef Ogonowski ps. „Górka” pracujący na stanowisku zawiadowcy stacji Pilawa. Dzięki jego informacjom wiedzieliśmy o wszystkich transportach wojskowych, o ich zawartości, o transportach więźniów czy broni. Dawało nam to wiele możliwości działań, dzięki którym mieliśmy broń, a czasami również udawało nam się uwolnić kilku więźniów. Często narażaliśmy w ten sposób własne życie, jednak nasze idee były jasne. W działaniach naszych wspierali nas często ludzie z Bahnschutzów posterunku w Pilawie.

W 1942 r. dowództwo nad nami objął ppor. Wójcik, by następnie przekazać je w ręce ogn.pchor. Jana Goińskiego ps. „Grot”. W tym czasie w lipcu na drodze wiodącej z Pilawy        do Łucznicy Niemcy zastrzelili proboszcza parafii Garwolin ks. kan. Mariana Juszczyka, byłego członka Wydziału Powiatowego Antoniego Pinakiewicza oraz woźnego Urzędu Miejskiego w Garwolinie, Bolesława Warownego. Ich ciała zostały zakopane w miejscu zbrodni[5]. Była to straszna zbrodnia, jednak kolejne miesiące miały pokazać, że takich zbrodni jest przed nami jeszcze wiele. Oto bowiem niecałe dwa miesiące później, we wrześniu byliśmy świadkami tragedii Żydów zamieszkujących okoliczne miejscowości. W Sobieniach Jeziorach Niemcy zniszczyli getto, a wszystkich mieszkających tam Żydów poprowadzili do Pilawy. Wszystkich tych, którzy nie wytrzymywali trudów wędrówki po drodze rozstrzeliwali a ich ciała pozostawiali na okolicznych polach i przy drodze. Tych, którzy przeżyli wraz z mieszkańcami zlikwidowanego getta z Parysowa załadowali do bydlęcych wagonów                        i wywieźli do Treblinki. Nigdy nie zapomnę widoku tych ludzi. Zmizerowani, wymęczeni drogą, zagłodzeni i przerażeni tym, co ich czeka. Pobici, w obdartych ubraniach. Z wagonów błagali o wodę i kawałek chleba. Pomagaliśmy im w miarę naszych możliwości, jednak musieliśmy uważać, by samemu nie stracić życia. Pomoc była surowo karana. Widok tych ludzi pozostanie w pamięci mojej i moich towarzyszy na zawsze.

Grudzień 1942r. przyniósł kolejne ważne dla naszej ziemi wydarzenia. To wówczas na teren powiatu garwolińskiego Niemcy przetransportowali więźniów z obozu z Zamościa.            Do Pilawy dotarło wówczas ponad 600 osób, w tym prawie 300 dzieci. To ich widok najbardziej chwytał nas za serca i pokazywał ogrom szkód, jakie niesie wojna. Kto mógł z nas przygarniał dzieci te do siebie. Opiekował się nimi i wychowywał jak własne. W moim domu również pojawiła się mała dziewczynka, której rodzice za działalność konspiracyjną zostali zamordowani. Dziecko było przerażone, i trzeba było ogromu cierpliwości i serca mojej rodziny by na nowo poczuła się chociaż trochę bezpieczna.

Największe straty w ludziach jako organizacja ponieśliśmy w 1943r. Zdekonspirowanie naszego dowódcy ppor. Wójcika zmusiło go do przekazania dowództwa                       i opuszczenia Pilawy. W listopadzie i grudniu wielu z moich przyjaciół zostało aresztowanych a następnie rozstrzelanych w Warszawie i w Sulbinach. Kilku z nich zostało przetransportowanych do obozów koncentracyjnych, gdzie zginęli. Ci, którzy nie brali udziału w tym procederze, mogli o wszystkim przeczytać w sprawozdaniach Delegatury. Wydanie listopadowe przekazywało, że „we wsi Pilawa aresztowano 18 osób pod zarzutem posiadania broni. Rewizja dała wyniki pozytywne (…). Po przeprowadzonych badaniach aresztowani zostali wywiezieni. Zachodzi obawa, że zostali oni rozstrzelani koło Garwolina”[6]. Ocalało nas zaledwie kilka osób. Aresztowania a następnie egzekucje prawie w całości rozbiły naszą organizację. Działaliśmy nadal, jednak nasze możliwości były bardzo ograniczone. Współpracowaliśmy czasami z placówkami z Trąbek czy Parysowa i Osiecka. Tylko w ten sposób mogliśmy nadal walczyć o naszą ziemię.

Bardzo prężnie wraz z oddziałami AK działaliśmy w latach 1942-1943. W lutym za donos na 7 żołnierzy AK rozstrzelaliśmy Edwarda Medyńskiego z Trąbek. W czerwcu pod Lipówkami z rąk niemieckich uwolniliśmy kilku działaczy Oddziału Partyzanckiego,                           a następnie ukryliśmy ich po okolicznych wioskach. W akcji na Werkschutzów w Pilawie nasi towarzysze zdobyli kilka karabinów oraz amunicję. Broń była dla nas cennym nabytkiem i służyła nam w kolejnych działaniach.

            Nasza organizacja nie przestawała walczyć w obronie terenów Pilawy. Wszystkie podstawowe działania przenieśliśmy na drugą połowę 1943r. To wówczas, dokładnie we wrześniu, moi współtowarzysze rozbroili Werkschutzów pilnujących tartak w Pilawie                           i zdobyli dla naszych oddziałów kilka sztuk broni i amunicji. Działaliśmy nadal.                               W październiku zorganizowaliśmy się by, uniemożliwić organizację kontyngentu wojskowego dla wojska oraz skonfiskowaliśmy tonę cukru z zakładu „Kruger” z Pilawy.

            Jedną z ostatnich większych akcji nasze dowództwo zorganizowało w listopadzie 1943r. Mieliśmy za zadanie rozbroić Bahnschutzów straży ochrony kolei w Pilawie. Akcja była bardzo precyzyjnie przygotowana i z góry dawała nam wygraną. Otoczyliśmy i zaraz po północy zaatakowaliśmy zaskoczonych naszymi działaniami Niemców. Po rozbiciu granatem drzwi wejściowych weszliśmy do środka i opanowaliśmy posterunek niemiecki. Oddziały idące na pomoc Bahnschutzów były zatrzymywane przez drużynę ubezpieczenia. Niemcy atakowali ich i ostrzeliwali, jednak nie mieli odwagi przejść w pełnym oświetleniu przez tory. Zaskoczył nas trochę tylko pociąg niemiecki, który zatrzymał się nieregulaminowo na stacji. Jednak i to nie przeszkodziło nam dokończyć całej akcji. Wyprowadzeni Bahnschutzowie usłyszeli, że tym razem mają darowane życie, jednak jeśli ich postawa się nie zmieni, zostaną rozstrzelani. Cel nasz został osiągnięty. To była ostatnia moja akcja w szeregach Obwodu. Koniec roku 1943 i połowa 1944 przyniosła jeszcze kilka zorganizowanych akcji, w tym głośne rozbicie posterunku ochrony tartaku w Pilawie. Kolejny raz wyszliśmy z tego bez strat własnych.

30 lipca mjr „Helena” po odprawie zarządził „zdanie wszelkiej broni maszynowej                       i umieszczenie w schronach, rozwiązanie oddziałów, odmarsz do domów i ścisłą łączność                        z nim, żeby w ciągu 24 godzin postawić oddział do walki”[7]. Po kilku latach walki oddział odszedł do spoczynku, a my z poczuciem dobrze wykonanej pracy udaliśmy się do naszych rodzin. Mieliśmy świadomość, że to jeszcze pewnie nie koniec, jednak ta chwila pozornego spokoju każdemu z nas była niezmiernie potrzebna.”

Okres wojny bardzo mocno odbił się na sytuacji ludności i gospodarce Pilawy. Jak wspomina mój przodek, był to ciężki czas, wymagający dużego poświęcenia. Działały Bataliony Chłopskie, Ludowy Związek Kobiet tworzący tzw. Zielony Krzyż, Polska Partia Robotnicza. Ta ostatnia bardzo mocno zakorzeniła się w Hucie Szkła w Trąbkach                     i doprowadziła do zaprzestania produkcji w 1943r. z powodu braku materiałów. Nadal funkcjonowała, prowadząc tajne nauczanie szkoła.

Niemieckie instytucje i formacje rządowe odeszły z terenów Pilawy w lipcu 1944r. Pilawa jeszcze kilka razy stanowiła, z powodu ważnego węzła kolejowego, punkt działań zbrojnych. W sierpniu został w szkole ulokowany szpital dla żołnierzy radzieckich a tereny gminy narażone były na naloty wojsk niemieckich. Mimo tak trudnej historii nasze ziemie przetrwały i prężnie odbudowały swoją niezależność. Powstała Rejonowa Spółdzielnia Rolniczo-Handlowa, Milicja Obywatelska, zorganizowano w Pilawie zespół teatralny, chór oraz orkiestrę dętą. Zorganizowano Kolejową Straż Pożarną i została otwarta siedmioklasowa Szkoła Powszechna. Na mocy Ustawy z 1982r. nastąpiło powolne przekształcanie Pilawy       w miasto.

Panorama Pilawy – widok z wieży ciśnień, 1980r.  

Pamięć o poległych w czasie walk z okresu wojny jest tu jednak nadal obecna. Wspomnienia bohaterów, dokumenty archiwalne, mapy oraz zmiany ustrojowe odbiły się szerokim echem na naszych ziemiach. 30 września 1984, w roku uzyskania przez Pilawę praw miejskich, odsłonięto pomnik „Bohaterom wojny 1939-1945”. Każdego roku w rocznicę, upamiętnia się obchodami ten trudny dla ziem miasta i gminy Pilawa czas oraz oddaje się hołd poległym w walkach za wolność naszej Małej Ojczyzny.

Odsłonięcie pomnika „Bohaterom wojny 1939-1945”  
płk. Janusz Kowalski przed pomnikiem, 1984r.  
Naczelnik Miasta i Gminy Bolesław Mazek  

Bibliografia:

  1. AAN 202/II-23 k.90. sprawozdanie sytuacyjne ze stanu bezpieczeństwa za czas od                     1 do 30 listopada 1943r.;
  2. AGAD Akta Komisariatu Wilanowskiego 73 k. 123. „Wiadomości statystyczne Dóbr Klucza Osieckiego dotyczące w miesiącu styczniu 1832 sporządzone Rządowi podane”;
  3. Gnat-Wieteska Zbigniew, „Pilawa dzieje miasta i gminy”, Pilawa 2005r.;
  4. prof. Handelsman Marceli, „Polska w czasie wielkiej wojny (1914-1918)”, T.II., Warszawa 1932r.;
  5. Juszkiewicz Ryszard, 11 pułk ułanów Legionowych i. Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza. Ciechanów 1998r.;
  6. Mittek Antoni, „Wspomnienia z okresu II wojny światowej i działalności w Ruchu Oporu na terenie powiatu Garwolin”, rkps. 1975r.;
  7. Waga 030944, Ob. Janczar, Przebieg „Burzy”. Helena.

                                                             ****

14. Bartosz Sybilski

klasa VIb

Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza

 w Pilawie

Ukryta wiadomośćlist przodka z XIX wieku, pilawianina do współczesnego potomk

                                                                                        Pilawa, 25 września 1877 r.

                                                      Mój drogi czytelniku!

        Jak się miewasz? Na niezatartą pamięć po sobie pozostawiam ten skrawek papieru,  ukryty w metalowej kance po mleku. Nie zakopałem jej głęboko…łudząc się, że ten, kto przejmie ziemie po mnie – na której to własnymi rękoma dom postawiłem – znajdzie go. Rad jestem niezmiernie zatem, jeśli czytasz ten list. Kreśląc te słowa, myślę o Tobie, mój przyjacielu…

W jakich Ci przyjdzie żyć czasach? Co Ty zaznasz? Czego będziesz świadkiem? Ja dziś tak oto chciałbym opowiedzieć Ci o doniosłym zdarzeniu, które to wydarzyło się na terenach Pilawy, gdzie  zamieszkuję z moją rodziną.

     W końcu ukończyliśmy budowę Nadwiślańskiej Drogi Żelaznej!  A przeszło miesiąc temu – 17 sierpnia roku pańskiego 1877 oddano nam, mieszkańców do użytkowania stację kolejową. Ile to radości w me serce wstąpiło! To nasza największa arteria komunikacyjna – droga                        ze wschodu na zachód. Ożywienie nastąpiło na ziemi naszej pilawskiej! Ale pozwól, czytelniku mój, wysłuchać opowieści od początku…

      Gdym tylko usłyszał, że car wydał zgodę na budowę nowej linii kolejowej, nająłem się wiosną 1875 roku  do robót na naszych terenach. Zarobek nie był godziwy, a i praca lekka nie była…szczególnie na terenach bagnistych, gdzie wykopaną ziemię na taczkach grabarskich wywozić musiałem. Z towarzyszami pracy moimi wycinaliśmy wzdłuż traktu lasy, tworzyliśmy nasypy,   układaliśmy  szyny  i  podbijaliśmy żwirem całą drogę…   Mijały dni, miesiące i tak   w roku 1877 przystąpiliśmy do budowy dworca kolejowego. Plan zakładał,   że będzie to niewielki parterowy budynek na planie prostokąta. Własnymi rękami budowałem szkielet ze słupów i rygli wypełnionych cegłą, a potem kładłem wielospadowy dach.              Z wielkim zapałem wybudowaliśmy 4 rampy przeładunkowe i budynki mieszkalne dla kolejarzy. Dziś, gdy z okna mego domu patrzę na naszą stację, po której to wolnymi krokami przechadza się  naczelnik, Wincenty Radzimiński, to duma rozpiera ma serce! Tam mój pot     i trud włożony… Ale warto było! Niebawem i dzieciom moim przejażdżkę sprawiłem. Zakupiłem bilety w III klasie za 2 ruble i 4 kopiejki każdy i pędząc 30 wiorst na godzinę pociągiem porannym, za godzin kilka byliśmy w Warszawie.

      Toż ta kolej rewolucję u nas poczyniła! Podróżowaliśmy dogodnie i tanio. Ożywił się handel i rzemiosło, gdyż ludność – głównie żydowska – do nas napływała, która zakładała małe sklepiki.  Mieliśmy pracę – co niektórzy sąsiedzi przekwalifikowali się i stali kolejarzami, inni jak ja – chwycili się furmaństwa, rozwożąc przywożone koleją  towary.

      Zatem rad jestem niezmiernie, że mogę do Ciebie ten list wystosować, drogi Przyjacielu z przyszłości, dzieląc się szczęściem moim z Tobą. Dziękuję Ci za przeczytanie tych kilkunastu słów.  Nie wiem, kim dokładnie jesteś i jakim zajęciem się zajmujesz, …ale spełnij proszę moją prośbę… Teraz Ty napisz list do kolejnego pokolenia i opowiedz mu, jak zmieniła się        od moich czasów „nasza mała ojczyzna, Pilawa”. Ukryj list dobrze zabezpieczony w szparze swego domu, bądź na strychu…żywię nadzieję, że też niegdyś ktoś go znajdzie.

                                                                                                 Aleksander Kędziorek

                                                                    ****

15. Piotr Szczekutek

 klasa Vc
Publiczna Szkoła Podstawowa im. H Sienkiewicza                                                                                                         w Pilawie

                Jak to kiedyś z nauką było… -list dziadka do wnuczka

Pilawa, 1 maja  1964 r.

                                                                  Drogi Wnuczku!

            Do napisania tego listu zmotywowała mnie chęć podzielenia się z Tobą moimi wspomnieniami ze szkoły, kiedy byłem w podobnym wieku, co Ty.

            Na przełomie wieku XIX i XX Pilawa była bardzo małą miejscowością i nie miała polskiej szkoły. Bardzo mała liczba dzieci uczęszczała do szkółki ewangelickiej,                                      ale większość dzieci nie uczyła się wcale. Wiele ludzi starało się o to, aby w ogóle utworzyć polską szkołę. W 1905 roku urzędnicy kolei w Pilawie założyli szkołę, która była tylko dwuklasowa. Języka polskiego uczyła nauczycielka rosyjskiego pochodzenia, mówiąca bardzo słabo po polsku. Bardzo przykre było to, że język polski był eliminowany ze szkół                 i zastępowany językiem rosyjskim. Aby język polski nie zanikł, wielokrotnie uczono języka polskiego potajemnie.

W tych ciężkich czasach chodzenie do szkoły było marzeniem wielu dzieci, które nie umiały czytać i pisać. W 1919 roku uczęszczałem do szkoły kolejowej w Pilawie. Była nazwana szkołą kolejową, ponieważ budynek należał do kolei, a pierwszeństwo nauki miały dzieci pracowników kolei. W 1958 roku przeżyliśmy próbę zdejmowania krzyży w salach lekcyjnych. Było to tragiczne przeżycie zarówno dla uczniów, jak i nauczycieli. Ówczesna władza chciała rozłączyć Kościół od państwa. Na lekcję religii chodziliśmy do Kościoła,                 na plebanię, a czasami nauka była prowadzona w domach prywatnych.

Chciałbym bardzo uświadomić Ci, że w moich czasach w szkole obowiązywała dyscyplina. Uczniowie szanowali nauczycieli i katechetów. Za najłagodniejsze przewinienie uczniowie byli karani karą cielesną zwaną „dziesięć łap”. Dzieci nie skarżyły w domu, ponieważ rodzice popierali metody wychowawcze szkoły, a dziecko, które się poskarżyło – często dostawało dodatkowe baty od rodziców.

Kochany wnuczku, po co Ci to wszystko piszę? Bardzo często ludzie nie doceniają tego, co mają, zanim tego nie stracą. Dlatego bardzo chciałbym, abyś doceniał to, że możesz chodzić do szkoły, że możesz uczyć się języka ojczystego, możesz wybierać dodatkowe języki, których chcesz się uczyć. Możesz chodzić do szkoły, rozwijać swoje talenty, cieszyć się z tego, że nie ma wojny i z tego, że nie musisz się ukrywać, aby się czegoś nauczyć.

Ściskam Cię serdecznie

Dziadek Henryk

                                                        ****

16. Julia Szubińska                                                                                                                       Klasa VI                                                                                                                            Publiczna Szkoła Podstawowa  im. Adama Mickiewicza                                                                         w Trąbkach

 Rodzinny bohater

     Mój pradziadek miał na imię Edward a na nazwisko Słabuszewski. Urodził się 17 stycznia 1928 roku w Garwolinie. Zmarł w marcu 1984 roku w Trąbkach. Gdy rozpoczęła się  II wojna światowa, miał 11 lat. Rodzina i przyjaciele wołali na niego Edek. Był bardzo lubiany. Po wybuch II wojny światowej tata pradziadka Edwarda, najpierw wstąpił do wojska, a po klęsce wojsk polskich wstąpił do partyzantów. Wtedy pradziadek postanowił również pomóc partyzantom w walce z okupantem. Partyzanci dali mu pseudonim ,, Czarny Edek ”. Był jeszcze za młody, żeby móc walczyć, więc został tzw. łącznikiem. Z racji tego, że często chodził ze swoim tatą na grzyby, doskonale znał okoliczne lasy, w których ukrywali się partyzanci. Dzięki temu, że był młody, mógł niezauważony pomagać partyzantom. Dostarczał im jedzenie, listy od rodzin oraz informacje o ruchach Niemców.        

      Dziadek wyglądał na bardzo sympatycznego. Jak na swój wiek był wysokim                                 i przystojnym chłopcem ze szczupłą sylwetką. Miał czarne włosy, piwne, przenikliwe oczy                   i zadarty nos. Silne i sprężyste ciało.

       Jak na młodego chłopca był bardzo odważny i dzielny. Niejednokrotnie uciekał z różnych zasadzek Niemców. Dzięki swojej inteligencji, zaradności i sprytowi jako łącznik przetrwał całą wojnę. Zawsze był nastawiony optymistycznie, wierzył, że wojna skończy się zwycięstwem Polaków. Pradziadek był sumienny, zawsze starannie wykonywał powierzone mu zadania. Koleżeński i uczynny zawsze służył pomocą. Lojalny, nigdy nie zdradził kryjówki partyzantów.  Gdy coś sobie postanowił, zawsze dążył do celu.

       Uważam, że mój pradziadek był prawdziwym bohaterem. Mimo młodego wieku zrobił wiele wspaniałych rzeczy. Jestem z niego naprawdę dumna. Jego zachowanie jest godne podziwu. Może on być wzorem do naśladowania przez wielu młodych jak i dorosłych ludzi.

                                                          ****

17. Alicja Wyglądała

klasa Vc
Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                               w Pilawie

             Charakterystyka bliskiej osoby z lat II wojny światowej

           Bronisława Grzegrzółka z domu Stępień to osoba z mojej rodziny, która nie była przedsiębiorcą, ani artystą. Była za to mamą mojego dziadka Zdziśka i jego rodzeństwa: Ireny, Janiny, Barbary, Wiesława, Marii i Stanisławy oraz  silną kobietą, zmagającą się                        z wieloma trudnościami i walczącą o swoje. Dlatego uważam, że należy poświęcić jej szczególną uwagę. Urodziła się 7 lipca 1916r. w okolicach Życzyna, a po ślubie przeprowadziła się do siedliska w Pilawie, gdzie do dnia dzisiejszego jest nasz dom. Już od początku nie miała łatwego startu, ponieważ funkcjonowanie w wojennej Polsce nie oszczędzało nikogo. Prowadziła proste życie, spełniała się w roli żony, matki i gospodyni. Została wystawiona na ciężką próbę, ponieważ po śmierci męża samotnie wychowywała siedmioro dzieci. Mimo, że było ciężko, poradziła sobie z tym znakomicie i przekazała im wszystkie podstawy do tego, aby byli wartościowymi ludźmi. 

          Fotografie z czasów drugiej wojny światowej pokazują Bronisławę jako wysoką                     i   postawną osobę o kształtnej figurze. Moja prababcia była bardzo piękną kobietą. Miała długie, ciemne i zadbane włosy, starannie zaplecione w warkocz i zwinięte w kok. Na jej twarzy gościł delikatny uśmiech, a jej jasne oczy emanowały ciepłem i troską. Chodziła ubrana prosto, ale zawsze schludnie. Lubiła białe koszule z kołnierzykiem. Była bardzo elegancka, ponieważ chodziła w nich nawet na pole i dopiero tam się przebierała. Charakterystycznym elementem jej ubioru były zawsze podwinięte do łokci rękawy i chustka na głowie, którą zakładała do pracy.

            Bronisława była bardzo serdeczną i uśmiechniętą osobą, dzięki czemu cieszyła się ogromną sympatią, wśród znajomych. Lubiła kwiaty i inne rośliny, które z pieczołowitością pielęgnowała w swoim ogrodzie. Już od najmłodszych lat cechowała ją ogromna pracowitość, którą później przekazała swoim dzieciom. Gdy została z nimi sama, chwytała się każdej możliwej pracy, a oprócz obowiązków domowych, starała się przejąć również męskie role, aby zapewnić należyty byt swojej rodzinie. Była niezwykle skromna i darzyła szacunkiem każdego człowieka, ponieważ wiedziała, że w ciężkich momentach swojego życia to właśnie dzięki pomocy z strony innych ludzi: sąsiadów oraz bliskich, dała sobie radę. Mimo trudnej sytuacji, zawsze byłą kobietą z zasadami, co pokazała, gdy niedługo po śmierci męża zgłosiło się do niej bezdzietne małżeństwo, które chciało odkupić jej najmłodszego syna za ogromne pieniądze. Nie musiała długo się zastanawiać, odmówiła, ponieważ  nie pieniądze i kariera, ale właśnie rodzina stanowiła dla niej największą wartość. Na potwierdzenie tej decyzji, najstarsze córki stanęły obok wózka, nie dopuszczając nikogo do braciszka, okazując tym samym swoje wsparcie. Była wspaniałą matką i mimo ciężkiej sytuacji finansowej starała się, aby dzieciom niczego nie zabrakło, jednocześnie ucząc ich szacunku do ciężkiej pracy, pieniędzy i do innych ludzi. Była osobą bardzo rodzinną, gdy jej dzieci podrosły i założyły swoje rodziny, ciągle dążyła do tego, aby wzajemnie sobie pomagały i były w bliskich relacjach. Jej starania i trud włożony w wychowanie zaowocował, i teraz mimo upływu wielu lat, rodzeństwo nadal się spotyka i może liczyć na wzajemną pomoc.

             Całe jej życie pokazuje, że to nie tylko wspaniały człowiek, ale także kochająca matka, nauczycielka życia i spełniona kobieta, która pokazała, że pracowitością, szacunkiem   i niesamowitą pokorą można osiągnąć naprawdę wiele. Była wzorem do naśladowania nie tylko dla swoich dzieci, ale także dla następnych pokoleń. Wszyscy wspominają ją z wielkim sentymentem i tylko w samych superlatywach, dlatego uważam, że o takiej postaci nie sposób było nie wspomnieć. Może prababcia Brońcia nie była sławna, ale myślę, że swoją postawą               i szerzonymi wartościami przerosła niejednego znanego człowieka.

                                                                                            Alicja

  1. Prace uczniów z klas VII – VIII

1.Jagoda Gajewska klasa  VII                                                                                                                                            Publiczna Szkoła Podstawowa                                                                                                                 w Puznówce

Wizyta w bibliotece   

    Jest maj 2019 roku. Niedawno ponownie została otwarta biblioteka w Pilawie. Teraz ma siedzibę w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury. Z tej okazji została zorganizowana lekcja biblioteczna. Panie bibliotekarki postanowiły opowiedzieć  nam o historii bibliotek w naszej gminie.

     Bardzo lubię czytać. Chętnie wypożyczam książki. Postanowiłam więc dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Punktualnie o 15:00 stanęłam przed wielkim budynkiem   MGOK-u w Pilawie. Wchodzę do środka i kieruję się w stronę biblioteki. Gdy otwieram drzwi, słyszę prowadzone szeptem rozmowy zgromadzonych gości. Siadam na wolnym krześle i wyciszam telefon. Chwilę później wchodzą panie bibliotekarki. Powitane ciepłym ,,dzień dobry” siadają na przygotowanych wcześniej miejscach na podwyższeniu i zaczynają wykład.

    -Witam państwa! Cieszę się, że tak dużo osób zebrało się dzisiaj na tej lekcji bibliotecznej! Wspaniale, że historia naszych gminnych bibliotek tak was interesuje. Moje koleżanki wszystko wam opowiedzą. Oczywiście, możecie później zadawać pytania, chętnie na nie odpowiemy – pani kierowniczka przywitała gości i oddała głos jednej z bibliotekarek.

– Cała historia zaczyna się w 1945r., w którym działalność rozpoczął punkt biblioteczny w Pilawie. Dziesięć lat później w 1955r. został on przekształcony w bibliotekę. Liczyła ona wówczas 302 książki. Kilka lat później została ona przeniesiona do Domu Strażaka. W latach siedemdziesiątych została przemianowana  na Gminną Bibliotekę Publiczną w Pilawie. W 1985 przeniesiono ją do wyremontowanych pomieszczeń kotłowni byłego przedszkola. Biblioteka liczyła wtedy 12 tysięcy woluminów.

– Nie mamy dużo czasu, więc przejdę od razu do biblioteki w Trąbkach. Powstała ona w 1945 i do 1956 działała jako punkt biblioteczny prowadzony przez Leona Skurnata. W 1956 stała się biblioteką – teraz zabrała głos pani z filii bibliotecznej.

– Czy macie jakieś pytania?

– Kto był dyrektorem biblioteki w 1985 roku? – zapytałam.

– Jej dyrektorką była wtedy Joanna Mackiewicz.

– Jeszcze jakieś pytania? Nie? Dziękuję wszystkim za przybycie i zapraszam na kolejne takie spotkania – zakończyła spotkanie jedna z bibliotekarek.

    Po wyjściu skierowałam się na parking i wsiadłam do samochodu. Czułam, że ta wiedza może przydać mi się w przyszłości. Poza tym zrozumiałam, że czytelnictwo w naszej gminie odgrywa dużą rolę. Biblioteki często są odwiedzane przez czytelników, którzy mogą korzystać z bogatego księgozbioru.

Bibliografia: Zbigniew Gnat-Wieteska ,,Pilawa Dzieje miasta i gminy” Wydawnictwo: Polan,

                                                              ****

2. Marta Głaszczka   – laureatka

Klasa VIII

Publiczna Szkoła Podstawowa

W Puznówce

             Podróż  do szkolnej przeszłości

      Delikatnie otworzyłam drzwi i powoli weszłam do pokoju, w którym panował rozgardiasz. Rano zaspałam i z prędkością światła musiałam przygotować się do pierwszego dnia w nowej szkole. Strach paraliżował mnie od kilku dni. Od dziecka  byłam zafascynowana  światem nauki, przyswajanie nowej wiedzy nie sprawiało mi kłopotu, stwierdziłabym wręcz, że dawało mi  ogromną przyjemność. Bardzo zależało mi na zrobieniu dobrego pierwszego wrażenia i chyba mi się udało. Debiut  w pilawskim liceum ogólnokształcącym uważam za udany.

     Poczułam się jednak znużona i wyczerpana. Oczy same mi się zamykały, więc stwierdziłam,             że to najlepszy czas na popołudniową drzemkę. Łóżko niczym magnes przyciągało mnie swoją wygodą i ciepłem. Wtuliłam się w ogromnego misia i prawie od razu znalazłam się w objęciach Morfeusza.

    – Halo! Dziecko drogie, wstań! Nie mamy całej nocy!

Niechętnie uchyliłam powieki i krzyknęłam ze strachu. Przede mną stał staruszek, który podpierał się drewnianą laską. Na jego głowie widniał zamszowy kapelusz w popielatym kolorze. Mężczyzna był ubrany w ciemny garnitur oraz białą koszulę.

    – Nie krzycz, bo wystraszysz wszystkich – szepnął z wyrzutem.

    – Co pan tu robi? Proszę natychmiast opuścić mój pokój! A najlepiej dom. Jak pan tu się dostał? Kim pan jest? – wyrzucałam z siebie pytania.

    – Nazywam się Duch Pilawskiej Przeszłości. Miło mi cię, panienko, poznać. Słyszałem,                       że uwielbiasz historię, więc przybyłem z zaświatów, aby oprowadzić cię po przeszłości twojej gminy. Cóż, spotkał cię ogromny zaszczyt.

     Wpatrywałam się w niego jak zaczarowana, w końcu niecodziennie stoi przed tobą duch, który proponuje ci cofnięcie się w czasie.

    – Dobrze, skoro nie masz żadnych pytań, jedziemy!

    – Ale… – głos uwiązł mi w gardle.

     Mój pokój zaczął wirować. Duch złapał mnie za ramię, byłam mu wdzięczna, bo gdyby nie to,            z pewnością wylądowałabym na podłodze. Poczułam nagły wstrząs i rozejrzałam się wokół. Znajdowałam się w  szkole. Dookoła biegały dzieci. Zupełnie nie zwracały uwagi na pojawienie się mnie i mojego towarzysza.

    – Znajdujemy się w 1-klasowej Szkole Kolejowej w Pilawie, prowadzonej przez Mikołaja Konarzewskiego. Nauczycielami są: Lidia Turowa i Wiktor Gogolewski. Widzisz? To ci państwo, którzy rozmawiają ze swoimi uczniami.

– Zadziwia mnie, że te dzieci są pogodne i szczęśliwe. Moi rówieśnicy ciągle narzekają na szkołę,            a one z widoczną radością przyswajają wiedzę i cieszą się z każdej lekcji.

                                                                   2

    – Gdyby koledzy i koleżanki z twojej klasy nie mieli zbytniej możliwości rozwoju tak jak twoi mali przodkowie, również radowaliby się na myśl o tym, że poznają nowe tajemnice otaczającego ich świata. A teraz przygotuj się, czeka nas wizyta w innej szkole.

     Świat zaczął wirować, zauważyłam, że nieznana siła ciągnie mnie w górę. Wnet poczułam szarpnięcie i niespodziewanie ocknęłam się na podłodze. Mój towarzysz, nie czekając aż się podniosę, rozpoczął swoją mowę. Opowiedział mi o tym, że bez działań i starań miejscowych kolejarzy Szkoła Kolejowa w Pilawie, umieszczona w budynku woźnego, nie zaczęłaby swojej działalności. Na szczęście, dzięki zaangażowaniu tych ludzi, 2 października 1919 r. rozpoczął się rok szkolny.

     Wzdrygnęłam się, gdy nagle poczułam delikatne klepnięcie w ramię. Natychmiast odwróciłam głowę i ze zdziwienia otworzyłam usta. Za mną stał mój pradziadek, o którym kilka dni wcześniej rozmawiałam z  moją babcią. Był on nastolatkiem o delikatnej urodzie i błękitnych, identycznych jak moje, oczach. Lekko się do mnie uśmiechał, ale widać było, że rozbawiła go moja reakcja.

    – Cześć, jestem Staś, a ty jak masz na imię?

    – Marta, ale przepraszam, widzisz mnie? Jak to możliwe?

    – Widzę cię doskonale, cha cha cha.

    – Bo ja… Przybyłam tutaj z duchem i trochę się zdziwiłam, że mnie dostrzegłeś.

    – Masz dziwne poczucie humoru, przecież tu nikogo nie ma, a tym bardziej widma!

Rzeczywiście mój towarzysz – Duch Pilawskiej Przeszłości – jakby rozpłynął się w powietrzu.

– Czy mógłbyś opowiedzieć mi coś o tej szkole? Jestem tutaj po raz pierwszy- stwierdziłam,                  że będę  udawać nową uczennicę.

     Dzięki pradziadkowi dowiedziałam się, że na początku szkoła miała jedynie dwie sale,                        a uczniowie przychodzili do niej na dwie zmiany, rano i po południu. Uczyły w niej cudowne nauczycielki: Marta Sępowska i Zofia Krynicka. W kolejnym roku szkolnym władze przekazały             do nauki cały budynek, dzięki temu warunki nauczania uległy znacznej poprawie. Przyczynił się do tego Jan Celiński, naczelnik 10 Dystansu w Warszawie. W roku szkolnym 1921/1922 szkoła miała już pięć klas, a w 1922/1923 – 6 klas. W  tym czasie jej opiekunem  był Aleksander Krynicki.

     Gdy już miałam podziękować za tę wspaniałą historię, wszystko wokół zaczęło wirować, a ja wylądowałam w innym miejscu. Zdążyłam zobaczyć mężczyznę, którego otaczali młodzi ludzie. Domyśliłam się, że znalazłam się w 1924 roku na uroczystym powitaniu prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego, który jechał do Garwolina, aby wręczyć sztandar stacjonującemu tam 1 pułkowi strzelców konnych.                                                                                                                                                                                „W tym roku, po raz pierwszy, 7. Klasę ukończyło 12 osób;  Jan Balas, Stanisław Balas, Leon Banaszek, Hieronim Chlebowski, Alfred Grzegrzółka, Franciszek Jarosławski, Jan Kołodziejek, Stanisław Korab, Jan Szczypek, Józef Włodarczyk, Antoni Wójcik i Kazimierz Bocheński, później jeden z najlepszych polskich pływaków.” Mój nowy kolega opowiedział mi, że w czerwcu 1924 r. ambitni uczniowie wystawili 3 sztuki: „Nad Wisłą, „Na ulicy” i „Broń niewieścia”. Dowiedziałam się również, że młodzież cechowała się patriotyzmem. Uczniowie oddali hołd zwłokom Nieznanego Żołnierza, które w nocy z 1 na 2 listopada 1925 r. były wiezione specjalnym pociągiem                                     z pobojowiska  w Galicji Wschodniej do Warszawy. Duch przedstawił mi również historię szkoły  w mojej wsi – Puznówce , która „ sięgała tradycjami II połowy XIX wieku. Rozpoczęła działalność w 1869 r. Przez wiele lat nauka odbywała się w domu dworskim, położonym na włóce własności Jakuba Potockiego.”

      Moje ciało owiał zimny wiatr. Na rękach pojawiła się gęsia skórka, a oczy zaszły mgłą. Poczułam, że unoszę się w stronę nieba. Ludzie powoli stawali się malutcy jak mrówki. Dotarło            do mnie, że to koniec, moja podróż z duchem właśnie dobiegła końca.

     Otworzyłam oczy… Znów znajdowałam się w swoim pokoju. Ucieszona, szybko podbiegłam   do okna i zaczęłam machać, aby pożegnać się z Duchem Pilawskiej Przeszłości. Byłam mu wdzięczna, ponieważ zainteresowałam się historią mojej małej ojczyzny, poznałam wiele ciekawych faktów na temat rozwoju szkolnictwa. Do końca życia zapamiętam tę  podróż. Mam nadzieję, że mój nowy przyjaciel jeszcze kiedyś mnie odwiedzi i opowie o Pilawie.

Bibliografia:

Zbigniew Gnat – Wieteska , „Pilawa Dzieje miasta i gminy”, Wydawnictwo Polan, Pilawa 2005.

                                                                ****

3. Maja Górska – laureatka

Klasa VIII

Publiczna Szkoła Podstawowa

W Puznówce    

                                                         Bez tytułu

Na jednej ze zbiórek spotkały się trzy pokolenia drużyn harcerskich. Przy wspólnym ognisku opowiadano historię harcerstwa na terenie gminy Pilawa.
     Najstarsi zastępowi zaczęli gawędę  o początkach ich przygód z harcerstwem. Jeden z nich opowiadał, jak to pierwszego grudnia 1924 roku Stanisław Hordliczka powołał I Trąbkowską Drużynę Harcerską im. Tadeusza Kościuszki. Mówił, że rok później patronem drużyny został ksiądz Józef Poniatowski, a barwą – kolor błękitny.
     – Pamiętam, jakby to było dzisiaj – rzekł. – Było nas dwudziestu harcerzy. Podzieliliśmy się na cztery zastępy „Wilki”, ,,Kruki”, ,,Kukułki” i ,,Kozły”.
     – Racja! – zakrzyknął drugi z mężczyzn. – Ileż czasu zajęło nam wymyślenie tych nazw
– zaśmiał się!
     – Pamiętacie, chłopaki, Druha Opiekuna? Stanisława Hordliczkę? – spytał najstarszy.
     – Oczywiście. Nie było ani jednej zbiórki, na którą by nie przybył. Ciągle wymyślał różne konkursy i  odznaczenia, aby zachęcić nas do dalszego doskonalenia się – odpowiadała starszyzna grupy.
     Następnie panowie opowiadali, jak w 1930 roku ich drużyna zmieniła nazwę na 34 Mazowiecką Drużynę Harcerzy im. Księdza Józefa Poniatowskiego w Trąbkach. Wspominali również obóz we wsi Dębki nad morzem, gdzie wspólnie grali w podchody. Jednak w 1934 roku drużyna została rozwiązana z powodu nacisku władz szkolnych, co harcerze wspominali z wielkim smutkiem. Mimo to duch harcerstwa na terenie naszej gminy nie umarł i już rok później w Pilawie powstały dwie drużyny – męska i żeńska.
     – Pamiętacie, dziewczyny? – spytała starsza harcerka. – W 1945 roku założono kobiecy zastęp. Pojechałyśmy na obóz Garwolińskiego Hufca Harcerek w Brzozowej.
     – Prawda. Wspaniale się wtedy bawiłyśmy. Zrobiłyśmy ognisko i uczyłyśmy się rozkładać namioty – zaśmiała się kobieta. – To były cudownie czasy! Mam nadzieję, że moje córki, które są dziś z nami, również będą miały o  czym opowiadać przy takim spotkaniu. Nasza Komenda została rozwiązana w 1951 roku.

– Krysiu, opowiedz, jak zaczęła się wasza przygoda z harcerstwem?
     -Mamo. My zaczęłyśmy w 1956 roku, gdy utworzono Organizację Harcerską Polski Ludowej. Byłyśmy w zuchach i świetnie się bawiłyśmy. Nasza zastępowa organizowała liczne zbiórki,             na których zdobywałyśmy sprawności. Najmilej wspominam naukę układania ogniska i zdobywanie sprawności „Strażnika ognia”. Na początku roku harcerskiego 1962 
– 63 istniało osiem drużyn harcerskich na terenie gminy Pilawa. Wszyscy spotykaliśmy się                    na obozach.  Najmilej wspominam ten, który Komenda Hufca zorganizowała w Łukęcinie koło Dziwnowa. Tam moja córka zdobyła sprawność „Ducha puszczy’’. Pamiętasz, jak to było, Aniu?
     -To był dla mnie cudowny czas. Zdobyłam tam kilka sprawności oraz poznałam wielu przyjaciół.
     -Wszyscy w tak dużym gronie widzieliśmy się na zlocie Hufca Garwolin zorganizowanym                       z okazji Jubileuszu 75-lecia Ruchu Harcerskiego na ziemi garwolińskiej, który odbył się
w dniach 27- 29 maja 1988 roku – powiedziała starsza harcerka. – W czasie tych wydarzeń odsłonięto pamiątkową tablicę z piaskowca.
     Do późnego wieczora harcerze i harcerki śpiewali piosenki przy ognisku i wspominali dawne czasy oraz swoich przyjaciół.

Bibliografia: Zbigniew Gnat – Wieteska, „Pilawa – Dzieje miasta i gminy”, Wydawnictwo Polan, Pilawa 2005

                                                                   ****

4. Marta Jałocha                                                                                                                              KlasaVII                                                                                                                                               Publiczna Szkoła Podstawowa im. Juliana Tuwima w Trąbkach

„Mrówka”

Był słoneczny majowy dzień w 1942 roku. Spędzałam go w rodzinnym domu z matką oraz panią Diną Latoszek wraz z jej synem Ilanem, którzy są pochodzenia żydowskiego. W czasie okupacji niemieckiej na naszym terenie Żydzi są prześladowani, wywożeni, lecz nikt nie wie dokąd, grozi im także kalectwo i śmierć. Pani Dina jest przyjaciółką mamy, więc ukrywamy ich w naszej piwnicy. Mój ojciec zginął podczas kampanii wrześniowej, bohatersko broniąc kraju.  Od zawsze był wielkim patriotą i uczył mnie miłości do ojczyzny.

– Wandziu mogłabyś pójść do piekarnii po chleb? – spytała mama.

– Oczywiście – odparłam.

Kobieta podała mi kilka monet. Pomimo że w kraju panował głód i bieda, udało nam się zachować trochę oszczędności na jedzenie. Założyłam moje buciki i już miałam wychodzić, gdy zatrzymała mnie matka.

– Proszę, uważaj na siebie – uścisnęła mnie mocno, rozumiałam jej przerażenie tym wszystkim. Najpierw straciła męża i nie chce teraz stracić jedynego dziecka. Spojrzała na mnie. Mogłam się jej bardziej przyjrzeć. Lekko kręcone włosy opadały jej na ramiona, a zielone oczy wyrażały troskę. Byłam jej młodą kopią. Jak widać, niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Wyszłam z domu. Piekarnia była niedaleko, więc nie zajmie mi to wiele czasu. Po drodze czułam wzrok przechodniów i niemieckich żołnierzy, którzy pilnowali porządku. Dotarłam na miejsce i kupiłam co miałam. Po wyjściu z piekarnii poczułam, że ktoś mnie złapał za ramię. Gwałtownie się odwróciłam. Za mną stał Stasiek. O dwa lata starszy ode mnie, wysoki szatyn z niebieskimi oczami. Przewodził oddziałem młodych osób z AK, do którego należałam. Byłam jedną z pierwszych osób, które zgłosiły się do uczestnictwa. Oczywiście, moja mama o tym nie wiedziała. Gdyby się dowiedziała, zabroniłaby mi przychodzić na spotkania, bo uważała, że to zbyt niebezpieczne. Może i ma rację, ale nie zrezygnuję z tego, ponieważ będzie to dowód, że stchórzyłam. Nie bierzemy udziału w walce z bronią, ponieważ nie chcemy narażać życia młodszych osób, bo takie też należą  do organizacji. Walczą starsze osoby.

– Dzisiaj w „dziupli” o godzinie 16. Będziesz? – powiadomił dwudziestodwulatek.

– Będę – odparłam.

– To dobrze. Do zobaczenia – pożegnał się chłopak.

– Do zobaczenia – powiedziałam.

Wróciłam do domu. Tam czekała na mnie miła niespodzianka.

– Wszystkiego najlepszego córeczko – na śmierć zapomniałam o twoich urodzinach – To dla ciebie – dodała i podała mi małą paczuszkę.

– Dziękuję – odparłam z uśmiechem i zaczęłam rozpakowywać podarunek. W środku znajdował się naszyjnik z kamieniem.

– Należał do mojej babci, mamy i do mnie. Jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Pora, żebyś ty go przejęła – wyjaśniła.

– Jest piękny. Bardzo Ci dziękuje – przytuliłam matkę.

– Nie ma za co – zaśmiała się, po czym odeszła.

Uważnie przyjrzałam się naszyjnikowi. Zapięłam go na szyi. Nagle przypomniałam sobie                o spotkaniu. Spojrzałam na zegar znajdujący się w salonie. Była za dziesięć czwarta. Spóźnię się jak nic.

– Mamo, wychodzę! Nie czekaj z kolacją! – krzyknęłam do rodzicielki.

– Gdzie idziesz? – spytała.

– Eee… Miałam się spotkać z Basią – wymyśliłam na poczekaniu.

– No dobrze, idź. Kocham cię! – oznajmiła.

– Ja ciebie też! – odparłam.

Wiedziałam, że się zgodzi, jeśli powiem, że miałam się spotkać z Basią. Była to moja najlepsza przyjaciółka od czasów dzieciństwa. Mama ją uwielbiała. Basia była blondynką z piwnymi oczami i piegami na twarzy. Była niezwykle inteligentna, zabawna i miła. Zawsze wszystko robiła perfekcyjnie. Była takim ideałem chodzącym na ziemi. Jedyny jej minus jest taki, że jest bardzo wybuchowa. Podobnie do mnie była patriotką i należała do organizacji. Prawdopodobnie zobaczę ją w „dziupli”. „Dziupla” to rodzinny dom Staśka, ale mieszka w nim sam. Jest dorosły, więc już ma na to pozwolenie, a jego rodzina emigrowała z kraju. Pomimo namów jego rodziny Stasiek został w kraju. Jego mieszkanie jest małe, lecz przytulne, więc nazywamy je naszą taką małą „dziuplą”. Wreszcie dotarłam na miejscu. Gdy weszłam do budynku, większość osób już była.

– No i jest nasza spóźnialska mrówka! – krzyknął rozbawiony Stasiek.

– Jestem, we własnej osobie – zażartowałam, po czym się zaśmiałam. Usiadłam na krześle obok Basi.

– No witam mróweczkę – powiedziała rozbawiona.

– No cześć oso – odgryzłam się jej. Każdy z grupy ma jakiś pseudonim. Mój to „Mrówka”, ponieważ jestem bardzo niska i chuda, ale mam mocny charakter i jestem bardzo pracowita, dokładnie jak mrówka. Basia to „Osa”, bo łatwo można ją wytrącić z równowagi i wtedy staje się zła jak ten owad. Nikt jednak nie próbuje jej tknąć, ponieważ ostatnim razem Andrzej Nowak tak bardzo ją rozzłościł, że wrzeszczała na niego dobre 10 minut.

Na spotkaniu ustaliliśmy, że porozwieszamy na budynkach plakaty ośmieszające Niemców. Spotkanie trwało godzinę. Wracałam właśnie ze swoimi towarzyszami do domu, kiedy na ulicy zaczął panować wielki chaos.

– Łapanka! – ktoś krzyknął. Ludzie zaczęli uciekać. Straciłam z oczu przyjaciół. Niemcy zaczęli wszystkich zaganiać do ścian. Zaczęło się losowanie. Zamknęłam oczy i modliłam się, żeby nie wypadło na moich  przyjaciół. Moje modły przerwał płacz dziecka i krzyki kobiety. Wypadło na dziewczynkę. Kobieta nie chciała oddać dziecka. Niemieccy żołnierze przygotowali broń i chcieli pociągnąć za spust. To był moment.

– Nie! Weźcie mnie zamiast tej dziewczynki! – krzyknęłam po niemiecku i wybiegłam z szeregu. Nie liczyło się dla mnie w tej chwili nic, oprócz uratowanie życia temu dziecku. Nie zasługiwało  na śmierć, dziewczynka była za młoda. Niemcy się zastanawiali. Po chwili jeden z żołnierzy podszedł do mnie i pociągnął za ramię. Stałam odwrócona przodem do mieszkańców Pilawy. Popatrzyłam na dziewczynkę i jej matkę. Zapłakana kobieta patrzyła na mnie z wdzięcznością. Posłałam jej uśmiech, na znak, że nie ma mi za co dziękować. Odszukałam w tłumie swoich przyjaciół. Jedni patrzyli na mnie ze zdziwieniem, drudzy ze smutkiem i współczuciem, a trzeci z podziwem. Posłałam im pokrzepiający uśmiech. Od początku wojny byłam przygotowana do takiej sytuacji. Chciałam komuś uratować życie. Cieszę się, że udało mi się to zrobić. Wiem, że teraz wszystko się zmieni. Widocznie tak miało być. A ja jestem wdzięczna, że mogłam służyć ojczyźnie.

                                                                    ****

5. Emilia Kania                                                                                                                                  klasa VIIIa                                                                                                                                                                              Publiczna Szkoła Podstawowa  im. Juliana Tuwima                                                                                Trąbkach                                                                                                                                                                        

SOBOWTÓR

Przez moment (gdyż  zaraz znów się położyłam) siedziałam w samochodzie, wpatrując się                        w krajobraz za oknem. Wszędzie było zielono – to mogę przyznać. Tak to już jest, gdy jest się tak przyzwyczajonym do tych ulic, budynków i samochodów, że zwraca się większą uwagę na przyrodę za oknem. Nie ukrywam, że zmiana szkoły i miejsca zamieszkania to nic fajnego, dla niektórych może i tak, ale po prostu nie lubię zmian. W obcym otoczeniu czuję się nieswojo. Musiałam porzucić całe dotychczasowe życie – na rzecz pracy ciotki. Dlaczego ciotki? Ponieważ moi rodzice zginęli w wypadku lotniczym, gdyż mieli jechać na jakąś ważną konferencję do Włoch. Jako, iż miałam zaledwie dwa lata, nie zabrali mnie ze sobą. Przykro mi, że ich nie pamiętam, jednak może to i dobrze, bo aż tak nie tęsknię. Po ich śmierci zaopiekowały się mną siostry mojego ojca – Irmina oraz Narcyza. Niby są siostrami, lecz są bardzo od siebie różne. Ta pierwsza jest miła i serdeczna. Ma dobre serce, ale czasami jest zbyt łatwowierna i opiekuńcza. Za to ta druga to jej totalne przeciwieństwo. Jest oschła, dumna i wyniosła – bardzo ceni sobie honor i kulturę osobistą. Razem tworzą zgrany duet, chociaż czasami (dość często) kłócą się ze sobą. Ciocia Irmina jest kucharką. Nieraz pracowała na różnych uroczystościach czy imprezach. Natomiast ciotka Narcyza miała wysokie stanowisko w banku w Warszawie, gdzie mieszkałyśmy. Jednak na miejscu banku ma zostać wybudowana dwupasmówka – dlatego też wszyscy pracownicy zostali przeniesieni do innych banków. I tak właśnie wylądowałyśmy w Pilawie. Jednakże moja ciotka została przeniesiona do banku w Garwolinie – powiecie tego rejonu. W Pilawie jednak akurat znalazł się dom do sprzedania w rozsądnej cenie, a jednogłośnie wolimy dom od mieszkania.

– Nina, niedługo dojedziemy. Ogarnij się trochę – rzekła ciotka Narcyza z lekką kpiną w głosie

W sumie  miała rację. Leżałam na tylnych siedzeniach, bez butów, ledwo żywa. Cóż… źle znoszę podróże, a tabletki nigdy mi nie pomagały, więc ich nie biorę. Na dodatek ciotka paliła papierosy,           z tym było tysiąc razy gorzej. Kiedyś na nią zwymiotuję, przysięgam. Na jej słowa machnęłam tylko ręką jęcząc, gdyż wyciągnęła kolejnego papierosa. Był początek lipca – prawie trzydzieści stopni, ogromne korki, a klimatyzacja zbytnio nie pomagała.

– Cyziu daj jej spokój, dobrze wiesz jak znosi podróże – odparła jej łagodnie druga ciotka, na co ta druga prychnęła.

– Za bardzo ją rozpieszczasz, Irmino. Za dziesięć minut dojedziemy, a ona nie wygląda jak człowiek. Co sobie nowi sąsiedzi pomyślą? – zapytała, choć dobrze wiedziałam, że nie obchodzi jej, co myślą inni.

– Za dziesięć minut?! – krzyknęłam i szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, przyklejając twarz do szyby

No co? Byłam ciekawa, jak wygląda Pilawa. W końcu to ma być mój nowy dom na  kilka ładnych lat. Gdy już wjechałyśmy do miasta, kręciłam tylko głową, próbując dojrzeć wszystko. W końcu samochód się zatrzymał. Stałyśmy przed starym domem. Wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana. Z transu wybudziła mnie ciotka Irmina.

– Dzwoniła firma od przeprowadzki. Dojadą dopiero za godzinę, był jakiś wypadek, na szczęście go ominęłyśmy. Słoneczko, może poszłabyś do biblioteki, po kilka książek dla mnie? Mam już założoną kartę, zrobiłam to przez Internet, wiesz? – pochwaliła się blondynka – Listę książek masz tutaj, proszę – rzekła, po czym podała mi kartkę – Odśwież się i idź, ale niedługo wróć, bo musisz pomóc nam z rozpakowywaniem.

 Była tak kochana, że rzadko kiedy potrafiłam jej odmówić. Prawdę mówiąc,  nienawidziłam książek. Naprawdę nie widzę sensu w czytaniu. Na co to komu?  Kiwnęłam głową potwierdzająco. Szybko się odświeżyłam, wpisałam w Internet najbliższą bibliotekę i powędrowałam w jej stronę zgodnie           z nawigacją. W międzyczasie przyglądałam się otoczeniu, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie mojej przyjaciółki – Majki. Z uśmiechem odebrałam połączenie.

– Halo?

– Cześć. Dojechałaś już? – zapytała lekko poddenerwowanym głosem

– Tak, już jestem. Właśnie idę do biblioteki po książki dla cioci Irminy – odpowiedziałam przyjaciółce, na co odetchnęła z ulgą

– To dobrze, bo słyszałam, że był wypadek i chciałam się upewnić, że wszystko z tobą w porządku. A jak tam jest? Ładnie? – znów zapytała, jak zwykle ciekawska.

– Owszem, ładnie, ale nic nie zastąpi Warszawy – odpowiedziałam z głębokim westchnieniem.

– Tęsknimy wszyscy, serio – powiedziała ze smutkiem.

– Ja też, ale proszę, zmieńmy temat. Dzisiaj impreza u Łukasza, co nie?

– Tak, ale nie idę – odpowiedziała twardo, jakby mówiła już to setki razy.

– Ale jak to?! Czekałaś na nią od dwóch miesięcy! Od tygodnia codziennie mi o niej mówiłaś, bez przerwy. Miałaś na niej w końcu zagadać do Eryka – rzekłam zdziwiona.

Maja była naprawdę towarzyską osobą. Bardzo lubiła imprezy, jest bardzo otwarta. Między innymi dlatego się z nią zaprzyjaźniłam, potrzebowałam takiej osoby w moim życiu. Znamy się już prawie dziewięć lat, od pierwszej klasy podstawówki. Podzieliła się ze mną kanapką, gdy zapomniałam jej wziąć z domu i głodowałam – tak w sumie rozpoczęła się nasza przyjaźń.

– Chodzi o ciebie. Chciałam, żebyśmy razem się na nią przygotowały, poszyły i świetnie się bawiły. Teraz, gdy wyjechałaś, impreza straciła sens. Jeśli nie mogę jej spędzić z tobą, to z kim mam ją spędzić? – zapytała z wyraźnym smutkiem.

– Majko! Nie możesz nie iść na imprezę ze względu na mnie. Jak na razie nie będę w Warszawie, może dopiero w sierpniu. Nie przejmuj się, nie będę obrażona, że poszłaś. Szykuj się na nią i porozmawiaj z Erykiem, bo inaczej na serio się obrażę – powiedziałam lekko rozbawiona.

– Ja… no dobrze, pójdę – odparła szatynka.

No i zaczęłyśmy mówić o ubraniach. Mimo że nie lubiłam za bardzo tego tematu,  robiłam to                 ze względu na przyjaciółkę. Skoro tak się mną przejmuje, musi skupić się na czymś innym, czyli   na ciuszkach. Nawet nie zauważyłam, że tak się zagadałyśmy. Nie minęła chwila, a już stałam pod biblioteką. Pożegnałam się z Mają. Postanowiłam wejść do budynku. Przy biurku siedziała kobieta, zapewne bibliotekarka. Powiedziałam jej ciche ,,Dzień dobry” i zawędrowałam w kierunku działu           z romansami, które ciotka tak uwielbiała. Po chwili krzątania się przy półkach znalazłam trzy książki z czterech zamówionych przez ciocię. Po kilkakrotnym sprawdzaniu półek stwierdziłam,               że tej książki po prostu biblioteka nie posiada. Po otrzymaniu książek poszłam w stronę wyjścia,    gdy niespodziewanie ktoś na mnie wpadł.

– Uwaga! – krzyknęła jakaś osoba, zanim stos książek rozsypał się w wyniku uderzenia we mnie .Przepraszam bardzo, niezdara ze mnie – rzekła ze skruchą, a przypatrzyłam się jej z uwagą.

Była to dziewczyna na oko w moim wieku, szczupła i niska. Miała kręcone, sięgające za piersi włosy w kolorze miodowej rudości i szare oczy. Ubrana była w białą koszulkę, spódnicę w ludowy wzór, czarne baletki i czerwone korale. Uśmiechnęła się do mnie i uklękła w celu pozbierania książek. Uczyniłam to samo, chcąc jej pomóc. Wszystkie były bardzo stare. Z jednej wypadła jakaś kartka, z napisanymi dziwnymi symbolami. Chwyciłam ją z zaciekawieniem.

– Co to jest? – zapytałam.

Dziewczyna szybko wyrwała mi z rąk kartkę lekko zestresowana. Widać, że coś ukrywała. Tylko co?

– Ponawiam pytanie: co to jest? – znów zapytałam z zaciekawieniem.

– Nie twoja sprawa – odpowiedziała niegrzecznie – Znaczy się… kurczę. Przepraszam, nie chciałam być niemiła tylko…- przerwałam jej te nieudane próby tłumaczenia się.

– Hej, nic nie szkodzi. Byłam po prostu ciekawa. Jestem Nina, przyjechałam tu dzisiaj. Może powiesz mi w zamian za to, że na mnie wpadłaś? – znów spróbowałam zaintrygowana kartką.

Coś mnie ciągnęło do tej kartki i do tej dziewczyny. Zdziwiłam się, że tak gładko poszło mi przedstawienie się, zawsze miałam problem z nawiązywaniem nowych znajomości. Dziewczyna wydawała się dziwnie znajoma, tylko skąd?

– Czyli to ty będziesz chodzić z nami do klasy od września. Wychowawczyni mówiła nam,                           że w wakacje przybędzie nowa uczennica i moglibyśmy się z nią zakolegować. Jestem Anita, miło cię poznać – mówiła bardzo szybko, gestykulując przy tym rękoma. Zapoznam cię z moimi przyjaciółmi, chodź – rzekła, chwytając znów stos książek i prowadząc mnie do swoich znajomych.

Przy stole siedziały trzy osoby – dwóch chłopców i dziewczyna. Usiadłyśmy przy stoliku, Anita obok bruneta, a ja obok niej i blondynki. Pierwszy chłopak był bardzo wysoki oraz szczupły. Miał średniej długości (jak na chłopaka) blond włosy, ułożone na bok i zielone oczy. Był ubrany                          w dżinsowe spodenki do kolan i zieloną koszulkę z nadrukowanym znakiem zapytania. Naprzeciwko siedziała wysoka ani otyła, ani szczupła dziewczyna. Miała platynowe, sięgające                na wysokość brody, proste włosy i niebieskie niczym lód oczy. Była ubrana w koszulkę w czarno – białe paski, dżinsowe ogrodniczki i czarne trampki. Na prawej dłoni miała mnóstwo bransoletek                  w różnych kolorach. Natomiast między nimi siedział niewysoki, umięśniony i szczupły chłopak. Miał czekoladowe włosy, lekko wygolone po bokach, a na koronie głowy związane w kucyka i orzechowe oczy. Ubrany był w czarną bluzkę na krótki rękaw z logiem marki ,,Adidas”, dżinsowe spodenki oraz czarne buty sportowe. Wszyscy patrzyli na mnie z otwartymi buziami. Na ich twarzach malowało się zaskoczenie i zdziwienie. Uśmiechnęłam się niepewnie, czekając aż Anita mnie przedstawi. Rzuciła książki na stolik i zauważając ich miny, uniosła brew do góry.

– O co wam chodzi? Macie miny jakbyście zobaczyli ducha – stwierdziła z rozbawieniem – To jest Nina, nasza nowa koleżanka. Będzie z nami chodzić do klasy od września. Nina, to jest Leo – wskazała na blondyna, ze wciąż otwartą buzią, w sumie jak cała reszta – To Marta, a tamten to mój chłopak, Damian – powiedziała, wyraźnie podkreślając słowo chłopak – O co wam chodzi? Zamroziło was, czy co?

– Wygląda identycznie… – stwierdził ze zdziwieniem.

– Jak kto? Ludzie, ogarnijcie się, bo nie rozumiem, co się dzieję. Wytłumaczycie mi? – zapytała tym razem już trochę poddenerwowana rudowłosa.

W końcu otrząsnęli się z szoku. Blondynka chwyciła jedną z książek i zaczęła szukać. Zdążyłam przeczytać na okładce ,,Kronika 1973”. O co im chodziło? Sara zagryzła dolną wargę i wertowała strony w skupieniu. Były tam różnego rodzaju zdjęcia i wpisy. W końcu dziewczyna z satysfakcją podsunęła nam książkę, wskazując palcem na  pewne zdjęcie. Była na nim dziewczyna szeroko uśmiechająca się do obiektywu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby dziewczyna nie była identyczna jak ja. Te same rysy twarzy, czarne jak obsydian oczy, alabastrowa cera, włosy czarne jak smoła. Fryzurę miała trochę inną, jej włosy były długie, sięgające prawie do pasa, a moje krótkie                  z grzywką. Wpatrywałam się w obrazek, nie reagując na słowa innych. Totalnie mnie zamroziło. Jak to możliwe? Może mam zwidy? Czy to kolejny głupi sen i zaraz się obudzę w samochodzie? Dopiero po jakimś czasie wybudziłam się z transu. Podobnie jak moja nowa znajoma.

 – Jak to możliwe? – zapytała, jakby czytając mi w myślach.

– Szukaliśmy zdjęcia Jowity. Tak jak było w zagad… – chciał powiedzieć Damian, lecz Anita zatkała mu usta dłonią.

– Jakiej zagadce? – zapytałam zaciekawiona – Dlaczego jestem do niej tak podobna?

– Żadnej tam zagadce – Marta machnęła ręką, próbując wyjść cało z zaistniałej sytuacji – Czasami tak jest. Oglądałam film na YouTube, że na świecie mamy lub mieliśmy przynajmniej dwóch klonów. Znaczy się łudząco podobnych do siebie osób. Mamy pracę wakacyjną o przeszłości naszego miasta i nam akurat padło na rok 1973. Oglądaliśmy zdjęcia i Leo uznał, że dziewczyna ze zdjęcia jest bardzo ładna, dlatego zapamiętaliśmy zdjęcie – stwierdziła bardzo przekonująco dziewczyna, lecz ani trochę jej nie uwierzyłam.

– Kłamiesz. To nieprawda. Wy coś wiecie, tylko to ukrywacie – założyłam ręce za piersi – Jestem bardzo uparta, więc nie pozbędziecie się mnie tak łatwo. Ta wasza zagadka ma coś wspólnego                  ze mną. Czuję się w to zamieszana – odrzekłam pewna siebie.

– Nie musimy ci nic mówić. To nie twoja sprawa – powiedział Leo, przybierając wyraz twarzy, podobny do mojej.

– Owszem, powiecie mi. Inaczej cała Pilawa dowie się o waszej zagadce i o tym, że ta dziewczyna wygląda niemal identycznie jak ja. Śpiewajcie jak skowronki, bo nie mam za wiele czasu – rzekłam cwaniacko, wytaczając przy tym ciężkie działo, w skrócie szantaż.

– Ugh… – Anita zrobiła skwaszoną minę  – No dobrze, powiemy ci. Masz racje, wygląda na to,                 że jesteś w to zamieszana. Pół roku temu zmarła moja babcia. Kilka dni przed śmiercią powiedziała mi, że mam odnaleźć skarb i uchronić go przed niepowołanymi rękami. Mówiła, iż pierwsza wskazówka znajduje się w jej pamiętnikach, które znajdowały się na strychu w moim domu.                    Z początku nie chciałam jej wierzyć, myślałam, że sfiksowała na starość. Jednak, gdy umarła,                    a przeczytanie tych pamiętników było jej ostatnim życzeniem, zrobiłam to. Opowiadała w nim głównie o czasach swojej młodości. Jednak w trzecim znalazłam pewną kartkę, w której napisany był wierszyk, mówiący o tym, gdzie znajduje się zagadka. To było coś ala podchody. Podzieliłam się informacją z przyjaciółmi i razem jako osoby uwielbiające zagadki i kryminały postanowiliśmy odnaleźć ten skarb, nawet jeśli nie istnieje. Dla czystej zabawy. I tak szukaliśmy tych zagadek,                      a znaleźliśmy ich dokładnie siedem. Zostały nam dwie do odnalezienia. Ta kartka, którą zobaczyłaś, gdy się zderzyłyśmy, jest ósmą z dziesięciu. Jest zaszyfrowana starożytnymi runami, których moja rodzina uczy się od pokoleń. Te książki to wszystko kroniki miasta. Szukamy wiadomości                                                                 o niejakiej Jowicie Molendzie. Była przyjaciółką mojej babci. W zaszyfrowanej wiadomości były wyrazy: wrócić, sobowtór, Jowita, wyjaśnienie, pamiętnik i strych. Chcieliśmy zacząć od przeszukania kronik i znalezienia Jowity. Gdy poszłam po kolejne książki, oni przeszukiwali kolejne kroniki. Znaleźliście ją, tak?

– Tak, znaleźliśmy – odpowiedział Leo, patrząc na mnie nieufnie – Jesteś identyczna, to ty jesteś sobowtórem. Czyli chodzi o ciebie. Skoro Anita ci wszystko opowiedziała, jesteś wplątana w to bagno, podobnie jak my. Teraz seria pytań do ciebie. Według zagadki wróciłaś tu. Mieszkałaś tu kiedyś? – zapytał, a wszystkie oczy były skierowane na mnie.

Czułam się osaczona. Czy oni się nie mylą? A może to jednak prawda? Czuję się jak w jakimś filmie. Może to ukryta kamera? Na co ja liczę, przecież mówią śmiertelnie poważnie, nie wymyśliliby tego na poczekaniu. Muszę im uwierzyć na słowo. Jeśli to jest ze mną powiązane, pomogę im. Pierwszy raz od dawna poczułam się ważna. Znajdę sobie przyjaciół, nie będę samotna w szkole. Wystarczy im tylko uwierzyć, jest wiele plusów. Sama lubię zagadki i kryminały, więc czemu nie? No dobra, wchodzę w to.

– Nie, nie mieszkałam. Urodziłam się w Warszawie – odpowiedziałam, bawiąc się palcami.

– A może twoja rodzina stąd pochodzi? Nie wiesz? – zapytała Marta.

– Nie wiem. Musiałabym zapytać ciotek, ale wątpię, że mi powiedzą. Nie lubią rozmawiać o moich rodzicach. To drażliwy temat.

– Dlaczego? Co jest z twoimi rodzicami? – zaindagował Damian, poprawiając kucyka.

Szczerze? Nie chciałam odpowiadać. Nie chcę usłyszeć suchego ,,przykro mi”, to brzmi tak nieszczerze. Nie lubię o tym rozmawiać, podobnie jak cioteczki. Jednak oni byli ze mną bardzo szczerzy. Muszę się odwdzięczyć szczerością, aby mi w pewien sposób zaufali i nie mieli mnie za podłą szantażystkę.

– Nie żyją, zginęli w katastrofie lotniczej. Miałam dwa latka – odpowiedziałam cicho, patrząc                    w podłogę

Nie powiedzieli nic. Przez moment była niezręczna cisza – wolałam ją od tych całych kondolencji. Kilka minut nie odzywaliśmy się, gdy Leo odkaszlnął.

– No dobrze. Kolejny wyraz to ,,sobowtór” tu wiadomo chodzi o ciebie. Następny Jowita, chodzi               o nią, o jej sobowtóra. Potem ,,wyjaśnienie”, możliwe, że łączy się to z ,,pamiętnikiem”. Chodzi o to, iż w pamiętniku może być wyjaśnione, dlaczego jesteście identyczne. Anita, mówiłaś, że brakuje jednego pamiętnika. Który to był? – zapytał rudowłosą.

– Pamiętnik z numerem sześć. Czyli, analogicznie rzecz biorąc, pamiętnik wyjaśnia sprawę sobowtóra, jest w nim kolejna zagadka i zapewne znajduję się na jakimś strychu. Tylko jakim? – zapytała Anita, marszcząc brwi.

– Może chodzi o mój strych? Zamieszkałam w używanym, starym domu. Skoro zagadka jest o mnie, myślę, że może chodzić o mój strych – stwierdziłam pewnie.

– No jasne! Masz rację. Dobra jesteś. Tylko pamiętaj, nikt nie może się dowiedzieć. Dyskrecja przede wszystkim. Możesz podpytać ciotki, ale zrób to umiejętnie, dobra? – zapytała śmiertelnie poważnie Marta, na co kiwnęłam potwierdzająco głową.

Wtem zadzwonił mój telefon. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie ciotki Narcyzy. Szybko odebrałam, uprzednio, przepraszając towarzyszy.

– Gdzie ty  jesteś?! W tej chwili do domu! Czy ty masz w ogóle poczucie czasu, Nino Serafin! Widzę cię tu za dziesięć minut! – wrzask ciotki był tak głośny, że po pierwszym zdaniu oddaliłam telefon od ucha.

– Dobrze, dobrze. Za moment będę – odparłam, chcąc ją uspokoić.

Wtem uświadomiłam sobie, że na sto procent nie zdążę tam w dziesięć minut. Ciotka mnie nie wypuści z domu, pewnie zabierze telefon. Nie pomogę nowym znajomym. Co mam zrobić?

– Czy znacie drogę na ulicę Słowackiego w niecałe dziesięć minut? Inaczej już mnie nie zobaczycie – rzekłam zdenerwowana.

– Nie dojdziesz tam na piechotę w tak krótkim czasie, nie ma opcji. Jednak ktoś tu jest na skuterze               i może cię podwieźć – powiedziała ze znaczącym uśmiechem Anita, patrząc na Leo.

– Że ja? No nie wiem – odparł rozbawiony blondyn.

– Leonidasie Ryglewicz, odwiezieź tę pannę, inaczej z zagadki nici! – krzyknęła Marta, na co chłopak podskoczył niczym poparzony.

– No dobrze. Tylko nie bij – powiedział, po czym parsknął śmiechem – Chodź, Nino Serafin. Dojedziesz tam szybciej niż w dziesięć minut.

Poszłam za chłopakiem w stronę wyjścia. Na dworze było o wiele cieplej. Blondyn chwycił ode mnie książki i wsadził do kufra na rzeczy.

– Czytasz te romansidła? Te dwa czytała moja mama. Nigdy nie zapomnę tego płaczu – rzekł, wyciągając z kieszeni kluczyki.

– Nie, to nie moje. Miałam wypożyczyć dla cioci. Myślę, że by się dogadały z twoją mamą – zażartowałam, przeczesując dłonią ciemne włosy.

– Możliwe. Załóż kask, tylko bez zbędnego gadania, bo cię nie zabiorę – niechętnie chwyciłam nakrycie głowy i założyłam je.

Chłopak wsiadł na skuter. Poklepał miejsce za sobą, zachęcając mnie do wejścia na maszynę. Szybko to zrobiłam, przypominając sobie o wyznaczonym czasie. Chłopak odpalił skuter, a ja, aby nie spaść, objęłam go w talii. Lekko się zarumieniłam przez tą bliskość, jednak szybko o tym zapomniałam, obserwując budynki w nowym miejscu zamieszkania. Już po kilku minutach byłam pod domem, uprzednio mówiąc chłopakowi, który to. Maszyna zatrzymała się, a ja zeszłam z niej. Blondyn podał mi książki.

– Dziękuje za podwózkę, Leonidasie – uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka i parsknęłam śmiechem.

– Nie ma za co, Nino. Do zobaczenia wkrótce – również się uśmiechnął, wykręcił i odjechał.

Spojrzałam w telefon. Zostały dwie minuty. Pobiegłam w stronę drzwi wejściowych. W ganku zdjęłam buty. Na korytarzu zastałam ciotki. Narcyza trzymała stoper w ręku.

– Zdążyłam! Nie mam szlabanu! – powiedziałam uradowana, tańcząc taniec szczęścia, ciotka Cyzia prychnęła i odeszła.

– Kochanie, nie rozwścieczaj bardziej ciotki. Panowie nam pomogli z pudłami. Pomożesz mi rozpakować w kuchni? – zapytała łagodnie.

– Oczywiście, ciociu. Proszę, masz tu książki – podałam jej przedmioty – Nie było ,,Do zakochania się jeden krok”, ale reszta była.

– To dobrze. Tę książkę poleciła mi Hala i myślę, że była słaba. Ona czyta strasznie płytkie książki. Rozpakowałyśmy już paczki. Ciotka poszła do łazienek. Na koniec zostawimy sypialnię.

Pokiwałam głową, uśmiechając się do kobiety. Lubiłam te jej opowieści z przyjaciółkami w roli głównej. Kiedyś wyzywała którąś na cmentarzu, do dziś wspominamy to ze śmiechem. Poszłam           za nią do kuchni,  gdzie stały cztery duże kartony. Podeszłam do tego z napisem ,,NACZYNIA”                 i chwyciłam mniejsze pudełko z talerzami. Ciotka wskazała mi szafkę, w której będą się znajdować                            i rozpoczęłam układanie, było ich dość sporo, bo w kartonie jest dość dużo takich pudełek.

– Mhm… ciociu? – zapytałam, chcąc wcielić plan w życie.

– Tak, słoneczko? – zaindagowała blondynka układając jedzenie do lodówki.

– Tak się zastanawiałam. Bo my bardzo unikamy tematu rodziców. Wiem, że nie lubicie o nich rozmawiać, ale chciałabym się czegoś o nich dowiedzieć. Chociaż trochę – poprosiłam, robiąc minę szczeniaczka, która działała w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach moich próśb.

– Ja… – ciotka zrobiła minę, czyli walczyła sama ze sobą – Na razie o tym nie mówmy. Porozmawiamy kiedy indziej – zbyła mnie.

– Ale ciociu, proszę. Tylko jedno pytanie, dobrze? – poprosiłam po raz kolejny, na co niechętnie pokiwała głową.

– Jakie było panieńskie nazwisko mojej mamy? – zapytałam po chwili zastanowienia.

To pytanie to była najbezpieczniejsza opcja. Podczas podróży skuterem przemyślałam kilka spraw. Wiem, że ojciec jako brat moich ciotek na pewno mieszkał w Warszawie. Skoro jestem tak podobna do Jowity, to przecież wiadomo, że musiała być ze mną spokrewniona. Jeśli dowiem się, jakie było nazwisko mojej matki, spróbuje poszukać coś tutaj. Możliwe, że kiedyś tu mieszkała albo stąd się wywodzi. Nie mam pewności, ale zawsze warto spróbować.

– Miała na nazwisko Molenda – wyszeptała ciotka Irmina, po czym głośno westchnęła.

Zadzwoniło mi w uszach. Pojawiły się mroczki przed oczami. Opadłam na krzesło, chcąc się uspokoić. Czyli moje podejrzenia się sprawdziły. Jowita jest ze mną spokrewniona i to blisko skoro ma to samo nazwisko co moja mama. Wszystko zaczęło układać się w logiczną i spójną całość. Poczułam falę gniewu. Dlaczego ciotki mi nie powiedziały? Czułam się jakbym była w bańce mydlanej, nasączonej od kłamstw, która właśnie pękła. Zacisnęłam pięści.

– Ciociu Narcyzo! – wrzasnęłam, tak aby mnie usłyszała  – Mamy do pogadania!

Kobieta po kilku minutach się pojawiła. Moje palcepobielały od zaciskania. Zgrzytnęłam zębami i wzięłam głęboki oddech. Ciotki usiadły obok siebie przy stole, a ja naprzeciwko nich.

– Długo zamierzałyście mnie okłamywać? – zapytałam przez zaciśnięte zęby.

– O co ci chodzi, Nino? – zapytała dumnie Narcyza, lecz na jej twarzy mignął cień przerażenia.

– O to, że moja matka pochodzi z tego miasta. O to, że wyglądam identycznie jak Jowita Molenda.  O to, że nie mówicie mi o rodzicach – mój gniew przerodził się w smutek, oczy mi się zaszkliły,                 a łzy zaczęły powoli płynąć.

Nie chciałam słuchać ich pustych wyjaśnień. Siedziały w osłupieniu, a ja pobiegłam z płaczem                  na górę. Postanowiłam iść na strych. Może znajdę pamiętnik? Pewnie zastanawiacie się, skąd wiedziałam, jak poruszać się po domu? Ciotki już w maju pokazywały mi zdjęcia, a ja od razu chciałam się nauczyć, jak wygląda, żeby potem nie mieć kłopotów. Wbiegłam do pomieszczenia. Wytarłam łzy rękoma i zobaczyłam mnóstwo rupieci. To znaczy, że dom nie był na sprzedaż,                bo strych byłby pusty. Czyli, że dom należał do mojej rodziny? Dlaczego żyję w kłamstwie? Szperałam po rzeczach. Znalazłam kilka pamiętników mojej mamy, ale nie zamierzałam ich czytać, gdyż nie po to tu przybyłam. Nie wiem, ile mi to zajęło czasu, jednak w końcu się udało. Upragniony dziennik z numerem sześć został odnaleziony! Wertowałam kartki, szukając imienia Jowita. Po jakimś czasie odnalazłam wpis.

23.08.1973

Jowita opowiedziała mi dziś zadziwiającą historię. A mianowicie w jej rodzinie ciąży gen, przez który co drugie dziecko jest do siebie niemal identyczne. Mówię serio! Pokazała mi zdjęcie swojej babki i wyglądały jak bliźniaczki. Nie mogę uwierzyć, że się tym ze mną podzieliła! Myślę, że nasza przyjaźń bardziej się pogłębiła – stajemy się bratnimi duszami. Analogicznie rzecz biorąc jej wnuczka, będzie łudząco podobna do niej. Niesamowite… a tak poza tym….

Dalej nie czytałam. Tyle powinnam wiedzieć. Wtem zauważyłam wystającą kartkę w dzienniku. To musiała być kolejna zagadka! Nagle usłyszałam kroki. Schowałam dziennik z powrotem do pudła               i odwróciłam się w drugą stronę. Osoba podeszła do mnie i dotknęła w ramię.

– Przepraszam – usłyszałam głos ciotki Narcyzy – To ja kazałam Irminie nie mówić ci o rodzicach. Ja… nie chciałam, żebyś smuciła się przeszłością. Nino, posłuchaj. Miałaś racje twoja matka i jej rodzina pochodzi stąd. Pojechała na studia do Warszawy, a tam poznała twojego ojca. Mieszkała           w tym domu, który jak będziesz pełnoletnia, będzie należał do ciebie. Przykro mi, że tak wyszło. Chciałam ci powiedzieć, ale boli mnie wspominanie o twoich rodzicach. Sama zachęcałam ich                do tego wyjazdu, żeby się odprężyli. Nie chcieli cię zostawiać, ale po mojej namowie pojechali. Jeszcze raz przepraszam, że to przed tobą ukrywałam – rzekła ze łzami w oczach.

Przytuliłam ją mocno. Teraz to zrozumiałam. Ona cały czas dusi w sobie uczucia. Obwinia się                 za śmierć moich rodziców. Nie mogę się na nią obrażać. Nie pomyślałam, co ona musiała czuć. Czasami wstydzę się swojego zachowania. Jestem zbyt wybuchowa. Ciocia była tak zamknięta                 w sobie, dlaczego z nią nie porozmawiałam? Bo nie wiedziałam.  Teraz wiem i już nigdy nie będzie jak przedtem.

***

Obudziły mnie promienie słoneczne. Co wczoraj jeszcze zrobiłam? W miłej atmosferze razem                   z cioteczkami dokończyłyśmy rozpakowywanie. Sięgnęłam po telefon. Odpaliłam Facebooka                                i zobaczyłam zaproszenie do grona znajomych od Leo Ryglewicz. Przyjęłam zaproszenie, dodając potem Anitę, Martę i Damiana. Uśmiechnęłam się lekko i postanowiłam się ubrać. Wybrałam białą bluzkę na ramiączka i ciemne dżinsowe spodenki z wysokim stanem. Włosy splątałam w wysokiego kucyka i założyłam czerwoną bandamkę na głowę. Znów chwyciłam telefon, wypatrując wiadomości od Mai. Chciałam dowiedzieć się jak po wczorajszej imprezie. W zamian za to otrzymałam wiadomość od Marty.

Marta: Hej, chcesz się dziś spotkać? Wiesz coś?

Ja: Tak, chcę. Mam nowe i odlotowe wiadomości. Gdzie i o której?

Marta: 13:30 w parku.

Ja: Okej, będę.

Podekscytowana zeszłam na dół. Cioteczek nie było w domu, były już w pracy. Postanowiłam zrobić sobie śniadanie. Zjadłam jajecznicę. Po skończonym posiłku zauważyłam, że wybiła jedenasta.              Nie wiedząc, co robić, poszłam na strych i chwyciłam dziennik. Zeszłam na dół, do swojego pokoju  i wyciągnęłam kartkę. Była na niej napisany wierszyk.

Tam wiedza zostaje nabyta,

Kto nie błądzi ten pyta,

Piętnaście stóp od wrót wielkich,

Może nie za bliskich, ale nie dalekich.

Przeczytałam tekst jeszcze kilka razy. Dobra. W pierwszej części chodzi o szkołę. Drugiej nie                          za bardzo rozumie. W trzeciej chodzi o drzwi wejściowe, piętnaście stóp od nich znajduję cię zagadka. Pewnie w ziemi. Sądzę, że drugi i czwarty wers jest niepotrzebny. To tylko dopełnienie całości. Skoro mam tyle czasu to przejdę się pod szkołę. Wyszukałam w internecie ile centymetrów ma jedna stopa i pomnożyłam razy piętnaście. Wyszło czterysta pięćdziesiąt siedem przecinek dwa, czyli jakieś cztery i pół metra. Wzięłam plecak, zapakowałam wodę, trochę pieniędzy, pamiętnik                   z zagadką, małą łopatę  i miarkę. Wpisałam do telefonu szkołę. Okazało się, że są dwie – gimnazjum i podstawówka. Podstawówka była starsza, więc to do niej się udałam, za pomocą nawigacji. Spacerowałam, oglądając krajobrazy. Szłam bardzo długo. W końcu dotarłam do głównej ulicy – Alei Wyzwolenia. Po jakimś czasie dotarłam też pod szkołę. Muszę przyznać, była dość imponująca jak na pomniejsze miasto. Na szczęście była otwarta – pewnie nauczyciele mają dyżury. Podeszłam do drzwi, odmierzyłam miarką wyznaczoną długość i zaczęłam kopać. Dołek miał już prawie metr,  a nie nic nie znalazłam. Prawie straciłam nadzieję, gdy nagle poczułam jak łopatka, uderza w coś twardego. Wyciągnęłam to szybko. Okazała się, że to szklana butelka. Była tak brudna, że nie było widać, co się w niej znajduje. Otworzyłam ją. W środku był rulonik z kartką. Uśmiechnęłam się                  z satysfakcją i schowałam go do plecaka. Nagle usłyszałam krzyk zza okna.

– Co ty tu robisz?! – krzyknęła jakaś nauczycielka.

Musiałam działać szybko. Zakopałam dołek i biegłam. Całe ręce miałam brudne, bluzka nadawała się do wyrzucenia, ale zrobiłam to. Miałam zagadkę! Biegłam, póki nie oddaliłam się                                        na wystarczającą odległość. Wpisałam w Internet ten cały park. Był daleko, a ja byłam zmęczona tym biegiem. Jakimś wybitnym sportowcem to ja nie byłam. Pani w szkole nigdy nie chciała mi postawić piątki z wychowania fizycznego. Głupia piłka lekarska. Postanowiłam pójść do najbliższego sklepu. Gdy weszłam, zobaczyłam, że jest łazienka, więc powędrowałam w jej stronę. Wyczyściłam ręce, kolana, plamę na policzku i to, co dało się z bluzki. Jednak i tak się nie nadawała. Kupiłam sobie loda cytrynowego. Poszłam w stronę tego parku. Dlaczego nie wzięłam roweru? Byłabym dziesięć razy szybciej! Przejdź się – mówili, będzie fajnie – mówili (proszę wyczuć sarkazm). Gdy nareszcie doszłam do upragnionego celu, wybiła godzina trzynasta piętnaście. Powędrowałam do ładnej altanki. Usiadłam i zaczęłam przeglądać komórkę. Wtem usłyszałam kaszlnięcie. Przede mną stała uśmiechnięta Marta, popijająca jakiegoś energetyka. Nigdy mnie                     do nich nie ciągnęło, sam zapach wzbudzał we mnie wymioty.

– Cześć, widzę, że ciotka cię nie zabiła? – zapytała z rozbawieniem.

– Jak widać, nie. Jestem żywa i gotowa na rewolucje – odparłam jej, po czym parsknęłyśmy śmiechem.

– Jak tam romantyczna przejażdżka z naszym blond Romeo? – zapytała,  poruszając sugestywnie brwiami.

– Nijak, znam go jeden dzień. Dziewczyno, szanujmy się – odpowiedziałam, kusząc się                                         na prychnięcie, lecz tego nie uczyniłam.

– Spokojnie, tylko pytam. Nie ma szczęścia do dziewczyn – westchnęła – Kiedyś, na pierwszej randce, na jego dziewczynę wylała się farba. Albo kilka miesięcy temu zarywał do jakiejś, ona zgrywała niedostępną, a gdy w końcu byli razem to się przeprowadziła. Albo… – nie dokończyła, bo ktoś jej przerwał.

– Serio nie macie o czym rozmawiać, tylko gadacie o mnie? Musisz być taką paplą, siostra? – zapytał Leo, wywracając oczami, nawet nie zauważyłam, kiedy się pojawił.

– Jesteście rodzeństwem?

– Przyrodnim. Nie chciałabym mieć wspólnych genów z kimś takim – rzekła nadal rozbawiona Marta, wskazując z niechęcią na blondyna.

– A ja nie chciałbym być spokrewniony z tym niedorozwiniętym dzieckiem, które udaje, że jest nowoczesne, bo pije energetyki – odpysknął jej oschle.

Myślałam, że się pokłócą. Co jak co,  Leo powiedział prawdę, jednak trochę za ostro. Marta tylko wzruszyła ramionami. Widocznie krytyka innych nie bardzo ją obchodziła. Znaczy, tylko udawała, że ją nie obchodzi. Wiadomo, taki mechanizm obronny przed cierpieniem. Ciszę przerwał inny głos.

– Hejaszka! – krzyknęła wiecznie tryskająca energią Anita, trzymając swojego chłopaka, Damiana za rękę – Nino, co ci się stało z bluzką?

– Właściwie to długa historia. Może zacznę od początku…

I opowiedziałam im, co się wczoraj oraz dzisiaj wydarzyło. Wybuchli głośnym śmiechem,  uciekając od nauczycielki. Sama też się śmiałam, ale wtedy byłam przerażona.

– Podsumowując, w twojej rodzinie co drugie dziecko to klon poprzedniego, twoja mama pochodzi  z Pilawy, Jowita jest twoją babcią i znalazłaś zagadkę na strychu, rozwiązałaś ją i odnalazłaś kolejną? – zapytał Damian z podziwem.

Lekko się zarumieniłam i kiwnęłam głową. Nie lubiłam, kiedy ktoś mnie chwalił. Sama nie wiem czemu czułam się zakłopotana i nie wiedziałam, co powiedzieć. Wyciągnęłam z plecaka butelkę                i ostrożnie wyciągnęłam rulonik.

– Uwaga, czytam ostatnią zagadkę.  Co to jest? – na kartce były jakieś dziwne kreski i kropki.

– Daj – rzekła Marta, wyrywając mi kartkę z dłoni, ta to jest bezpośrednia – To alfabet Morse’a.

.

– Już mam! Zrobiłam! Ekipa, jedziemy do Trąbek! – wykrzyczała Marta z uśmiechem na ustach.

***

Okazało się, że Trąbki są bardzo blisko Pilawy. Damian zadeklarował się, że jego mama ich podwiezie. Miała siedmioosobowy samochód, więc się zmieścili. Zagadka mówiła o Trąbkach, pierwszej miłości, miejscu spotkania i podała cyferki. Wysadzono ich na parkingu kościelnym.

– Przyjeżdżam po was o szesnastej! – powiedziała miła mama Damiana.

Kiwnęliśmy głowami. Tylko co z zagadką? Jesteśmy w Trąbkach, ale nie wiem, gdzie może być skarb.

– Już wiem! Anita, pamiętasz jak twoja babcia pisała w pamiętniku o tym, że Jowita pokryjomu spotykała się tu z chłopakiem z wrogiej rodziny? Opisała kilka miejsc, gdzie się spotykali. Z tego, co pamiętam, spotkali się pod starą hutą – rzekł Damian, szczerze mówiąc, to nie spodziewałam się takiego przebłysku inteligencji z jego strony.

– Masz rację! Że też na to nie wpadłam! – dziewczyna pocałowała go – No to idziemy na starą hutę.

– Pamiętam też, że spotykali się za cmentarzem – rzekła skupiona Marta.

– A ja, że na samym końcu Trąbek – dopowiedział Leo.

– Czekajcie, coś mi tu nie pasuje. Te cyfry, one muszą coś oznaczać – rzekłam, poprawiając kucyka.

– Ale co? – zapytała Anita, odpowiedziałam jej ciszą – No właśnie, pójdźmy w te miejsca. Może coś nam się rzuci w oczy? Podzielmy się na grup… – nie dokończyła, gdyż ktoś jej przerwał.

– Już wiem! Te cyfry oznaczają współrzędne! To nie będzie żadne z tych miejsc tylko… – blondyn wpisał cyferki do telefonu – To będzie tutaj, na tej polance obok parkingu! – krzyknął uradowany Leo.

Pobiegliśmy w tamtą stronę. Chłopak wskazał dokładne miejsce i razem z Damianem zaczęli kopać. Byłam podekscytowana. Nagle dotarli do czegoś. Damian wyciągnął pudełko. Podał je Anicie, a ta je otworzyła. W środku była jakaś kartka. Uniosłam brwi – czyżby kolejna zagadka? Rudowłosa otworzyła kartkę i przeczytała:

– Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście. Pozdrawiamy Lila i Jowita – gdy wymówiła te słowa, zmarszczyła brwi.

Parsknęłam śmiechem. Tyle poszukiwań na marne? Nie wierzyła, że nieżyjące już babcie zrobiły ich w konia. Na początku twarze jej przyjaciół wyrażały gniew. Jednak po chwili też wybuchli śmiechem.

– Widocznie skarb to satysfakcja. Jednak cieszę się, że się z wami zaprzyjaźniłam. Dzięki tym zagadkom tak się stało. Z początku chciałam znienawidzić Pilawę. Nie lubię zmian, ale ta wyszła mi na dobre. Polubiłam ją, ma piękny park, odlotowe sklepy, a nawet kebab. Dowiedziałam się,                                   że rodzina mojej mamy stąd pochodzi, kto wie, może ktoś jeszcze żyje. Nie sądziłam, że własna babcia zrobi mi taki żart. Serio, myślałam, że to coś wartościowego. A tu takie coś. Może wygrałam przyjaźń? Wiem, jak to śmiesznie brzmi, ale muszę jeszcze powiedzieć trzy ważne słowa: Kocham  Cię,  Pilawo.

                                                                 ****

  6. Igor Kierzkowski                                                                                                                                       klasa VIII B                                                                                                                                                                                                                             Publiczna Szkoła Podstawowa                                                                                                                                         w Trąbkach

                                      Dzień, który zmienił wszystko –  opowiadanie

Ze snu wyrwał mnie odgłos dudniącego deszczu. Cieszyłem się z tego, gdyż nie spałem              za dobrze .Usiadłem na łóżku, było wilgotne . Rozejrzałem się po moim schronie. Nie był on jakoś specjalnie przytulny . Był to kamienny bunkier z łóżkiem, stołem, dwoma krzesłami i niedziałającą już żarówką, znajdujący się dwa metry pod ziemią. Na ścianie była drabinka prowadząca nas do włazu zewnątrz.  Próbowałem przypomnieć sobie, dlaczego właściwie tutaj jestem. Mgliste wspomnienia, kiedy to na Pilawę najechały niemieckie czołgi. A może były one radzieckie – pomyślałem Nie miało to większego znaczenia, bo czyjekolwiek były te czołgi, zrównały mój dom z ziemią.            W momencie, kiedy zobaczyłem, że się zbliżają, próbowałem jeszcze pobiec,  obudzić brata, zabierając  po drodze parę drobiazgów. Przeliczyłem swoje siły. Nim czołgi otworzyły ogień, zdążyłem go tylko obudzić. Po chwili nasz dom przeszył wstrząs. Wybiegliśmy na dwór i podążaliśmy                   do schronu w szopie. Wtedy pocisk spadł niedaleko mnie. Upadłem ogłuszony eksplozją. Leżałem zasypany ziemią i słyszałem tylko szum. Mój brat podniósł mnie i zaczął prowadzić do szopy.           Po tym, jak weszliśmy do środka, zatrzasnął drzwi, złapał mnie za rękę i powiedział na tyle głośn, bym go słyszał:

  -Wejdziesz do schronu a ja pobiegnę i wezmę z domu coś do jedzenia, zanim oni miną ulicę Szarych Szeregów.

 -Nie -odparłem –  idę z Tobą .

-Wykluczone, obiecałem rodzicom się Tobą opiekować i dotrzymam słowa –krzyknął.

– Ale …- próbowałem go przekonać.

– Nie ma żadnego ale, a teraz wchodź do środka – rzucił, otwierając właz.

Stwierdziłem, że nie ma co się dłużej spierać, więc posłusznie począłem zagłębiać się w mrok panujący na dole. Kiedy dotknąłem podłogi i spojrzałem w górę, zobaczyłem zatroskaną twarz mojego brata.  

-Tylko niczego tutaj nie zepsuj – powiedział, tylko on w takich momentach mógł silić się na żarty – jeśli nie wrócę do rana, spróbuj się stąd wydostać a potem znaleźć schronienie.

– Ale postaraj się jednak wrócić – odparłem, z trudem powstrzymując łzy.                                                    – Obiecuję, że jeszcze się zobaczymy.     

– Słowo ?   

– Słowo harcerza braciszku – rzekł Daniel, zamykając właz.

Jeszcze przez chwilę słyszałem, jak idzie i otwiera drzwi szopy, a potem jego kroki utonęły w ryku dział i karabinów. Teraz już sobie przypomniałem. Przeszło mi przez myśl, że może być już rano, a Daniel nie wrócił. Poczułem ukłucie w żołądku. 

– Co jeśli on nie żyje? Nie jest głupi, uciekł gdzieś – pomyślałem.                                                                 Doszło do mnie, że nie ma sensu dłużej tu siedzieć, bo na dworze jest zupełnie cicho, nie licząc kapania kropel deszczu. Zacząłem wspinać się na metalowe stopnie. Kiedy dotarłem do włazu, popchnąłem go do góry, ale ani drgnął. Przeraziłem  się, że w najgorszym wypadku stoi na nim czołg, ale napierałem mocniej i właz zaczął się podnosić. Na sam koniec odepchnąłem go jeszcze silnym machnięciem i wyjrzałem na zewnątrz. Okazało się, że szopa prawdopodobnie też dostała, bo to jej szczątki leżały na włazie. Ale najgorszy widok roztaczał się dalej. Mojego domu i całej przecznicy przy ulicy Wojska Polskiego nie było. Na gruzach mimo deszczu wciąż płonął ogień, kłęby dymu unosiły się wysoko ku niebu, po którym przelatywał właśnie szwadron Luftwaffe. Rozejrzałem się jeszcze dookoła, by upewnić się, że w pobliżu nikogo nie ma, zarzuciłem koszulkę na głowę, żeby odciąć się od deszczu i wyszedłem na kawałek mokrej, zwęglonej trawy, która była niegdyś moim podwórkiem. Słońce wyłaniało się już zza horyzontu. Więc Daniel nie wrócił – pomyślałem, tłumiąc ból w sercu – czas zrobić to, o co prosił. Pomyślawszy o tym, ruszyłem ku wschodzącemu słońcu.   

                                                                ****                         

  • Natalia Korgól                                                                                                                  klasa VII

„Grajek”

 Maria pochodzi z ubogiej rodziny. Jest siedemnastoletnią jedynaczką, więc brakuje rąk do pracy na roli. Mieszka w domu swojej ciotki Jadwigi, bo jej ojciec w 1914 roku poszedł na  wojnę,                    a matka zmarła, gdy miała kilka lat. Bardzo tęskni za ojcem, a nie widziała go blisko cztery lata.

Jedyną rzeczą, jaka utrzymuje ją przy życiu, jest jej pasja. Po tym, jak ojciec Tadeusz wybrał się w bój, weszła na strych. Znalazła tam starą gitarę i pospiesznie wykonane notatki dziadka.                 Od tamtej pory codziennie ćwiczyła zmiany akordów i proste bicia z zapisek jej przodka.

Teraz, gdy Wielka Wojna ma się ku końcowi, jest miejscowym wirtuozem. Wychodzi na ulice Pilawy, jej małej ojczyzny, i wykonuje swój własny repertuar. Z drobnych monet, które otrzymuje za grę na gitarze, utrzymuje siebie i ciotkę. Jadwiga w głębi duszy jest dumna z Marii, lecz nie daje tego po sobie poznać, aby nie zgasić zapału dziewczyny.

Pewnego listopadowego dnia Maria jak zawsze udała się na ten sam przydrożny kamień razem ze swoją gitarą. Nie lubiła, gdy jest zimno, a listopad nie był jej ulubionym miesiącem. Wsunęła czapkę z owczej wełny na głowę, zdjęła rękawiczki i położyła swoje chłodne palce na gryfie. Zawiał lekki wiatr, gdy zagrała pierwsze dźwięki patriotycznej melodii dla wzmocnienia serc ludności. Życie jakby nagle zatrzymało się na kilka uderzeń serca. Powozy zaprzężone w konie wydawały się jechać wolniej, dzieci grające w piłkę na pobliskim podwórku przestały krzyczeć i z ciekawością wyglądały zza płotu, a pył, który unosił się w całym  tym zgiełku opadał wolniej i pozwalał unosić się przez listopadowy wiatr.

Dla Marii było to normalne, ale tym razem coś poszło inaczej. Nie potrafiła obudzić się z   tego transu przez chłopaka, który przeszedł tuż obok niej. Aż pomyliła melodię, jednak rumieniec wstydu skrył się za jej kasztanowymi lokami. Młodzieniec niósł jakiś przedmiot zawinięty w płótna. Dziewczyna zrobiła kilka wdechów i opanowała się. Przecież tyle razy widywała przeróżnych ludzi! „Głupiutka jesteś.” – zgoniła samą siebie.

***

Następnego dnia  rano postanowiła opowiedzieć o tajemniczym chłopaku ciotce, gdy rozległo się pukanie do drzwi .
– Kto tam? Wstąp! – zawołała naraz kobieta.
Drzwi skrzypnęły, a w progu pojawił się nieznajomy z ulicy.
– Niech będzie pochwalony, przepraszam za najście…
– A ktoś ty? – przerwała mu Jadwiga. Była dość niecierpliwa.
– Nazywam się Stanisław, Stanisław Jastrzębiec. – odparł pospiesznie. – Ja tu tylko przejazdem             na kilka dni. Czy w tej izbie mieszka Panna z Gitarą?
– Powiedzmy. A po coś przyszedł? – zapytała zaintrygowana ciotka i rzuciła Marii znaczące spojrzenie.
-Wczoraj zostawiłaś rękawiczki na kamieniu. Tam, gdzie dawałaś koncert. – gość zwrócił się              do dziewczyny i wyciągnął z płaszcza zaginione fanty.
– To jak Maryśka, to twoje? – zaśmiała się kobieta.
– Ja… Tak, to moje. Przepraszam za kłopot. – zerwała się z krzesła, by odzyskać zguby.
       Jak mogła być tak nierozważna! Ma szczęście, że problem szybko się rozwiązał, bo gdyby ciotka dowiedziała się, że dziewczyna zgubiła rękawiczki na dobre nie dostawałaby obiadu przez tydzień. Nie zdążyła usiąść na swoje miejsce, gdy Jadwiga donośnym głosem zawołała:
– Spocznij młodzieńcze. Za dobry czyn dostaniesz miskę rosołu. Nie próbuj odmawiać!
       Stanisław nie wiedząc, co czynić, nieśmiało podszedł do stołu i usiadł naprzeciwko Marii.
Ciotka zniknęła w kuchni, a między młodymi zaistniała niezręczna cisza. Dziewczyna gniotła materiał spódnicy, a gość wodził wzrokiem po kątach. W końcu odważył się przemówić.
– Pięknie grasz – spojrzał jej w oczy. Ona, zawstydzona sytuacją, zdołała wyksztusić tylko słowa podziękowania.
– Kto nauczył cię tak sprawnych i śmiałych dźwięków? – zagadywał dalej.
– Ja sama, znaczy od dziadka. Nie on mnie nauczył, tylko z notatek, znaczy..
– Rozumiem. – przerwał jej lekko rozbawiony jej zakłopotaniem. – Ja też potrafię grać, wiesz? Nawet mam własną gitarę.
– Mógłbyś mi coś zagrać? – poprosiła zachwycona nowiną dziewczyna.                                                                 – Na mojej gitarze – stanął  przy drzwiach. Przyniosę.
– No dobrze, skoro ładnie prosisz. – puścił oczko do panienki, która nie mogła powstrzymać śmiechu. Zaczął wysokimi dźwiękami D duru i A duru. 
       Była to skoczna przyśpiewka biesiadna, której Maria nie znała jeszcze. Chwilę wsłuchiwała się w ciepły męski głos, a kiedy zapamiętała melodię, położyła dłonie na biodrach i wprawiała w ruch falbany długiej do łydek spódnicy. Robiła to coraz śmielej oraz świetnie się przy tym bawiła. Stanisław także był zachwycony tańcem, a później śpiewem Marii w refrenie. Rozpuszczone loki skakały razem z podskakującą dziewczyną. Gdy zabawa trwała w najlepsze, okazało się, że Jadwiga stoi w progu kuchni i wszystkiemu się przygląda.
-No no, koniec figli. Już niosę zupę! – powiedziała, opierając się o otwarte drzwi.
       W jednej chwili Stanisław przerwał grę, a Maria zatrzymała się w pół obrotu. Obydwoje lekko zakłopotani usiedli na swoje miejsca, a gospodyni przyniosła gorący rosół  i  postawiła   przed  chłopakiem.                                                                                                 
– Opowiadaj młodzieńcze, co sprowadza cię do Pilawy? – zagadnęła Jadwiga.
-Wracamy z wojenki, szanowna pani. – od razu odpowiedział, połykając posiłek.
-A dokąd to Bóg prowadzi? – tym razem to Maria zadała pytanie.
-Do Żelechowa. Mieliśmy z naszym oddziałem od razu kierować się tam, lecz zapasy jadła się skończyły i trud podróży męczy. – powiedział. – Wasza Pilawa była na szlaku.
-Widzę, że na wojence zamiast walczyć, tyś grał na gitarze! – Jadwiga roześmiała się na głos.
-Walczyłem, a jak! Ale żeby nam nudno nie było, byłem grajkiem. – opowiadał w trakcie jedzenia. – Prawie umiem na mojej klaczy jechać i grać, ale boję się o gitarę.
– Patrz, Maryśka, jak żeście się dobrali. Para grajków. – ciotka założyła ręce na piersi.
       Stanisław dokończył rosół i wstał od stołu.
– Bardzo dziękuję za gościnę, pani gospodyni. Pyszna zupa – skinął Jadwidze  w cichej  podzięce . – – Muszę iść, bo się o mnie martwić będą. Do zobaczenia, Marysiu!
– Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy… – Maria posmutniała. – I niech ci Bóg wynagrodzi za przyniesienie rękawiczek!
       Młodzieniec ucałował Marię w policzek, jeszcze raz podziękował ciotce za gościnę, po czym wyszedł mocno, zamykając drzwi. Dziewczyna dyskretnie obserwowała przez małe okienko, jak odchodzi. A potem spłonęła rumieńcem.

– Ciociu, ale nie widziałam go już trzeci dzień z rzędu! – rozpaczała Maria – A może coś mu się wydarzyło?
– Ty zawsze od razu panikujesz. – w spokoju zaczęła sprzątać. – Daj chłopakowi trochę spokoju, on ma swoje życie.
– A co jeśli poszedł do innej? – posmutniała jeszcze bardziej.
– Nie wiem. – spojrzała Marii w oczy. – Nie wiem, dziecko.

Maria wzięła gitarę, czapkę oraz rękawiczki i poszła na ten sam kamień, co zwykle. Usadowiła się wygodnie, upewniła się, że rękawiczki leżą w widocznym miejscu i popłynęła wśród własnych myśli i smutnej melodii. Zawsze grała według swojego humoru, muzyka była dla niej jak wyżalenie się komuś bliskiemu. Dzisiaj wszyscy wydawali się tacy weseli, tacy zabiegani. Jednak Marii nie udzielał się ten nastrój. Cały czas martwiła się o Stanisława. Takich chłopców to ze świeczką szukać! Z rozmyślań wyrwała ją pewna kobieta, która rzuciła jej pod nogi monetę.
– To na weselszą piosnkę. Trzeba się cieszyć! – powiedziała głośno kobieta. – Jesteśmy wolni! Piłsudskiemu się udało!
Maria nie rozumiała ani słowa. Co się udało? Jaki jest powód do świętowania?
– Przepraszam, ale co się stało? – zapytała dawczynię monety.
-Ty jeszcze nie wiesz? Odzyskaliśmy niepodległość! – wrzasnęła kobieta wraz z okrzykami szczęścia ludzi w tłumie na drodze. – Zapamiętajmy ten dzień!
-Niech żyje jedenasty listopada! – krzyczał tłum. – Wiwat Piłsudski!

Maria nie dowierzała. Szczęście w nieszczęściu. Naprawdę odzyskali wolność, po tylu latach niewoli. Jednak miała mieszane uczucia, bała się o grajka z wojenki. W pewnym momencie zobaczyła oddział żołnierzy siodłający swoje konie. Nie zwracając uwagi na instrument w rękach, pobiegła do nich tak szybko, jak umiała.
– Chłopcy! – krzyczała do nich w biegu. – Chłopcy!
-Spójrzcie cóż za piękność przybyła do nas. – odezwał się jeden z żołnierzy.
– Jest z wami Stanisław? – zapytała zmachana.
– Jastrzębiec? Stasiek Jastrzębiec? – odpowiedział pytaniem na pytanie inny chłopak.
– Tak! Czy on z wami jest? – dopytywała Maria.
W jednym momencie cały oddział zdjął czapki i wszyscy spuścili głowy.
– Stasiek ogląda oblicze Boga. – usłyszała cichy głos gdzieś ze środka grupy.
– Dwa dni temu napadli go zbójcy pod lasem. – dopowiedział inny.
       Maria myślała, że zemdleje. Nie, to nie mogła być prawda. Jej grajek żyje, on musi żyć. Błąka się na swojej klaczy po polach i łąkach. Zaraz przyjedzie do panny z gitarą i wspólnie zatańczą. Jednak prawda była inna.
– Wskakuj panno na konia. – poklepał siodło swojego konia jeden z żołnierzy. – Zmówisz pacierz, tylko tak teraz można mu pomóc.
– A co z gitarą? Poza tym słabo jeżdżę konno… – głos łamał jej się z każdą sekundą, a łzy mimowolnie spływały po rumianych policzkach.
– Ja wezmę, ty jedź. – młody żołnierz wziął od niej pamiątkę po dziadku, a ona sama wdrapała się na wierzchowca i  ruszyli w drogę. 
– Jesteśmy na miejscu. – powiedział cicho żołnierz, z którym jechała na koniu. Pomógł jej zejść z konia i trzymał w tali, bo jej własne nogi odmówiły posłuszeństwa.
-Stasiu! – wykrzyknęła, gdy zobaczyła małą mogiłę pod lasem z wbitym drewnianym krzyżykiem. Upadła na kolana zaraz obok grud ziemi, a z oczu popłynęły jej łzy.
-Mój Stanisław.. Co mu się stało? Kto mu to zrobił?! – dziewczyna zaczęła szlochać.
-Napadli go zbójcy. – powiedział poważnym tonem chłopak za nią. – Pobili, zabrali odzienie i  zostawili na pastwę mrozu. Znaleźliśmy go dokładnie w tym miejscu, gdzie jest jego grób. Był ledwo żywy i opowiedział nam o wszystkim.

Maria była zrozpaczona. Kto mógł w tak nieludzki sposób potraktować tak dobrodusznego młodzieńca? Wzięła gitarę od jednego z żołnierzy i położyła przy grobie.
-Stasiu… – powiedziała do mogiły, jakby chłopak mógł ją usłyszeć. – Weź ten instrument ode mnie i graj dla Pana Boga jak najlepiej umiesz… Byłeś dzielny, spisałeś się na wojence… Obiecaj mi, kiedy na mnie przyjdzie czas, stój razem ze świętym Piotrem w Bramie Niebios i   zagraj dla mnie… Żegnaj.

Żołnierze zaczęli odmawiać modlitwę Ojcze Nasz z wtórem szlochu dziewczyny pogrążonej   w żałobie. Niektórzy także ocierali łzy.

-Niech żyje jedenasty listopada. – powiedziała, łkając.

                                                          ****

  • Małgorzata Prasuła – laureatka

Klasa VIII                                                                                                                                                  Publiczna Szkoła Podstawowa

Im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego

w Gocławiu

                                                       BYŁ TAKI ROK…

    Rok 1919. Chłodny, deszczowy październik. Niebo nieustannie było spowite ciemnymi chmurami, które uniemożliwiały promieniom słonecznym ogrzanie ziemi i ludzi na niej mieszkających. Liście z drzew już dawno opadły, a zwierzęta już od dawna gromadziły zapasy na zimę lub szykowały się, aby zapaść w sen zimowy.

    Pomimo nieprzychylnej pogody dla wielu młodych pilawian był to szczególny dzień, który miał  zmienić ich życie w najbliższych miesiącach.

   To właśnie tamtego dnia miały rozpocząć się pierwsze zajęcia w ponownie otwartej szkole w Pilawie. Dla osób mieszkających w tak małej miejscowości było to coś niezwykłego, a przede wszystkim niespodziewanego. Jednakże wszyscy się cieszyli z tego powodu, gdyż dar nauki to najpiękniejszy dar, jaki można podarować drugiemu człowiekowi.

   Od samego rana w powietrzu unosiła się napięta atmosfera. W skromnych domach matki przygotowywały swoje dzieci do szkoły, a ojcowie szykowali wyprawkę szkolną. Stan finansowy nie powstrzymywał opiekunów młodzieży przed wydaniem ostatnich oszczędności na nowe, schludne ubranie, czy też pomocnych narzędzi.

    Dzieci przeżywały ten czas różnie. Młodsi wspólnie spotykali się jeszcze przed wyjściem             do szkoły, myśląc o tym, co będą robić w szkole. Inni smucili się, ponieważ nie chcieli opuszczać swoich rodziców, pomimo tego, że szkoła znajdowała się zaraz obok ich miejsca zamieszkania. Jeszcze inni cieszyli z powodu rozpoczęcia się  nowego rozdziału w ich młodym życiu.

     Nie tylko w domach młodych pilawian trwały pilne przygotowywania. W kolejowej szkole trwały podobne obrządki jak w innych domostwach. Młode nauczycielki – Zofia Krynicka oraz Marta Dębowska od samego świtu szykowały sale lekcyjne, aby młodzież miała jak najlepsze warunki           do nauki. W powietrzu unosiła się woń wilgotnego powietrza, które wlatywało do sal przez uchylone okna, starych podręczników do algebry oraz paru kwiatów, porozstawianych w najróżniejszych miejscach.

   Zmęczona Zofia Krynicka oparła się jedną ręką o stół, sapiąc ze zmęczenia. Po dwóch godzinach roznoszenia różnych przedmiotów po szkółce, zarówno ona jak i jej towarzyszka były wyczerpane. A czekało ich jeszcze wiele pracy tego dnia.

– Myślisz, że to już wszystko? – Marta zwróciła się do swojej bliskiej znajomej.

– Raczej tak. Mogłyśmy jednak poprosić kogoś o pomoc, to było za dużo jak na moją formę– zaśmiała się Zofia, a druga nauczycielka parsknęła śmiechem. Nastała krótka cisza.

– Nie starczy ławek dla wszystkich uczniów. Będzie tutaj uczęszczać ponad sześćdziesięcioro dzieci, a ławek mamy zaledwie kilkanaście – mruknęła Marta.

– To zajęcia będą się odbywać na podłodze – odpowiedziała optymistycznie Zofia. – Ważne, żeby młodzież mogła się czegoś nauczyć i nieważne w jaki sposób – dziewczyna zamyśliła się chwilę. – Poproszę Aleksandra, żeby zrobił jeszcze kilkanaście ławek.

Marta spojrzała na Zofię zdziwiona. Mąż Zosi – Aleksander – był najbardziej pracowitym i dobrotliwym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek dane było jej spotkać. Jako zawiadowca stacji Aleksander miał ręce pełne roboty, a mimo to razem z innymi pilawianami  poświęcał swój czas wolny na wykonywanie ławek oraz zapewnianie lepszego sprzętu dla szkoły.

– Twój mąż zrobił i tak już wystarczająco dużo – rzekła Maria. Jej wypowiedź zabrzmiała  ostrzej niż tego chciała. – Nie musi się tak poświęcać. Może to wam przysporzyć różnych problemów.

– Ależ to żaden problem ani dla niego, ani dla mnie! W tej sytuacji liczy się dobro innych, a nie nasze – odpowiedziała.

Zofia odchyliła delikatnie głowę do tyłu i oddychała głęboko. Powietrze w pomieszczeniu było stanowczo za zimne.

– Pamiętaj, że w szkole najważniejsi są uczniowie. Ta maksyma powinna przyświecać nam przez cały czas, gdy będziemy tutaj uczyć – powiedziała Zofia, siląc się na poważny ton wypowiedzi. – Dlatego musimy zamknąć okna, aby żadne dziecko nie zachorowało na zapalenie płuc, szkarlatynę lub jakieś inne paskudztwo – dodała, na co Marta kiwnęła głową na znak, że się zgadza ze swoją przyjaciółką.

    Nie minęło nawet kilkanaście minut, a zza drzwi frontowych zaczęły dobiegać pierwsze, dziecięce głosy oraz odgłosy pukania do drzwi.

– Czas zacząć przygodę! – powiedziała podekscytowana Zofia i zaczęła iść w stronę drzwi,                    aby otworzyć pukającym.

– Wydaje mi się, że ekscytujesz się tym bardziej niż nasi przyszli uczniowie –  Marta uśmiechnęła się.

– Nawet by mnie to nie zdziwiło – uśmiechnęła się promiennie Zofia, stojąc przy drzwiach. Wzięła głęboki wdech oraz powoli otworzyła drzwi. Widok dzieci w różnym wieku – od najmłodszych pięciolatków do najstarszych nastolatków- niezmiernie ją uradował. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jej twarzy.

– Dzień dobry! Wchodźcie, wchodźcie, nie stójcie na zewnątrz, podczas gdy szaleje taka wichura – mówiła szczęśliwa Zosia, a jej koleżanka przypatrywała się jej z rozbawieniem oraz tak jak ona witała dzieci szerokim uśmiechem.

    Gdy uczniowie zdołali pomieścić się w jednej sali, Zofia rozpoczęła od powitania.. Wiedziała jednak, iż młodsi pilawianie nie należą do osób cierpliwych, więc nie chciała przedłużać swojej wypowiedzi.

– Witamy was wszystkich na oficjalnym otwarciu naszej nowej, pilawskiej szkoły! Zapewne jesteście podekscytowani nie mniej niż ja. Wszakże zaczynacie naukę jako pełnoprawni uczniowie w wolnej Polsce! Liczę, że podczas zajęć będziecie w pełni poświęcać się nauce, aby w przyszłości godnie reprezentować Pilawę i naszą niepodległą Ojczyznę.

     Marta i Zofia nie mogły opanować uśmiechów, które  pojawiły się na ich ustach. To był początek czegoś nowego czegoś wielkiego, co dało  początek edukacji w Pilawie.

                                                                     ****

  • Tomasz Trzeciak                                                                                                                     klasa VIII                                                                                                                                                         Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                                                                   w Pilawie

                                               Takie miejsce

               Było sobie kiedyś pewne miejsce. Z dala od ludzkich spojrzeń rozwijało się tam życie. Poranna rosa osiadała na delikatnych kępkach traw, a popołudniowy deszczyk muskał kruche liście drzew. W powietrzu unosił się słodki zapach mchu. Wieczorem można było usłyszeć ciche szepty drzew poruszonych ciepłym powiewem wiatru. Kiedy nadchodziła noc, flora kładła się spać, a spod leśnej pierzyny wychodziły zwierzęta. To tam wilki miały przyjemność rozmowy z księżycem. To tam mały koziołek uczył się chodzić, a żubr paradował niczym leśny król po miękkim dywanem utkanym z liści. To właśnie tam ptaki zdobywały sławę po leśnej scenie.

     Pewnego dnia młody rycerz księcia Konrada podróżował polskimi duktami do rodzinnego miasta w Prusach. Opadała już poranna mgła, a słońce powoli wychylało się z za horyzontu, kiedy ciężkie powieki opadały ze zmęczenia. Ogarnął go twardy sen, a myśli zaczęły wspominać twarde walki z Tatarami. Mijały sekundy, minuty i godziny. Nagle Xawerego obudził wystrzał z wyimaginowanej armaty. Otworzył oczy i spostrzegł, że koń chyba zboczył z trasy lub to, co widzi jest dalej snem. Pomyślał, że jeżeli istnieje boski raj, wygląda właśnie tak, jak to miejsce. Zszedł ze swojego rumaka i z niedowierzaniem dotknął szorstkiej powierzchni ogromnego dębu. Zamknął jeszcze raz  i otworzył duże ze zdziwienia oczy, ale piękny krajobraz nie znikł. To nie mógł być sen. W tym momencie poczuł się wolny. Czuł, że w tej leśnej enklawie nie może spotkać go nic złego. Kilka tygodni później z Prus przybyła jego rodzina i znajomi. Oni też nie kryli zachwytu nad otaczającą naturą.

– To wymarzone miejsce na osadę – wołali.

– Musimy wyciąć drzewa i zbudować domy. Nie będziemy przecież nocować pod gołym niebem, to może być niebezpieczne oraz zbliża się zima.

– Macie rację – odrzekł Xawery – nie możemy wiecznie spać w szałasach.

– Tylko skąd weźmiemy narzędzia ? – zmartwił się brat byłego rycerza.

– Niedaleko stąd za dwoma polanami i świerkowym borem jest dwór, w którym mieszka dziedzic,  myślę, że chętnie ich nam użyczy – odrzekł Xawery.

Obaj ruszyli w drogę. Wraz z zachodem słońca dotarli do celu.

– Dzień dobry ! – krzyknął Xawery do niemłodego już, lekko przygarbionego mężczyzny.

– Witam ! W czym mogę Panom służyć ? – zapytał z grzecznością, uchylając delikatnie słomiany kapelusz wypalony słonecznym blaskiem.

– Potrzebujemy pilawy do wycięcia drzew – odrzekł łamaną polszczyzną Hansel

– Pilawy ?! A cóż to takiego ?!

– Chcemy wyciąć drzewa, z których zbudujemy nasze domy – odrzekł Xawery

– Piły, potrzebujecie piły! – roześmiał się służący i pośpiesznie ruszył w kierunku starej już, drewnianej stodoły.

– Proszę, nam na razie nie są potrzebne, niech wam dobrze służą.

– Szczęść wam Boże – podziękowali przybysze.

Bracia pożegnali się ze staruszkiem, a w ramach wdzięczności podarowali mu figurkę Ea, boga rzemieślników i artystów, którą Xawery przywiózł z wojny.

Wczesnym rankiem następnego dnia nowi mieszkańcy nazwanej od tej pory żartobliwie „Pilawy” pracowali w pocie czoła, karczując kolejne drzewa. W mgnieniu oka, w miejscu, gdzie nie istniało nic oprócz leśnej tajemnicy, pojawiły się niewielkie zabudowania, tworząc nową osadę. Z czasem powstawały pola, na których złociła się pszenica i srebrzyło żyto.  Na zielonych pastwiskach pasło się bydło i konie wykorzystywane do pracy w polu.

Z każdym rokiem przybywało mieszkańców, którzy zaintrygowani opowieściami o tym niezwykłym miejscu, chętnie do niego przybywali i zauroczeni, zostawali już na zawsze. Mijały lata,               a z nimi kolejne pokolenia pilawian rosły w siłę. Miejscowość intensywnie się rozwijała . Stała się ważnym przystankiem na szlaku handlowym, dlatego podjęto działania w kierunku budowy żelaznej kolei. Wieczorami, kiedy cichł zgiełk i milkły głośne rozmowy, nad Pilawą unosiło się już tylko echo ciężko pracujących rzemieślników. W końcu, po długim okresie oczekiwania, nastąpiło otwarcie Nadwiślańskiej Żelaznej Kolei. Wraz z nią powstał duży dworzec oraz rampy przeładunkowe. Pilawa nie była już enklawą, lecz nieodłączną częścią Europy. Z pobliskiej huty szkła, kunsztowne bombki, kryształowe szkło, trafiało do najpiękniejszych pałaców w Europie.  W następnych latach powstała wieża ciśnień, która dostarczała wodę do gospodarstw oraz parowozownia. Od tej pory Pilawa stała się kluczowym węzłem kolejowym na szlaku do Lublina. Dzięki kolei nastąpił jej intensywny rozkwit. Przybywa ludności, którzy napływają, szukając zatrudnienia, powstają nowe domy, różne sklepiki oraz małe zakłady rzemieślnicze. Nadeszły jednak ciemne chmury, a wraz              z nimi widmo nadchodzącej wojny. Działania zbrojne podczas I wojny światowej niosły ze sobą znaczne zniszczenia terenów. Zubożała ludność opuszczała zniszczone domostwa i emigrowała           za Wisłę. W wyniku działań wojennych Pilawa zostaje zajęta przez Niemców, którzy na masową skalę rozpoczęli grabież i  wyrąb okolicznych lasów. Pomimo tych nieszczęść wieś otoczona malowniczymi lasami, nie daje się podeptać. W okresie dwudziestolecia międzywojennego odbudowuje się na nowo. Powstają liczne zakłady, między innymi zakład chemiczny, powstaje tartak, rozpoczyna się rozwijać działalność spółdzielcza. Powstaje pierwsza szkoła kolejowa, która początkowo liczy tylko dwie klasy. Pilawa zaczyna tętnić życiem, powstają nowe organizacje, zostaje powołana Ochotnicza Straż Pożarna. Jej powołanie było następstwem licznych pożarów, jakie wybuchały           w zwartej zabudowie budynków mieszkalnych i gospodarczych krytych słomą. Jednak spokój mieszkańców Pilawy nie trwa długo. Wybuch II wojny światowej spędza sen z oczu pilawskiego społeczeństwa. Ponownie muszą się zmierzyć z tragedią narodową, ponownie pojawia  się strach, niepewność, ból i cierpienie. Pilawa staje do walki z okupantem. Rozwija się konspiracja, która, niestety jest przyczyną wielu aresztowań. Mieszkańcy są świadkami wielu bezpośrednich walk, które oddziały AK przeprowadziły na terenie Pilawy, między innymi akcja pod Lipówkami, w której I drużyna Oddziału Partyzanckiego odbiła więźniów aresztowanych pod zarzutem zamachu na starostę oraz wielu innych działań przynoszących chwałę naszym żołnierzom. Okres II wojny światowej to okres wielu zniszczeń, ale przede wszystkim to ogromne straty ludności. Ale Pilawa przetrwała. Lata powojenne to ogromne zmiany w jej wyglądzie. Miejscowość podnosi się z gruzów. Zaczęto budować nowe ulice, modernizować ulice stare, zostaje zmodernizowana elektryfikacja. Powstają Pilawskie Zakłady Farb i Lakierów „Polifarb”, Oddział Remontowy PKS, Państwowe Zakłady Zbożowe i wiele innych znaczących zakładów, które dają zatrudnienie wielu mieszkańcom. W okresie powojennym coraz bardziej spadała w Pilawie liczba osób utrzymujących się                       z pracy na roli. Napływało wiele nowej ludności, zaczęła się wielka rozbudowa Pilawy. Powstała Zbiorcza Szkoła Gminna, której podlegały szkoły  z okolicznych miejscowości. Z czasem swoją działalność podjęło również przedszkole. Znaczny rozwój oraz wzrost liczby ludności przyczyniły się do tego, że 1 stycznia 1984 roku po ok 155 latach istnienia Pilawa otrzymała prawa miejskie.  Od tej pory rozwija się nasze miasto, roztaczając przyjazną aurę dla mieszkańców, daje nam poczucie bezpieczeństwa i przynależności do kawałka ziemi na świecie.

                     I tak Pilawa z lasów się „wywodzi”. Rozwijała się i upadała. Rozkwitła tu sztuka, nauka i kultura, ale również nastąpił rozwój gospodarczy, system władzy. Każde miasto jest wyjątkowe. Ma swoje indywidualne cechy i snuje ciekawe opowieści o sobie, ludziach, którzy je tworzyli. Każda historia jest jednocześnie wyprawą w nieznane, ku źródłom naszej cywilizacji, jej osiągnięciom i porażkom. 

                                                         ****

10.Franciszek Wawer                                                                                                                         VIII B                                                                                                                                                                     Publiczna Szkoła Podstawowa

w Trąbkach

                                                         Opowiadanie

            Jan siedział na ławce, czekając na pociąg. Jego dwaj koledzy już dawno wyjechali
z Pilawy – tej niewielkiej miejscowości, będącej ważnym ośrodkiem komunikacyjnym między Warszawą a Lublinem, a w dalszej perspektywie – Lwowem. Była to jego pierwsza podróż
do Warszawy. Po niespełna paru minutach oczekiwania zakomunikowano, że pociąg wjedzie na tor przy peronie dziesiątym. Jan nie napotykając większych trudności, dotarł do peronu,
a następnie wsiadł do pociągu. W pociągu okazało się, że jest tylko jedno wolne miejsce – obok podróżnego, który z wyglądu był rówieśnikiem Jana. Młodzieniec usiadł więc obok nieznajomego             i postanowił umilić sobie podróż, czytając książkę. Jego sąsiad wywołał poruszenie, mówiąc:

– Naprawdę chce Ci się to czytać?

– Czemu pytasz? – odparł Jan ze złością.

– Gdyż jest to bardzo nudna książka.  Fabuła jest bardzo przewidywalna.

– Mnie się podoba – chciał zakończyć rozmowę Jan.

– Jestem Tomasz – nagle przedstawił się nieznajomy.

– Bardzo mi miło. Na imię mam Janek.

Resztę drogi chłopcy spędzili na rozmowie. Okazało się, że obaj bardzo chętnie korzystali              z niedawno wybudowanej w Pilawie biblioteki, która zawierała bogaty zbiór książek przekazany przez małżeństwo Państwa Krynickich. Obaj cenili czas spędzony z ciekawą lekturą, co zaowocowało bardzo dobrym przygotowaniem do lekcji. Ponadto, obaj lubili przechadzać się po parku                 w Pilawie, który był piękną ozdobą tej miejscowości.

– Jak to możliwe, że wcześniej nie spotkaliśmy się – dziwił się Jan. Obaj przecież ukończyliśmy tę samą siedmioklasową szkołę powszechną. Uczyła nas ta sama nauczycielka – Pani Zofia Krynicka.

Chłopców wiele łączyło. Mieli podobne zainteresowania. Obaj również chcieli zapisać się do Ochotniczej Straży Pożarnej. Wkrótce zostali dobrymi przyjaciółmi.

Wszystkie plany i marzenia przerwała II wojna światowa. Ich rodzinna Pilawa tak jak
i wiele innych miejscowości była bombardowana przez Luftwaffe. W 1939 roku podczas jednego z bombardowań  została ciężko ranna Pani Zofia Krynicka – długoletnia nauczycielka Jana I Tomka. Wkrótce zmarła. Wszyscy mieszkańcy Pilawy żegnali drogą im osobę. Pani Zofia spoczęła                       na cmentarzu w Trąbkach.

Zanim do Jana i Tomka dotarła nota mobilizacyjna, kraj został pochłonięty przez dwóch okupantów. Razem postanowili walczyć o odzyskanie niepodległości. Plan udał się dzięki człowiekowi, którego nazywano „Majorem”. Był on łącznikiem pracującym w jednej z fabryk zajętych przez Niemców. Znajomość z nim nawiązał Jan.

– Panie Majorze, chciałbym, aby dołączył do nas mój kolega – Tomek. Posiada on umiejętności, które bardzo pomogą w naszej sprawie.

– Dobrze, przyprowadź go jutro – zgodził się Major.

Następnego dnia przyjaciele przyszli razem. Major chętnie powitał Tomka
w szeregach PPP. Na początku młodzieńcy brali udział w akcjach  dywersyjnych. Później,
gdy okazało się że są niezwykle uzdolnieni matematycznie oraz mają umysły analityczne, zaczęli pomagać jako kryptolodzy.

            Po zakończeniu II wojny światowej, Tomek i Jan chcieli wrócić do normalnego życia. Czasy były zbyt niebezpieczne, aby ujawnić swoją przeszłość i wykorzystać swoje umiejętności. Obaj znaleźli więc zatrudnienie na kolei.

W tym czasie Pilawa zmieniała się. Rozbudowano powstałą w 1923 r. prywatną fabrykę chemiczną Zygmunta Budrewicza. W latach 1959 – 1963 powstawała fabryka Farb i Lakierów, która była największą inwestycją Pilawy.

Przyjaciele, jak zawsze chętni, aby służyć Ojczyźnie, zapisali się do Solidarności,
w której działali do końca swojego życia. Pracowali także ciężko na kolei w Pilawie – swojej małej ojczyźnie.

                                                    ****

11.Zofia Wilczek -laureatka                                                                                                                    klasa VIII

Publiczna Szkoła Podstawowa

w Puznówce

           Historia Ochotniczej Straży Pożarnej w Pilawie

Puznówka to mała wieś, w której ludzie cieszyli się z tego co mieli. Dzieci spędzały czas na świeżym powietrzu, wszystko toczyło się we własnym tempie. Było tak do czasu wielkiego pożaru, który zniszczył wiele pięknych domostw w spokojnej wiosce.
             Jest marzec roku 1925, dwa miesiące po tym wydarzeniu. Z inicjatywy m.in.: Mikołaja Szelega, Andrzeja Bylinki, Ignacego Santorka powstała Ochotnicza Straż Pożarna w Puznówce.
            Życie toczy się dalej, tym razem pod czujnym okiem strażaków. Pilawa nie miała jednak takiego szczęścia. Odbudowę OSP zaczęli dopiero w lecie 1944 roku, po wycofaniu Niemców. A dzięki Andrzejowi Górskiemu straż zyskała nowy samochód marki „Opel”. Mieszkańcy wiele rozmawiali i cieszyli się z powrotu swoich bohaterów.
– Bardzo się cieszę, że strażakom udało się znów stanąć na nogi, prawda, Olu?
– Też tak myślę, a ty, Aleksandrze, o czym tak myślisz cały dzień?
– Zastanawiam się… nie, to nie jest dobry pomysł, zapomnijmy.
 – Nie wstydź się! Powiedz, wiesz, że jestem bardzo ciekawa.
 – Myślałem o założeniu Młodzieżowej Drużyny Pożarniczej.
 – To świetny pomysł, chętnie bym dołączyła, jeśli coś takiego udałoby się zorganizować. Powiedz o tym pomyśle panu Andrzejowi.
– Masz rację, chyba tak zrobię.
I tak powstała Młodzieżowa Drużyna Pożarnicza na czele z Aleksandrem Włastowskim. Lata mijały, a 19 kwietnia 1965 roku zespół wziął udział w zawodach pożarniczych w Warszawie, gdzie zajął I miejsce. Zastęp długo świętował zwycięstwo. Strażacy urządzili zabawę, na którą zaprosili wszystkich członków drużyny.
– Oleńko, nie wierzę, że udało nam się wygrać, tak bardzo się cieszę! – krzyknął Aleksander, przytulając przyjaciółkę.
– Tak, ja też, ale w przeciwieństwie do ciebie od początku wiedziałam, że nam się uda.
            Przez kolejne lata straż pożarna i młodzi ochotnicy pomagali Pilawie, Puznówce i innych sąsiednim wioskom jak tylko mogli, aby wszystkim żyło się lepiej.
            Kolejnym wielkim wydarzeniem było oddanie do użytku Domu Strażaka w 1975 roku. Członkowie OSP uczestniczyli w pielgrzymce na Jasną Górę, która odbyła się 4 maja 1991 roku.
            Pewnego dnia w domu strażaka było tylko kilku członków, nie było żadnej pełnej grupy, która mogłaby wyruszyć na pomoc. Jednak uruchomił się alarm, był on bardzo poważny. Strażacy nie wiedzieli, czy poradzą sobie sami. Mieli obawy, ale bezzwłocznie ruszyli na pomoc. To był pożar, paliły się już cztery piętra zniszczonej kamienicy. W budynku byli jeszcze ludzie, co skomplikowało sytuację. Część grupy zajęła się wyprowadzaniem ludzi z płomieni. Pozostali zaczęli gasić ogień, nie było to łatwe, ponieważ samochód miał już swoje lata. Użyli wszystkich możliwości do zniwelowania płomieni. Wszystkich ludzi bezpiecznie udało się wyprowadzić budynku. Jednak nie wszystko poszło po myśli strażaków. Wąż kilka razy się zacinał, co utrudniało strażakom szybkie zgaszenie pożaru. Jednak po kilkunastugodzinnej misji wszystko się udało. Nie było żadnej ofiary, z czego najbardziej cieszyli się strażacy. Po zbadaniu miejsca zdarzenia okazało się, że w jednym z mieszkań zapaliły się zasłony. Po akcji strażacy szczęśliwie wrócili do siedziby. Tam czekał na nich komendant, na początku był zły, że wyruszyli na misje bez pełnego składu, później jednak wszystkich uściskał i pogratulował im. Ogromnie się cieszył, że strażakom nic się nie stało i tak skutecznie poprowadzili misję, pomimo wszystkich zakłóceń. Aby uczcić powodzenie misji, wszyscy członkowie zagrali w przyjacielską partyjkę szachów, bardzo to lubili.
            W 2003 Burmistrz Miasta i Gminy Pilawa Albina Łubian zrobiła ogromną niespodziankę strażakom. Ze środków budżetu Gminy i Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska kupiła nowy samochód bojowy. W bardzo dużym stopniu ułatwiło to strażakom pracę. Od tej pory mogli wykonywać wiele akcji pożarniczych z dużo większą precyzją i szybkością. A od dnia 29 czerwca 2004 roku Ochotnicza Straż Pożarna w Pilawie została przyłączona do Krajowego Systemu Ratowniczo – Gaśniczego. 
            To właśnie tak potoczyła się historia Ochotniczej Straży Pożarnej w Pilawie. Ludzie, którzy do niej należeli, pomogli wielu mieszkańcom. Zawsze będziemy o tym pamiętać, że z własnej woli narażali życie dla naszego bezpieczeństwa.

                                                              ****

12. Natalia Zawada   laureatka

Klasa VIII

Publiczna Szkoła Podstawowa

w Puznówce

                                       WSPOMNIENIAPRZYRODZINNYM STOLE

Pewnej majowej niedzieli rodzina spotkała się, by zjeść obiad.

 -Witam wszystkich – gospodyni ucałowała gości. – Za chwilę przyniosę pierwsze danie. Siadajcie do stołu.

 – Ostatnio przeglądałem stare zdjęcia. Ach, ile lat minęło…westchnął dziadek.- A jak to było z parafiami na terenie gminy Pilawa?

Babcia od razu włączyła się do dyskusji. Jej wiedza dotycząca tej tematyki jest ogromna.

   – 9 X 1920 r. rozpoczęły się prośby o urządzenie kaplicy w Trąbkach. Zabiegał o nią biskup Henryk Przeździecki – powiedziała seniorka rodu.

 Ciocia dodała, iż ksiądz Franciszek Cieśliński został wybrany na organizatora kaplicy. Urządzenie budynku trwało trzy miesiące. Jednak Cieśliński postanowił opuścić stan duchowny: ,,dnia 24 VII 1921 r. zawiadomił, że udaje się do Stolicy Apostolskiej o zwolnienie od obowiązków kapłańskich.” Powinności kapelana przejął ksiądz Władysław Ambrożewicz, a następnie Wojciech Niemer.

  – Parafia Trąbki powstała 3 II 1924 r., a w jej skład weszły m.in.: Osada Czechy i Trąbki z parafii Garwolin, Pilawa z parafii Osieck oraz Wygoda  z parafii Parysów-

– oznajmiła babcia.

– To prawda, a w 2000 r. liczyła ona 3790 mieszkańców! Należały do niej: Trąbki, Poschła, Puznówka, Lipówki, Wygoda i Osada Czechy- powiedział wujek.

Po chwili podano obiad, lecz dyskusja nadal trwała.

Ksiądz Eugeniusz Zalewski zainicjował powstanie parafii w Pilawie. ,,Erygował ją dnia 8 grudnia 1981 r. Biskup Jan Mazur, ordynariusz diecezji siedleckiej, czyli podlaskiej, na mocy dekretu  z 3 grudnia tego roku.” Franciszek Geniusz budował kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Kodeńskiej w latach 1978-1981.

 – A wiedzieliście, że arcybiskup Luigi Poggi z Rzymu w VI 1978 r. poświęcił kamień węgielny? – spytał dziadek.

 – Naprawdę? To bardzo interesujące – powiedział zaciekawiony wnuczek.

Dodatkowo babcia wspomniała o tym, że w parafii działają kółka różańcowe, schola dziecięca i młodzieżowa oraz powstałe w 1998 r. Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych zwiększono wyposażenie kościoła: wykonano nową chrzcielnicę w prezbiterium i ołtarzu głównym, a także schody i chodnik wokół kościoła. ,,Należy także wspomnieć, że w zachodniej części miejscowości, w rejonie dawnego cmentarza ewangelickiego, został założony przy dużym wsparciu naczelnika B. Mazka – cmentarz parafialny.

 – Bardzo dużo dowiedziałam się o historii naszej parafii. Wielu z tych rzeczy nie wiedziałam – rzekła wnuczka.

 – Przy następnym spotkaniu opowiemy ci o szkolnictwie w Pilawie. Na pewno spodoba ci się ten temat – powiedziała babcia, kończąc jeść pyszną szarlotkę. Po chwili rodzina skończyła biesiadowanie i udała się na spacer.

                                                      ****

13.Zuzanna Żołądek  -laureatka                                                                                                                 klasa VIII                                                                                                                                            Publiczna Szkoła Podstawowa w Puznówce

Magia wspomnień

             Święta Bożego Narodzenia są wyjątkowym czasem. Nie tylko dlatego, że każde dziecko dostaje górę prezentów i może się nimi pochwalić w szkole, ale z powodu wielu rodzinnych uroczystości. Jedną z nich są imieniny mojego pradziadka Piotra, który z dnia na dzień czuje się coraz młodziej. Nie jestem zwolenniczką długich, rodzinnych spotkań, ale postanowiłam, że dla człowieka liczącego ponad sto lat zrobię wyjątek.                                                                 

   Gdy dotarliśmy na miejsce, spojrzałam na mojego brata. Maciek zerkał cały czas na telefon. Nawet nie zauważył, że dotarliśmy na miejsce!                                                   

   Zadzwoniliśmy do drzwi i po chwili w progu stanął siwy, pomarszczony mężczyzna z szarą brodą i zapraszał nas serdecznie do środka. Pradziadek Piotr zawsze przyjaźnie witał członków rodziny. Także i nas uściskał mocno i wręczył mnie i Maćkowi papierowy banknot, mówiąc:                                                                                             

   – A to na cukierki!                                                                                    

   Wszyscy zasiedli przy wielkim, drewnianym stole i rozpoczęła się pogawędka o sprawach politycznych i dotyczących zmian w dzisiejszym świecie. Mnie nie interesowały poruszane tematy, więc od razu sięgnęłam po telefon. Brat poszedł w moje ślady i rozpoczął walkę z wirtualnymi przeciwnikami. W pewnej chwili babcia zakończyła swój długi monolog i powiedziała do nas z wyrzutem:                                            

   – A może oderwiecie się na chwilę od tych urządzeń i porozmawiacie z nami? Karolino, Maćku!  Nie przyjechaliście tutaj przecież, aby grać na waszych telefonach. Spojrzałam na gości z niewinną miną.                                                                                               

   – Rozmawiam właśnie z moją przyjaciółką o najnowszej piosence nowej gwiazdy muzyki pop. Zrozumcie! Muszę się podzielić z kimś moimi wrażeniami!- odpowiedziałam, chowając telefon do kieszeni, aby nie wywoływać niepotrzebnej dyskusji.         

   – Kiedy ja byłem w waszym wieku, to na terenie całej Pilawy było tylko kilka telefonów – odpowiedział pradziadek, nakładając sobie niewielką porcję ziemniaków na talerz. Starszy człowiek bardzo lubił wspominać dawne czasy. Niekiedy zdarzało się, że jego historie trwały tak długo, iż wszyscy siedzieli na kanapie z lekko przymkniętymi oczami, aby pokazać, że uważnie słuchają. Wiedząc, że jubilat rozpoczyna wspominanie swoich przeżyć, Maciek podniósł oczy znad ekranu i szybko wyłączył  telefon.                                                                             

   – Skoro nie było komórek, to jak porozumiewałeś się, pradziadku, z innymi mieszkańcami gminy?- zapytałam staruszka.                                                                                                      

   – Odpowiedź jest bardzo prosta.  Listy. Dzięki nim mogłem rozmawiać ze wszystkimi ludźmi – odpowiedział.- Pamiętam, jak w jednym z listów od wujka Edka z Trąbek dostałem fotografię wielkich kominów. Była to Huta ,,Czechy”. Mogę ci się pochwalić, że w latach sześćdziesiątych ja razem z rodzicami mieszkaliśmy w bloku, który wybudowany został specjalnie dla pracowników zakładu. Do dziś pamiętam figurę św. Jana Nepomucena.

   – Kim on był?- zainteresował się Maciek.  

   – Był on patronem hutników i szklarzy. Nie wiedziałeś o tym?                                  

   – Słyszałem o nim kiedyś, ale wydaje mi się, że bardziej interesuję się sportem niż nauką – zawstydził się mój brat i ze zniecierpliwieniem wpatrywał się w pradziadka.    

   – Wiesz, że ja też kiedyś należałem do klubu sportowego? To było w 1946 roku, kiedy nauczyciel Aleksander Gerlach założył Klub Sportowy LZS ,,Burza”. Byłem mistrzem gry w piłkę nożną – rozmarzył się pradziadek.                                                                  

   –  Aż trudno mi wyobrazić sobie ciebie, tato, jak biegniesz za piłką i strzelasz do bramki przeciwnika! – zaśmiał się dziadek Zbyszek.                                                                  

   – Lata lecą nieubłaganie, ale pamięć mnie jeszcze nie zawodzi! – odpowiedział pradziadek, łapiąc się pod boki i śmiejąc się wniebogłosy.                                                            

   – Pradziadku! A co z historią kolei? Zawsze ciekawiło mnie to, jak przebiegały prace nad budowaniem tak wielkiego odcinka kolejowego?- zapytałam.                                      

   – Z opowiadań mojego taty zapamiętałem, że budowa rozpoczęła się w końcu 1874 roku. Zbudowano drewniany dworzec, murowaną parowozownię i wieżę ciśnień. Pracowano nad nią prawie cztery lata, gdyż około roku 1878 Drogą Żelazną Nadwiślańską przejechał pierwszy pociąg-towarowo pasażerski. Nie było mnie wtedy jeszcze na świecie, ale czuję się tak, jakbym widział to niezwykle wydarzenie- wspominał jubilat, spoglądając tajemniczym wzrokiem na zebranych gości. Wszyscy wsłuchani byli w opowieść starszego człowieka.                                                                             

   – Wiecie co najbardziej zapadło mi w pamięć?- zagaił pradziadek. – Nadanie praw miejskich naszej kochanej Pilawie! Pamiętam jakby to było wczoraj. Po naszej małej wiosce rozeszła się wieść o tym, że Gminna Rada Narodowa zobowiązała władze do rozpoczęcia przygotowań do uzyskania praw miejskich.  I w końcu 1 stycznia 1984 roku uzyskaliśmy prawa miejskie dla Pilawy. Natomiast 30 września 1984 roku na terenie parku, w pobliżu Dworca PKP, odsłonięto pomnik upamiętniający bohaterów wojny.                                                                                                                                                          Gdy pradziadek umilkł, nastała wielka cisza, którą przerwał tata, oznajmiając, że pora wracać do domu. Bardzo żałowałam tego, że odjeżdżamy. Chciałabym posłuchać jeszcze więcej opowieści o młodości moich dziadków.                                                          

   Po spotkaniu z rodziną uświadomiłam sobie, że rozmowy z dziadkami i najbliższymi mogą nas wiele nauczyć. Poznajemy w ten sposób swoje korzenie i dowiadujemy się wielu ciekawostek dotyczących historii naszej ,,małej ojczyzny”.

Bibliografia: Zbigniew Gnat-Wieteska ,,Pilawa. Dzieje miasta i gminy.” Wydawnictwo Polan, Pilawa 2005

                                                                      ****

  1. Gimnazjum

1.Paulina Bieńko  -laureatka

kl. IIIA Gimnazjum

Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza

w Pilawie

                   Historia Orkiestry w Pilawie

Pilawa jest pięknym miastem położonym w województwie mazowieckim. Jest to miejscowość z bardzo bogatą historią. To właśnie tu przy Ochotniczej Straży Pożarnej powstała                    i działa do dziś orkiestra dęta. Według kroniki tejże Straży, orkiestra powstała około 1908 r. Jej założycielem był zawiadowca drogowy Kolei Nadwiślańskiej, Aleksander Krynicki. Założył on pierwszy zespół orkiestry dętej kolejowej, który początkowo składał się z 15 osób. Członkowie orkiestry byli przeważnie pracownikami kolejowymi posiadającymi własne instrumenty muzyczne.

Działalność orkiestry została przerwana wybuchem I wojny światowej.  Aleksander Krynicki musiał wyjechać w głąb Rosji, a jej członkowie zostali powołani na wojnę lub wywiezieni z dala  od swoich  ojczystych stron. Po wojnie część z nich powróciła do Pilawy. Powrócił również Aleksander Krynicki, który w 1919 roku, przy pomocy dawnych przyjaciół zaczął przywracać działalność OSP. To właśnie pod jej patronatem powstała Kolejowa Orkiestra Dęta. Od tego czasu nowo utworzony zespół zaczął  w  rozwijać się w szybkim tempie. Grał na licznych uroczystościach nie nie tylko na terenie Pilawy 

ale także poza nią. Uświetnił na przykład  swoim występem  otwarcie dworca kolejowego w Sobolewie w 1928 roku. Nadszedł jednak kolejny bardzo trudny okres dla istnienia orkiestry dętej. Wybuch II wojny światowej ponownie negatywnie wpłynął na jej działalność. Podczas okupacji hitlerowskiej zagrabione zostały niemal wszystkie instrumenty, a śmierć poniosło kilku jej członków.
W pierwszych latach po wojnie podjęto próbę wznowienia działalności orkiestry. Działania te powiodły się, i tak w 1945 roku pod kierownictwem Aleksandra Włastowskiego orkiestra znów zaczęła istnieć. Powołano do tego celu specjalny Komitet Reaktywowania Ochotniczej Kolejowej Orkiestry Dętej, której prezesem został Hieronim Kobyliński. Zadaniem tego komitetu było odbudowanie stanu posiadania orkiestry i umożliwienie jej dalszych występów. Ponieważ                         z wyposażenia przedwojennej orkiestry zostały tylko cztery instrumenty dołożono wszelkich starań aby wyposażyć ją na nowo. Dzięki ofiarności i wspólnej pracy orkiestrantów i miejscowej ludności zakupiono 20 nowych instrumentów.                W pierwszych latach po wojnie prowadzeniem orkiestry zajął się przedwojenny kapelmistrz Paczyński. Jednak z powodu braku funduszy w latach 50-tych XX w. musiał on zaprzestać działalności. Prowadzeniem orkiestry przez krótki czas zajęli się jej członkowie: Józef Łukasiewicz, Aleksander Włastowski i Roman Wawer. Od 1956 roku funkcję te przejął wychowanek orkiestry, Jerzy Łubian. To pod jego kierownictwem, pod koniec lat 60. XX wieku orkiestra zaczęła odnosić pierwsze sukcesy. W 1965 roku po raz pierwszy wzięła udział w eliminacjach orkiestr dętych w Siedlcach,  gdzie zdobyła drugą nagrodę.  W kolejnych latach orkiestra występowała jako reprezentacja powiatu garwolińskiego w eliminacjach zarówno międzypowiatowych jak i międzywojewódzkich, w których zajęła I miejsce w 1968 roku                          w Giżycku i rok później w Siedlcach.

  • W 1975 roku orkiestra wzięła udział w uroczystym koncercie jubileuszowym                           w Filharmonii Narodowej w Warszawie z okazji 50-lecia Mazowieckiego Związku Śpiewaczego. W okresie PRL-u trzy razy udała się z pielgrzymką na Jasną Górę. Wzięła również udział w powitaniu Papieża Jana Pawła II w Warszawie. Rok 1969 był                      dla orkiestry okresem wytężonej pracy, bowiem obok udziału w licznych imprezach zdobywała pierwsze miejsca w eliminacjach amatorskich orkiestr dętych w Siedlcach. Kolejnym kapelmistrzem, który od 1986 do 1988 roku prowadził orkiestrę był Stanisław Korniak.

Po roku 1988 to stanowisko zajmowali kolejni kapelmistrzowie, którzy godnie zastępowali swoich poprzedników.

     
Pilawska Orkiestra Dęta ma bogatą i burzliwą historię. Mimo przeciwności losu kilkukrotnie się odradzała. Dzięki poświęceniu jej założycieli i członków, działa ona do dziś i może ona uświetniać swoimi występami różne uroczystości kościelne i państwowe. Temat orkiestry jest mi bliski, ponieważ sama jestem jej członkiem. Gram w niej na klarnecie, dzięki czemu mogę mieć czynny udział w jej osiągnięciach. Razem wyjeżdżamy na różne przeglądy orkiestr, a w minionym roku zajęliśmy I miejsce w mazowieckim przeglądzie Marszałkowskim Orkiestr Dętych.

2. Kacper Górski,                                                                                                                                      kl. III A Gimnazjum                                                                                                                                                          Publiczna Szkoła Podstawowa  im. Henryka Sienkiewicza w Pilawie
                                       Sport w gminie Pilawa

Sport jest ważnym aspektem życia codziennego. Wplatając go do swojego planu zajęć, możemy utrzymać dobrą kondycję oraz prowadzić zdrowy tryb życia. Sam dużo czasu poświęcam zajęciom sportowym, co zainspirowało mnie do przedstawienia historii sportu w gminie Pilawa.

 Po zakończeniu II wojny światowej władze gminy przywiązywały dużo uwagi do rozwoju działalności sportowej. Prekursorem tej idei był  instruktor, Aleksander Gerlach, który w 1946r. założył Koło Sportowe w Pilawie. Z pomocą przyszło Koło miejscowego Związku Zawodowego Kolejarzy, które na terenie kolejowym, obok rampy przy ulicy Letniskowej urządziło boisko oraz zakupiło stroje sportowe.

Początkowo trenowano piłkę nożną oraz siatkówkę. W 1953r. zaczęto prace nad budową nowego boiska do piłki i siatkówki. Zmagania zakończono trzy lata później, w 1956r. Wtedy też utworzono sekcje tenisa stołowego oraz hokeja na lodzie, a Koło Sportowe zostało przemianowane na Klub Sportowy „Burza”, który funkcjonuje do dziś. Odnosił on zarówno dużo sukcesów, jak i upadków. Najpopularniejszym sportem była piłka nożna – przez wiele lat drużyna grała w „B” klasie, czym przyciągała uwagę wielu działaczy społecznych, takich jak Eugeniusz Legat czy Andrzej Dąbrowski. 

W latach siedemdziesiątych istniała w klubie sekcja zapasów w stylu klasycznym, której przewodził trener Stanisław Pierzchała. Sekcja, licząca około 30 zawodników w różnych kategoriach wagowych, uczestniczyła w licznych zawodach na szczeblu krajowym i zagranicznym, będąc jedną             z najlepszych w województwie warszawskim i siedleckim. Odnosiła ona wiele sukcesów, m. in. jeden z członków, Zygmunt Kacperski, zdobył tytuł mistrza Polski juniorów.

W roku 1975 rozpoczęto budowę w Pilawie stadionu sportowego. Całkowity koszt wyniósł 1300000 zł, a środki otrzymano z Totalizatora Sportowego – spółki gromadzącej środki na finansowanie remontów i budowy obiektów sportowych w Polsce nieprzerwanie od 63 lat.

W gminie oprócz Ludowego Klubu Sportowego „Burza” funkcjonowały, utworzone w późniejszych latach, kluby: Ludowy Klub Sportowy Puznówka ’96, LKS Hutnik Huta Czechy oraz Ludowe Zespoły Sportowe z Lipówek, Wygody i Gocławia.

1 kwietnia 2003r., zgodnie z uchwałą Rady Miejskiej, swoją działalność rozpoczął Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Pilawie, do którego zadań należy: zaspokajanie potrzeb mieszkańców w zakresie sportu i rekreacji, udostępnianie posiadanych obiektów stanowiących bazę sportowo-rekreacyjną (hala sportowa, siłownia, sala korekcyjna, stadion sportowy, sprzęt sportowy) i organizowanie imprez zleconych z kultury fizycznej, sportu i rekreacji. MOSiR, jako centrum sportowo-rekreacyjne w Pilawie, udostępnia halę sportową do zajęć lekcyjnych uczniów ze szkoły podstawowej. 

     Stadion miejski w Pilawie                                                      Obiekty sportowe MOSiR’u

                                                     ****

3. Aleksandra Kowalska   – laureatka Klasa IIID Gimnazjum Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza w Pilawie                         Kocham Cię Pilawo! Kocham Cię szkoło!               Jestem szczęśliwa, że urodziłam się w Pilawie. Jest to małe miasteczko, ale jakże przyjazne ludziom. Czuję się tutaj bardzo bezpiecznie. Panuje tutaj miła atmosfera, ludzie są do siebie przyjaźnie nastawieni. Jednak najbardziej cieszę się z faktu, że mogę uczęszczać do mojej szkoły, która otwiera przede mną wiele możliwości, pozwala rozwijać moje zainteresowania i marzenia, dba o moją kondycję fizyczną i psychiczną. Mogę z całą świadomością stwierdzić, że dba o bezpieczeństwo moje i wszystkich uczniów. Co w dzisiejszych czasach jest bardzo ważne i na co w dzisiejszych czasach powinno się zwracać szczególną uwagę.             Jak dobrze wiemy, nie zawsze tak było. Początki szkolnictwa w Pilawie sięgają bardzo dawna, bo aż 1915 roku, kiedy to 15 maja w prywatnym domu pana Szczypka, odbyło się otwarcie polskiej szkoły.  Niestety, 5 sierpnia przestała istnieć władza rosyjska, do Królestwa Kongresowego przybyli Niemcy, którzy zaczęli otwierać własne szkoły. Językiem wykładowym stał się język niemiecki, natomiast polski był obowiązkowy dopiero od drugiej klasy. Na szczęście w Pilawie niemieckiej szkoły nie było. W 1917 roku polską szkołę z domu pana Szczypka przeniesiono do budynku po szkole ewangelickiej, która została zlikwidowana. Jednak pilawianie długo nie cieszyli się szkołą, gdyż w 1918 roku budynek zajęły wojska rosyjskie, co spowodowało, że dzieci przestały się uczyć i wiele rodzin zostało deportowanych do Rosji.             Aż trudno nam, współczesnej młodzieży uwierzyć, jak trudne i niebezpieczne były tamte czasy. Sądzę, że nie każdy z nas potrafiłby się odnaleźć w takiej rzeczywistości, nie wyobrażam sobie nauki w takiej szkole. Tym bardziej cieszę się, że te czasy już minęły i mogę chodzić do obecnej szkoły. Jednak zdaję sobie sprawę z tego,                       że dzięki wydarzeniom sprzed lat mamy taką szkołę jaką mamy.             W październiku 1919 roku w budynku kolejowym nastąpiło ponowne otwarcie szkoły powszechnej w Pilawie. Brakowało jednak wszystkiego, przede wszystkim sprzętu i pomocy naukowych. To w gestii samych pilawianin było wykonanie własnoręcznie ławek. Wyposażenie szkół poprawiało się, organizowane były przedstawienia teatralne, z których dochody przeznaczane były na potrzeby szkoły. Do wybuchu II wojny światowej  szkoła w Pilawie powoli rozwijała się, z roku na rok przybywało uczniów jak i nauczycieli, którzy mogli systematycznie doskonalić się. Nauczyciele byli bardzo zaangażowani w swojej pracy, nie szczędzili czasu, wielokrotnie zostawali          po lekcjach, dzięki czemu dzieci mogły odrabiać prace domowe w szkole. Warto tu wspomnieć Pana Piotra Jaroszewicza (późniejszego premiera rządu w czasach Polski Ludowej), który  bardzo dbał o pilawską szkołę i powołał Komitet Budowy Szkoły. Pilawianie cieszyli się, że 1 września dzieci pójdą do nowej szkoły, jednak tak się nie stało – wybuchła wojna, marzenia dzieci zostały zagrożone…             Jak widzimy, sytuacja w szkole staję się coraz lepsza, jednak daleko jej jeszcze                   do szkoły współczesnej. Czasy nadal są niepewne i ciężkie. Dzieci nie myślą, co będzie dalej, nie planują swojej przyszłości, żyją tym, co jest tu i teraz.  W obecnych czasach szkoła otwiera nam drzwi do przyszłości, gdzie pojawia się wymarzona szkoła, należyte wykształcenie i późniejsza praca zawodowa. Jest to daleka droga, ale do pokonania przez nas młodych ludzi, dzięki pomocy wychowawców, nauczycieli oraz rodziców. Bardzo ważne dla nas jest wsparcie tych ludzi.             Po wybuchu wojny w Pilawie panował strach przed terrorem niemieckim, wskutek czego zmniejszyła się bardzo liczba uczniów w szkole. Naszą miejscowość dotknęły dwa bombardowania: 7 i 17 września, w których zginęło wielu mieszkańców. W tym czasie Niemcy zabronili w szkołach nauki historii i geografii, a dzieci żydowskie nie mogły uczyć się razem z dziećmi polskimi. Gdy Niemcy pojawili się w Pilawie,  szkoła stała się dla nich posterunkiem policji. Wówczas dzieci musiały się uczyć w domach prywatnych, w bardzo trudnych i niebezpiecznych warunkach. Jednak nauczyciele nie zawiedli i edukowali dzieci w dalszym ciągu,  nawet organizowali konkursy. Natomiast  w czasie wakacji dzieci zbierały zioła, a pieniądze zebrane ze sprzedaży przeznaczały na zakup najpotrzebniejszych przyborów szkolnych dla biednych dzieci. W roku 1943 Niemcy zakazali nauki religii  i gimnastyki, bardzo kontrolowali program nauczania.           W ramach tej kontroli pojawiali się w szkole często bez zapowiedzi. Jednak pilawscy nauczyciele i na to znaleźli sposób, zakazane treści nauczania przekazywali na innych przedmiotach, potrafili rozbudzić w dzieciach miłość  do ojczystego języka. W czasie okupacji w szkole panowały trudne warunki, część klas przeznaczono na szpital dla poszkodowanych w walce. Szkoła była bardzo zniszczona, a dzieci potajemnie uczyły się w prywatnych domach, gdzie sami nauczyciel kompletowali krzesełka i stoliki. W czasie II wojny światowej szkoła podstawowa była czteroklasowa.             Okres wojny to ciężki i niebezpieczny czas dla mieszkańców Pilawy jak i całej Polski. Znacznie pogorszyła się sytuacja w polskim szkolnictwie. To dzięki odważnym, mądrym  i odpowiedzialnym nauczycielom dzieci mogły nadal się uczyć. Zachowania nauczycieli, rodziców i samych dzieci są dla nas wielkim świadectwem  odwagi i poświęcenia. Jakże odpowiedzialnie potrafili się oni zachować i zadbać o edukację dzieci, która przecież zaowocowała w późniejszych czasach. To dzięki nim mamy taką szkołę, o jakiej marzymy i powinniśmy się z tego cieszyć. Jestem pewna, że niewielu z nas, współczesnej młodzieży, dałoby radę uczyć się w tak trudnych i niebezpiecznych warunkach. Aż trudno uwierzyć, że teraz młodzieży nie chce się uczyć,               a w tamtych czasach dzieci dużo by dały, by móc chodzić do normalnej szkoły i należycie pogłębiać swoją wiedzę.             Po zakończeniu wojny nastąpiło wiele zmian w życiu mieszkańców Pilawy. Zaczęto przerwaną wcześniej pracę nad budową szkoły przy ulicy Wojska Polskiego. Odbywało się wiele uroczystości. Powstało wiele organizacji takich jak PCK, harcerstwo, chór szkolny czy Towarzystwo Przyjaciół Żołnierzy.  Z radością rozpoczęto naukę w nowej szkole, gdzie poziom nauczania staje się coraz wyższy,  prężnie działa samorząd szkolny i pierwsi uczniowie idą do szkoły ogólnokształcącej w Garwolinie. Nauczyciele bardzo angażują się w swoją pracę, popołudniami pomagają dzieciom w odrabianiu lekcji, uczą ich czytać i pisać. Działa również pomoc koleżeńska,  w której zdolniejsi pomagają słabszym. Wówczas wielkim wydarzeniem dla szkoły był przyjazd kina ruchomego, gdzie wszyscy mogli obejrzeć film. Uczniowie zaczęli wyjeżdżać na wycieczki szkolne. W roku 1958 szkoła bardzo przeżyła fakt zdjęcia krzyży w salach lekcyjnych, wówczas nauka religii odbywała się w punkcie katechetycznym. W 1960 roku powołano komitet budowy szkoły, w którym nauczyciele brali prężny udział w zbiórce pieniędzy na ten cel. W roku 1964 rozpoczęto budowę nowej szkoły przy ulicy Leśnej. Dużą rolę w tej budowie odegrał Piotr Jaroszewicz – wicepremier Rady Ministrów. Dlatego już w 1966 roku nastąpiło  uroczyste otwarcie Szkoły Podstawowej w Pilawie, która prężnie działa do dnia dzisiejszego i kształci coraz to nowe pokolenia dzieci i młodzieży.             Pilawa to nie tylko szkoła, dom, kolej, poczta, ale przede wszystkim ludzie, którzy tu żyją i działają. To właśnie oni wprowadzają przyjazną atmosferę, bezpieczeństwo                          i sprawiają, że chce się tu żyć.  Nasuwa się teraz bardzo ważne pytanie, za co w ogóle kocham Pilawę i przede wszystkim szkołę. Odpowiedź może być tylko jedna. Cieszę się, że tu jestem, mam wielu wspierających mnie przyjaciół oraz kochającą rodzinę, na którą zawsze mogę liczyć. Moi nauczyciele to wykształcona kadra, która przygotowuje mnie jak i innych uczniów do startu w dorosłe życie. To właśnie dzięki nim czuję się gotowa na nowe wyzwania i z całych sił postaram                            się im sprostać. Więc jak tu nie kochać Pilawy, jak tu nie kochać szkoły!             Źródła: Maria Gudro-Homicka – 100 lat szkoły w Pilawie, Pilawa 2015 Zbigniew Gnat-Witeska, Pilawa, Dzieje miasta i gminy, Wydawnictwo Polan,                            Pilawa 2005                                                              ****  
 

 4. Mateusz Lusawa – laureat                                                                                               Klasa III Gimnazjum

Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                                                                                w Pilawie

Historia szkoły podstawowej

    Pilawa jest dla mnie domem, jest miastem, w którym się wychowywałem, i które dobrze znam. Wokół niej rosną zielone lasy wzbogacone unikatową roślinnością. Pilawa jest miastem czystym, które ciągle się buduje i powiększa. Budynki w tym mieście posiadają ciekawe rozległe historie,             jedną z nich jest historia Szkoły Podstawowej w Pilawie.

     Przenieśmy się do początku XX wieku, kiedy to Pilawa znajdowała się pod zaborem rosyjskim. Początkowo, na jej terenach istniała tylko szkółka ewangelicka utworzona przez Gminę Ewangelicką. Szkółka ta powstała dla potrzeb osadników niemieckich. Długo trwały starania o polską szkołę, niestety, nie przynosiły efektu. Ponowne starania podjęło grono urzędników kolejowych i uzyskało zgodę na swoją działalność. Tak powstała 1-klasowa Szkoła Kolejowa w Pilawie. Prowadził ją starszy nauczyciel – Mikołaj Konarzewski, a uczyli w niej: Lidia Turowa i Wiktor Gogolewski. Później do nich dołączyli: Aleks. Panasiuk, Jan Leonowicz i Wiera Orłowa. Naukę religii prawosławnej prowadził pop Aleksander Zaletow i Piotr Mizerow. Szkoła ta istniała do 1915 r. 15 maja tego roku mieszkańcy przy wsparciu Komitetu Obywatelskiego skorzystali z zezwolenia i otworzyli szkołę   w domu jednego z mieszkańców o nazwisku Szczypek. Powstała ona ze składek miejscowego Komitetu Obywatelskiego i prowadzona była przez Zofię Krynicką. Niestety, po wejściu Niemców, Komitety Obywatelskie zostały rozwiązane, a okupanci otwierali własne szkoły na potrzeby niemieckich dzieci. Budynek pilawskiej szkoły przekazano Żydom, a zgromadzone w szkole wyposażenia przeznaczano na opał.

       W 1917 roku usunięto szkołę ewangelicką, a polska szkoła z domu pana Szczypka przeniesiona została do budynku  zlikwidowanej uczelni. O szkołę na terenie Pilawy walczyli dla swoich dzieci pracownicy kolei. Dzięki ich staraniom 1 października 1918 roku otwarto szkołę. Zlokalizowana   w budynku woźnego, dysponowała dwiema salami, w których nauka odbywała się na dwie zmiany: przed i po południu. Uczyły : Zofia Krynicka i Marta Sępołowska. W następnym roku władze kolejowe przekazały szkole cały budynek. Warunki nauczania znacznie się polepszyły, gdyż przybyły dwie nowe sale oraz pokój na czytelnię. Szkoła w Pilawie oprócz dobrego kierownictwa miała nauczycieli pełnych zapału i chętnych do wykonywania prac zawodowych i społecznych. Aleksander Krynicki sam wykonywał ławki i prowizoryczne stoły, a nauczyciele wraz z uczniami przygotowywali przedstawienia dla ludności, aby za zarobione pieniądze zakupić najpotrzebniejsze materiały.

      W latach 1920-1939 szkoła zaczęła się prężnie rozwijać. W roku szkolnym 1921/1922 do szkoły zaczęły uczęszczać dzieci z pobliskich wsi i miejscowości. Uczelnia liczyła wtedy 5 klas i osiem oddziałów. Do 1924 roku liczba klas powiększyła się o trzy. W 1924 roku Szkoła w Pilawie po raz pierwszy wypuściła swoich absolwentów, którzy ukończyli siedem klas. W ciągu kolejnych lat liczba uczniów kończących szkołę systematycznie powiększała się aż do 1939 roku. Wtedy też rozpoczęła się budowa nowej szkoły, ale 1 września, zamiast szkolnego dzwonka, uczniowie usłyszeli warkot samolotów i dźwięki syren.

     Działania wojenne przerwały kształcenie uczniów na terenie Pilawy. Kiedy budynek szkolny zajęli Niemcy, nauczyciele byli zmuszeni do tajnego nauczania. Pilawa była filią tajnego gimnazjum i liceum, a egzaminy maturalne odbywały się w małych grupkach. Radzieccy żołnierze z czasem przekształcili budynek szkoły w szpital.

    31 maja 1945 roku odbyły się pierwsze lekcje. Wznowienie nauki w warunkach legalnych spowodowało, że chętnych do podjęcia lub kontynuowania rozpoczętej na kompletach nauki było bardzo wielu i nie wszyscy mogliby się pomieścić w szkole w Garwolinie. Biorąc to pod uwagę, dyrektor Jan Cink wyraził zgodę na utworzenie klas filialnych Gimnazjum  w szkołach pobliskich miejscowości, w tym w Pilawie. W budynku drewnianym mieściły się cztery sale lekcyjne, uczyło się w nich 287 uczniów w siedmiu oddziałach, prowadzonych przez pięciu nauczycieli. W roku 1947 zaczęto rozbudowę istniejącego budynku. Budowa szkoły przebiegała powoli, ponieważ brakowało pieniędzy, a społeczeństwo Pilawy nie było zaangażowane do pracy społecznej przy jej budowie. W kolejnych latach został wykończony pokój nauczycielski i pokój na kancelarię. W 1948 roku szkoła zmieniła nazwę szkoły powszechnej na publiczną szkołę podstawową. Od tego roku w szkołach zaczęto obchodzić różne uroczystości takie jak jasełka czy Święto Nauczyciela. Zaczęto organizować różnego rodzaju konkursy i wycieczki.

     W latach 60. XX w.  po raz pierwszy pojawił się w strój szkolny i tarcza, co zobowiązywało uczniów do lepszego zachowania w szkole i poza szkołą. 1 września 1966 roku oddano do użytku nową szkołę, trzecią w powiecie ,,Tysiąclatkę”. Ceremoniału otwarcia dokonał były kierownik,               a w tamtym czasie wiceminister Piotr Jaroszewicz. Szkoła początkowo funkcjonowała pod patronem kopalni węgla kamiennego, a po otwarciu w Pilawie Fabryki Farb i Lakierów, ten zakład przejął opiekę nad uczelnią.  Tego roku pierwszy raz została utworzona klasa ósma. W styczniu 1973 roku rozpoczęto przygotowanie do organizacji Gminnej Szkoły Zbiorczej w Pilawie, co miało na celu podnieść rangę edukacji,  w szczególności podniesienie poziomu oświaty dzieci z małych wsi. Dyrektorem  tej organizacji został Henryk Żaczek. Dwa lata później  Zbiorcza Szkola Gminna w Pilawie otrzymała sztandar. W 1984 zostają zlikwidowane Zbiorcze Szkoły Gminne, a Pilawa przyjmuje nazwę ,,Zbiorcza Szkoła Podstawowa”, na której czele stoi dyrektor pani Barbara Skierkowska.

     Kocham Pilawę taką, jaka jest i cenię jej historię. Każdemu polecam, żeby odwiedził to cudowne miasteczko, i poznał historię zarówno miasta, jak i nielicznych budynków. Pilawa jest miejscem, które ciągle się rozwija i w którym coś się dzieje. Ma też wiele ciekawych miejsc i ścieżek rowerowych, które otacza bujna zieleń. 

5. Oliwia Ługowska                                                                                                                                  klasa III d gimnazjum,
Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                                                                 w Pilawie

Harcerstwo w Pilawie i na terenie gminy Pilawa

Początek Pilawy i gminy Pilawa sięga XIX wieku. W kilka lat po jej założeniu następuje szybki jej rozwój. Poza przemysłem i transportem zaczynają działać organizacje takie jak OSP, Orkiestra Dęta, rozwija się również szkolnictwo.

 Na terenie gminy powoli zaczynają pojawiać się pierwsze oddziały harcerskie. 1 grudnia 1924 roku rozpoczyna swoją działalność zorganizowana przez Stanisława Hordliczkę pozaszkolna 1 Trąbkowska Drużyna Harcerska im. Tadeusza Kościuszki, rok później jej patronem  zostaje ks. Józef Poniatowski, a barwą kolor błękitny. Liczebność pierwszej drużyny wynosiła 20 chłopców. Zostały stworzone 4 zastępy: ,, Wilków ‘’, ,, Kruków ‘’, ,,Kukułek ‘’, i ,,Kozłów’’. Jednymi z pierwszych członków ugrupowania byli: Henryk Wolff, Stefan Wolff, Antoni Pietruszewski.  W grupach harcerskich dbali o to, aby każdy był mocno zorganizowany. Bywało tak, że drużyna liczyła 5 osób, a bywało też tak, że przybywało ponad 20 harcerzy na zbiórki.

W lipcu 1929 roku jedenastu członków drużyny i dodatkowo 3 harcerzy z Pruszkowa wzięło udział w II Narodowym Zlocie Harcerskim. W tym roku powstała również w drużynie, ,,Gromada Wilczęca ’’ prowadzona na motywie ,, Księgi Dżungli ‘’. W ramach ujednolicenia numeracji drużyn    w Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy w 1930 roku, drużyna z Trąbek otrzymuje numer 34 i od tej pory nazywa się 34 Mazowiecka Drużyna Harcerzy im. Ks. Józefa Poniatowskiego w Trąbkach.          W 1930 roku odbył  się również pierwszy obóz, na który fundusze harcerze  uzbierali dzięki konkursom różnego rodzaju, jak i dzięki występom chóru wielogłosowego i zespołu mandolinistów.   W 1934 władze szkolne wprowadzają nacisk na drużyny harcerskie przez co wszyscy występują          z organizacji.

Po roku starań na terenie Pilawy od 1925 zaczyna działać męska drużyna harcerska prowadzona przez Teodora Kaczyńskiego, która, niestety, rozpada się po roku bycia. Założona zostaje także 1 Żeńska Drużyna Harcerska im. Królowej Jadwigi prowadzona przez Zofię Pomorską, warto dodać, że jej organizatorem był Stanisław Hordliczka. Początkowo drużyna dzieliła się na dwa zastępy, ale ostatecznie powstały trzy: ,, Czajki ‘’, ,, Jaskółki’’, ,,Kukułki’’. Harcerki organizowały wiele wypraw i obozów. Dziś może wydać się to śmieszne, że na takie wyjazdy służyła im furmanka, czy prom. Drużyna posiadała sztandar uszyty i wyhaftowany we własnym zakresie. Drużyna do 1934 przejęta zostaje przez kierownictwo szkoły, przez co zaprzestaje swoje działanie.

Po wojnie, w 1945, w miejscowej szkole podstawowej zaczęła działać męska drużyna harcerska, która wcześniej rozpadła się po roku istnienia. W latach 1948-1956 ZHP ze względu na zwrot                w polityce harcerstwo w Pilawie podlegało tym samym przemianom co na terenie całego państwa. Zostaje utrzymany Zjednoczony Ruch Młodzieżowy i powstaje Związek Młodzieży Polskiej. Miało to na celu zerwanie z pozostałościami wychowania skautowego i harcerskiego, które ukazywały ustrój kapitalistyczny i dążenie do oparcia pracy na zasadach socjalistycznych. Obniżyli granice wieku harcerzy, zlikwidowali drużyny w szkołach średnich. Na początku 1949 r. ZMP zaczął dążyć do wywierania większego wpływu na metody wychowawcze harcerstwa.

W 1972 roku zaczęły działać drużyny harcerzy, harcerek i zuchów, które sukcesywnie się powiększały . Uczestniczyli w wielu obozach, zlotach i innych imprezach organizowanych przez Komendę Hufca.  W 1985 roku Hufiec Pilawa złączył się z Hufcem Osieck – Sobienie Jeziory.

1989 roku wywarły ogromny wpływ na ZHP zmiany społeczno –  polityczne. Ograniczono jego liczebność na terenie ziemi garwolińskiej, co spowodowało również spadek liczebności w Pilawie.

Pomimo ciężkich sytuacji z liczebnością drużyn w Garwolinie powstaje Stowarzyszenie Harcerstwa Katolickiego ,, Zawisza’’ Federacja Skautingu Europejskiego. Powstaje Duszpasterstwo Harcerek kierowane przez hm. Martę Włastowską – pilawiankę – przyjmując za patronów błogosławionych Męczenników Podlaskich. DHiH na początku przyjmowało w swoje szeregi młodzież od 15.roku życia, kreując od samego początku ostre warunki, którymi m.in. były: pogłębianie wiary, systematyczna praca nad charakterem, abstynencji i tytoniu, aktywne życie drużyny.

Czytając i opisując historię harcerstwa z tamtych lat ogarnia mnie nostalgia. Podziwiam ludzi żyjących w tamtych czasach.

 Kocham  również w naszym mieście: Szkołę, halę sportową, nowoczesny piękny MGOK, kościół, czy nawet  plac zabaw z skate parkiem. Uwielbiam tu nawet zwykłe ulice, którymi podążam codziennie na zajęcia, do domu, do sklepu. Panuje tu cudowna, przyjazna,  atmosfera. Spotyka się wielu uśmiechniętych i życzliwych ludzi.

Źródła:  Zbigniew Gnat – Wieteska Pilawa Dzieje Miasta i Gminy

                                                                                ****

6. Maria Magdalena Przysowa

Klasa III D  Gimnazjum

Publiczna Szkoła Podstawowa i. Henryka Sienkiewicza

Pilawie

HISTORIA HARCERSTWA NA TERENIE MIASTA I GMINY PILAWA

            Pierwszą wzmiankę  o harcerstwie na terenie gminy Pilawa odnotowujemy 1 grudnia 1924r, kiedy rozpoczęła działalność zorganizowana przez Stanisława Hordliczkę pozaszkolna 1 Trąbkowska Drużyna Harcerska im. Tadeusz Kościuszki.  Od roku 1925 patronem drużyny był ks. Józef Poniatowski, a barwą kolor błękitny. Drużynę stanowiło  20 chłopców, byli oni uczniami miejscowej szkoły podstawowej i pracownikami Huty Szkła.  Podzieleni oni byli na cztery zastępy: „Wilki”, „Kruki”, „Kukułki” i „Kozły”.  Ostry rygor i ścisłe przestrzeganie prawa harcerskiego powodowało ciągłą płynność stanu liczebnego drużyny. 

10 października 1926r. Henryk Wolff , Antoni Pietruszewski,  Stefan Wolff, Ludwik Hennberg i  Jan Dobrowolski jako pierwsi złożyli przyrzeczenie harcerskie na ręce Bolesława Polkowskiego z Komendy Chorągwi Warszawskiej, a 26 grudnia tego samego roku Antoni Parol, Rudolf Klinert, Marian Gałązka i Bronisław Boratyński – na ręce podharcmistrza ks. dr. Antoniego Święcickiego                            z Komendy Hufca w Garwolinie.

            Jak już wspomniano drużyna miała charakter pozaszkolny, a wielu jej członków, pomimo młodego wieku, pracowało w hucie przy produkcji wyrobów szklanych w warsztacie jako hutnicy.

            W 1929r. przy drużynie powstała Gromada Wilczęca, prowadzona w oparciu o motywy “Księgi dżungli” Kiplinga, a w skład wyposażenia wszedł  sprzęt obozowy.

            W celu podniesienia sprawności fizycznej i obronnej na terenie ogrodu przyfabrycznego harcerze zbudowali kort tenisowy, grali w piłkę siatkową i nożną, ping-ponga. Od 1933r organizowano tam zawody lekkoatletyczne i karabinka małokalibrowego.

            W roku 1930,  w ramach ujednolicenia numeracji drużyn w Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy, drużyna z Trąbek, otrzymała nazwę 34 Mazowiecka Drużyna Harcerzy im. ks. Józefa Poniatowskiego w Trąbkach. Jej członkowie otrzymali do naszycia na lewym rękawie czerwone tarcze             z orłem dawnego Księstwa Mazowieckiego, a na naramiennikach przyczepili cyfry “34”. Tego samego roku dzięki dofinansowaniu Opiekuna  i własnym funduszom zebranym podczas organizowanych  przez siebie zabaw tanecznych, loterii fantowych oraz cieszących się dużym zainteresowaniem występom amatorskim, 14 członków drużyny wyjechało na dwutygodniowy obóz we wsi Dębki nad morzem, pół kilometra od granicy z Niemcami.

            W drugiej połowie 1934r. na skutek nacisku władz szkolnych domagających się podporządkowania się drużyny szkole oraz nieprzychylnego ich stanowiska wobec druha Opiekuna, występują z niej wszyscy harcerze – uczniowie i niemal wszystkie zuchy.

            Po rozpadzie drużyny, w szkole w Trąbkach zorganizowano MDH im. Tadeusza Kościuszki,  w której skład  weszło część harcerzy z 34 drużyny oraz zuchy. Funkcje drużynowych pełnili : Władysław Szewczyk i ćwik  Wincenty Okoń.

            1925r  rozpoczęły działalność dwie drużyny harcerskie w Pilawie : męską, którą prowadził Teodor Kaczyński oraz żeńska kierowana przez Zofię Pomorską – nauczycieli miejscowej szkoły podstawowej. W grudniu wystawili oni sztukę “Bolszewicy pod Warszawą”, uzyskany dochód                  w wysokości 37,90zł został przeznaczony na zakup pomocy gimnastycznych. Wśród harcerzy byli  Jan Dębowski, Bartczak, Sionek, Lentecki. Drużyna żeńska im. Królowej Jadwigi składającej się             z zastępów „Czajki”, „Jaskółki” i „Kukułki”.  Opiekunkami były  Krystyna Puchalska, nauczycielka, od 1926r. Wanda Henneberg,  żona dyrektora Huty Szkła “Czechy”.

DZIAŁALNOŚĆ ZWIĄZKU HARCERSTWA POLSKIEGO NA TERENIE

GMINY PILAWA

            Jesienią 1945r w Szkole Podstawowej w Pilawie rozpoczęła działalność męska drużyna harcerska . W jej skład wchodziły 3 zastępy, ogółem 30 osób. Na początku opiekunką drużyny była Aleksandra Ogonowska, a od 1947r A. Bockówna. 15 marca 1948r powstała w szkole drużyna harcerek.

            Harcerstwo w Pilawie w latach 1948 – 1956 podlegało ideologicznym zmianom, pod wpływem plenum partii PPR w 1948r postanowiono zerwać z “pozostałościami wychowania skautowego i harcerskiego” i  oprzeć pracę harcerską na “zasadach wychowania socjalistycznego”.

W 1948r utworzono jedno zjednoczone Naczelnictwo ZHP w miejsce zlikwidowanych Głównych Kwater Harcerzy i Harcerek.

W roku 1949 ZMP zastąpiło ZHP w szkołach średnich i w pracy z młodzieżą wzorowało się na doświadczeniach sowieckich, bez wnikliwej analizy własnych warunków i doświadczeń, mimo że stało się organizacją masową nie spełniało swych zadań wychowawczych. W latach 1955-1956 OH (organizacja harcerska) działała w szkole w Pilawie licząc 125 członków, w 5 zastępach.

            Pogłębiający się kryzys w ZMP wpłynął na zmiany w harcerstwie. Narada działaczy harcerskich zwołana w 1956 roku w Łodzi zdecydowała o przekształceniu OHPL (organizacja harcerska Polski Ludowej) i przywróceniu ZHP. Do pracy powrócili dawni instruktorzy, a Powiatowe Komendy OHPL przekształcono w Komendy Hufców.

            9 marca 1957r. ukazał się rozkaz numer 1 Komendy Hufca, wymieniał 59 nominowanych drużynowych oraz ogłaszał 11 maja dniem gotowości wszystkich drużyn hufca Garwolin.

Powołani drużynowi pochodzili z Garwolina, Trąbek, Jaźwin, Puznówki, Gocławia oraz Pilawy, gdzie powołano Feliksa Grzesiuka. Z wyżej powołanych w 1958r. działały już tylko drużyny koedukacyjne w Pilawie, pod kierownictwem druha ćwika Zbigniewa Michalika, w Puznówce oraz zuchy w Trąbkach.

            W latach 1959 – 1963 na terenie gminy działało 8 drużyn w miejscowościach Pilawa,               Puznówka, Gocław, Łaskarzew, Jaźwiny, Trąbki, Łucznica.

Wprowadzone po 1956 roku zmiany w strukturze ZHP poskutkowały zwiększonym zainteresowaniem młodych ludzi organizacją, co doprowadziło do powołania w 1964r. pośrednich Ośrodków                 i szczepów, w tym pilawskiego. Komendantami jego byli: pwd Maria Łubian, pwd/hm Marta Włastowska.

W roku 1968 powstał w Pilawie szczep kierowany przez pwd Kazimierza Mackiewicza, a do 1974r na terenie miasta funkcjonowały 3 drużyny harcerskie i 3 drużyny zuchów.

Zmiany administracyjne w kraju doprowadziły w 1975r do likwidacji istniejących dotychczas chorągwi i powołanie na ich miejsce hufców lokalnych, miejskich i gminnych.

W miejsce hufca Garwolin powołano hufce : Garwolin miasto, Garwolin gmina, Pilawa, Łaskarzew, Żelechów, Górzno, Sobolew, Maciejowice, oraz gminne związki drużyn: Borowie, Miastków, Parysów i Wilga.

W latach 1976 – 1980 Hufiec Pilawa liczył odpowiednio 982 – 620 członków. W roku 1985 Hufiec Pilawa połączył się z Hufcem Osieck-Sobienie Jeziory. Następnie na skutek poważnych zmian organizacyjnych w harcerstwie na ziemi garwolińskiej, w roku 1986 powstał Hufiec ZHP obejmujący swym zasięgiem 12 miast, miasto-gmin i gmin: Borowie, Parysów, Górzno, Garwolin miasto i gmina, Osieck, Pilawa, Sobienie-Jeziory, Żelechów, Miastków, Wilga i Kłoczew.

            W latach 1980 – 1988 harcerze aktywnie uczestniczyli w życiu miast i gmin, biorąc udział       w obozach i szkoleniach, a w 1988r spotkali się na zlocie hufca w Garwolinie z okazji jubileuszu 75-lecia ruchu harcerskiego na Ziemi Garwolińskiej.

Źródła:

Zbigniew Gnat – Witeska, Pilawa, Dzieje miasta i gminy, Wydawnictwo Polan, Pilawa 2005

                                                                                   ****

7. Julia Szostak

Klasa III Gimnazjum

Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                                                                    w Pilawie

Esej na temat szkolnictwa na terenie gminy i miasta Pilawa

          Każdy dobrze wie, że wykształcenie w dzisiejszych czasach to podstawa. Oczywiście,  oferta pracy nie przyjdzie do nas sama, dlatego trzeba potrafić ją znaleźć. Ale do tego, żeby przyjęli nas   na wymarzone stanowisko, potrzebne nam jest, jak wcześniej wspomniałam, wykształcenie,              które zdobywamy w szkole. Obecnie do szkoły może, a nawet musi chodzić każdy do dnia,                      w którym skończy 18 lat. Szkolnictwo w gminie Pilawa rozwijało się, aby móc kształcić młodych ludzi. Czasami wiązało się to z problemami dotyczącymi miejsca do nauki. Zdarzało się nawet,              że władze na to nie pozwalały.

          Pierwsza szkoła na terenie gminy Pilawa powstała na początku XX wieku. Była to jednoklasowa  Szkoła Kolejowa w Pilawie (Pilawska Żelazno-Dorożna 1 kl. Szkoła). Prowadzona przez starszego nauczyciela, Mikołaja Konarzewskiego. Istniała ona do 1915r. Dzięki staraniom kolejarzy, 1 października 1919 r., rozpoczęła działalność mająca swoje miejsce w budynku woźnego, szkoła kolejowa w Pilawie. Była ona niewielka, ponieważ posiadała zaledwie 2 sale,                w których nauka odbywała się na dwie zmiany; przed i po południu. W następnym roku przy poparciu Jana Celińskiego, naczelnika 10 Dystansu w Warszawie, władze kolejowe przekazały szkole cały budynek. Co pozwoliło polepszyć warunki nauczania, ponieważ przybyły 2 nowe sale oraz pokój, w którym osoby uczące się w tej szkole, mogły spokojnie czytać. Na dodatek połączono szkołę, pod względem pedagogicznym, ze szkołą utrzymywaną przez gminę, w której uczyli Jan Górski i Józef Witak. Moim zdaniem, pierwsza utworzona w naszej gminie szkoła, była poważnym krokiem w stronę rozwoju działalności szkolnej. Po kilku latach jej istnienia a następnie zamknięciu, gdyby nie nasi wspaniali kolejarze i ich upór, na pewno w tak krótkim czasie nie powstałaby nowa szkoła, która może i była mała, nawet po późniejszym oddaniu przez władze kolei całego budynku, ale i tak robiła wiele dobrego. 

          W roku szkolnym 1921/1922 szkoła kolejowa liczyła już 5 klas; trzy oddziały miały zajęcia w budynkach prywatnych: I a i III a u Wójcika, II a u Antoniego Papisa. 1 stycznia 1922 r. szkoła przeszła pod zarząd Ministerstwa Oświecenia Publicznego. Po pewnym czasie, 21 lutego tego roku, Inspektor Szkolny Kolejowy Gawroński i Kurator Jan Celiński przekazali inwentarz szkolny Inspektorowi Okręgu Garwolińskiego – Zakrzewskiemu. Opiekunem szkoły został Aleksander Krynicki. W roku szkolnym 1922/1923 szkoła miała już 6 klas, razem 9 oddziałów, w tym po dwa I, II, III. W roku szkolnym 1924/1925 naukę w budynku szkolnym miały klasy IV, V, VI, VII i I          po południu, a w domu Kędziorka nauka odbywała się dla klas II   i III. W tym czasie działały również szkoły: w Puznówce, w Jaźwinach oraz Gocławiu. Uważam, że moment, w którym placówka stała się większa, wpłynął bardzo pozytywnie na uczniów, którzy mogli być w jednym budynku z wyjątkiem dwóch klas, ale no cóż, jakby nie patrzeć, to uważam że i tak całkiem sporą liczbę osób pomieściła, ponieważ uczyło się w niej aż 5 klas, z czego jedna klasa była podwójna. Ale najważniejsze jest to, że większość młodych ludzi mogła przebywać  w swoim towarzystwie              i uczyć się oraz pomagać sobie nawzajem.

          W okresie okupacji kierownikiem Szkoły Podstawowej w Pilawie był Michał Tymoszyk. Uczyli w niej: Zofia Tymoszyk, Maria Sekularowa, Maria Piotrowska, Aleksandra Ogonowska    i Henryk Sekular (do 1942 r.) Liczba uczniów wahała się od 142 (rok szkolny 1939/1940) do 297 (rok szkolny 1943/1944). Michał Tymoszyk, Zofia Tymoszyk, Maria Sekularowa i Maria Piotrowska brali udział w tajnym nauczaniu. Miło czytać, że kiedyś nauczyciele byli w stanie narazić swoje życie dla dobra uczniów, ponieważ byli nimi nie tylko dlatego, że dostawali za to pieniądze, ale również dlatego, że lubili robić to, co robią i pomagać naszej młodzieży w kształtowaniu się. Szkoda, że obecni nauczyciele nie podchodzą to tego z taką postawą. Oczywiście, nie mówię tutaj o wszystkich nauczycielach, ponieważ są też tacy, którzy dla swojego ucznia zrobiliby bardzo wiele. Ale niestety, zdarzają się też tacy, którzy wyglądają jakby przychodzili do szkoły uczyć nas z przymusu.

          Wznowienie nauki w warunkach legalnych spowodowało, że chętnych do podjęcia lub kontynuowania, rozpoczętej wcześniej nauki było bardzo wielu i nie wszyscy mogliby pomieścić się w Prywatnym Koedukacyjnym Gimnazjum i Liceum w Garwolinie. Biorąc to pod uwagę, dr. Jan Cink wyraził zgodę na utworzenie klas filialnych Gimnazjum w Borowiu, Parysowie, Sobolewie, Wildze, Pilawie, Stoczku Łukowskim i Żelechowie, a następnie w Zabruzdach, Trąbkach, Miastkowie Kościelnym i Miastkowie Starym. Wcale się nie dziwię, że dużo osób było chętnych do kontynuowania bądź rozpoczęcia nauki. Zwłaszcza, iż stało się to legalne i nikt nie musiał się martwić, że za chęć poszerzania swojej wiedzy stanie mu się jakaś krzywda. Dlatego uważam, że wyrażenie zgody a następnie utworzenie klas filialnych Gimnazjum w innych miastach było bardzo dobrym wyjściem z problemu dotyczącego zbyt dużej liczby osób chętnych do nauki.

          Wkrótce po wyzwoleniu władze wojskowe zajęły część izb lekcyjnych Szkoły Podstawowej w Pilawie i zlokalizowały w nich szpital dla żołnierzy. Na początku 1945r., już po ofensywie styczniowej, zajął je Oddział Spraw Socjalnych i użytkował do maja 1945 r. Pomieszczenia i sprzęt szkolny uległ dużej dewastacji. Po wyremontowaniu 3 izb, 31 maja, 305 uczniów wznowiło naukę szkolną. W ciągu kolejnych czterech lat dodano 5 nowych izb lekcyjnych.

          W okresie powojennym wybudowano w Puznówce nowy, drewniano-murowany budynek szkolny. Mimo trudnych warunków, szkoła odnosiła sukcesy w olimpiadach przedmiotowych, konkursach i przeglądach artystycznych. Po zakończeniu okupacji niemieckiej wznowiła działalność szkoła w Gocławiu. Kierownikiem jej, teraz już 5-oddziałowej, został Dominik Szeląg. Oprócz normalnej działalności dydaktycznej organizowano w szkole m.in. konkursy dla analfabetów. Zajęcia lekcyjne odbywały się w zakupionym przed wojną drewnianym dwuizbowym budynku oraz w dwóch izbach wynajętych w domach prywatnych i budynku parafialnym.

          Za co kocham Pilawę? Gdybyśmy chwilę się nad tym zastanowili, to w Pilawie jest wiele wspaniałych miejsc oraz budynków, które są bardzo ważne oraz przydatne wielu ludziom jak np. budynek stacji PKP i sklepy spożywcze. Jednak szkoła jest szczególnym miejscem, w którym zdobywamy wiedzę przydatną w dorosłym życiu, poznajemy siebie oraz wielu wspaniałych ludzi, na których normalnie nie zwrócilibyśmy uwagi. Znając historię szkolnictwa, naszej gminy i miasta Pilawa rozumiem jak dużo wysiłku musiało kosztować ludzi zaangażowanych w rozwijanie się szkół, które obecnie kształcą nasze pokolenie. Dlatego, gdyby ktoś zapytał mnie, za co kocham Pilawę, bez wątpienia odpowiedziałabym, że za tę wspaniałą szkołę, do której mam szansę uczęszczać.

Źródło: Zbigniew Gnat – Witeska, Pilawa, Dzieje miasta i gminy, Wydawnictwo Polan, Pilawa 2005

                                                                            ****

  • Agata Wawer                                                                                                                                 klasa III C Gimnazjum,                                                                                                                                                      Publiczna Szkoła w  im. Henryka Sienkiewicza                                                                                                                              w Pilawie
                                       

                                 Czy Pilawa rozwija się z biegiem czasu?  -esej

            Mieszkając 16 lat w Pilawie, nigdy nie myślałam o tym, jak wyglądało kiedyś nasze miasto. Mamy tutaj wszystko, co nam potrzeba: sklepy, szkołę, kościół, miejsca rozrywki, ale czy zawsze tak było? Czy nasza Pilawa zawsze była tak rozwinięta? Co było ważnym czynnikiem rozwoju naszego miasta?

         Na wstępie mojej pracy przedstawię w skrócie historię naszej Pilawy. Miasto i gmina Pilawa należą do młodych ośrodków administracyjnych na terenie południowo-wschodniego Mazowsza. Według przekazów przedwojennych nazwa miasta powstała od słowa ,,piła’’, źle wymawianego przez osadników niemieckich, karczujących lasy pod zabudowę i grunty uprawne. Pilawa wywodzi się od nazwy herbu rodu Potockich, od nich też został zapożyczony herb miasta Pilawy. Informacje na temat naszego miasta podaje słownik geograficzny Królestwa Polskiego z 1887 roku. Pisze: ,, Pilawa – wieś, powiat garwoliński, gmina i parafia Osieck, posiadacz drogi żelaznej nadwiślańskiej, odległa 50 wiorst od Warszawy, a 264 wiorst od Kowla, wieś ma 48 domów 480 mieszkańców, 907 mórg ziemi’’. Ten fragment historii pokazuje, że nie zawsze Pilawa była duża. Przez długie lata była to wioska o zabudowie wzdłuż jednej głównej ulicy, przeciętej torami kolejowymi. Aby dowiedzieć się więcej o Pilawie, zapytałam mojego tatę Marka, jak on widział nasze miasto ze swojej perspektywy.

       ,, Na całą Pilawę było tylko może 50 domów, były to ogromne domy wykonane z drewna.              W jednej chacie potrafiły mieszkać nawet 4 rodziny, dlatego mówiliśmy na nie czworaki.  Położone były bardzo blisko alei i tylko nieliczni, bogaci mieszkańcy mieli duże działki.’’

        Taki punkt widzenia pokazał mi, że nie mamy już problemu z postawieniem własnego domu. Pilawa zaczęła rozrastać się w szerokość i każdy ma swoje podwórko. Obecnie miasto i gminę zamieszkuje 10.830 osób, a samo miasto Pilawę 4383 osób i liczba mieszkańców ciągle wzrasta.

 Zadałam kolejne pytanie mojemu ojcu, co, jego zdaniem, miało największy wpływ na rozwój Pilawy?

,, Małe okoliczne wsie upadały, a nasze miasto rozrastało się dzięki kolei, ponieważ nigdzie w pobliżu nie było kolei. Dużo ludzi z pobliskich wsi przeprowadzało się do Pilawy. Kolej umożliwiła nam przede wszystkim dobrą komunikację z Warszawą, dawała zatrudnienie i  była źródłem utrzymania dla wielu rodzin z terenu Gminy. Miała więcej zakładów niż Garwolin. Przyjeżdżało do Pilawy wiele autobusów z ludźmi do pracy, którzy pracowali np. przy kolei.’’

    Warto tez podkreślić, że istotny wpływ na rozwój miejscowości miała struktura demograficzna i położenie. Już wówczas w Pilawie funkcjonowały między innymi: Pilawskie Zakłady Farb i Lakierów ,, Polifarb’’, Bank Spółdzielczy, Gminna Spółdzielnia ,, Samopomoc Chłopska’’, Wytwórnia Urządzeń i Sprzętu Turystycznego ,,LZS’’, Oddział V Remontowy PKS, Urząd Pocztowo-Telekomunikacyjny, a także Urząd Gminy, Zbiorcza Szkoła Gminna oraz przedszkole czterooddziałowe. 

     Jednym z czynnikiem rozwoju była oświata. Pierwsze wzmianki o pilawskiej oświacie datuje się na rok 1905. Była to początkowo jednoklasowa szkoła, z czasem rozbudowana, która w 1921 r. liczyła już pięć oddziałów. W 1964 roku, z inicjatywy Piotra Jaroszewicza, rozpoczęła się budowa tzw. ,,tysiąclatki’’ – oddana do użytku 1 września 1966 r. W 1994 r. rozpoczęto prace związane                  z rozbudową obiektu. Nowe skrzydło budynku oddano do użytku wiosną 1997r., a do szkoły uczęszczało 768 uczniów. Z uwagi na zwiększającą się liczbę dzieci, podjęto decyzję o rozbudowie budynku gimnazjum w Pilawie. Od 2006 r. jako uczniowie korzystamy z pięknego i nowoczesnego obiektu. Omawiając kwestie oświatowe, należy wspomnieć o działalności Przedszkola Samorządowego w Pilawie, którego początki sięgają 1947r. Od końca 1978 do 1983 r. przedszkole mieściło się w budynku byłej szkoły w Jaźwinach. W 1983r. siedzibę przedszkola przeniesiono do nowego budynku w Pilawie przy ul. Wojska Polskiego, gdzie mieści się do dnia dzisiejszego.

   Szkoła jest drugim najważniejszym miejscem dla nas oprócz domu. Nabywamy tam wiedzę i uczymy się życia. Jako młodzież mieszkająca obecnie w Pilawie, mamy dużo miejsc rozrywki. Kiedy zapytałam rodziców, jakie były miejsca rozrywki w Pilawie, usłyszałam odpowiedź:
,, Jedynym miejscem rozrywki była knajpa nieopodal parku, a nad nią znajdował się posterunek policji. Ludzie różnie na nią mówili.’’

,,Pilawa leżała na bardzo podmokłych terenach. Wzdłuż całej alei znajdowały się rowy, jako młodzież w ramach rozrywki wracaliśmy do domu rowami, co często kończyło się laniem od rodziców.’’

    Dzisiaj mamy sporo miejsc rozrywki w naszym mieście, co daje nam dużo możliwości aktywnego spędzania czasu. Możemy wspomnieć o boisku do piłki nożnej i siatkowej, stadionie miejskim, wielofunkcyjnym boisku sportowym na terenie MOSiR, skatepark i nowo wybudowany budynek MGOK. W budynku MGOKu znajduje się publiczna biblioteka, kręgielnia, dodatkowe zajęcia artystyczne i taneczne dla młodzieży i dorosłych oraz pizzeria.

         Moim zdaniem, miasto Pilawa rozwija się i daje nam dużo możliwości. Możemy przede wszystkim uczyć się w szkole podstawowej,  a nawet ponadgimnazjalnej.  Możemy aktywnie spędzać czas w miejscach rekreacyjno-sportowych. Z biegiem lat niejedna osoba nie mogłaby uwierzyć, jak zmieniła się Pilawa. 

Źródło:  ,,Pilawa Dzieje Miasta i Gminy ‘’ Zbigniew Gnat-Wieteska, 

                                                                           ****                                                             

9.Małgorzata Zawadzka                                                                                                                                                                                klasa  III A Gimnazjum                                                                                                                                                                             Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                                                             w Pilawie

                                           Szkoła w Pilawie w latach 1829 – 1989

Mieszkam w Pilawie od urodzenia i obecnie chodzę do 3 klasy gimnazjum w Publicznej Szkoły Podstawowej w Pilawie z oddziałami gimnazjalnym. Nasze piękne miasto rozwija się bardzo szybko, dlatego chciałabym trochę przybliżyć jego historię, a szczególnie naszej szkoły.

 Początki szkolnictwa w Pilawie sięgają już początków istnienia osady. Według 22 aktu kontraktu z 1829 r. koloniści mieli prawo założyć szkołę i utrzymywać nauczyciela. Według umowy dostał on  4 morgi ziemi. W 1840 wybudowali mu dom mieszkalny, stodołę i oborę, a także dostarczali mu opał.

Na  początku XX w. założono 1 -klasową Szkołę Kolejową w Pilawie, prowadził ją nauczyciel Mikołaj Konarzewski. Uczyli w niej poza nim: Lidia Turowa, Wiktor Gogolewski, Aleks Panasiuk, Jan Leonowicz i Wiera Orłowa. Szkoła działała do 1915 r. 

Na terenie guberni siedleckiej 21 czerwca 1906 r. działalność rozpoczęła Polska Macierz Szkolna w skrócie PMS. Koła PMS założono również m. in w Garwolinie, Parysowie. Zajmowała się ona zakładaniem i prowadzeniem szkół elementarnych, tworzono też tajne czytelnie i biblioteki. Jedna z nich działała na terenie Pilawy w roku 1907. Polska Macierz Szkolna została rozwiązana 14 grudnia 1907 r. na terenie całego Królestwa Polskiego. Jednak nie powstrzymało to ludzi i w grudniu 1912 r. założono w Pilawie bibliotekę Jana Demineta.             

  1 października 1919 r. działalność rozpoczęła szkoła kolejowa w Pilawie, znajdowała się            w budynku woźnego. Miała tylko dwie sale, więc lekcje odbywały się w niej na dwie zmiany: ranną i popołudniową, uczyły tam: Zofia Krynicka i Marta Sępowska. Rok później władze kolejowe przekazały szkole cały budynek, dzięki czemu powstały kolejne dwie salę lekcyjne i czytelnia. Pod względem pedagogicznym została też połączona ze szkołą utrzymywaną przez gminę. W 1921 miała już 5 klas, a w 1922 roku było ich 6. W 1925 r. działalność rozpoczęły szkolne drużyny harcerskie męska i żeńska.               

W czasie trwania II wojny światowej nauka została wstrzymana, więc po wyzwoleniu chętnych do podjęcia nauki było wielu. Z tego powodu dyrektor Jan Ciuk wyraził zgodę na utworzenie klas filialnych gimnazjum w Pilawie, uczyli w nich m.in. kierownik szkoły Michał Tymoszyk, ks. Czesław Rubaszek, Maria Strzelecka, Aleksandra Ogonowska. Po wyzwoleniu władze wojskowe zajęły część sal i zorganizowały w nich szpital dla żołnierzy. Pomieszczenia i sprzęt szkolny uległy poważnemu uszkodzeniu. Po wyremontowaniu 3 klas 31 maja 1945 r. naukę wznowiło 305 uczniów.               W następnym roku szkolnym liczba  wzrosła do 4 sal. W 1949 r. było ich już 8.

Przez trudne warunki w 1958 r. w Pilawie powstał „Społeczny Komitet Budowy Szkoły”                                   na czele z panem Janem Włastowskim. Jej budowę rozpoczęto w 1964 r. na terenach należących do rolników. Koszty budowy wyniosły 7 milionów złotych. Szkoła została otwarta 1 wrześnian 1966 r. przez wicepremiera Piotra Jaroszewicza. W następnym roku szkoła została zradiofinizowana przez pracowników Urzędu Rady Ministrów.

Od 1948 do 1966 r. szkoła była siedmioklasowa. W roku szkolnym 1966/1967, zgodnie                   z ustawą z dnia 15 lipca 1961 r. o rozwoju systemu oświaty i wychowania, po raz pierwszy została utworzona klasa ósma. Uczniowie po klasie siódmej urodzeni w miesiącach styczeń – czerwiec ukończyli siedmioklasową szkołę podstawową i poszli  do szkół średnich, a uczniowie urodzeni w miesiącach lipiec -grudzień musieli chodzić do ósmej klasy. W roku szkolnym 1972/73 nauczycielka Marta Włastowska założyła zespół artystyczny „Pilawianka”.

W 1973 r. powstała Gminna Szkoła Zbiorcza w Pilawie, której podlegały m.in. szkoły w: Gocławiu i Puznówce. Otrzymała ona własny sztandar 25 maja 1975 r. W 1977 r. wprowadzono wolne soboty, w czasie których nauczyciele pełnili dyżury i organizowali zajęcia rekreacyjno -sportowe, a także koła zainteresowań. Został obniżony obowiązkowy wymiar godzin pracy nauczycieli do 22 tygodniowo, a także wprowadzono nowy regulamin klasyfikowania i oceniania. W 1984 r. GSZ została  zlikwidowana, a na jej miejsce powstała Zbiorcza Szkoła Podstawowa, którą zarządzała dyrektor Barbara Skierkowska. W obecnej formie budynek szkolny istnieje od 1994 r.

Myślę, że udało mi się choć trochę przybliżyć historię naszej szkoły i miasta, które jest naszym domem.

   
   
   

[1]                     AGAD Akta Komisariatu Wilanowskiego 73 k. 123. Wiadomości statystyczne Dóbr Klucza Osieckiego dotyczące w miesiącu styczniu 1832 sporządzone Rządowi podane.

[2]                     „Polska w czasie wielkiej wojny (1914-1918)”, pod redakcją prof. Marcelego Handelsmana. T. II. Warszawa 1932, s. 8

[3]                     Ryszard Juszkiewicz, 11 pułk ułanów Legionowych im. Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza. Ciechanów 1998, s.286-287.

[4]                     Antoni Mittek, „Wspomnienia z okresu II wojny światowej i działalności w Ruchu Oporu na terenie powiatu Garwolin”, rkps. 1975r., s.13-14

[5]                     Zbigniew Gnat-Wieteska, „Pilawa dzieje miasta i gminy”, Pilawa 2005r., s. 40.

[6]                     AAN 202/II-23 k.90. sprawozdanie sytuacyjne ze stanu bezpieczeństwa za czas od 1 do 30 listopada 1943r.

[7]                     Waga 030944, Ob. Janczar, Przebieg „Burzy”. Helena, s.2

190. rocznicę powstania Pilawy

 Miejsko-Gminny Konkurs ,,Kocham Cię, Pilawo”

                             9. edycja

 Zbiór prac literackich uczniów szkół podstawowych i trzeciej klasy gimnazjum

                                           Pilawa  2019

Organizator: Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Pilawie

Wydawca:  Burmistrz Miasta i Gminy w Pilawie

Pomysł, redakcja, korekta: Maria Gudro-Homicka

Jury: Maria Gudro-Homicka  Barbara Skierkowska Henryka Wiechetek  Sylwia Zakrzewska

  1. O idei Konkursu ,,Kocham Cię, Pilawo”

Tegoroczny konkurs ,,Kocham Cię,  Pilawo” 2019, zorganizowany przez Miejsko-Gminny Ośrodek Kultury w Pilawie, pod Patronatem Burmistrz Miasta i Gminy Pilawa, zbiega się z obchodami 190. rocznicy powstania Pilawy, która została zbudowana przez osadników z Poznańskiego na resztkach dawnej Puszczy Osieckiej.

Obecna formuła różni się od poprzednich. Pierwsze osiem konkursów odbywało się na zasadzie pytań i odpowiedzi, w wyniku których wyłaniano zwycięzców. Obecny, dziewiąty konkurs, polegał na tym, że uczestnicy napisali prace literackie o tematyce związanej z historią Pilawy.  Jest to istotne novum, dzięki któremu mamy nadzieję pozyskiwać ciekawe i nieznane fakty opowiadane przez starszych mieszkańców Pilawy i gminy, stworzone przez uczniów             z tych opowieści  literackie opowieści. Pożytek obopólny; zarówno dla miasta jak też dla uczniów, bo stając się kronikarzami swej małej ojczyzny, sami poznają lepiej swoje korzenie. A w przyszłości z najlepszych prac może powstać kolejna książka o Pilawie ratująca od zapomnienia własną historię.

Do konkursu przystąpiło 39 uczniów ze szkół na terenie miasta i gminy. Formy wypowiedzi zostały dostosowane do trzech kategorii wiekowych. I tak uczniowie klas V-VI szkoły podstawowej zmagali się z formami takimi jak pamiętnik, opowiadanie, charakterystyka osoby z lat II wojny światowej, przedsiębiorcy, artysty z terenu Pilawy i gminy, list przodka z XIX wieku, pilawianina do współczesnego potomka. Uczniowie z klas VII-VIII i uczniowie trzeciej klasy gimnazjum otrzymali propozycję napisania opowiadania literackiego z dialogiem, eseju, paradokumentu. Mieli na napisanie pracy ponad miesiąc.

 Komisja w osobach Marii Gudro-Homickiej, Barbary Skierkowskiej, Henryki Wiechetek, Sylwii Zakrzewskiej, sprawdzając prace, brała pod uwagę: zgodność z tematem, zgodność             z wybraną formą wypowiedzi, samodzielność i oryginalne ujęcie tematu, przytoczenie faktów historycznych, wartość estetyczną, marginesy, akapity, światło w tekście, poprawność językową, ortografię, interpunkcję. Komisja wyłoniła 13 laureatów w trzech kategoriach wiekowych. Nagrody ufundowała pani Albina Łubian, Burmistrz Miasta i Gminy Pilawa.

Prace laureatów jak i pozostałych uczestników po korekcie językowej zostały zamieszczone w poniższej publikacji.

       Z dumą należy podkreślić, że młodzież z roku na rok posiada coraz bogatszą wiedzę na temat historii i współczesności małej ojczyzny. Interesują się kulturą, sztuką, wyglądem miasteczka i własnych miejscowości. Znają włodarzy miasta i gminy, ludzi, którzy poświęcają swój czas, energię, wiedzę, pomysły, aby miasto i gmina rozwijały się.

Na tym polega wychowanie obywatelskie dzieci i młodzieży, którzy uczą się przez doświadczenia i wzorce przekazane przez dorosłych, za co Organizatorzy Konkursu dziękują rodzicom   i nauczycielom.

Maria Gudro-Homicka

II. Prace uczniów z klas V-VI

1.Zuzanna Biernacka – laureatka

klasa Vc

Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                                                             w Pilawie

           Wyjątkowy dzień

-To już jutro -powiedziała mama, okrywając dziewczynkę kocykiem.
-Nie mogę się doczekać -wyszeptała dziewczynka.
Mama po raz kolejny ucałowała córkę i wyszła z pokoju. Dziewczynka mocniej przytuliła swoją pluszową maskotkę. Dostała ją od taty, który ciężko na nią zapracował. Maskotka była szara, uszyta z miękkiego materiału, sprawiającego, że pluszak wyglądał jak otulony ciepłym futerkiem. Dziewczynka bardzo polubiła misia i zawsze miała go przy sobie. Razem z nim pracowała, pomagając mamie i tacie, razem bawili się na podwórzu i… razem mieli chodzić do szkoły.

Następnego dnia mama obudziła córeczkę wcześnie rano. Dziewczynka zerwała się na równe nogi – była bardzo podekscytowana.
Mama właśnie kładła na krześle sukienkę, sweterek i pończoszki. Pończoszki były nowe, białe z kokardkami. Pośpiesznie się ubrała i zasiadła do stołu razem ze swoją mamą. Matka włączyła radio i usiadła na krześle. Za chwilę w radiu usłyszały komunikat. „Halo, halo tu Warszawa i wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia…” – szumiało radio. Dalszy komunikat nie pozostawiał żadnych wątpliwości. „…a więc wojna, z dniem dzisiejszym wszelkie sprawy i zagadnienia schodzą na plan dalszy…” – zrobiło się smutno, mama od razu pomyślała o tym, że tatę zabiorą na front.
Dziewczynka zastanawiała się, czy to znaczy, że już nigdy nie pójdzie do szkoły? Czy wojna będzie trwać wiecznie? Czy wszystkich zabiorą do wojska i jak wygląda ta wojna? Czy cały czas będzie musiała być w domu? Jak będzie wyglądało jej życie? Nurtowało ją tyle pytań.

 Dzień, który miał być najszczęśliwszym dniem w jej życiu, stał się dniem pełnym niepewności, pytań i strachu dla niej, jej rodziny i całego kraju.
Wszyscy mieli wiele pytań i obaw…

                                                         ****

2. Julia Czyż – laureatka,

Klasa Vb

Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza

w Pilawie 

DZIECIŃSTWO WŁADYSŁAWY

            Jest to historia mojej prababci, która przeżyła okres wojenny. Gdy wybuchła wojna, prababcia miała 11 lat. W chwili obecnej ma 91 i gdy wraca wspomnieniami do  okresu swego dzieciństwa, w oczach pojawiają się łzy i strach, powtarza, aby nigdy nie wróciły okrutne czasy wojny.

            Był styczeń 1942 roku, wojna wciąż trwała. Czternastoletnia Władysława mieszkała w Żelaznej. Była jedną z siedmiorga rodzeństwa. Rodzina przechodziła żałobę po stracie dwójki dziesięcioletnich bliźniąt, których niedawno pochowali, gdyż zostali zastrzeleni przez niemieckich oprawców. Nie spodziewali się, że rodzinę dotknie kolejny koszmar.

            Początek roku był wyjątkowo mroźny i śnieżny. ojciec Władysławy Jan stolarz starał się zająć pracą, aby nie myśleć o bliźniętach. Matka Władzi Helena krzątała się po kuchni, nie mogąc znaleźć sobie zajęcia. Pod dom zajechał wóz z sołtysem i kilkoma  mundurowymi. Zaniepokojona Helena poprosiła, aby dzieci ukryły się w piwnicy przed nieznajomym i  sama niepewnie wyszła na ganek domu.

– W czym mogę pomóc? – zapytała Helena.

– Pani syn, Aleksander, jest wyznaczony i dostał kartę powołania na kontyngent do prac przymusowych w Prusach.  Ma stawić się za 2 dni na stację kolejową w Pilawie, skąd zostanie przewieziony do Warszawy, a następnie do Prus.

– Ale panowie, to jest jakaś pomyłka, przecież to dziecko –  powiedziała płacząca kobieta.

– Jeżeli się nie stawi, będziemy musieli zastosować inne rozwiązanie, a wie pani, o czym mówię.

Płaczącą matkę usłyszały dzieci i powoli wyszły z ukrycia.

– Mamo, co się stało, kim byli ci ludzie? – zapytał szesnastoletni Aleksander, tuląc do siebie młodsze rodzeństwo .

W tym czasie do izby wszedł Jan. Widząc płaczącą  kobietę, domyślił się, po co przybyli mundurowi. Poprosił dzieci, aby pozwolili im porozmawiać.

– Czy ta wojna musi zabrać nam kolejne dziecko? – rzekła płacząca kobieta.

– Zamiast Aleksandra ja się zgłoszę do transportu – powiedział ojciec.

– Nie możesz tego zrobić, bez twojej pracy z samego gospodarstwa nie wyżyjemy.

W tym czasie do kuchni weszła  Władka.

– Mamo, ja pojadę za Olka. On jest wam potrzebny w gospodarstwie i tacie w stolarni .

– Ale córuś – rozpłakała się kobieta – przecież nie wiadomo, gdzie trafisz i czy do nas wrócisz.               Nastał dzień,  gdy Władka musiała się stawić do transportu. Matka pobłogosławiła córkę i drżącymi rękoma dała mały obrazek z Matką Boską. Do torby włożyła bochenek chleba i  trochę pieniędzy. Dziewczynka pożegnała się z rodzeństwem i mamą. Udała się z ojcem na stację

kolejową. Było tam wielu żołnierzy niemieckich, którzy sprawdzili listę osób wyznaczonych do wysyłki. Na stacji słychać było płacz i krzyki ludzi, którzy nie godzili się z tym. Lecz niewzruszeni żołnierze niemieccy wykonywali swoją pracę. Ojciec pożegnał się z córką i po cichu obiecał, że zrobi wszystko, aby wróciła do domu.

            Niemieccy oprawcy wtrącili ją do wagonu towarowego. Było tam bardzo ciasno, duszno choć na zewnątrz był mróz. W wagonie było słychać płacz ludzi,  którzy zostawili swoje rodziny i wiedzieli, że jadą po śmierć.  Ludzie w wagonach byli w różnym wieku od dziesięcioletnich dzieci po osoby starsze. Między pasażerami była dziewczynka w zbliżonym wieku do Władysławy. Dziewczęta zaczęły rozmawiać ze sobą i opowiadać o swoich rodzinach. Tak minęła im droga do Warszawy. Tam kazano im wysiąść i pod eskortą niemieckich żołnierzy przeszli do baraków na ulicy Skaryszewskiej. W tym miejscu spędzili noc, tuląc się do siebie z zimna.

            Nastał kolejny dzień. Kobiety zostały oddzielone od mężczyzn i wysłano ich do łaźni, aby się umyły przed badaniem lekarskim,  gdyż do przymusowych prac w Prusach były brane tylko osoby zdrowe. Nowo zapoznana koleżanka Anna zdradziła Władysławie, że jej  mama, która jest lekarzem, dała jej leki, aby zażyła je przed badaniem.  Miały one powodować przyśpieszoną pracę serca, bo może w ten sposób uda się jej wrócić do domu.

            W tym czasie Jan zwrócił się z prośbą do dziedzica w dworze, w którym pracowała jego żona i starsze dzieci.  Dziedzic zgodził się pomóc rodzinie za naprawę budynków gospodarczych.

Dał ojcu dziewczynki pieniądze i list do znajomego urzędnika w Warszawie z prośbą o pomoc.

Jan następnego dnia z samego rana, nie mówiąc nic żonie, udał się do Warszawy szukać córki.

            W trakcie przygotowania się do badania lekarskiego Władka i Anna zażyły leki w tajemnicy przed pozostałymi. Serce dziewcząt zaczęło szybciej bić i zrobiło im się duszno.  Jako pierwsza na badanie weszła Anna, lekarze nie zakwalifikowali jej do transportu. Władysława przepuściła kilka kobiet do gabinetu lekarskiego. Czuła się źle, serce kołatało jej jak szalone przez leki i ze strachu,  że ktoś może się domyślić,  że próbuje oszukać lekarzy. Lecz jej blada twarz i szybkie bicie serca spowodowało, że mało nie zemdlała. Lekarze odrzucili i ją, gdyż podejrzewali chorobę serca.  Dziewczęta zostały odesłane do baraków,  gdzie zabrały swoje niewielkie tobołki i udały się na stację kolejową.

            W tym samym czasie ojciec dotarł do Warszawy i udał się na spotkanie z urzędnikiem z polecenia dziedzica. Ten poinformował go, że jego córka została odesłana, gdyż stan jej zdrowia nie pozwala na wyjazd do prac w Prusach. Uradowany ojciec pobiegł na stację kolejową, zaczął szukać po peronach swojej ukochanej córki. Dostrzegł ją siedzącą  i płaczącą na ławce. Pobiegł do niej i z całych sił ją przytulił.

– Tato, wracam do domu, nie wywiozą mnie – rozpłakała się w ramionach ojca.

             Wrócili do domu i stanęli w progu drzwi. Władysława zobaczyła łzy w oczach matki,  która podeszła i mocno przytuliła do swego serca córkę.

                                                       ****

3. Wojciech Grylewicz,

klasa Vc

Publiczna. Szkoła Podstawowa  im. Henryka Sienkiewicza w Pilawie

 Wspomnienia z Puznówki

Nie pochodzę z Pilawy, ani jej okolic. Dopiero, kiedy tu zamieszkałem, poznałem historię tej miejscowości i losy jej mieszkańców. W pamięci utkwiła mi opowieść teścia mojej cioci, który urodził się w Puznówce i spędził tu pierwsze lata swego życia.

Pan Michał opowiedział mi następującą historię:

„Wspomnienia mojego dzieciństwa związane są Puznówką, tam się urodziłem i spędziłem dzieciństwo. Do dzisiaj mam przed oczami zabudowania wsi, które rozciągały się po obu stronach drogi. Od strony Szosy Lubelskiej wieś ciągnęła się od krzyża i kończyła przy drodze prowadzącej do Niesadnej, przy której znajdował się również krzyż, którego fundatorem był Szczepan Chciałowski. Wychowywałem się wraz z dziećmi sąsiadów. Spędzaliśmy dużo czasu     ze sobą, ponieważ w jednym domu mieszkało kilka rodzin. W takich domach były wspólna sień i podwórko. Kontakty z sąsiadami były częste, ale też zdarzały się konflikty. Zabudowania gospodarcze były również ze sobą połączone, była to oszczędność miejsca i kosztów budowy.

W naszej wsi mieszkało około 100 rodzin, było też kilka rodzin żydowskich, które zajmowały się handlem i rzemiosłem. Chodziliśmy do szkoły, która przed wybudowaniem nowego budynku mieściła się w domu Władysława Chciałowskiego. W mojej pamięci pozostał również wiatrak, który znajdował się w polu – około 200 metrów za wsią w kierunku południowym. Jego właścicielem był Stanisław Sikorski. Gospodarze mieli własną spółdzielnię mleczarską i spółdzielnię spożywczą, która prowadziła jeden sklep. W budynku tym (rozbudowanym po wojnie) do dzisiejszego dnia znajduje się sklep spożywczy.

            Moje dzieciństwo, podobnie jak moich rówieśników upływało głównie na pracy w gospodarstwie. Od razu po szkole musieliśmy przebierać się i  pomagać rodzicom. Wszystkie prace wykonywaliśmy ręcznie i przy pomocy koni. Gleby były słabe, piaszczyste. Ciężko było uzyskać dobre plony. Między sąsiadami dochodziło do kłótni o miedzę. Każdy kawałek ziemi musiał być wykorzystany. Jedynym czasem wolnym były niedziele lub święta. Dorośli odpoczywali na ławkach przed domami. W niedziele organizowane były przez strażaków zabawy wiejskie. Na wsi była Straż Ogniowa. Na zabawach dochodziło wprawdzie do bójek, jednak odbywały się one w szczytnym celu. Przez wiele lat zbierano fundusze na budowę młyna, który udało się pobudować wysiłkiem mieszkańców całej wsi dopiero po wojnie. Obecnie w tym budynku mieści się kaplica.

            Nasze ubogie, ale beztroskie dzieciństwo przerwały tragiczne wydarzenia.

W dniu 29 czerwca 1938r. wybuchł pożar, spaleniu uległa ¼ zabudowań wsi. Pożary wybuchały wtedy często, zazwyczaj zaczynały się od komina. Przed domami mieszkalnymi stały słupy                ze szczeblami, które pomagały gospodarzom szybko wejść na dach, jednak tym razem to nie wystarczyło. Połączenie stodół, które były kryte słomą, podobnie jak budynki mieszkalne, spowodowało, że pożar rozprzestrzeniał się bardzo szybko. Było to święto kościelne Świętych Apostołów Piotra i Pawła. Był to też okres sianokosów, jednakże, pomimo święta, gospodarze po południu zwozili siano. Wybuch pożaru był przez niektórych odczytywany jako kara boska. Mieszkańcy ze spalonych domów mieszkali u rodziny lub znajomych, dzieci poszkodowanych były dożywiane w szkole. Budynek ten ocalał przed pożarem, ponieważ był kryty blachą.

Moja rodzinna wieś długo podnosiła się po pożarze. Odbudowa trwała jeszcze po wojnie. Przeprowadzono reorganizację zabudowań tak, aby pożary nie rozprzestrzeniały się szybko. Przeprowadzono również scalenie gruntów.

Wielki pożar był zapowiedzią kolejnej tragedii, która osobiście dotknęła moją rodzinę. Po ofensywie styczniowej, gdy front był już daleko za Wisłą, nad Puznówką pojawił się bombowiec. Nie wiadomo do dziś, czy był to samolot niemiecki, czy zabłąkany radziecki… Zrzucił kilka bomb na Puznówkę. Jedna z nich trafiła w mieszkanie mojej siostry Heleny. Zginęła Helena, jej mąż Olek Bylinka i malutka, kilkumiesięczna córeczka Terenia. Zginął również obecny w domu wysiedleniec z poznańskiego. Ocalał szczęśliwie mój ojciec Szczepan i sparaliżowany kuzyn. Cała rodzina mojej siostry Heleny jest pochowana na cmentarzu w Trąbkach. Często przez te powojenne lata zastanawiałem się, jak potoczyłyby się ich losy, gdyby nie wojna…

Pomimo, że w Puznówce mieszkałem na stałe do 1938r., potem spędzałem jeszcze sporo czasu u rodziny, która została i która ocalała. Obserwuję zmiany zachodzące w życiu jej mieszkańców, cieszy mnie również to, że Puznówka rozbudowała się.”


 ****

4. Małgorzata Kalbarczyk – laureatka

 klasa Vc                                                                                                                                                               Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza w Pilawie

Fragmenty odnalezionego pamiętnika Bolesława Wójcika, pseudonim „Rogaliński”

(…)

Czerwiec 1942

Nasza placówka nieco odetchnęła. Udało się pozbyć z naszego terenu kilka osób                                z mniejszości niemieckiej, które solidaryzowały się z okupantem. Podobno wyprowadzają się gdzieś do Wielkopolski, ale to mnie już nie interesuje. Mamy swoje lokalne zmartwienia.
„Obrączka” i „Brodacz” meldują mi, że w sąsiednich miejscowościach mamy problem            z dostępnością broni. Chłopaki palą się do wszelakich akcji, ale ja staram się studzić ich nastroje. Serce podrywa do ataku, ale rozum podpowiada, że najlepszą metodą przeciwstawienia się wrogowi będzie dywersja. Podjęcie przez nas otwartej walki zbrojnej niechybnie zakończyłoby się klęską. Tym bardziej,  że hitlerowcy w tym roku jeszcze zintensyfikowali swoje działania na naszym terenie. Posiadam informację z Garwolina, że u nich jest podobnie.

Wydaje mi się, że musimy nasilić nasze działania na polu wywiadowczym. Zajmie się tym mój zaufany człowiek, „Górka”. Poczyniłem też pewne zmiany w Komendanturze Wojskowej Służby Kobiet. Cieszy mnie, że grono naszej placówki wciąż się rozrasta, w tym momencie jest nas około 70 osób. Z drugiej strony ta rozbudowana struktura nastręcza pewnych problemów organizacyjnych. Wciąż jednak mamy przed oczami nasz cel, którym jest wolna,  niepodległa Polska.

Lipiec 1942

Ten miesiąc potwierdził, że nasz wywiad miał rację,  informując o wzmożonych działaniach hitlerowców. W jego połowie miało miejsce wiele aresztowań w Garwolinie oraz na terenie całego naszego powiatu. Kulminacyjny moment nastąpił 17 lipca. Niemcy poszukiwali „Ulinę”, przywódcę  Związku Polski Niepodległej „Odrodzenie”. Nie odnaleźli go, ale zamiast niego aresztowali księdza Mariana Juszczyka oraz dwóch pracowników Urzędu Miejskiego w Garwolinie. Załadowali ich na samochód i pojechali w kierunku Pilawy. Nasz łącznik dotarł z tą wiadomością za późno i nie zdążyliśmy zareagować. Niemcy minęli Pilawę i przy drodze do Łucznicy zastrzelili wszystkich trzech więźniów. Sądzę, że działanie to miało na celu chęć zastraszenia mieszkańców powiatu. Bestialscy okupanci pokazali, że nie cofną się przed niczym.

Ciężko mi pisać o tych wydarzeniach. Wojna trwa już prawie 3 lata i nie ma widoków na jej zakończenie. Czy to się kiedyś skończy? Czy będzie nam jeszcze kiedyś dane żyć normalnie? Czy w ogóle przeżyjemy i będziemy mogli przekazywać prawdę o tych strasznych czasach swoim dzieciom i wnukom?

Sierpień 1942

„Górka” informuje mnie, dzięki swojemu zaufanemu człowiekowi w strukturach niemieckich, że we wrześniu ma być przeprowadzona w Pilawie jakaś duża akcja skierowana przeciwko Żydom. „Kabel” potwierdza te meldunki, wykonując bardzo dobrą robotę na polu łączności. Najprawdopodobniej szykowany będzie jakiś duży transport więźniów żydowskich. W naszej placówce panuje duże poruszenie oraz podekscytowanie, bo przecież dużą część naszych ludzi stanowią kolejarze. Chłopaki wiedzą, że będzie szansa dokonać czegoś wielkiego, heroicznego. Gdyby udało się w jakiś sposób zaskoczyć tych przeklętych hitlerowców, dodalibyśmy na pewno otuchy naszym mieszkańcom, naszemu powiatowi, naszemu krajowi…                                                          Natomiast muszę też uważać na siebie. Wydaje mi się, że Niemcy zaczynają nabierać wobec mnie podejrzeń. Choć staram się na co dzień  prowadzić normalne życie, nie jest mi łatwo. Czuję się wciąż zmęczony, śpię mało, a w snach zdarza mi się przeżywać własne aresztowanie i zdekonspirowanie. Odczuwam olbrzymie napięcie psychiczne, choć nie daję tego po sobie poznać. Nie mogę zawieść chłopaków, oni widzą we mnie przywódcę. Mój Boże, czy dasz nam odnieść zwycięstwo?

Wrzesień 1942

Nasze informacje z sierpnia potwierdziły się. Hitlerowcy przygnali do Pilawy kilkuset Żydów z zamkniętych gett w Sobieniach Jeziorach i Parysowie. Już kilka dni wcześniej dało się odczuć ich niezwykłe poruszenie. Na naszej rampie w dzień ustawiali bydlęce wagony,                      do których zapędzali tych biedaków w celu przewiezienia ich do obozu w Treblince. Siły wroga były tak ogromne, że nasze zamiary spełzły na niczym. Było nas za mało, żeby dokonać czegokolwiek wielkiego. Ze wsparciem podążył „Grot” wraz ze swoimi ludźmi z rejonu Mińska Mazowieckiego, to jednak zmieniło niewiele.

Nasza stacja kolejowa była miejscem przebywania wysiedleńców z Zamojszczyzny. Niektóre z tych transportów były jedynie przystankiem na drodze do Warszawy. Nad karnością okolicznej ludności czuwały stacjonujące u nas, będące częścią niemieckiego aparatu policyjnego i bezpieczeństwa w Generalnym Gubernatorstwie jednostki policji porządkowej  z oddziałów tak zwanej policji kolejowej i fabrycznej oraz oddani faszystowskiemu oprawcy niemieccy pracownicy kolei.

Krajowe kierownictwo zdecydowało, że chwilowo będę musiał przekazać dowództwo „Grotowi”. Obawiam się o swoje życie. Niemcy stali się wyjątkowo czujni i sądzę, że będzie lepiej, jeśli na pewien czas na moim stanowisku pojawi się ktoś nowy. Nadal będę działał w naszej placówce, ale już nie na taką skalę. Wy, którzy to czytacie, wiedzcie, że jeżeli zajdzie potrzeba, oddam życie za  niepodległość Polski!

                                                         ****

5. Rozalia Kęsik

 klasa  V

Szkoła Podstawowa im .Henryka Sienkiewicza

W Pilawie 

                                      Charakterystyka Jana Królikowskiego

         Jan Królikowski był moim wujkiem, a jednocześnie głównym księgowym. Miał żonę   i dwie córki.  Jedna – Jadwiga,  zmarła po 2 miesiącach, a druga – Elżbieta  Niedźwiedzka, żyje do  dziś . Wuj  urodził się 8 grudnia 1908 r. w Łucznicy  w ,,czerwonym  domu ”,                    a zmarł 23 grudnia 1961 r.  w  Łucznicy .

          Wujek  był tęgi, miał duże brązowe oczy i ciemne włosy . Poruszał się flegmatycznie, lecz z ogromnym uśmiechem na twarzy, a gdy zrobił się starszy   i zaczął chorować, chodził lekko przygarbiony,  podpierając się  laską. Gdy coś mówił, gestykulował, ubierał się skromnie, a do pracy chodził  ubrany w mundur służbowy.

          Wujaszek  był  bardzo pracowity, wesoły,  kulturalny,   uczynny,  opiekuńczy  i  pomocny. Nigdy nie mówił źle o drugiej osobie i nie przeklinał. Jeżeli zobaczył osobę potrzebującą pomocy, natychmiast jej pomagał . Interesował się polityką i historią, wiedział prawie wszystko o dziejach Polski. Uwielbiał czytać książki, gustował w książkach historycznych i przygodowych. Sam miał wiele przygód, gdy uczestniczył w  II wojnie światowej. Został postrzelony w nogę przez żołnierzy .

              Nie miał prawie żadnych wad oprócz tego, że nie lubił złośliwych i leniwych ludzi , bowiem sam starał się być najlepszym człowiekiem. Jego wielką zaletą było to, że zarażał każdą  osobę  swoim  uśmiechem i  optymizmem. Księgowy  nie miał żadnych wrogów, a za to miał mnóstwo przyjaciół .

              Wujek bardzo imponował mi swoją postawą w wielu trudnych sytuacjach, o  których dowiedziałam się od jego córki – cioci Eli Niedźwiedzkiej . Dlatego wywarł na mnie pozytywne wrażenie  i lubię myśleć, że tak  wspaniały człowiek jest przedstawicielem naszej rodziny.

                                                      ****

6. Natasza Kociszewska –  laureatka

Klasa VI

Publiczna Szkoła Podstawowa w Puznówce

Wojenne wspomnienia Bolesława Wójcika

7 września 1939 r.

Dzisiaj obudził mnie straszliwy hałas, podobny do dźwięku wydawanego przez samoloty. Dlatego też od razu zerwałem się z łóżka, a włosy na mojej głowie stanęły dęba. Tydzień temu dostaliśmy informację o zbombardowaniu przez Niemców Wieluniu, przez co wszyscy obawiali się, że i nasze miasteczko ucierpi. Mieszkańcy mieli nadzieję, że akurat Pilawa zostanie uznana przez wroga za nieszkodliwe miejsce. No cóż, nadzieja matką głupich.

     Wyjrzałem przez okno, akurat w momencie, gdy zza koron drzew pobliskiego lasu kolejno wylatywały niemieckie samoloty. Wpadłem w panikę, nie wiedziałem, co mam zrobić i nie mogłem się ruszyć. Gdyby nie brat, który szarpnął mnie za ramię w stronę piwniczki, najprawdopodobniej bym tam został. Zbiegliśmy po ceglanych schodach, kilka razy potykając się na nich o własne nogi. Gdy w końcu znaleźliśmy się bezpiecznie
w pomieszczeniu, obaj odetchnęliśmy z ulgą, ale i strachem. Słychać było wybuchy, szum samolotów i wiele innych dźwięków, których pochodzenia nie potrafiłem odgadnąć. Bałem się, bo kto by w takiej sytuacji się nie bał? Czułem wrastający niepokój… Nagle zapadła cisza. Teraz nawet nie wiem, ile tam siedzieliśmy. Wydawało mi się, że minęło kilka godzin, jednak równie dobrze mógł być to zaledwie kwadrans. Postanowiłem, że wyjdę na powierzchnię            i sprawdzę, co się stało. Dlatego też kazałem bratu zostać, a sam powoli wspinałem się do drzwiczek. Z każdym krokiem serce mocniej dudniło mi w piersi, a nogi odmawiały posłuszeństwa. Pchnąłem barkiem drewniane drzwi, które otworzyły się z cichym zgrzytem.

     To, co zobaczyłem, zmroziło mi krew w żyłach. Ulica usłana była zwłokami ludzi
i koni. Domy legły w gruzach, tylko tu i ówdzie zachowały się ceglane ściany. Tu coś zgrzytnęło, tam spadła cegła, z jeszcze innej strony rozległ się krzyk, a potem głośny płacz. Niepewnie wyszedłem z piwniczki na uliczkę, uważnie rozglądając się dookoła. Nie mogłem uwierzyć w to, co się stało. Zbombardowano Pilawę, zabito mnóstwo ludzi. Czułem wzrastający gniew, strach i swego rodzaju ulgę (w końcu udało mi się przeżyć). Te emocje towarzyszyły mi od kilku dni, a teraz nasiliły się jeszcze bardziej. Nagle pomiędzy ruinami zauważyłem kolegę. Dowiedziałem się od niego, że zbiera z innymi resztę jednostki,                    by ocenić szkody i pomóc poszkodowanym. Gdy w końcu byliśmy w komplecie, zaczęliśmy przeszukiwać gruzy i resztki domów. Urządziliśmy szpital polowy, gdzie trafiała każda ranna osoba. Zbieraliśmy też jedzenie, wodę, koce, ubrania i bandaże, nie mieliśmy ich dużo, a były potrzebne.

     Na dziś już skończyliśmy, wszyscy padają z nóg, a mrok uniemożliwia nam poszukiwania. Mam nadzieję, że uda nam się odbudować Pilawę.

1 listopada 1939 r.

     Moje nadzieje na szybki powrót do normalności okazały się złudne. Walki kompanii wrześniowej zakończyły się porażką Polaków. Zaczęła się mroczna okupacja.

    Niemcy palili domy, zabijali ludzi. Pamiętam, że 17 września zostały spalone zabudowania Jana Kowalskiego – naszego sąsiada. Podobno była to zemsta za zabicie niemieckiego żołnierza – zwiadowcy.

     Z bólem przyjąłem też wiadomość o śmierci zasłużonej nauczycielki, Zofii Krynickiej. Dzisiaj byłem na cmentarzu w Celestynowie, gdzie została pochowana. Zapaliłem znicz…

29 września 1944 r.

     Pięć miesięcy temu jeden z patroli rozbroił posterunek ochrony tartaku w Pilawie, na szczęście bez strat własnych. Zyskaliśmy dużo broni, naboi, a także mundury i kilka par butów. Z tego, co słyszałem, akcja nie przebiegła bez trudności. Podobno nie zauważono wartownika, przez którego wywiązała się wymiana strzałów pomiędzy garnizonem ukraińskim, a patrolem ,,Maxa”.

     Kilka miesięcy potem, a było to któregoś lipcowego wieczoru w Łucznicy, oddziały ,,Gołębia” przepuściły maszerujące tabory niemieckie. Nie rozumiem, czemu ich nie zaatakowali, naziści obciążeni byli bowiem ciężko rannymi żołnierzami. No ale cóż, czasu się nie cofnie.

     Dwa czy trzy dni po tym major Szkuta rozmawiał z oficerami armii sowieckiej. Potwierdzili docierające do nas wcześniej informacje o wcieleniu oddziałów AK do Armii Berlinga. Kolejny bezsensowny czyn, niech ich diabli wezmą! Potem, już po polowej mszy, zarządzono umieszczenie wszelkiej broni maszynowej w schronach, rozwiązanie oddziałów   i odmarsz do domów. Oczywiście kazano nam być w stałym kontakcie z majorem ,,Heleną”.

     Dzisiaj usłyszałem plotkę, że broń ukryta w jednym ze schronów w Łucznicy, dostała się
w ręce władz bezpieczeństwa. Podobno ,,Mirża” nas wydał. Szczerze mówiąc, mam mieszane uczucia. Podporucznik był uczciwym człowiekiem i sprawiał wrażenie godnego zaufania. Jednak myślę, że to dobra nauczka na przyszłość.

                                                               ****

7. Zuzanna Krasińska,

 Klasa VIb

Publiczna szkoła podstawowa im. Henryka Sienkiewicza

w Pilawie

                                      Obowiązek

Maciej leżał, odpoczywając pod swoją suchą jabłonką, sącząc sok wiśniowy zrobiony przez babcię . Ehh…Wczoraj jego przyjaciel Józek dostał wezwanie do wojska, w każdej chwili mogło to spotkać również jego. Mówili, że to nic strasznego, lecz on naprawdę nie miał ochoty machać karabinem.

– Trzeba nauczyć Szkopów kindersztuby- mawiał dziadek.                                                        Ale i to go nie przekonywało. Przecież przez całe jego życie Niemcy byli obecni w Pilawie. Miał ochotę zostawić wszystko i uciec. Przygnębiała go wizja zniszczonego domu, lecz on nadal nie był przekonany co do tego, czy nie wyjechać.

– Maciusiu! Do ciebie Panowie! W try miga choć tu.- mama przerwała jego myśli.

Maciek zerwał się upojony jeszcze błogim rozmyślaniem i ruszył w kierunku chaty.- Słucham, mamo?

– Panowie, do ciebie. Wyjrzyj do izby. Tylko tak wiesz, dyskretnie.

Szybko wyjrzał za framugę, spoważniał i powiedział – O nie, mamo, do wojska mnie chcą,     ja tam nie idę.

– No co ty, chory? Wychodź, co by powiedział ojciec?

Młodzieniec nieco dziwnym krokiem wszedł do pokoiku i kiwnął głową dwóm mężczyznom w mundurach.

– Co tak kulejecie, chłopcze?

– A, ta noga, nic wielkiego, spadłem z drabiny.

– Nic wielkiego? Pokaż.

 Chłopak podwinął nogawkę spodni, pokazując wyglądające zdrowo kolano.

– To nic strasznego, spakuj koszulę, wodę i coś do jedzenia, jutro przyjdziemy, tylko nie próbuj uciekać – mówiąc to, gardłowo się zaśmiał, tłumiąc śmiech ręką.

– Może i tak. To wszystko?

– Nie, proszę tu podpisać – Wskazał ręką dolną część kartki, którą wcześniej wyjął z kieszeni.

Maciek zbladł i wyciągnął rękę po leżący na stole ołówek. Musiał to zrobić dopiero drugi raz w życiu i nakreślił coś, co z grubsza wyglądało jak litera X. Gdy skończył, mężczyźni wstali od stołu i ruszyli w stronę otwartych drzwi.

Jeden z nich powiedział:

 – Do zobaczenia Panie X.- powiedział, według niego błyskotliwy oraz niesamowicie śmieszny żart, i znów zaczął się śmiać, po czym wyszedł za kompanem.

– Mamo, chcą mnie zaciągnąć do wojska – skrzywił się do zamkniętych już trzaśnięciem drzwi.

Do izby weszła mama z wyraźnymi śladami płaczu na twarzy.- O nie, co ja teraz zrobię, jedyny syn! – mówiąc to zawyła rozpaczliwie. 

Maciek przytulił matkę, wycierając łzę z policzka. Postanowił uciec w nocy.

…Chłopak chował trzęsącymi się rękoma stary nóż ojca za pas, żując kawałek starego chleba upieczonego przez jego matkę. Podkradł się za piec, gdzie spała jego babcia, pocałował ją            w czoło, po chwili zrobił to samo z matką, spojrzał na dziadka, poprawił guzik przy koszuli                     i wyszedł z domu. Mieszkał 500 metrów od torów od strony Huty Czechy. Postanowił pójść                 w stronę Miętnego. Po przejściu zaledwie kilometra, widząc jeszcze starego Wędrowycza             i słysząc szczekające psy, zatrzymał się. Zdziwił się, gdyż dojrzał światło w oknie kilkaset metrów przed sobą, patrzył na nie, ale kilka sekund później zniknęło. Kilka lat temu mieszkało tam stare, bogate małżeństwo z Warszawy, używając tego domu jako letniska, sam Maciek pomagał im przecież w trudniejszych pracach, w zamian za zagraniczne słodycze. Niestety, kobieta zginęła pod kołami wozu trzy lata temu, od tamtej pory nikt tam już nie przyjeżdża. Chłopak od razu pożałował, że uciekł. Gdyby został, byłby spokój, powalczyłby trochę i wrócił do domu z jakąś drobną kontuzją, o ile by szwabska lub radziecka kula nie utknęłaby mu w sercu. Wyjął swój nóż i zaczął omijać domek szerokim łukiem. Nagle usłyszał z tyłu jakiś szelest. Instynktownie się obrócił i zamachnął ręką z nożem. Przez chwilę nic się nie działo, ale zaraz znów dobiegł go jakiś dźwięk, tym razem z lewej. Poczuł się osaczony ,a przed oczami miał już siebie we krwi. Teraz jemu samemu chciałoby się płakać. W tym samym momencie poczuł na szyi czyjąś rękę.

Odwrócił twarz i spojrzał do tyłu. Ktoś uderzył go prosto w nos. Zobaczył mroczki przed oczami, zrobiło mu się duszno. Upadł. Słoik z zupą, który wypadł mu sekundę wcześniej                z torby, zbił się o kamień, zostawiając odłamki szkła, które zraniły mu udo. Pomyślał teraz              o tych dwóch mężczyznach, o babci, o dziadku, zmarłym ojcu. Wydawało mu się, że się unosi. Było mu coraz cieplej i przyjemniej. Przed oczami ukazała mu się plamka o kształcie twarzy. Była ostatnim co widział przez następne pół godziny.

– Co z nim zrobimy?- Chodź z nim do chaty.                                                                                                                          ***

…Żołnierz w czarnym stroju, z ciężkimi buciorami wyciągnął rewolwer i kazał stanąć dziadkowi i babci przy ścianie stodoły, spojrzał na matkę, która buchnęła jeszcze większym szlochem niż wcześniej. Trzymający ją żołnierz wykręcił jej rękę tak, że upadła w błoto twarzą i kopnął ją ,wydając dźwięk  przypominający szwargot czołgów, prawdopodobnie wyraził w swoim wstrętnym języku nienawiść, gdyż pewnie było to jedyne znane mu uczucie. Matce przed oczami zaczęły tańczyć zielone kółka. Nie mogła złapać oddechu, serce jej zwolniło. Zaczęło jej robić się zimno i gorąco na przemian. Po chwili powoli zamknęła powieki… Ciała opadły na ziemię, wypuszczając ostatni oddech…

Maciek obudził się lepki od potu, z rozkopaną kołdrą, leżącą w połowie na ziemi. Spojrzał             na krzyż wiszący na ścianie i szybko się przeżegnał. Usiadł na łóżku. Babcia leżała na swoim łóżku, mama również, wszystko było w jak najlepszym porządku. Przetarł oczy i zaczął myśleć, że jeżeli rzeczywiście jego sen mógłby się spełnić, nie może uciec. Poczuł nagłe poczucie obowiązku. Chyba jednak powinien bronić swej małej ojczyzny, by wrogowie nie odebrali mu tego co najważniejsze. Wszystko zależy, właśnie od takich jak on. Młodych i odważnych, a przez to  niepokonanych…

                                                       ****

8. Zofia Kucharzewska  Klasa V

Publiczna Szkoła Podstawowa

w  Pilawie

 
             LIST PRZODKA Z XIX WIEKU, PILAWIANINA

                     DO WSPÓŁCZESNEGO POTOMKA

MOJA DOBRODZIEJKO !

            Jest rok pański 1873. Piszę ten list z nadzieją, że dane będzie Ci go przeczytać. Żywię nadzieję, iż losy pradziada Twojego obojętne Ci nie są i zechcesz je przeczytać oraz potomnym losy rodu Górskich przekazać.

            Urodziłem się w roku pańskim 1823 jako trzeci syn Henryka i Katarzyny Górskich, we wsi Gocław. Od dzieciństwa ojciec modlitwą i pracą dzień zaczynać kazał. Dla starszych być posłusznym i służyć pomocą. Sam jako głowa rodziny naszej troszczył się o jadło i picie. Niekiedy nie było co do garnka włożyć, bo bieda była ogromna.

Ojciec mój, Henryk, pracował przy wyrębie lasu, toć drzewa na opał nie brakowało. Wszystkie chłopy ze wsi pracowały przy wycince lasu, aby kolej żelazna powstać mogła. Ojciec przynosił kawałki drewna i piękne rzeczy z nich robił. Najpiękniej wykonywał sprzęty domowe. Najbardziej pamiętam duży stół dębowy, wokół którego zbierała się cała rodzina. Każdego wieczoru ojciec rozkładał książki i czytał nam opowieści.

            Trudne to były czasy. Carskie wojska grabiły wszystkie dobra, bili i zabraniali mówić w języku ojczystym. Ale ojciec mój, Henryk, dbał, abyśmy mowy ojczystej nie zapomnieli,                  choć ruskie wojsko pilnowało, by polskość w nas zabić i każdy przejaw patriotyzmu ukarać.

W naszej maleńkiej wiosce niewielu pisać i czytać umiało, dlatego ojciec tych umiejętności nas uczył. Ale nie tylko nas, także każde dziecko z wioski do nas przyjść mogło. Niedaleko Gocławia biegła trasa z Warszawy do Lublina, którą kupcy furmankami podróżowali. I to u nich zrobione przez siebie meble, ojciec to na papier, to na atrament wymieniał. Czasami udawało mu się nowe książki zdobyć.

            Wszystkie chłopy ze wsi przychodziły do domu naszego i rozmowy podejmowali, jak               o wolność dla naszej wioski i ojczyzny dbać. 

            Nie wiem, czy doczekam czasów wolności dla Ojczyzny naszej, ale pamiętaj droga wnusiu: każdy człowiek o ojczyznę swoją, dużą czy małą dbać musi. Zgodą, mądrością                      i wspólną pracą można osiągnąć wszystko.

                                                                                                          Z poszanowaniem

                                                                                              Twój dziad Stanisław Górski

                                                                ****

9.  Alicja Kwiatkowska

klasa VI B

Publiczna Szkoła Podstawowa imienia Henryka Sienkiewicza w Pilawie

List  przodka z XIX wieku, Pilawianina, do współczesnego potomka

Pilawa, 1865r.

Drogi Potomku!

            Piszę ten list specjalnie do Ciebie. Nie wiem, czy przeżyję ten trudny czas dla mnie
 i mojej ojczyzny. Chciałbym Ci napisać o rządach cara w Polsce w tym niepewnym okresie. Nie powinienem pisać poprawnej nazwy naszej ojczyzny, ponieważ teraz nazywa się Krajem Przywiślańskim, ale ja nigdy nie wyrzeknę się naszego wspólnego kraju.                 

Jest 1865 rok. Rozpoczęto budowę ‘’Kolei Nadwiślańskiej’’, w której biorę udział. Bardzo trudno nam pracować, ponieważ jest to okres, kiedy po powstaniu styczniowym nastąpiło nasileni ucisku i rusyfikacji. Naszym rodakom w zaborze pruskim również nie żyje się najlepiej. Prusy także wzmocniły działania germanizacyjne. Mój syn bardzo to przeżywa.
Nie chodzi jeszcze do szkoły, ale przeraża go każdy Niemiec albo Rosjanin spotkany na drodze. Warunki polityczne sprzyjają rodzinom osadników niemieckich. Część z nich sprzedaje za wysoką cenę liche grunty pilawskie polskim chłopom i przenoszą się do zaboru pruskiego. Mimo to niektóre niemieckie rodziny pozostają w Pilawie np. Ratter, Libelt, Wolf czy Bettin.
Na szczęście przybywa nazwisk polskich: Kędziorek, Galas, Nowak, Wiechetek, Górski, Legat czy Grzegrzółka. Najstarsze znane mi dokumenty prawne osady Pilawa to tzw. ‘’Tabela likwidacyjna’’ i ‘’Akt własności’’ wydany przez władze carskiej Rosji 2 II 1869 rok w oparciu
o dekret z dnia 27 VII 1846 roku, który zachował się u pana Andrzeja  Górskiego. Inny dokument, o którym mi wiadomo to ‘’Rejestr Pomiarowy’’ z 1870r. Ich odbiór pokwitował ówczesny sołtys wsi Karol Libelt. W aktach tych wymienia się 34 nazwiska gospodarzy Pilawy, w tym 28 nazwisk pochodzenia niemieckiego.

            Mam nadzieję, że w Twoich czasach nie ma już zaborów, nie ma wojen, nie ma Kraju Przywiślańskiego. Jest wolna, niepodległa Polska. Życzę Ci i kolejnym pokoleniom wszystkiego, czego mi nie było dane. Wasz kochany

Przodek z XIX w.

                                                            ****

10. Weronika Lis

 Klasa VI
 Publiczna Szkoła Podstawowa w Puznówce

                    Rozwój szkolnictwa w gminie Pilawa

Przed 190 laty na obszarze Dóbr Osieckich należących do hr. Aleksandry i Aleksandra Potockich powstała Kollonia Pilawa. Kiedy usłyszałam tę informację, postanowiłam dokładniej poznać przeszłość miasteczka, w którym często bywam z rodzicami czy koleżankami. Jestem trzynastoletnią puznowianką. Już od siedmiu lat mieszkam w gminie Pilawa. Właśnie nadszedł czas, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o tej mojej małej ojczyźnie, w której dorastam. Zaczęłam więc czytać kroniki i różne publikacje, opisujące dzieje tej gminy. Szczególną uwagę zwróciłam na to, jak rozwijało się szkolnictwo i życie kulturalne na przestrzeni kolejnych lat.

            Przed okupacją działały szkoły: w Puznówce II stopnia, w Jaźwinach – I stopnia oraz
w Gocławiu. Pierwsza z nich realizowała program sześciu klas, a druga czterech. Szkoła
w Puznówce sięgała tradycjami do II połowy XIX wieku.

            W okresie okupacji kierownikiem Szkoły Podstawowej w Pilawie był Michał Tymoszyk. Oprócz niego uczyli w niej: Zofia Tymoszyk, Maria Sekularowa, Maria Piotrowska, Aleksandra Ogonowska i Henryk Sekular. Podziwiam ich za odwagę i zaangażowanie w pracę w tak trudnym czasie. To właśnie dzięki takim nauczycielom dzieci mogły się rozwijać i kształcić, co zapewne miało ogromne znaczenie i wpłynęło na ich przyszłość.

            W 1945 roku pan Jan Włastowski zorganizował w Pilawie zespół teatralny, który wystawił sztukę z życia partyzantów. Założył także chór. Życie kulturalne ogniskowało się wówczas w świetlicy zorganizowanej w remizie strażackiej. Wyobrażam sobie, jak ogromne emocje musiały towarzyszyć mieszkańcom podczas takich spotkań i występów. Wreszcie mogli się integrować i dzielić nawzajem przeżyciami. Gdy czytałam o tym, pomyślałam,                że ważną rolę w życiu lokalnym odgrywają osoby z charyzmą i zapałem, które potrafią skupić wokół siebie ludzi, zaprosić ich do świata przeżyć i emocji. Mam wrażenie, że dziś dostęp do kultury jest czymś oczywistym, często może niedocenionym, ale w dawnych czasach to był taki balsam dla duszy w zmaganiach z codziennością.

            W 1956 roku świetlicę przeniesiono do tymczasowego baraku, a w dotychczasowym jej pomieszczeniu powstało kino. Od 1978 roku na terenie gminy Pilawa zaczęto zakładać Koła Gospodyń Wiejskich. To właśnie one łączyły panie, które mogły wymieniać się doświadczeniami i spędzać razem czas.

    W 1945 roku Aleksander Włastowski wznowił działalność orkiestry dętej w Pilawie. Początki były trudne. Z wyposażenia orkiestry przedwojennej zachowały się cztery instrumenty. Z czasem zakupiono 20 instrumentów. W orkiestrze grali głównie kolejarze. Bardzo mi zaimponowali ci ludzie. W moich oczach to byli tacy lokalni prekursorzy, dzięki którym każdy mógł znaleźć możliwość rozwijania talentów muzycznych.

            Wznowienie nauki w warunkach legalnych spowodowało, że chętnych do podjęcia  lub kontynuowania rozpoczętej na kompletach nauki było bardzo wielu i nie wszyscy mogliby pomieścić się w Prywatnym Koedukacyjnym Gimnazjum i Liceum w Garwolinie. Biorąc to pod uwagę, dyrektor Jan Link wyraził zgodę na utworzenie klas filialnych gimnazjum w Borowiu, Parysowie, Sobolewie, Wildze, Pilawie, Stoczku Łukowskim i Żelechowie, a następnie w Zabruzdach, Trąbkach, Miastkowie Kościelnym i Miastkowie Starym. 1 stycznia 1973 roku rozpoczęła działalność Zbiorcza Szkoła Gminna w Pilawie, której podlegały szkoły w Gocławiu, Trąbkach, Puznówce i Łucznicy oraz filia szkoły pilawskiej w Jaźwinach. Dyrektorem Gminnej Szkoły Zbiorczej został Henryk Żaczek.

            Z dużym zainteresowaniem prześledziłam historię rozwoju szkolnictwa w Puznówce. Na początku XX wieku miejscowa szkoła podstawowa znajdowała się w domu dworskim hrabiego Potockiego. Z czasem podjęto decyzję o budowie pierwszej szkoły w Puznówce           na terenie darowanym przez hr. Potockiego. Następnie w 1938 roku rozbudowano istniejący budynek. W latach siedemdziesiątych XX wieku mieszkańcy wioski rozpoczęli starania
o budowę szkoły z inicjatywy pani dyrektor, Stefanii Jedynak. Bardzo budujący jest też fakt, że szkoła mimo trudnych warunków, które napotykała w ciągu tych wszystkich lat pełnych przemian, odnosiła sukcesy w olimpiadach przedmiotowych, konkursach i przeglądach artystycznych. Świadczy to o profesjonalizmie nauczycieli, ale także o uczniach żądnych wiedzy. Sądzę, że dzięki dobrej współpracy pedagogów z dziećmi następował rozwój i coraz wyższy poziom edukacji w szkole.

    „Duża część postępu w nauce była możliwa dzięki ludziom niezależnym lub myślących nieco inaczej.’’ Słowa Chrrisa Danimonta mogą być potwierdzeniem tego, co działo się
w szkolnictwie od jej początków do czasów współczesnych.

    Zapoznanie się z historią gminy Pilawa stanowiło dla mnie niezwykłą podróż w przeszłość, kiedy  jeszcze nie było mnie na świecie. Dlatego też było to dla mnie niezwykle ciekawe doświadczenie, pełne inspiracji. Zrozumiałam, jak ważny jest człowiek – to, kim jest, jakimi wartościami kieruje się w życiu. Istotne jest również dążenie do celu, wytrwała praca, systematyczność, umiejętność współpracy… Wówczas można osiągać sukcesy i wspólnie się z nich cieszyć.

             „Każda wielka rzecz musi kosztować i musi być trudna. Tylko rzeczy małe i liche są łatwe.’’ Dzięki tej myśli Kardynała Stefana Wyszyńskiego uświadomiłam sobie, że warto podejmować trud, stawiać sobie nowe wyzwania i realizować je, nie rezygnując i nie poddając się, nawet jeżeli napotkaliśmy trudności. Cieszę się, że mogę się uczyć w dobrych warunkach i z podziwem patrzę na poprzednie pokolenia dzieci, które zdobywały wiedzę,    bo znały jej wartość.

    Jestem dumna, że gminę Pilawa stworzyli ludzie odważni, pracowici i pełni zapału. To ogromne szczęście, że mogę korzystać z tego dobra i być małą częścią tejże społeczności. Kocham Cię, Pilawo!

 Bibliografia: 1. Książka  Zbigniew Gnat – Wieteska, „Pilawa Dzieje miasta i gminy’’ ,Wydawnictwo Polan, Pilawa 2005

2. Strona internetowa PSP w Puznówce:

                                                          ****

11. Dominika Miętus – laureatka

Publiczna Szkoła Podstawowa w Puznówce

                 List przodka, pilawianina do współczesnego potomka

Pilawa, 27 IX 1939 r.
                                                             Kochani!

Mam świadomość, że nikt tego listu może nigdy nie przeczytać albo gdy będziecie czytali ten list, mnie już nie będzie na tym świecie. Mam jednak nadzieję, że tych kilka skromnych słów, które przelałem na papier, dotrze do Was.

Piszę ten list w strasznych czasach, w czasach wojny, strachu i niepewności, co będzie jutro, za rok, za sto lat, a tak naprawdę nie wiem, czy uda mi się ten list napisać – czy coś mi
w tym nie przeszkodzi. Wokół mnie ciągle słychać odgłosy wybuchów, wszędzie unosi się ciemny dym, zapach prochu i płacz żon, matek, a także przeraźliwy krzyk dzieci, które straciły ojca, matkę, brata, siostrę oraz dach nad głową. Wojna jest straszna, jest zła, pomimo iż walczymy w dobrej sprawie o honor naszej ojczyzny – Polski. Polska jest matką nas wszystkich, nie możemy jej oddać, musimy jej bronić, aby nie zniknęła z mapy.

Pilawa jest małą cząstką naszej pięknej ojczyzny. Pamiętam dokładnie czasy przed wojną. Pilawa to piękna okolica położona wśród pól i lasów. Ludzie żyli w przyjaźni, jeden dla drugiego, wspólne prace na polu, kobiety razem przygotowywały posiłki dla wszystkich, wszystkie dzieci bawiły się razem, z jednego wiadra zimną wodę ze studni piły. Życie pilawian było spokojne, aż przyszła straszna wojna i wszystko się zmieniło. Dziś już nie ma nic, wokoło straszna bieda, to co urośnie na polu jest naszym pożywieniem, ale nie tracimy nadziei, my Polacy z Pilawy nie damy się – przetrwamy ten trudny czas. Codziennie modlimy się do Matki Bożej o lepsze jutro dla naszych dzieci, naszych rodzin, następnych pokoleń, modlimy się o spokój na tej pilawskiej ziemi, naszej ukochanej ziemi.

Za sto lat mnie już nie będzie na tym świecie. Swoje wspomnienia pozostawiam na tej kartce papieru. Mają one szansę stać się historią Pilawy, naszej Pilawy. Każdego wieczora przed snem zastanawiam się, jak to będzie za sto lat, czy Pilawa w ogóle będzie istnieć? Myślę, że tak. W moich oczach Pilawa w XXI wieku będzie rozwojowym miastem, będzie miastem dla swoich mieszkańców, miastem bezpiecznym, z którego wszyscy są dumni. Modlę się, aby naszym ziemskim następcom udało się odbudować zgliszcza wojny, zadbać            o naszą Pilawę. Wspólnie z chłopami z okolicznych wiosek budowaliśmy kolej, aby w przyszłości była ona ułatwieniem dla ludzi.

Kochany potomku mojej rodziny, czytając ten list porównaj swój aktualny stan życia 
z tym, jaki ja mam obecnie. Dziś panuje tu wielka bieda i ból, dookoła nie ma nic. Siedzimy przy świeczce i modlimy się, aby rano jeszcze żyć. Łzy nie pozwalają mi nic więcej napisać, to wszystko jest takie trudne i ciężkie. Czemu tak jest, czemu giną ludzie? Trzeba jednak pamiętać, że wszystko ma jakiś cel i jest po coś, a nasze cierpienie, moje cierpienie, jest dla mojej kochanej Pilawy i nie pójdzie na marne. Pilawo, trwaj wiecznie!

Aleksander Nowak

                                                                ****

12. Kamil Mucha                                                                                                                                     klasa VI b
Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                                                            w Pilawie

                                       Wojenne rozstanie

            Początków  nie pamiętam. Miałam kilka lat. Choć dużo wiem z opowieści, to jednak wiele zdarzeń z tego okresu miesza mi się ze sobą. Nasza dom ocalał, gdy 7 września 1939 roku niemieckie lotnictwo zbombardowało Pilawę. Kilka dni wcześniej, 1 września, Janek, mój starszy brat, miał pójść do szkoły, do szóstej klasy. Ale zaczęło się od strachu wywołanego odgłosami karabinów i bomb. Janek nie poszedł do szkoły. 17 września Niemcy po wejściu do Pilawy spalili  niejeden dom, zajęli też szkołę, w której urządzili posterunek policji. Większość dzieci uczyła się  w domach nauczycieli, którzy w tych trudnych warunkach poświęcali im swój czas. Organizowali różne kursy, a w wakacje zbierali zioła               i sprzedawali je, kupując potem przybory szkolne oraz jedzenie. Z nauczania wycofana została geografia, historia, religia i gimnastyka. Lekcje były kontrolowane przez Niemców. Dzieci świadectwa otrzymywały  w języku niemieckim.

            Niemcy nie tolerowali również Żydów. We wrześniu 1942 roku rozstrzelali ich wielu  z pobliskich miejscowości. Zlikwidowali również getto w Sobieniach Jeziorach, a jego mieszkańców przepędzili do Pilawy. Mój tato uratował raz jedną Żydówkę, dał jej koc                     i pozwolił się schronić pod naszym mostkiem w rowie. Do domu nie mógł jej zaprosić, bo bał się o życie własnej rodziny.

            W bombardowaniu swój dom straciła znajoma rodziców, pani Helena Zawada. Zamieszkała wtedy z nami, w jednym pokoju. Pewnego dnia, kiedy Niemcy podpalili domy, mama chciała powynosić  meble z naszego, by chociaż one ocalały. Ale żołnierze nie dotarli do nas, bo zostali zabici przez partyzantów ukrywających się w lasach.

Po jakimś czasie i my musieliśmy opuścić dom, by się ratować. Schroniliśmy się  w rowie pod mostkiem, który zrobiony był z dużych kręgów. Mama gotowała obiady w domu, przynosiła pod mostek, gdzie już wszyscy jedliśmy razem. Którego dnia nadlecieli Niemcy                i zaczęli strzelać z samolotu, nie zdążyliśmy zjeść, talerze powypadały nam z rąk.                        Dalej mam jakąś pustkę w głowie. Pamiętam, jak Niemcy w 1944 roku ruszali na front i kiedy opuścili szkołę, zajął ją radziecki oddział do spraw specjalnych. Gdy i oni odeszli, szkoła była w ruinie. Wszystko uległo zniszczeniu, lekcje dalej odbywały się w prywatnych domach. Kierownik szkoły wraz z nauczycielami postanowili posprzątać kilka klas i 31 maja 1945 roku lekcje rozpoczęły się na nowo.                                                                                                         Wojna trwała dalej. Za Niemcami ruszyli Rosjanie i to oni przejazdem zatrzymali się                      w naszym domu, do którego mogliśmy już wrócić. Było ich kilku. W kuchni zbili sobie                     z desek piętrowe duże łóżko. My przenieśliśmy się do jednego pokoju. Na środku kuchni postawili ogromny baniak, coś jakby piec. Gotowali sobie sami, mama gotowała tylko dla nas. Raz jeden, pamiętam, jak smażyła cebulę na wodzie. Jeden z nich podszedł do niej i dał konserwę, by dołożyła do tej cebuli. My się ucieszyliśmy, a mama popłakała się.                                   Nie rozumiałam dlaczego.

W domu sąsiadów Rosjanie zrobili punkt medyczny i pomagali rannym. Wieczorami                                        w kuchni było głośno. Nowi domownicy zdejmowali swoje czapki i udawali, że grają na nich jak na akordeonie. Dużo też śpiewali…

            Kiedy latem do Pilawy wrócił Piotr Jaroszewicz, na jego cześć na początku wsi została ubrana brama z kwiatów i gałęzi. Janek wraz z kolegą Wieśkiem Biernackim wyszli na drogę, by zobaczyć to przywitanie. Pan Jaroszewicz powiedział wtedy do nich, dlaczego tak spokojnie tu stoją, kiedy na wojnie giną młodsi od nich chłopcy. Nie mieli wyjścia, Janek wrócił do domu, spakował się i za kilka dni z Wieśkiem ruszyli…

            Serce mi wtedy pękło. Potem widziałam go już tylko dwa razy. Zginął w Budziszynie na niemieckiej ziemi. Przez wiele lat myśleliśmy, że tam też spoczywa jego ciało. Jak się niedawno okazało, po wielu poszukiwaniach, jego grób znajduje się w Zgorzelcu na Cmentarzu Żołnierzy II Armii Wojska Polskiego.

                                                         ****

13. Szymon Parol

Kl. VI b

Publiczna Szkoła Podstawowa im. H. Sienkiewicza                                                                                  w Pilawie

                 Pamiętnik Bohatera II wojny światowej w Pilawie

Moja rodzina na ziemiach obecnej Pilawy osiedliła się w 1829r. Przybył tu razem                  z kilkudziesięcioosobową grupą innych kolonistów mój pradziad w celu zagospodarowania nowych osad. Na mocy umowy dzierżawy z 20 stycznia 1829r. osadnicy  karczowali lasy, stawiali domy mieszkalne i budynki gospodarcze, a także założyli szkołę i utrzymywali nauczyciela. Na pełne zagospodarowanie przestrzeni dostali oni 4 lata. W tym czasie zwolnieni byli od płacenia czynszu oraz podatków. W 5 roku posiadania kolonii wszelkie opłaty wracały, w wyniku czego wielu kolonistów musiało sprzedać swoje ziemie. W 1930r. obecna Pilawa liczyła 176 osób[1].

            Istotny wpływ na rozwój Pilawy miał rok 1877, który przyniósł otwarcie „Nadwiślańskiej Kolei Żelaznej”. Wybudowano wówczas w Pilawie drewniany dworzec, wieżę ciśnień oraz murowaną parowozownię. Stanęły również trzy budynki mieszkalne dla kolejarzy. Pilawa stała się ważnym węzłem komunikacyjnym na trasie Warszawa-Lublin. Kolej przyczyniła się również do napływu ludności, rozwoju handlu oraz rzemiosła a także poprzez zatrudnienie stanowiła, obok wyrębu lasów, główne źródło utrzymania wielu chłopskim rodzinom. Pilawa wówczas zaczyna się coraz szybciej rozrastać i przypominać małe miasteczko. W 1910r. wybudowano prywatny tartak, który jeszcze bardziej wzmocnił pozycję gospodarczą pilawskich ziem.

            Lata 1911-1913 nie były szczęśliwe dla Pilawy. Początki działań wojennych znacznie zniszczyły tereny, na których dochodziło do walk zbrojnych. Wiele budynków mieszkalnych zostało spalonych, zniszczono zasiewy oraz spalono budynek dworca kolejowego. Wielu mieszkańców wówczas, bojąc się o swoje życie i nie mając środków utrzymania pozostawiało swoje gospodarstwa i wyjeżdżało za Wisłę. Znacznie pogorszyło to sytuację Pilawy,                             w wyniku czego, władze rządowe postanowiły ustanowić „pomoc dla ofiar wojny, wynagradzanie za zniszczenia w granicach prawem przewidzianym, popieranie organizacji ogólnopaństwowych w ich wysiłkach ku ulżeniu doli ludności, cierpiącej od wojny, a przede wszystkim popieranie wysiłków miejscowego społeczeństwa, zmierzających do przeciwstawienia się wszelkim ujemnym skutkom wojny”[2]. W tym celu we wrześniu 1914r. powołano Centralny Komitet Obywatelski. Miał on wspierać miejscową ludność, zaopatrywać w produkty pierwszej potrzeby, kontrolować ceny oraz wspierać ludność pozbawioną pracy. Dzięki jego działaniu miejscowi gospodarze powoli odzyskiwali swoje ziemie.

Najstarszy dom mieszkalny w Pilawie kryty strzechą                                        z połowy XIXw.  

Kolejne lata przyniosły odbudowę struktur gospodarczych Pilawy. Po 5 latach,  w 1919r., wznowiła działalność Huta Szkła Czechy (powstała w 1836r.). W październiku tego roku (1919) rozpoczęła działalność szkoła kolejowa w Pilawie, a w 1923r. powstał zakład chemiczny. Ludność Pilawy oraz obecnej gminy Pilawa zrzeszała się w ruchach ludowych, związkach harcerskich, miała do dyspozycji powstałe parafie w Trąbkach oraz w Gocławiu. Osady coraz bardziej się rozrastały i wzmacniały swoją pozycję na szlaku komunikacyjnym. Mimo wielu naciskom ze strony władz organizowali oni swoje życie aż do roku 1939               i wybuchu II wojny światowej. Z opisu mojego przodka wyłania się obraz Pilawy z okresu działań zbrojnych na tychże ziemiach

.„Początki działań zbrojnych rozpoczęły się na naszych ziemiach już pod koniec sierpnia 1939r. Od dawna wiedzieliśmy, że coś się musi wydarzyć. Byliśmy na to przygotowani, jednak dopiero transport przybyły z Bydgoszczy, a zawierający sprzęt 16 pułku ułanów Wielkopolskich uświadomił nam, jak blisko wojny jesteśmy. Cały ten arsenał konno przetransportowaliśmy do Starego Puznowa by tam otworzyć Ośrodek Zapasowy pułku. Przyjmowaliśmy tam rezerwistów i z nich oraz pozostałych ochotników stworzyliśmy szwadrony marszowe. Naszym dowódcą został wybitny rtm. Czesław Dmochowski.                1 września na stację w Pilawie przybył z Ciechanowa kolejny transport. Tym razem był to szpital weterynaryjny, policja ciechanowska oraz rodziny wojska z 11 pułku ułanów Legionowych im. Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza[3]. Transport ten skierowano                          do Parysowa.

Pierwsze dni wojny okazały się dla nas bardzo tragiczne. W dniach 7-8 września            na naszym niebie pojawiło się lotnictwo niemieckie, które zbombardowało naszą miejscowość. Spalone domy, zwłoki ludzi i zwierząt były widokiem, który witał wszystkich przejeżdżających przez nasze ziemie. Wielu z nas zginęło. Jeszcze większa część została ranna. Nie wiedzieliśmy, co czeka nas dalej, ale byliśmy pewni, że musimy walczyć o naszą Polskę i naszą małą Ojczyznę-Pilawę. 17 września do Pilawy wkroczyli Niemcy.

Byliśmy wówczas rozproszeni w czterech placówkach ZWZ/AK – w Pilawie, Trąbkach, Parysowie oraz Osiecku. Pilawską placówką od stycznia 1940 kierował ppor. rez. Bolesław Wójcik ps. „Rogaliński”, „Odrowąż”. Wybitny był to człowiek. Dumą napawało nas, że ktoś, kto walczył w Dubnie, teraz pokieruje nami. Organizowaliśmy się więc,  w rosnącą  w siłę strukturę i działaliśmy w konspiracji. Nie było to łatwe, ponieważ nadal na naszych ziemiach zamieszkiwali potomkowie niemieckich kolonistów z XIX w. Czas pokazał, że nie byli wobec nas tak bardzo solidarni, jak przed wojną by się wydawało. Działania zbrojne wydobyły z nich najgorsze odruchy zachowań – szpiegowali nas, donosili na nas, bili obywateli polskich a także okradali nasze domy. Działaliśmy więc nadal w ukryciu, nie mogąc szerzej się rozbudować. Naszą sytuację odmieniło odebranie Polakom w sierpniu  1940r. w Poznańskiem gospodarstw i osiedlenie się tam kolonistów.

Nasz dowódca bardzo dużo uwagi skupił wówczas na umocnieniu wpływów ZWZ wśród pracowników kolei. Od momentu zatrudnienia się przez niego na stanowisku dyżurnego ruchu większa ilość kolejarzy zasiliła struktury Związku Walki Zbrojnej,                a ci, którzy oficjalnie do nas nie przystąpili wspierali nasze działania i interesowali się dalszymi planami.

W tym czasie mieliśmy w Pilawie kilka placówek kontaktowych. Jak wspomina mój znajomy Antoni Mittek mieściły się one m.in. „w domu Państwa Wójcików przy ulicy Dworcowej, w sklepie Henryki Kolbe, w Aptece Gładyszowej, u Makula kierownika Biura Pocztowego oraz w sklepie Bazar Wiejski Antoniego Mittka, w sklepie spółdzielczym oraz w sklepie kolonialnym Marii Wypysk w Gocławiu i u Kłosa w Niesadnej[4]. Naszymi łączniczkami były Natalia Mittek PS. „Kozak”, Maria Wypysk i Kazimiera Kolbe ps. „Chi-Chi”. Bardzo mocno skupiliśmy się wówczas na sprawach wywiadu. W naszym rejonie zajmował się tym przede wszystkim Józef Ogonowski ps. „Górka” pracujący na stanowisku zawiadowcy stacji Pilawa. Dzięki jego informacjom wiedzieliśmy o wszystkich transportach wojskowych, o ich zawartości, o transportach więźniów czy broni. Dawało nam to wiele możliwości działań, dzięki którym mieliśmy broń, a czasami również udawało nam się uwolnić kilku więźniów. Często narażaliśmy w ten sposób własne życie, jednak nasze idee były jasne. W działaniach naszych wspierali nas często ludzie z Bahnschutzów posterunku w Pilawie.

W 1942 r. dowództwo nad nami objął ppor. Wójcik, by następnie przekazać je w ręce ogn.pchor. Jana Goińskiego ps. „Grot”. W tym czasie w lipcu na drodze wiodącej z Pilawy        do Łucznicy Niemcy zastrzelili proboszcza parafii Garwolin ks. kan. Mariana Juszczyka, byłego członka Wydziału Powiatowego Antoniego Pinakiewicza oraz woźnego Urzędu Miejskiego w Garwolinie, Bolesława Warownego. Ich ciała zostały zakopane w miejscu zbrodni[5]. Była to straszna zbrodnia, jednak kolejne miesiące miały pokazać, że takich zbrodni jest przed nami jeszcze wiele. Oto bowiem niecałe dwa miesiące później, we wrześniu byliśmy świadkami tragedii Żydów zamieszkujących okoliczne miejscowości. W Sobieniach Jeziorach Niemcy zniszczyli getto, a wszystkich mieszkających tam Żydów poprowadzili do Pilawy. Wszystkich tych, którzy nie wytrzymywali trudów wędrówki po drodze rozstrzeliwali a ich ciała pozostawiali na okolicznych polach i przy drodze. Tych, którzy przeżyli wraz z mieszkańcami zlikwidowanego getta z Parysowa załadowali do bydlęcych wagonów                        i wywieźli do Treblinki. Nigdy nie zapomnę widoku tych ludzi. Zmizerowani, wymęczeni drogą, zagłodzeni i przerażeni tym, co ich czeka. Pobici, w obdartych ubraniach. Z wagonów błagali o wodę i kawałek chleba. Pomagaliśmy im w miarę naszych możliwości, jednak musieliśmy uważać, by samemu nie stracić życia. Pomoc była surowo karana. Widok tych ludzi pozostanie w pamięci mojej i moich towarzyszy na zawsze.

Grudzień 1942r. przyniósł kolejne ważne dla naszej ziemi wydarzenia. To wówczas na teren powiatu garwolińskiego Niemcy przetransportowali więźniów z obozu z Zamościa.            Do Pilawy dotarło wówczas ponad 600 osób, w tym prawie 300 dzieci. To ich widok najbardziej chwytał nas za serca i pokazywał ogrom szkód, jakie niesie wojna. Kto mógł z nas przygarniał dzieci te do siebie. Opiekował się nimi i wychowywał jak własne. W moim domu również pojawiła się mała dziewczynka, której rodzice za działalność konspiracyjną zostali zamordowani. Dziecko było przerażone, i trzeba było ogromu cierpliwości i serca mojej rodziny by na nowo poczuła się chociaż trochę bezpieczna.

Największe straty w ludziach jako organizacja ponieśliśmy w 1943r. Zdekonspirowanie naszego dowódcy ppor. Wójcika zmusiło go do przekazania dowództwa                       i opuszczenia Pilawy. W listopadzie i grudniu wielu z moich przyjaciół zostało aresztowanych a następnie rozstrzelanych w Warszawie i w Sulbinach. Kilku z nich zostało przetransportowanych do obozów koncentracyjnych, gdzie zginęli. Ci, którzy nie brali udziału w tym procederze, mogli o wszystkim przeczytać w sprawozdaniach Delegatury. Wydanie listopadowe przekazywało, że „we wsi Pilawa aresztowano 18 osób pod zarzutem posiadania broni. Rewizja dała wyniki pozytywne (…). Po przeprowadzonych badaniach aresztowani zostali wywiezieni. Zachodzi obawa, że zostali oni rozstrzelani koło Garwolina”[6]. Ocalało nas zaledwie kilka osób. Aresztowania a następnie egzekucje prawie w całości rozbiły naszą organizację. Działaliśmy nadal, jednak nasze możliwości były bardzo ograniczone. Współpracowaliśmy czasami z placówkami z Trąbek czy Parysowa i Osiecka. Tylko w ten sposób mogliśmy nadal walczyć o naszą ziemię.

Bardzo prężnie wraz z oddziałami AK działaliśmy w latach 1942-1943. W lutym za donos na 7 żołnierzy AK rozstrzelaliśmy Edwarda Medyńskiego z Trąbek. W czerwcu pod Lipówkami z rąk niemieckich uwolniliśmy kilku działaczy Oddziału Partyzanckiego,                           a następnie ukryliśmy ich po okolicznych wioskach. W akcji na Werkschutzów w Pilawie nasi towarzysze zdobyli kilka karabinów oraz amunicję. Broń była dla nas cennym nabytkiem i służyła nam w kolejnych działaniach.

            Nasza organizacja nie przestawała walczyć w obronie terenów Pilawy. Wszystkie podstawowe działania przenieśliśmy na drugą połowę 1943r. To wówczas, dokładnie we wrześniu, moi współtowarzysze rozbroili Werkschutzów pilnujących tartak w Pilawie                           i zdobyli dla naszych oddziałów kilka sztuk broni i amunicji. Działaliśmy nadal.                               W październiku zorganizowaliśmy się by, uniemożliwić organizację kontyngentu wojskowego dla wojska oraz skonfiskowaliśmy tonę cukru z zakładu „Kruger” z Pilawy.

            Jedną z ostatnich większych akcji nasze dowództwo zorganizowało w listopadzie 1943r. Mieliśmy za zadanie rozbroić Bahnschutzów straży ochrony kolei w Pilawie. Akcja była bardzo precyzyjnie przygotowana i z góry dawała nam wygraną. Otoczyliśmy i zaraz po północy zaatakowaliśmy zaskoczonych naszymi działaniami Niemców. Po rozbiciu granatem drzwi wejściowych weszliśmy do środka i opanowaliśmy posterunek niemiecki. Oddziały idące na pomoc Bahnschutzów były zatrzymywane przez drużynę ubezpieczenia. Niemcy atakowali ich i ostrzeliwali, jednak nie mieli odwagi przejść w pełnym oświetleniu przez tory. Zaskoczył nas trochę tylko pociąg niemiecki, który zatrzymał się nieregulaminowo na stacji. Jednak i to nie przeszkodziło nam dokończyć całej akcji. Wyprowadzeni Bahnschutzowie usłyszeli, że tym razem mają darowane życie, jednak jeśli ich postawa się nie zmieni, zostaną rozstrzelani. Cel nasz został osiągnięty. To była ostatnia moja akcja w szeregach Obwodu. Koniec roku 1943 i połowa 1944 przyniosła jeszcze kilka zorganizowanych akcji, w tym głośne rozbicie posterunku ochrony tartaku w Pilawie. Kolejny raz wyszliśmy z tego bez strat własnych.

30 lipca mjr „Helena” po odprawie zarządził „zdanie wszelkiej broni maszynowej                       i umieszczenie w schronach, rozwiązanie oddziałów, odmarsz do domów i ścisłą łączność                        z nim, żeby w ciągu 24 godzin postawić oddział do walki”[7]. Po kilku latach walki oddział odszedł do spoczynku, a my z poczuciem dobrze wykonanej pracy udaliśmy się do naszych rodzin. Mieliśmy świadomość, że to jeszcze pewnie nie koniec, jednak ta chwila pozornego spokoju każdemu z nas była niezmiernie potrzebna.”

Okres wojny bardzo mocno odbił się na sytuacji ludności i gospodarce Pilawy. Jak wspomina mój przodek, był to ciężki czas, wymagający dużego poświęcenia. Działały Bataliony Chłopskie, Ludowy Związek Kobiet tworzący tzw. Zielony Krzyż, Polska Partia Robotnicza. Ta ostatnia bardzo mocno zakorzeniła się w Hucie Szkła w Trąbkach                     i doprowadziła do zaprzestania produkcji w 1943r. z powodu braku materiałów. Nadal funkcjonowała, prowadząc tajne nauczanie szkoła.

Niemieckie instytucje i formacje rządowe odeszły z terenów Pilawy w lipcu 1944r. Pilawa jeszcze kilka razy stanowiła, z powodu ważnego węzła kolejowego, punkt działań zbrojnych. W sierpniu został w szkole ulokowany szpital dla żołnierzy radzieckich a tereny gminy narażone były na naloty wojsk niemieckich. Mimo tak trudnej historii nasze ziemie przetrwały i prężnie odbudowały swoją niezależność. Powstała Rejonowa Spółdzielnia Rolniczo-Handlowa, Milicja Obywatelska, zorganizowano w Pilawie zespół teatralny, chór oraz orkiestrę dętą. Zorganizowano Kolejową Straż Pożarną i została otwarta siedmioklasowa Szkoła Powszechna. Na mocy Ustawy z 1982r. nastąpiło powolne przekształcanie Pilawy       w miasto.

Panorama Pilawy – widok z wieży ciśnień, 1980r.  

Pamięć o poległych w czasie walk z okresu wojny jest tu jednak nadal obecna. Wspomnienia bohaterów, dokumenty archiwalne, mapy oraz zmiany ustrojowe odbiły się szerokim echem na naszych ziemiach. 30 września 1984, w roku uzyskania przez Pilawę praw miejskich, odsłonięto pomnik „Bohaterom wojny 1939-1945”. Każdego roku w rocznicę, upamiętnia się obchodami ten trudny dla ziem miasta i gminy Pilawa czas oraz oddaje się hołd poległym w walkach za wolność naszej Małej Ojczyzny.

Odsłonięcie pomnika „Bohaterom wojny 1939-1945”  
płk. Janusz Kowalski przed pomnikiem, 1984r.  
Naczelnik Miasta i Gminy Bolesław Mazek  

Bibliografia:

  1. AAN 202/II-23 k.90. sprawozdanie sytuacyjne ze stanu bezpieczeństwa za czas od                     1 do 30 listopada 1943r.;
  2. AGAD Akta Komisariatu Wilanowskiego 73 k. 123. „Wiadomości statystyczne Dóbr Klucza Osieckiego dotyczące w miesiącu styczniu 1832 sporządzone Rządowi podane”;
  3. Gnat-Wieteska Zbigniew, „Pilawa dzieje miasta i gminy”, Pilawa 2005r.;
  4. prof. Handelsman Marceli, „Polska w czasie wielkiej wojny (1914-1918)”, T.II., Warszawa 1932r.;
  5. Juszkiewicz Ryszard, 11 pułk ułanów Legionowych i. Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza. Ciechanów 1998r.;
  6. Mittek Antoni, „Wspomnienia z okresu II wojny światowej i działalności w Ruchu Oporu na terenie powiatu Garwolin”, rkps. 1975r.;
  7. Waga 030944, Ob. Janczar, Przebieg „Burzy”. Helena.

                                                             ****

14. Bartosz Sybilski

klasa VIb

Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza

 w Pilawie

Ukryta wiadomość

list przodka z XIX wieku, pilawianina do współczesnego potomka

                                                                                                          Pilawa, 25 września 1877 r.

                                                      Mój drogi czytelniku!

        Jak się miewasz? Na niezatartą pamięć po sobie pozostawiam ten skrawek papieru,  ukryty w metalowej kance po mleku. Nie zakopałem jej głęboko…łudząc się, że ten, kto przejmie ziemie po mnie – na której to własnymi rękoma dom postawiłem – znajdzie go. Rad jestem niezmiernie zatem, jeśli czytasz ten list. Kreśląc te słowa, myślę o Tobie, mój przyjacielu…

W jakich Ci przyjdzie żyć czasach? Co Ty zaznasz? Czego będziesz świadkiem? Ja dziś tak oto chciałbym opowiedzieć Ci o doniosłym zdarzeniu, które to wydarzyło się na terenach Pilawy, gdzie  zamieszkuję z moją rodziną.

     W końcu ukończyliśmy budowę Nadwiślańskiej Drogi Żelaznej!  A przeszło miesiąc temu – 17 sierpnia roku pańskiego 1877 oddano nam, mieszkańców do użytkowania stację kolejową. Ile to radości w me serce wstąpiło! To nasza największa arteria komunikacyjna – droga                        ze wschodu na zachód. Ożywienie nastąpiło na ziemi naszej pilawskiej! Ale pozwól, czytelniku mój, wysłuchać opowieści od początku…

      Gdym tylko usłyszał, że car wydał zgodę na budowę nowej linii kolejowej, nająłem się wiosną 1875 roku  do robót na naszych terenach. Zarobek nie był godziwy, a i praca lekka nie była…szczególnie na terenach bagnistych, gdzie wykopaną ziemię na taczkach grabarskich wywozić musiałem. Z towarzyszami pracy moimi wycinaliśmy wzdłuż traktu lasy, tworzyliśmy nasypy,   układaliśmy  szyny  i  podbijaliśmy żwirem całą drogę…   Mijały dni, miesiące i tak   w roku 1877 przystąpiliśmy do budowy dworca kolejowego. Plan zakładał,   że będzie to niewielki parterowy budynek na planie prostokąta. Własnymi rękami budowałem szkielet ze słupów i rygli wypełnionych cegłą, a potem kładłem wielospadowy dach.              Z wielkim zapałem wybudowaliśmy 4 rampy przeładunkowe i budynki mieszkalne dla kolejarzy. Dziś, gdy z okna mego domu patrzę na naszą stację, po której to wolnymi krokami przechadza się  naczelnik, Wincenty Radzimiński, to duma rozpiera ma serce! Tam mój pot     i trud włożony… Ale warto było! Niebawem i dzieciom moim przejażdżkę sprawiłem. Zakupiłem bilety w III klasie za 2 ruble i 4 kopiejki każdy i pędząc 30 wiorst na godzinę pociągiem porannym, za godzin kilka byliśmy w Warszawie.

      Toż ta kolej rewolucję u nas poczyniła! Podróżowaliśmy dogodnie i tanio. Ożywił się handel i rzemiosło, gdyż ludność – głównie żydowska – do nas napływała, która zakładała małe sklepiki.  Mieliśmy pracę – co niektórzy sąsiedzi przekwalifikowali się i stali kolejarzami, inni jak ja – chwycili się furmaństwa, rozwożąc przywożone koleją  towary.

      Zatem rad jestem niezmiernie, że mogę do Ciebie ten list wystosować, drogi Przyjacielu z przyszłości, dzieląc się szczęściem moim z Tobą. Dziękuję Ci za przeczytanie tych kilkunastu słów.  Nie wiem, kim dokładnie jesteś i jakim zajęciem się zajmujesz, …ale spełnij proszę moją prośbę… Teraz Ty napisz list do kolejnego pokolenia i opowiedz mu, jak zmieniła się        od moich czasów „nasza mała ojczyzna, Pilawa”. Ukryj list dobrze zabezpieczony w szparze swego domu, bądź na strychu…żywię nadzieję, że też niegdyś ktoś go znajdzie.

                                                                                                                  Aleksander Kędziorek

                                                                    ****

15. Piotr Szczekutek

 klasa Vc
Publiczna Szkoła Podstawowa im. H Sienkiewicza                                                                                                         w Pilawie

                Jak to kiedyś z nauką było… -list dziadka do wnuczka

Pilawa, 1 maja  1964 r.

                                                                  Drogi Wnuczku!

            Do napisania tego listu zmotywowała mnie chęć podzielenia się z Tobą moimi wspomnieniami ze szkoły, kiedy byłem w podobnym wieku, co Ty.

            Na przełomie wieku XIX i XX Pilawa była bardzo małą miejscowością i nie miała polskiej szkoły. Bardzo mała liczba dzieci uczęszczała do szkółki ewangelickiej,                                      ale większość dzieci nie uczyła się wcale. Wiele ludzi starało się o to, aby w ogóle utworzyć polską szkołę. W 1905 roku urzędnicy kolei w Pilawie założyli szkołę, która była tylko dwuklasowa. Języka polskiego uczyła nauczycielka rosyjskiego pochodzenia, mówiąca bardzo słabo po polsku. Bardzo przykre było to, że język polski był eliminowany ze szkół                 i zastępowany językiem rosyjskim. Aby język polski nie zanikł, wielokrotnie uczono języka polskiego potajemnie.

W tych ciężkich czasach chodzenie do szkoły było marzeniem wielu dzieci, które nie umiały czytać i pisać. W 1919 roku uczęszczałem do szkoły kolejowej w Pilawie. Była nazwana szkołą kolejową, ponieważ budynek należał do kolei, a pierwszeństwo nauki miały dzieci pracowników kolei. W 1958 roku przeżyliśmy próbę zdejmowania krzyży w salach lekcyjnych. Było to tragiczne przeżycie zarówno dla uczniów, jak i nauczycieli. Ówczesna władza chciała rozłączyć Kościół od państwa. Na lekcję religii chodziliśmy do Kościoła,                 na plebanię, a czasami nauka była prowadzona w domach prywatnych.

Chciałbym bardzo uświadomić Ci, że w moich czasach w szkole obowiązywała dyscyplina. Uczniowie szanowali nauczycieli i katechetów. Za najłagodniejsze przewinienie uczniowie byli karani karą cielesną zwaną „dziesięć łap”. Dzieci nie skarżyły w domu, ponieważ rodzice popierali metody wychowawcze szkoły, a dziecko, które się poskarżyło – często dostawało dodatkowe baty od rodziców.

Kochany wnuczku, po co Ci to wszystko piszę? Bardzo często ludzie nie doceniają tego, co mają, zanim tego nie stracą. Dlatego bardzo chciałbym, abyś doceniał to, że możesz chodzić do szkoły, że możesz uczyć się języka ojczystego, możesz wybierać dodatkowe języki, których chcesz się uczyć. Możesz chodzić do szkoły, rozwijać swoje talenty, cieszyć się z tego, że nie ma wojny i z tego, że nie musisz się ukrywać, aby się czegoś nauczyć.

Ściskam Cię serdecznie

Dziadek Henryk

                                                        ****

16. Julia Szubińska                                                                                                                                 Klasa VI                                                                                                                                                     Publiczna Szkoła Podstawowa  im. Adama Mickiewicza                                                                         w Trąbkach

 Rodzinny bohater

     Mój pradziadek miał na imię Edward a na nazwisko Słabuszewski. Urodził się 17 stycznia 1928 roku w Garwolinie. Zmarł w marcu 1984 roku w Trąbkach. Gdy rozpoczęła się  II wojna światowa, miał 11 lat. Rodzina i przyjaciele wołali na niego Edek. Był bardzo lubiany. Po wybuch II wojny światowej tata pradziadka Edwarda, najpierw wstąpił do wojska, a po klęsce wojsk polskich wstąpił do partyzantów. Wtedy pradziadek postanowił również pomóc partyzantom w walce z okupantem. Partyzanci dali mu pseudonim ,, Czarny Edek ”. Był jeszcze za młody, żeby móc walczyć, więc został tzw. łącznikiem. Z racji tego, że często chodził ze swoim tatą na grzyby, doskonale znał okoliczne lasy, w których ukrywali się partyzanci. Dzięki temu, że był młody, mógł niezauważony pomagać partyzantom. Dostarczał im jedzenie, listy od rodzin oraz informacje o ruchach Niemców.        

      Dziadek wyglądał na bardzo sympatycznego. Jak na swój wiek był wysokim                                 i przystojnym chłopcem ze szczupłą sylwetką. Miał czarne włosy, piwne, przenikliwe oczy                   i zadarty nos. Silne i sprężyste ciało.

       Jak na młodego chłopca był bardzo odważny i dzielny. Niejednokrotnie uciekał z różnych zasadzek Niemców. Dzięki swojej inteligencji, zaradności i sprytowi jako łącznik przetrwał całą wojnę. Zawsze był nastawiony optymistycznie, wierzył, że wojna skończy się zwycięstwem Polaków. Pradziadek był sumienny, zawsze starannie wykonywał powierzone mu zadania. Koleżeński i uczynny zawsze służył pomocą. Lojalny, nigdy nie zdradził kryjówki partyzantów.  Gdy coś sobie postanowił, zawsze dążył do celu.

       Uważam, że mój pradziadek był prawdziwym bohaterem. Mimo młodego wieku zrobił wiele wspaniałych rzeczy. Jestem z niego naprawdę dumna. Jego zachowanie jest godne podziwu. Może on być wzorem do naśladowania przez wielu młodych jak i dorosłych ludzi.

                                                          ****

17. Alicja Wyglądała

klasa Vc
Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                                                                        w Pilawie

             Charakterystyka bliskiej osoby z lat II wojny światowej

           Bronisława Grzegrzółka z domu Stępień to osoba z mojej rodziny, która nie była przedsiębiorcą, ani artystą. Była za to mamą mojego dziadka Zdziśka i jego rodzeństwa: Ireny, Janiny, Barbary, Wiesława, Marii i Stanisławy oraz  silną kobietą, zmagającą się                        z wieloma trudnościami i walczącą o swoje. Dlatego uważam, że należy poświęcić jej szczególną uwagę. Urodziła się 7 lipca 1916r. w okolicach Życzyna, a po ślubie przeprowadziła się do siedliska w Pilawie, gdzie do dnia dzisiejszego jest nasz dom. Już od początku nie miała łatwego startu, ponieważ funkcjonowanie w wojennej Polsce nie oszczędzało nikogo. Prowadziła proste życie, spełniała się w roli żony, matki i gospodyni. Została wystawiona na ciężką próbę, ponieważ po śmierci męża samotnie wychowywała siedmioro dzieci. Mimo, że było ciężko, poradziła sobie z tym znakomicie i przekazała im wszystkie podstawy do tego, aby byli wartościowymi ludźmi. 

          Fotografie z czasów drugiej wojny światowej pokazują Bronisławę jako wysoką                     i   postawną osobę o kształtnej figurze. Moja prababcia była bardzo piękną kobietą. Miała długie, ciemne i zadbane włosy, starannie zaplecione w warkocz i zwinięte w kok. Na jej twarzy gościł delikatny uśmiech, a jej jasne oczy emanowały ciepłem i troską. Chodziła ubrana prosto, ale zawsze schludnie. Lubiła białe koszule z kołnierzykiem. Była bardzo elegancka, ponieważ chodziła w nich nawet na pole i dopiero tam się przebierała. Charakterystycznym elementem jej ubioru były zawsze podwinięte do łokci rękawy i chustka na głowie, którą zakładała do pracy.

            Bronisława była bardzo serdeczną i uśmiechniętą osobą, dzięki czemu cieszyła się ogromną sympatią, wśród znajomych. Lubiła kwiaty i inne rośliny, które z pieczołowitością pielęgnowała w swoim ogrodzie. Już od najmłodszych lat cechowała ją ogromna pracowitość, którą później przekazała swoim dzieciom. Gdy została z nimi sama, chwytała się każdej możliwej pracy, a oprócz obowiązków domowych, starała się przejąć również męskie role, aby zapewnić należyty byt swojej rodzinie. Była niezwykle skromna i darzyła szacunkiem każdego człowieka, ponieważ wiedziała, że w ciężkich momentach swojego życia to właśnie dzięki pomocy z strony innych ludzi: sąsiadów oraz bliskich, dała sobie radę. Mimo trudnej sytuacji, zawsze byłą kobietą z zasadami, co pokazała, gdy niedługo po śmierci męża zgłosiło się do niej bezdzietne małżeństwo, które chciało odkupić jej najmłodszego syna za ogromne pieniądze. Nie musiała długo się zastanawiać, odmówiła, ponieważ  nie pieniądze i kariera, ale właśnie rodzina stanowiła dla niej największą wartość. Na potwierdzenie tej decyzji, najstarsze córki stanęły obok wózka, nie dopuszczając nikogo do braciszka, okazując tym samym swoje wsparcie. Była wspaniałą matką i mimo ciężkiej sytuacji finansowej starała się, aby dzieciom niczego nie zabrakło, jednocześnie ucząc ich szacunku do ciężkiej pracy, pieniędzy i do innych ludzi. Była osobą bardzo rodzinną, gdy jej dzieci podrosły i założyły swoje rodziny, ciągle dążyła do tego, aby wzajemnie sobie pomagały i były w bliskich relacjach. Jej starania i trud włożony w wychowanie zaowocował, i teraz mimo upływu wielu lat, rodzeństwo nadal się spotyka i może liczyć na wzajemną pomoc.

             Całe jej życie pokazuje, że to nie tylko wspaniały człowiek, ale także kochająca matka, nauczycielka życia i spełniona kobieta, która pokazała, że pracowitością, szacunkiem   i niesamowitą pokorą można osiągnąć naprawdę wiele. Była wzorem do naśladowania nie tylko dla swoich dzieci, ale także dla następnych pokoleń. Wszyscy wspominają ją z wielkim sentymentem i tylko w samych superlatywach, dlatego uważam, że o takiej postaci nie sposób było nie wspomnieć. Może prababcia Brońcia nie była sławna, ale myślę, że swoją postawą               i szerzonymi wartościami przerosła niejednego znanego człowieka.

                                                                                            Alicja

  1. Prace uczniów z klas VII – VIII

1.Jagoda Gajewska

klasa  VII                                                                                                                                                                Publiczna Szkoła Podstawowa                                                                                                                                    w Puznówce

Wizyta w bibliotece   

    Jest maj 2019 roku. Niedawno ponownie została otwarta biblioteka w Pilawie. Teraz ma siedzibę w Miejsko-Gminnym Ośrodku Kultury. Z tej okazji została zorganizowana lekcja biblioteczna. Panie bibliotekarki postanowiły opowiedzieć  nam o historii bibliotek w naszej gminie.

     Bardzo lubię czytać. Chętnie wypożyczam książki. Postanowiłam więc dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat. Punktualnie o 15:00 stanęłam przed wielkim budynkiem   MGOK-u w Pilawie. Wchodzę do środka i kieruję się w stronę biblioteki. Gdy otwieram drzwi, słyszę prowadzone szeptem rozmowy zgromadzonych gości. Siadam na wolnym krześle i wyciszam telefon. Chwilę później wchodzą panie bibliotekarki. Powitane ciepłym ,,dzień dobry” siadają na przygotowanych wcześniej miejscach na podwyższeniu i zaczynają wykład.

    -Witam państwa! Cieszę się, że tak dużo osób zebrało się dzisiaj na tej lekcji bibliotecznej! Wspaniale, że historia naszych gminnych bibliotek tak was interesuje. Moje koleżanki wszystko wam opowiedzą. Oczywiście, możecie później zadawać pytania, chętnie na nie odpowiemy – pani kierowniczka przywitała gości i oddała głos jednej z bibliotekarek.

– Cała historia zaczyna się w 1945r., w którym działalność rozpoczął punkt biblioteczny w Pilawie. Dziesięć lat później w 1955r. został on przekształcony w bibliotekę. Liczyła ona wówczas 302 książki. Kilka lat później została ona przeniesiona do Domu Strażaka. W latach siedemdziesiątych została przemianowana  na Gminną Bibliotekę Publiczną w Pilawie. W 1985 przeniesiono ją do wyremontowanych pomieszczeń kotłowni byłego przedszkola. Biblioteka liczyła wtedy 12 tysięcy woluminów.

– Nie mamy dużo czasu, więc przejdę od razu do biblioteki w Trąbkach. Powstała ona w 1945 i do 1956 działała jako punkt biblioteczny prowadzony przez Leona Skurnata. W 1956 stała się biblioteką – teraz zabrała głos pani z filii bibliotecznej.

– Czy macie jakieś pytania?

– Kto był dyrektorem biblioteki w 1985 roku? – zapytałam.

– Jej dyrektorką była wtedy Joanna Mackiewicz.

– Jeszcze jakieś pytania? Nie? Dziękuję wszystkim za przybycie i zapraszam na kolejne takie spotkania – zakończyła spotkanie jedna z bibliotekarek.

    Po wyjściu skierowałam się na parking i wsiadłam do samochodu. Czułam, że ta wiedza może przydać mi się w przyszłości. Poza tym zrozumiałam, że czytelnictwo w naszej gminie odgrywa dużą rolę. Biblioteki często są odwiedzane przez czytelników, którzy mogą korzystać z bogatego księgozbioru.

Bibliografia: Zbigniew Gnat-Wieteska ,,Pilawa Dzieje miasta i gminy” Wydawnictwo: Polan,

                                                              ****

2. Marta Głaszczka   – laureatka

Klasa VIII

Publiczna Szkoła Podstawowa

W Puznówce

             Podróż  do szkolnej przeszłości

      Delikatnie otworzyłam drzwi i powoli weszłam do pokoju, w którym panował rozgardiasz. Rano zaspałam i z prędkością światła musiałam przygotować się do pierwszego dnia w nowej szkole. Strach paraliżował mnie od kilku dni. Od dziecka  byłam zafascynowana  światem nauki, przyswajanie nowej wiedzy nie sprawiało mi kłopotu, stwierdziłabym wręcz, że dawało mi  ogromną przyjemność. Bardzo zależało mi na zrobieniu dobrego pierwszego wrażenia i chyba mi się udało. Debiut  w pilawskim liceum ogólnokształcącym uważam za udany.

     Poczułam się jednak znużona i wyczerpana. Oczy same mi się zamykały, więc stwierdziłam,             że to najlepszy czas na popołudniową drzemkę. Łóżko niczym magnes przyciągało mnie swoją wygodą i ciepłem. Wtuliłam się w ogromnego misia i prawie od razu znalazłam się w objęciach Morfeusza.

    – Halo! Dziecko drogie, wstań! Nie mamy całej nocy!

Niechętnie uchyliłam powieki i krzyknęłam ze strachu. Przede mną stał staruszek, który podpierał się drewnianą laską. Na jego głowie widniał zamszowy kapelusz w popielatym kolorze. Mężczyzna był ubrany w ciemny garnitur oraz białą koszulę.

    – Nie krzycz, bo wystraszysz wszystkich – szepnął z wyrzutem.

    – Co pan tu robi? Proszę natychmiast opuścić mój pokój! A najlepiej dom. Jak pan tu się dostał? Kim pan jest? – wyrzucałam z siebie pytania.

    – Nazywam się Duch Pilawskiej Przeszłości. Miło mi cię, panienko, poznać. Słyszałem,                       że uwielbiasz historię, więc przybyłem z zaświatów, aby oprowadzić cię po przeszłości twojej gminy. Cóż, spotkał cię ogromny zaszczyt.

     Wpatrywałam się w niego jak zaczarowana, w końcu niecodziennie stoi przed tobą duch, który proponuje ci cofnięcie się w czasie.

    – Dobrze, skoro nie masz żadnych pytań, jedziemy!

    – Ale… – głos uwiązł mi w gardle.

     Mój pokój zaczął wirować. Duch złapał mnie za ramię, byłam mu wdzięczna, bo gdyby nie to,            z pewnością wylądowałabym na podłodze. Poczułam nagły wstrząs i rozejrzałam się wokół. Znajdowałam się w  szkole. Dookoła biegały dzieci. Zupełnie nie zwracały uwagi na pojawienie się mnie i mojego towarzysza.

    – Znajdujemy się w 1-klasowej Szkole Kolejowej w Pilawie, prowadzonej przez Mikołaja Konarzewskiego. Nauczycielami są: Lidia Turowa i Wiktor Gogolewski. Widzisz? To ci państwo, którzy rozmawiają ze swoimi uczniami.

– Zadziwia mnie, że te dzieci są pogodne i szczęśliwe. Moi rówieśnicy ciągle narzekają na szkołę,            a one z widoczną radością przyswajają wiedzę i cieszą się z każdej lekcji.

                                                                   2

    – Gdyby koledzy i koleżanki z twojej klasy nie mieli zbytniej możliwości rozwoju tak jak twoi mali przodkowie, również radowaliby się na myśl o tym, że poznają nowe tajemnice otaczającego ich świata. A teraz przygotuj się, czeka nas wizyta w innej szkole.

     Świat zaczął wirować, zauważyłam, że nieznana siła ciągnie mnie w górę. Wnet poczułam szarpnięcie i niespodziewanie ocknęłam się na podłodze. Mój towarzysz, nie czekając aż się podniosę, rozpoczął swoją mowę. Opowiedział mi o tym, że bez działań i starań miejscowych kolejarzy Szkoła Kolejowa w Pilawie, umieszczona w budynku woźnego, nie zaczęłaby swojej działalności. Na szczęście, dzięki zaangażowaniu tych ludzi, 2 października 1919 r. rozpoczął się rok szkolny.

     Wzdrygnęłam się, gdy nagle poczułam delikatne klepnięcie w ramię. Natychmiast odwróciłam głowę i ze zdziwienia otworzyłam usta. Za mną stał mój pradziadek, o którym kilka dni wcześniej rozmawiałam z  moją babcią. Był on nastolatkiem o delikatnej urodzie i błękitnych, identycznych jak moje, oczach. Lekko się do mnie uśmiechał, ale widać było, że rozbawiła go moja reakcja.

    – Cześć, jestem Staś, a ty jak masz na imię?

    – Marta, ale przepraszam, widzisz mnie? Jak to możliwe?

    – Widzę cię doskonale, cha cha cha.

    – Bo ja… Przybyłam tutaj z duchem i trochę się zdziwiłam, że mnie dostrzegłeś.

    – Masz dziwne poczucie humoru, przecież tu nikogo nie ma, a tym bardziej widma!

Rzeczywiście mój towarzysz – Duch Pilawskiej Przeszłości – jakby rozpłynął się w powietrzu.

– Czy mógłbyś opowiedzieć mi coś o tej szkole? Jestem tutaj po raz pierwszy- stwierdziłam,                  że będę  udawać nową uczennicę.

     Dzięki pradziadkowi dowiedziałam się, że na początku szkoła miała jedynie dwie sale,                        a uczniowie przychodzili do niej na dwie zmiany, rano i po południu. Uczyły w niej cudowne nauczycielki: Marta Sępowska i Zofia Krynicka. W kolejnym roku szkolnym władze przekazały             do nauki cały budynek, dzięki temu warunki nauczania uległy znacznej poprawie. Przyczynił się do tego Jan Celiński, naczelnik 10 Dystansu w Warszawie. W roku szkolnym 1921/1922 szkoła miała już pięć klas, a w 1922/1923 – 6 klas. W  tym czasie jej opiekunem  był Aleksander Krynicki.

     Gdy już miałam podziękować za tę wspaniałą historię, wszystko wokół zaczęło wirować, a ja wylądowałam w innym miejscu. Zdążyłam zobaczyć mężczyznę, którego otaczali młodzi ludzie. Domyśliłam się, że znalazłam się w 1924 roku na uroczystym powitaniu prezydenta RP Stanisława Wojciechowskiego, który jechał do Garwolina, aby wręczyć sztandar stacjonującemu tam 1 pułkowi strzelców konnych.                                                                                                                                                                                „W tym roku, po raz pierwszy, 7. Klasę ukończyło 12 osób;  Jan Balas, Stanisław Balas, Leon Banaszek, Hieronim Chlebowski, Alfred Grzegrzółka, Franciszek Jarosławski, Jan Kołodziejek, Stanisław Korab, Jan Szczypek, Józef Włodarczyk, Antoni Wójcik i Kazimierz Bocheński, później jeden z najlepszych polskich pływaków.” Mój nowy kolega opowiedział mi, że w czerwcu 1924 r. ambitni uczniowie wystawili 3 sztuki: „Nad Wisłą, „Na ulicy” i „Broń niewieścia”. Dowiedziałam się również, że młodzież cechowała się patriotyzmem. Uczniowie oddali hołd zwłokom Nieznanego Żołnierza, które w nocy z 1 na 2 listopada 1925 r. były wiezione specjalnym pociągiem                                     z pobojowiska  w Galicji Wschodniej do Warszawy. Duch przedstawił mi również historię szkoły  w mojej wsi – Puznówce , która „ sięgała tradycjami II połowy XIX wieku. Rozpoczęła działalność w 1869 r. Przez wiele lat nauka odbywała się w domu dworskim, położonym na włóce własności Jakuba Potockiego.”

      Moje ciało owiał zimny wiatr. Na rękach pojawiła się gęsia skórka, a oczy zaszły mgłą. Poczułam, że unoszę się w stronę nieba. Ludzie powoli stawali się malutcy jak mrówki. Dotarło            do mnie, że to koniec, moja podróż z duchem właśnie dobiegła końca.

     Otworzyłam oczy… Znów znajdowałam się w swoim pokoju. Ucieszona, szybko podbiegłam   do okna i zaczęłam machać, aby pożegnać się z Duchem Pilawskiej Przeszłości. Byłam mu wdzięczna, ponieważ zainteresowałam się historią mojej małej ojczyzny, poznałam wiele ciekawych faktów na temat rozwoju szkolnictwa. Do końca życia zapamiętam tę  podróż. Mam nadzieję, że mój nowy przyjaciel jeszcze kiedyś mnie odwiedzi i opowie o Pilawie.

Bibliografia:

Zbigniew Gnat – Wieteska , „Pilawa Dzieje miasta i gminy”, Wydawnictwo Polan, Pilawa 2005.

                                                                ****

3. Maja Górska – laureatka

Klasa VIII

Publiczna Szkoła Podstawowa

W Puznówce    

                                                         Bez tytułu

Na jednej ze zbiórek spotkały się trzy pokolenia drużyn harcerskich. Przy wspólnym ognisku opowiadano historię harcerstwa na terenie gminy Pilawa.
     Najstarsi zastępowi zaczęli gawędę  o początkach ich przygód z harcerstwem. Jeden z nich opowiadał, jak to pierwszego grudnia 1924 roku Stanisław Hordliczka powołał I Trąbkowską Drużynę Harcerską im. Tadeusza Kościuszki. Mówił, że rok później patronem drużyny został ksiądz Józef Poniatowski, a barwą – kolor błękitny.
     – Pamiętam, jakby to było dzisiaj – rzekł. – Było nas dwudziestu harcerzy. Podzieliliśmy się na cztery zastępy „Wilki”, ,,Kruki”, ,,Kukułki” i ,,Kozły”.
     – Racja! – zakrzyknął drugi z mężczyzn. – Ileż czasu zajęło nam wymyślenie tych nazw
– zaśmiał się!
     – Pamiętacie, chłopaki, Druha Opiekuna? Stanisława Hordliczkę? – spytał najstarszy.
     – Oczywiście. Nie było ani jednej zbiórki, na którą by nie przybył. Ciągle wymyślał różne konkursy i  odznaczenia, aby zachęcić nas do dalszego doskonalenia się – odpowiadała starszyzna grupy.
     Następnie panowie opowiadali, jak w 1930 roku ich drużyna zmieniła nazwę na 34 Mazowiecką Drużynę Harcerzy im. Księdza Józefa Poniatowskiego w Trąbkach. Wspominali również obóz we wsi Dębki nad morzem, gdzie wspólnie grali w podchody. Jednak w 1934 roku drużyna została rozwiązana z powodu nacisku władz szkolnych, co harcerze wspominali z wielkim smutkiem. Mimo to duch harcerstwa na terenie naszej gminy nie umarł i już rok później w Pilawie powstały dwie drużyny – męska i żeńska.
     – Pamiętacie, dziewczyny? – spytała starsza harcerka. – W 1945 roku założono kobiecy zastęp. Pojechałyśmy na obóz Garwolińskiego Hufca Harcerek w Brzozowej.
     – Prawda. Wspaniale się wtedy bawiłyśmy. Zrobiłyśmy ognisko i uczyłyśmy się rozkładać namioty – zaśmiała się kobieta. – To były cudownie czasy! Mam nadzieję, że moje córki, które są dziś z nami, również będą miały o  czym opowiadać przy takim spotkaniu. Nasza Komenda została rozwiązana w 1951 roku.

– Krysiu, opowiedz, jak zaczęła się wasza przygoda z harcerstwem?
     -Mamo. My zaczęłyśmy w 1956 roku, gdy utworzono Organizację Harcerską Polski Ludowej. Byłyśmy w zuchach i świetnie się bawiłyśmy. Nasza zastępowa organizowała liczne zbiórki,             na których zdobywałyśmy sprawności. Najmilej wspominam naukę układania ogniska i zdobywanie sprawności „Strażnika ognia”. Na początku roku harcerskiego 1962 
– 63 istniało osiem drużyn harcerskich na terenie gminy Pilawa. Wszyscy spotykaliśmy się                    na obozach.  Najmilej wspominam ten, który Komenda Hufca zorganizowała w Łukęcinie koło Dziwnowa. Tam moja córka zdobyła sprawność „Ducha puszczy’’. Pamiętasz, jak to było, Aniu?
     -To był dla mnie cudowny czas. Zdobyłam tam kilka sprawności oraz poznałam wielu przyjaciół.
     -Wszyscy w tak dużym gronie widzieliśmy się na zlocie Hufca Garwolin zorganizowanym                       z okazji Jubileuszu 75-lecia Ruchu Harcerskiego na ziemi garwolińskiej, który odbył się
w dniach 27- 29 maja 1988 roku – powiedziała starsza harcerka. – W czasie tych wydarzeń odsłonięto pamiątkową tablicę z piaskowca.
     Do późnego wieczora harcerze i harcerki śpiewali piosenki przy ognisku i wspominali dawne czasy oraz swoich przyjaciół.

Bibliografia: Zbigniew Gnat – Wieteska, „Pilawa – Dzieje miasta i gminy”, Wydawnictwo Polan, Pilawa 2005

                                                                   ****

4. Marta Jałocha                                                                                                                                                           Klasa VII                                                                                                                                                                                                                            Publiczna Szkoła Podstawowa im. Juliana Tuwima w Trąbkach

„Mrówka”

Był słoneczny majowy dzień w 1942 roku. Spędzałam go w rodzinnym domu z matką oraz panią Diną Latoszek wraz z jej synem Ilanem, którzy są pochodzenia żydowskiego. W czasie okupacji niemieckiej na naszym terenie Żydzi są prześladowani, wywożeni, lecz nikt nie wie dokąd, grozi im także kalectwo i śmierć. Pani Dina jest przyjaciółką mamy, więc ukrywamy ich w naszej piwnicy. Mój ojciec zginął podczas kampanii wrześniowej, bohatersko broniąc kraju.  Od zawsze był wielkim patriotą i uczył mnie miłości do ojczyzny.

– Wandziu mogłabyś pójść do piekarnii po chleb? – spytała mama.

– Oczywiście – odparłam.

Kobieta podała mi kilka monet. Pomimo że w kraju panował głód i bieda, udało nam się zachować trochę oszczędności na jedzenie. Założyłam moje buciki i już miałam wychodzić, gdy zatrzymała mnie matka.

– Proszę, uważaj na siebie – uścisnęła mnie mocno, rozumiałam jej przerażenie tym wszystkim. Najpierw straciła męża i nie chce teraz stracić jedynego dziecka. Spojrzała na mnie. Mogłam się jej bardziej przyjrzeć. Lekko kręcone włosy opadały jej na ramiona, a zielone oczy wyrażały troskę. Byłam jej młodą kopią. Jak widać, niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Wyszłam z domu. Piekarnia była niedaleko, więc nie zajmie mi to wiele czasu. Po drodze czułam wzrok przechodniów i niemieckich żołnierzy, którzy pilnowali porządku. Dotarłam na miejsce i kupiłam co miałam. Po wyjściu z piekarnii poczułam, że ktoś mnie złapał za ramię. Gwałtownie się odwróciłam. Za mną stał Stasiek. O dwa lata starszy ode mnie, wysoki szatyn z niebieskimi oczami. Przewodził oddziałem młodych osób z AK, do którego należałam. Byłam jedną z pierwszych osób, które zgłosiły się do uczestnictwa. Oczywiście, moja mama o tym nie wiedziała. Gdyby się dowiedziała, zabroniłaby mi przychodzić na spotkania, bo uważała, że to zbyt niebezpieczne. Może i ma rację, ale nie zrezygnuję z tego, ponieważ będzie to dowód, że stchórzyłam. Nie bierzemy udziału w walce z bronią, ponieważ nie chcemy narażać życia młodszych osób, bo takie też należą  do organizacji. Walczą starsze osoby.

– Dzisiaj w „dziupli” o godzinie 16. Będziesz? – powiadomił dwudziestodwulatek.

– Będę – odparłam.

– To dobrze. Do zobaczenia – pożegnał się chłopak.

– Do zobaczenia – powiedziałam.

Wróciłam do domu. Tam czekała na mnie miła niespodzianka.

– Wszystkiego najlepszego córeczko – na śmierć zapomniałam o twoich urodzinach – To dla ciebie – dodała i podała mi małą paczuszkę.

– Dziękuję – odparłam z uśmiechem i zaczęłam rozpakowywać podarunek. W środku znajdował się naszyjnik z kamieniem.

– Należał do mojej babci, mamy i do mnie. Jest przekazywany z pokolenia na pokolenie. Pora, żebyś ty go przejęła – wyjaśniła.

– Jest piękny. Bardzo Ci dziękuje – przytuliłam matkę.

– Nie ma za co – zaśmiała się, po czym odeszła.

Uważnie przyjrzałam się naszyjnikowi. Zapięłam go na szyi. Nagle przypomniałam sobie                o spotkaniu. Spojrzałam na zegar znajdujący się w salonie. Była za dziesięć czwarta. Spóźnię się jak nic.

– Mamo, wychodzę! Nie czekaj z kolacją! – krzyknęłam do rodzicielki.

– Gdzie idziesz? – spytała.

– Eee… Miałam się spotkać z Basią – wymyśliłam na poczekaniu.

– No dobrze, idź. Kocham cię! – oznajmiła.

– Ja ciebie też! – odparłam.

Wiedziałam, że się zgodzi, jeśli powiem, że miałam się spotkać z Basią. Była to moja najlepsza przyjaciółka od czasów dzieciństwa. Mama ją uwielbiała. Basia była blondynką z piwnymi oczami i piegami na twarzy. Była niezwykle inteligentna, zabawna i miła. Zawsze wszystko robiła perfekcyjnie. Była takim ideałem chodzącym na ziemi. Jedyny jej minus jest taki, że jest bardzo wybuchowa. Podobnie do mnie była patriotką i należała do organizacji. Prawdopodobnie zobaczę ją w „dziupli”. „Dziupla” to rodzinny dom Staśka, ale mieszka w nim sam. Jest dorosły, więc już ma na to pozwolenie, a jego rodzina emigrowała z kraju. Pomimo namów jego rodziny Stasiek został w kraju. Jego mieszkanie jest małe, lecz przytulne, więc nazywamy je naszą taką małą „dziuplą”. Wreszcie dotarłam na miejscu. Gdy weszłam do budynku, większość osób już była.

– No i jest nasza spóźnialska mrówka! – krzyknął rozbawiony Stasiek.

– Jestem, we własnej osobie – zażartowałam, po czym się zaśmiałam. Usiadłam na krześle obok Basi.

– No witam mróweczkę – powiedziała rozbawiona.

– No cześć oso – odgryzłam się jej. Każdy z grupy ma jakiś pseudonim. Mój to „Mrówka”, ponieważ jestem bardzo niska i chuda, ale mam mocny charakter i jestem bardzo pracowita, dokładnie jak mrówka. Basia to „Osa”, bo łatwo można ją wytrącić z równowagi i wtedy staje się zła jak ten owad. Nikt jednak nie próbuje jej tknąć, ponieważ ostatnim razem Andrzej Nowak tak bardzo ją rozzłościł, że wrzeszczała na niego dobre 10 minut.

Na spotkaniu ustaliliśmy, że porozwieszamy na budynkach plakaty ośmieszające Niemców. Spotkanie trwało godzinę. Wracałam właśnie ze swoimi towarzyszami do domu, kiedy na ulicy zaczął panować wielki chaos.

– Łapanka! – ktoś krzyknął. Ludzie zaczęli uciekać. Straciłam z oczu przyjaciół. Niemcy zaczęli wszystkich zaganiać do ścian. Zaczęło się losowanie. Zamknęłam oczy i modliłam się, żeby nie wypadło na moich  przyjaciół. Moje modły przerwał płacz dziecka i krzyki kobiety. Wypadło na dziewczynkę. Kobieta nie chciała oddać dziecka. Niemieccy żołnierze przygotowali broń i chcieli pociągnąć za spust. To był moment.

– Nie! Weźcie mnie zamiast tej dziewczynki! – krzyknęłam po niemiecku i wybiegłam z szeregu. Nie liczyło się dla mnie w tej chwili nic, oprócz uratowanie życia temu dziecku. Nie zasługiwało  na śmierć, dziewczynka była za młoda. Niemcy się zastanawiali. Po chwili jeden z żołnierzy podszedł do mnie i pociągnął za ramię. Stałam odwrócona przodem do mieszkańców Pilawy. Popatrzyłam na dziewczynkę i jej matkę. Zapłakana kobieta patrzyła na mnie z wdzięcznością. Posłałam jej uśmiech, na znak, że nie ma mi za co dziękować. Odszukałam w tłumie swoich przyjaciół. Jedni patrzyli na mnie ze zdziwieniem, drudzy ze smutkiem i współczuciem, a trzeci z podziwem. Posłałam im pokrzepiający uśmiech. Od początku wojny byłam przygotowana do takiej sytuacji. Chciałam komuś uratować życie. Cieszę się, że udało mi się to zrobić. Wiem, że teraz wszystko się zmieni. Widocznie tak miało być. A ja jestem wdzięczna, że mogłam służyć ojczyźnie.

                                                                    ****

5. Emilia Kania                                                                                                                                  klasa VIIIa                                                                                                                                                                                         Publiczna Szkoła Podstawowa  im. Juliana Tuwima                                                                                                                  W Trąbkach                                                                                                                                                                          

SOBOWTÓR

Przez moment (gdyż  zaraz znów się położyłam) siedziałam w samochodzie, wpatrując się                        w krajobraz za oknem. Wszędzie było zielono – to mogę przyznać. Tak to już jest, gdy jest się tak przyzwyczajonym do tych ulic, budynków i samochodów, że zwraca się większą uwagę na przyrodę za oknem. Nie ukrywam, że zmiana szkoły i miejsca zamieszkania to nic fajnego, dla niektórych może i tak, ale po prostu nie lubię zmian. W obcym otoczeniu czuję się nieswojo. Musiałam porzucić całe dotychczasowe życie – na rzecz pracy ciotki. Dlaczego ciotki? Ponieważ moi rodzice zginęli w wypadku lotniczym, gdyż mieli jechać na jakąś ważną konferencję do Włoch. Jako, iż miałam zaledwie dwa lata, nie zabrali mnie ze sobą. Przykro mi, że ich nie pamiętam, jednak może to i dobrze, bo aż tak nie tęsknię. Po ich śmierci zaopiekowały się mną siostry mojego ojca – Irmina oraz Narcyza. Niby są siostrami, lecz są bardzo od siebie różne. Ta pierwsza jest miła i serdeczna. Ma dobre serce, ale czasami jest zbyt łatwowierna i opiekuńcza. Za to ta druga to jej totalne przeciwieństwo. Jest oschła, dumna i wyniosła – bardzo ceni sobie honor i kulturę osobistą. Razem tworzą zgrany duet, chociaż czasami (dość często) kłócą się ze sobą. Ciocia Irmina jest kucharką. Nieraz pracowała na różnych uroczystościach czy imprezach. Natomiast ciotka Narcyza miała wysokie stanowisko w banku w Warszawie, gdzie mieszkałyśmy. Jednak na miejscu banku ma zostać wybudowana dwupasmówka – dlatego też wszyscy pracownicy zostali przeniesieni do innych banków. I tak właśnie wylądowałyśmy w Pilawie. Jednakże moja ciotka została przeniesiona do banku w Garwolinie – powiecie tego rejonu. W Pilawie jednak akurat znalazł się dom do sprzedania w rozsądnej cenie, a jednogłośnie wolimy dom od mieszkania.

– Nina, niedługo dojedziemy. Ogarnij się trochę – rzekła ciotka Narcyza z lekką kpiną w głosie

W sumie  miała rację. Leżałam na tylnych siedzeniach, bez butów, ledwo żywa. Cóż… źle znoszę podróże, a tabletki nigdy mi nie pomagały, więc ich nie biorę. Na dodatek ciotka paliła papierosy,           z tym było tysiąc razy gorzej. Kiedyś na nią zwymiotuję, przysięgam. Na jej słowa machnęłam tylko ręką jęcząc, gdyż wyciągnęła kolejnego papierosa. Był początek lipca – prawie trzydzieści stopni, ogromne korki, a klimatyzacja zbytnio nie pomagała.

– Cyziu daj jej spokój, dobrze wiesz jak znosi podróże – odparła jej łagodnie druga ciotka, na co ta druga prychnęła.

– Za bardzo ją rozpieszczasz, Irmino. Za dziesięć minut dojedziemy, a ona nie wygląda jak człowiek. Co sobie nowi sąsiedzi pomyślą? – zapytała, choć dobrze wiedziałam, że nie obchodzi jej, co myślą inni.

– Za dziesięć minut?! – krzyknęłam i szybko podniosłam się do pozycji siedzącej, przyklejając twarz do szyby

No co? Byłam ciekawa, jak wygląda Pilawa. W końcu to ma być mój nowy dom na  kilka ładnych lat. Gdy już wjechałyśmy do miasta, kręciłam tylko głową, próbując dojrzeć wszystko. W końcu samochód się zatrzymał. Stałyśmy przed starym domem. Wpatrywałam się w niego jak zahipnotyzowana. Z transu wybudziła mnie ciotka Irmina.

– Dzwoniła firma od przeprowadzki. Dojadą dopiero za godzinę, był jakiś wypadek, na szczęście go ominęłyśmy. Słoneczko, może poszłabyś do biblioteki, po kilka książek dla mnie? Mam już założoną kartę, zrobiłam to przez Internet, wiesz? – pochwaliła się blondynka – Listę książek masz tutaj, proszę – rzekła, po czym podała mi kartkę – Odśwież się i idź, ale niedługo wróć, bo musisz pomóc nam z rozpakowywaniem.

 Była tak kochana, że rzadko kiedy potrafiłam jej odmówić. Prawdę mówiąc,  nienawidziłam książek. Naprawdę nie widzę sensu w czytaniu. Na co to komu?  Kiwnęłam głową potwierdzająco. Szybko się odświeżyłam, wpisałam w Internet najbliższą bibliotekę i powędrowałam w jej stronę zgodnie           z nawigacją. W międzyczasie przyglądałam się otoczeniu, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie mojej przyjaciółki – Majki. Z uśmiechem odebrałam połączenie.

– Halo?

– Cześć. Dojechałaś już? – zapytała lekko poddenerwowanym głosem

– Tak, już jestem. Właśnie idę do biblioteki po książki dla cioci Irminy – odpowiedziałam przyjaciółce, na co odetchnęła z ulgą

– To dobrze, bo słyszałam, że był wypadek i chciałam się upewnić, że wszystko z tobą w porządku. A jak tam jest? Ładnie? – znów zapytała, jak zwykle ciekawska.

– Owszem, ładnie, ale nic nie zastąpi Warszawy – odpowiedziałam z głębokim westchnieniem.

– Tęsknimy wszyscy, serio – powiedziała ze smutkiem.

– Ja też, ale proszę, zmieńmy temat. Dzisiaj impreza u Łukasza, co nie?

– Tak, ale nie idę – odpowiedziała twardo, jakby mówiła już to setki razy.

– Ale jak to?! Czekałaś na nią od dwóch miesięcy! Od tygodnia codziennie mi o niej mówiłaś, bez przerwy. Miałaś na niej w końcu zagadać do Eryka – rzekłam zdziwiona.

Maja była naprawdę towarzyską osobą. Bardzo lubiła imprezy, jest bardzo otwarta. Między innymi dlatego się z nią zaprzyjaźniłam, potrzebowałam takiej osoby w moim życiu. Znamy się już prawie dziewięć lat, od pierwszej klasy podstawówki. Podzieliła się ze mną kanapką, gdy zapomniałam jej wziąć z domu i głodowałam – tak w sumie rozpoczęła się nasza przyjaźń.

– Chodzi o ciebie. Chciałam, żebyśmy razem się na nią przygotowały, poszyły i świetnie się bawiły. Teraz, gdy wyjechałaś, impreza straciła sens. Jeśli nie mogę jej spędzić z tobą, to z kim mam ją spędzić? – zapytała z wyraźnym smutkiem.

– Majko! Nie możesz nie iść na imprezę ze względu na mnie. Jak na razie nie będę w Warszawie, może dopiero w sierpniu. Nie przejmuj się, nie będę obrażona, że poszłaś. Szykuj się na nią i porozmawiaj z Erykiem, bo inaczej na serio się obrażę – powiedziałam lekko rozbawiona.

– Ja… no dobrze, pójdę – odparła szatynka.

No i zaczęłyśmy mówić o ubraniach. Mimo że nie lubiłam za bardzo tego tematu,  robiłam to                 ze względu na przyjaciółkę. Skoro tak się mną przejmuje, musi skupić się na czymś innym, czyli   na ciuszkach. Nawet nie zauważyłam, że tak się zagadałyśmy. Nie minęła chwila, a już stałam pod biblioteką. Pożegnałam się z Mają. Postanowiłam wejść do budynku. Przy biurku siedziała kobieta, zapewne bibliotekarka. Powiedziałam jej ciche ,,Dzień dobry” i zawędrowałam w kierunku działu           z romansami, które ciotka tak uwielbiała. Po chwili krzątania się przy półkach znalazłam trzy książki z czterech zamówionych przez ciocię. Po kilkakrotnym sprawdzaniu półek stwierdziłam,               że tej książki po prostu biblioteka nie posiada. Po otrzymaniu książek poszłam w stronę wyjścia,    gdy niespodziewanie ktoś na mnie wpadł.

– Uwaga! – krzyknęła jakaś osoba, zanim stos książek rozsypał się w wyniku uderzenia we mnie .Przepraszam bardzo, niezdara ze mnie – rzekła ze skruchą, a przypatrzyłam się jej z uwagą.

Była to dziewczyna na oko w moim wieku, szczupła i niska. Miała kręcone, sięgające za piersi włosy w kolorze miodowej rudości i szare oczy. Ubrana była w białą koszulkę, spódnicę w ludowy wzór, czarne baletki i czerwone korale. Uśmiechnęła się do mnie i uklękła w celu pozbierania książek. Uczyniłam to samo, chcąc jej pomóc. Wszystkie były bardzo stare. Z jednej wypadła jakaś kartka, z napisanymi dziwnymi symbolami. Chwyciłam ją z zaciekawieniem.

– Co to jest? – zapytałam.

Dziewczyna szybko wyrwała mi z rąk kartkę lekko zestresowana. Widać, że coś ukrywała. Tylko co?

– Ponawiam pytanie: co to jest? – znów zapytałam z zaciekawieniem.

– Nie twoja sprawa – odpowiedziała niegrzecznie – Znaczy się… kurczę. Przepraszam, nie chciałam być niemiła tylko…- przerwałam jej te nieudane próby tłumaczenia się.

– Hej, nic nie szkodzi. Byłam po prostu ciekawa. Jestem Nina, przyjechałam tu dzisiaj. Może powiesz mi w zamian za to, że na mnie wpadłaś? – znów spróbowałam zaintrygowana kartką.

Coś mnie ciągnęło do tej kartki i do tej dziewczyny. Zdziwiłam się, że tak gładko poszło mi przedstawienie się, zawsze miałam problem z nawiązywaniem nowych znajomości. Dziewczyna wydawała się dziwnie znajoma, tylko skąd?

– Czyli to ty będziesz chodzić z nami do klasy od września. Wychowawczyni mówiła nam,                           że w wakacje przybędzie nowa uczennica i moglibyśmy się z nią zakolegować. Jestem Anita, miło cię poznać – mówiła bardzo szybko, gestykulując przy tym rękoma. Zapoznam cię z moimi przyjaciółmi, chodź – rzekła, chwytając znów stos książek i prowadząc mnie do swoich znajomych.

Przy stole siedziały trzy osoby – dwóch chłopców i dziewczyna. Usiadłyśmy przy stoliku, Anita obok bruneta, a ja obok niej i blondynki. Pierwszy chłopak był bardzo wysoki oraz szczupły. Miał średniej długości (jak na chłopaka) blond włosy, ułożone na bok i zielone oczy. Był ubrany                          w dżinsowe spodenki do kolan i zieloną koszulkę z nadrukowanym znakiem zapytania. Naprzeciwko siedziała wysoka ani otyła, ani szczupła dziewczyna. Miała platynowe, sięgające                na wysokość brody, proste włosy i niebieskie niczym lód oczy. Była ubrana w koszulkę w czarno – białe paski, dżinsowe ogrodniczki i czarne trampki. Na prawej dłoni miała mnóstwo bransoletek                  w różnych kolorach. Natomiast między nimi siedział niewysoki, umięśniony i szczupły chłopak. Miał czekoladowe włosy, lekko wygolone po bokach, a na koronie głowy związane w kucyka i orzechowe oczy. Ubrany był w czarną bluzkę na krótki rękaw z logiem marki ,,Adidas”, dżinsowe spodenki oraz czarne buty sportowe. Wszyscy patrzyli na mnie z otwartymi buziami. Na ich twarzach malowało się zaskoczenie i zdziwienie. Uśmiechnęłam się niepewnie, czekając aż Anita mnie przedstawi. Rzuciła książki na stolik i zauważając ich miny, uniosła brew do góry.

– O co wam chodzi? Macie miny jakbyście zobaczyli ducha – stwierdziła z rozbawieniem – To jest Nina, nasza nowa koleżanka. Będzie z nami chodzić do klasy od września. Nina, to jest Leo – wskazała na blondyna, ze wciąż otwartą buzią, w sumie jak cała reszta – To Marta, a tamten to mój chłopak, Damian – powiedziała, wyraźnie podkreślając słowo chłopak – O co wam chodzi? Zamroziło was, czy co?

– Wygląda identycznie… – stwierdził ze zdziwieniem.

– Jak kto? Ludzie, ogarnijcie się, bo nie rozumiem, co się dzieję. Wytłumaczycie mi? – zapytała tym razem już trochę poddenerwowana rudowłosa.

W końcu otrząsnęli się z szoku. Blondynka chwyciła jedną z książek i zaczęła szukać. Zdążyłam przeczytać na okładce ,,Kronika 1973”. O co im chodziło? Sara zagryzła dolną wargę i wertowała strony w skupieniu. Były tam różnego rodzaju zdjęcia i wpisy. W końcu dziewczyna z satysfakcją podsunęła nam książkę, wskazując palcem na  pewne zdjęcie. Była na nim dziewczyna szeroko uśmiechająca się do obiektywu. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby dziewczyna nie była identyczna jak ja. Te same rysy twarzy, czarne jak obsydian oczy, alabastrowa cera, włosy czarne jak smoła. Fryzurę miała trochę inną, jej włosy były długie, sięgające prawie do pasa, a moje krótkie                  z grzywką. Wpatrywałam się w obrazek, nie reagując na słowa innych. Totalnie mnie zamroziło. Jak to możliwe? Może mam zwidy? Czy to kolejny głupi sen i zaraz się obudzę w samochodzie? Dopiero po jakimś czasie wybudziłam się z transu. Podobnie jak moja nowa znajoma.

 – Jak to możliwe? – zapytała, jakby czytając mi w myślach.

– Szukaliśmy zdjęcia Jowity. Tak jak było w zagad… – chciał powiedzieć Damian, lecz Anita zatkała mu usta dłonią.

– Jakiej zagadce? – zapytałam zaciekawiona – Dlaczego jestem do niej tak podobna?

– Żadnej tam zagadce – Marta machnęła ręką, próbując wyjść cało z zaistniałej sytuacji – Czasami tak jest. Oglądałam film na YouTube, że na świecie mamy lub mieliśmy przynajmniej dwóch klonów. Znaczy się łudząco podobnych do siebie osób. Mamy pracę wakacyjną o przeszłości naszego miasta i nam akurat padło na rok 1973. Oglądaliśmy zdjęcia i Leo uznał, że dziewczyna ze zdjęcia jest bardzo ładna, dlatego zapamiętaliśmy zdjęcie – stwierdziła bardzo przekonująco dziewczyna, lecz ani trochę jej nie uwierzyłam.

– Kłamiesz. To nieprawda. Wy coś wiecie, tylko to ukrywacie – założyłam ręce za piersi – Jestem bardzo uparta, więc nie pozbędziecie się mnie tak łatwo. Ta wasza zagadka ma coś wspólnego                  ze mną. Czuję się w to zamieszana – odrzekłam pewna siebie.

– Nie musimy ci nic mówić. To nie twoja sprawa – powiedział Leo, przybierając wyraz twarzy, podobny do mojej.

– Owszem, powiecie mi. Inaczej cała Pilawa dowie się o waszej zagadce i o tym, że ta dziewczyna wygląda niemal identycznie jak ja. Śpiewajcie jak skowronki, bo nie mam za wiele czasu – rzekłam cwaniacko, wytaczając przy tym ciężkie działo, w skrócie szantaż.

– Ugh… – Anita zrobiła skwaszoną minę  – No dobrze, powiemy ci. Masz racje, wygląda na to,                 że jesteś w to zamieszana. Pół roku temu zmarła moja babcia. Kilka dni przed śmiercią powiedziała mi, że mam odnaleźć skarb i uchronić go przed niepowołanymi rękami. Mówiła, iż pierwsza wskazówka znajduje się w jej pamiętnikach, które znajdowały się na strychu w moim domu.                    Z początku nie chciałam jej wierzyć, myślałam, że sfiksowała na starość. Jednak, gdy umarła,                    a przeczytanie tych pamiętników było jej ostatnim życzeniem, zrobiłam to. Opowiadała w nim głównie o czasach swojej młodości. Jednak w trzecim znalazłam pewną kartkę, w której napisany był wierszyk, mówiący o tym, gdzie znajduje się zagadka. To było coś ala podchody. Podzieliłam się informacją z przyjaciółmi i razem jako osoby uwielbiające zagadki i kryminały postanowiliśmy odnaleźć ten skarb, nawet jeśli nie istnieje. Dla czystej zabawy. I tak szukaliśmy tych zagadek,                      a znaleźliśmy ich dokładnie siedem. Zostały nam dwie do odnalezienia. Ta kartka, którą zobaczyłaś, gdy się zderzyłyśmy, jest ósmą z dziesięciu. Jest zaszyfrowana starożytnymi runami, których moja rodzina uczy się od pokoleń. Te książki to wszystko kroniki miasta. Szukamy wiadomości                                                                 o niejakiej Jowicie Molendzie. Była przyjaciółką mojej babci. W zaszyfrowanej wiadomości były wyrazy: wrócić, sobowtór, Jowita, wyjaśnienie, pamiętnik i strych. Chcieliśmy zacząć od przeszukania kronik i znalezienia Jowity. Gdy poszłam po kolejne książki, oni przeszukiwali kolejne kroniki. Znaleźliście ją, tak?

– Tak, znaleźliśmy – odpowiedział Leo, patrząc na mnie nieufnie – Jesteś identyczna, to ty jesteś sobowtórem. Czyli chodzi o ciebie. Skoro Anita ci wszystko opowiedziała, jesteś wplątana w to bagno, podobnie jak my. Teraz seria pytań do ciebie. Według zagadki wróciłaś tu. Mieszkałaś tu kiedyś? – zapytał, a wszystkie oczy były skierowane na mnie.

Czułam się osaczona. Czy oni się nie mylą? A może to jednak prawda? Czuję się jak w jakimś filmie. Może to ukryta kamera? Na co ja liczę, przecież mówią śmiertelnie poważnie, nie wymyśliliby tego na poczekaniu. Muszę im uwierzyć na słowo. Jeśli to jest ze mną powiązane, pomogę im. Pierwszy raz od dawna poczułam się ważna. Znajdę sobie przyjaciół, nie będę samotna w szkole. Wystarczy im tylko uwierzyć, jest wiele plusów. Sama lubię zagadki i kryminały, więc czemu nie? No dobra, wchodzę w to.

– Nie, nie mieszkałam. Urodziłam się w Warszawie – odpowiedziałam, bawiąc się palcami.

– A może twoja rodzina stąd pochodzi? Nie wiesz? – zapytała Marta.

– Nie wiem. Musiałabym zapytać ciotek, ale wątpię, że mi powiedzą. Nie lubią rozmawiać o moich rodzicach. To drażliwy temat.

– Dlaczego? Co jest z twoimi rodzicami? – zaindagował Damian, poprawiając kucyka.

Szczerze? Nie chciałam odpowiadać. Nie chcę usłyszeć suchego ,,przykro mi”, to brzmi tak nieszczerze. Nie lubię o tym rozmawiać, podobnie jak cioteczki. Jednak oni byli ze mną bardzo szczerzy. Muszę się odwdzięczyć szczerością, aby mi w pewien sposób zaufali i nie mieli mnie za podłą szantażystkę.

– Nie żyją, zginęli w katastrofie lotniczej. Miałam dwa latka – odpowiedziałam cicho, patrząc                    w podłogę

Nie powiedzieli nic. Przez moment była niezręczna cisza – wolałam ją od tych całych kondolencji. Kilka minut nie odzywaliśmy się, gdy Leo odkaszlnął.

– No dobrze. Kolejny wyraz to ,,sobowtór” tu wiadomo chodzi o ciebie. Następny Jowita, chodzi               o nią, o jej sobowtóra. Potem ,,wyjaśnienie”, możliwe, że łączy się to z ,,pamiętnikiem”. Chodzi o to, iż w pamiętniku może być wyjaśnione, dlaczego jesteście identyczne. Anita, mówiłaś, że brakuje jednego pamiętnika. Który to był? – zapytał rudowłosą.

– Pamiętnik z numerem sześć. Czyli, analogicznie rzecz biorąc, pamiętnik wyjaśnia sprawę sobowtóra, jest w nim kolejna zagadka i zapewne znajduję się na jakimś strychu. Tylko jakim? – zapytała Anita, marszcząc brwi.

– Może chodzi o mój strych? Zamieszkałam w używanym, starym domu. Skoro zagadka jest o mnie, myślę, że może chodzić o mój strych – stwierdziłam pewnie.

– No jasne! Masz rację. Dobra jesteś. Tylko pamiętaj, nikt nie może się dowiedzieć. Dyskrecja przede wszystkim. Możesz podpytać ciotki, ale zrób to umiejętnie, dobra? – zapytała śmiertelnie poważnie Marta, na co kiwnęłam potwierdzająco głową.

Wtem zadzwonił mój telefon. Na ekranie wyświetliło się zdjęcie ciotki Narcyzy. Szybko odebrałam, uprzednio, przepraszając towarzyszy.

– Gdzie ty  jesteś?! W tej chwili do domu! Czy ty masz w ogóle poczucie czasu, Nino Serafin! Widzę cię tu za dziesięć minut! – wrzask ciotki był tak głośny, że po pierwszym zdaniu oddaliłam telefon od ucha.

– Dobrze, dobrze. Za moment będę – odparłam, chcąc ją uspokoić.

Wtem uświadomiłam sobie, że na sto procent nie zdążę tam w dziesięć minut. Ciotka mnie nie wypuści z domu, pewnie zabierze telefon. Nie pomogę nowym znajomym. Co mam zrobić?

– Czy znacie drogę na ulicę Słowackiego w niecałe dziesięć minut? Inaczej już mnie nie zobaczycie – rzekłam zdenerwowana.

– Nie dojdziesz tam na piechotę w tak krótkim czasie, nie ma opcji. Jednak ktoś tu jest na skuterze               i może cię podwieźć – powiedziała ze znaczącym uśmiechem Anita, patrząc na Leo.

– Że ja? No nie wiem – odparł rozbawiony blondyn.

– Leonidasie Ryglewicz, odwiezieź tę pannę, inaczej z zagadki nici! – krzyknęła Marta, na co chłopak podskoczył niczym poparzony.

– No dobrze. Tylko nie bij – powiedział, po czym parsknął śmiechem – Chodź, Nino Serafin. Dojedziesz tam szybciej niż w dziesięć minut.

Poszłam za chłopakiem w stronę wyjścia. Na dworze było o wiele cieplej. Blondyn chwycił ode mnie książki i wsadził do kufra na rzeczy.

– Czytasz te romansidła? Te dwa czytała moja mama. Nigdy nie zapomnę tego płaczu – rzekł, wyciągając z kieszeni kluczyki.

– Nie, to nie moje. Miałam wypożyczyć dla cioci. Myślę, że by się dogadały z twoją mamą – zażartowałam, przeczesując dłonią ciemne włosy.

– Możliwe. Załóż kask, tylko bez zbędnego gadania, bo cię nie zabiorę – niechętnie chwyciłam nakrycie głowy i założyłam je.

Chłopak wsiadł na skuter. Poklepał miejsce za sobą, zachęcając mnie do wejścia na maszynę. Szybko to zrobiłam, przypominając sobie o wyznaczonym czasie. Chłopak odpalił skuter, a ja, aby nie spaść, objęłam go w talii. Lekko się zarumieniłam przez tą bliskość, jednak szybko o tym zapomniałam, obserwując budynki w nowym miejscu zamieszkania. Już po kilku minutach byłam pod domem, uprzednio mówiąc chłopakowi, który to. Maszyna zatrzymała się, a ja zeszłam z niej. Blondyn podał mi książki.

– Dziękuje za podwózkę, Leonidasie – uśmiechnęłam się szeroko do chłopaka i parsknęłam śmiechem.

– Nie ma za co, Nino. Do zobaczenia wkrótce – również się uśmiechnął, wykręcił i odjechał.

Spojrzałam w telefon. Zostały dwie minuty. Pobiegłam w stronę drzwi wejściowych. W ganku zdjęłam buty. Na korytarzu zastałam ciotki. Narcyza trzymała stoper w ręku.

– Zdążyłam! Nie mam szlabanu! – powiedziałam uradowana, tańcząc taniec szczęścia, ciotka Cyzia prychnęła i odeszła.

– Kochanie, nie rozwścieczaj bardziej ciotki. Panowie nam pomogli z pudłami. Pomożesz mi rozpakować w kuchni? – zapytała łagodnie.

– Oczywiście, ciociu. Proszę, masz tu książki – podałam jej przedmioty – Nie było ,,Do zakochania się jeden krok”, ale reszta była.

– To dobrze. Tę książkę poleciła mi Hala i myślę, że była słaba. Ona czyta strasznie płytkie książki. Rozpakowałyśmy już paczki. Ciotka poszła do łazienek. Na koniec zostawimy sypialnię.

Pokiwałam głową, uśmiechając się do kobiety. Lubiłam te jej opowieści z przyjaciółkami w roli głównej. Kiedyś wyzywała którąś na cmentarzu, do dziś wspominamy to ze śmiechem. Poszłam           za nią do kuchni,  gdzie stały cztery duże kartony. Podeszłam do tego z napisem ,,NACZYNIA”                 i chwyciłam mniejsze pudełko z talerzami. Ciotka wskazała mi szafkę, w której będą się znajdować                            i rozpoczęłam układanie, było ich dość sporo, bo w kartonie jest dość dużo takich pudełek.

– Mhm… ciociu? – zapytałam, chcąc wcielić plan w życie.

– Tak, słoneczko? – zaindagowała blondynka układając jedzenie do lodówki.

– Tak się zastanawiałam. Bo my bardzo unikamy tematu rodziców. Wiem, że nie lubicie o nich rozmawiać, ale chciałabym się czegoś o nich dowiedzieć. Chociaż trochę – poprosiłam, robiąc minę szczeniaczka, która działała w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach moich próśb.

– Ja… – ciotka zrobiła minę, czyli walczyła sama ze sobą – Na razie o tym nie mówmy. Porozmawiamy kiedy indziej – zbyła mnie.

– Ale ciociu, proszę. Tylko jedno pytanie, dobrze? – poprosiłam po raz kolejny, na co niechętnie pokiwała głową.

– Jakie było panieńskie nazwisko mojej mamy? – zapytałam po chwili zastanowienia.

To pytanie to była najbezpieczniejsza opcja. Podczas podróży skuterem przemyślałam kilka spraw. Wiem, że ojciec jako brat moich ciotek na pewno mieszkał w Warszawie. Skoro jestem tak podobna do Jowity, to przecież wiadomo, że musiała być ze mną spokrewniona. Jeśli dowiem się, jakie było nazwisko mojej matki, spróbuje poszukać coś tutaj. Możliwe, że kiedyś tu mieszkała albo stąd się wywodzi. Nie mam pewności, ale zawsze warto spróbować.

– Miała na nazwisko Molenda – wyszeptała ciotka Irmina, po czym głośno westchnęła.

Zadzwoniło mi w uszach. Pojawiły się mroczki przed oczami. Opadłam na krzesło, chcąc się uspokoić. Czyli moje podejrzenia się sprawdziły. Jowita jest ze mną spokrewniona i to blisko skoro ma to samo nazwisko co moja mama. Wszystko zaczęło układać się w logiczną i spójną całość. Poczułam falę gniewu. Dlaczego ciotki mi nie powiedziały? Czułam się jakbym była w bańce mydlanej, nasączonej od kłamstw, która właśnie pękła. Zacisnęłam pięści.

– Ciociu Narcyzo! – wrzasnęłam, tak aby mnie usłyszała  – Mamy do pogadania!

Kobieta po kilku minutach się pojawiła. Moje palcepobielały od zaciskania. Zgrzytnęłam zębami i wzięłam głęboki oddech. Ciotki usiadły obok siebie przy stole, a ja naprzeciwko nich.

– Długo zamierzałyście mnie okłamywać? – zapytałam przez zaciśnięte zęby.

– O co ci chodzi, Nino? – zapytała dumnie Narcyza, lecz na jej twarzy mignął cień przerażenia.

– O to, że moja matka pochodzi z tego miasta. O to, że wyglądam identycznie jak Jowita Molenda.  O to, że nie mówicie mi o rodzicach – mój gniew przerodził się w smutek, oczy mi się zaszkliły,                 a łzy zaczęły powoli płynąć.

Nie chciałam słuchać ich pustych wyjaśnień. Siedziały w osłupieniu, a ja pobiegłam z płaczem                  na górę. Postanowiłam iść na strych. Może znajdę pamiętnik? Pewnie zastanawiacie się, skąd wiedziałam, jak poruszać się po domu? Ciotki już w maju pokazywały mi zdjęcia, a ja od razu chciałam się nauczyć, jak wygląda, żeby potem nie mieć kłopotów. Wbiegłam do pomieszczenia. Wytarłam łzy rękoma i zobaczyłam mnóstwo rupieci. To znaczy, że dom nie był na sprzedaż,                bo strych byłby pusty. Czyli, że dom należał do mojej rodziny? Dlaczego żyję w kłamstwie? Szperałam po rzeczach. Znalazłam kilka pamiętników mojej mamy, ale nie zamierzałam ich czytać, gdyż nie po to tu przybyłam. Nie wiem, ile mi to zajęło czasu, jednak w końcu się udało. Upragniony dziennik z numerem sześć został odnaleziony! Wertowałam kartki, szukając imienia Jowita. Po jakimś czasie odnalazłam wpis.

23.08.1973

Jowita opowiedziała mi dziś zadziwiającą historię. A mianowicie w jej rodzinie ciąży gen, przez który co drugie dziecko jest do siebie niemal identyczne. Mówię serio! Pokazała mi zdjęcie swojej babki i wyglądały jak bliźniaczki. Nie mogę uwierzyć, że się tym ze mną podzieliła! Myślę, że nasza przyjaźń bardziej się pogłębiła – stajemy się bratnimi duszami. Analogicznie rzecz biorąc jej wnuczka, będzie łudząco podobna do niej. Niesamowite… a tak poza tym….

Dalej nie czytałam. Tyle powinnam wiedzieć. Wtem zauważyłam wystającą kartkę w dzienniku. To musiała być kolejna zagadka! Nagle usłyszałam kroki. Schowałam dziennik z powrotem do pudła               i odwróciłam się w drugą stronę. Osoba podeszła do mnie i dotknęła w ramię.

– Przepraszam – usłyszałam głos ciotki Narcyzy – To ja kazałam Irminie nie mówić ci o rodzicach. Ja… nie chciałam, żebyś smuciła się przeszłością. Nino, posłuchaj. Miałaś racje twoja matka i jej rodzina pochodzi stąd. Pojechała na studia do Warszawy, a tam poznała twojego ojca. Mieszkała           w tym domu, który jak będziesz pełnoletnia, będzie należał do ciebie. Przykro mi, że tak wyszło. Chciałam ci powiedzieć, ale boli mnie wspominanie o twoich rodzicach. Sama zachęcałam ich                do tego wyjazdu, żeby się odprężyli. Nie chcieli cię zostawiać, ale po mojej namowie pojechali. Jeszcze raz przepraszam, że to przed tobą ukrywałam – rzekła ze łzami w oczach.

Przytuliłam ją mocno. Teraz to zrozumiałam. Ona cały czas dusi w sobie uczucia. Obwinia się                 za śmierć moich rodziców. Nie mogę się na nią obrażać. Nie pomyślałam, co ona musiała czuć. Czasami wstydzę się swojego zachowania. Jestem zbyt wybuchowa. Ciocia była tak zamknięta                 w sobie, dlaczego z nią nie porozmawiałam? Bo nie wiedziałam.  Teraz wiem i już nigdy nie będzie jak przedtem.

***

Obudziły mnie promienie słoneczne. Co wczoraj jeszcze zrobiłam? W miłej atmosferze razem                   z cioteczkami dokończyłyśmy rozpakowywanie. Sięgnęłam po telefon. Odpaliłam Facebooka                                i zobaczyłam zaproszenie do grona znajomych od Leo Ryglewicz. Przyjęłam zaproszenie, dodając potem Anitę, Martę i Damiana. Uśmiechnęłam się lekko i postanowiłam się ubrać. Wybrałam białą bluzkę na ramiączka i ciemne dżinsowe spodenki z wysokim stanem. Włosy splątałam w wysokiego kucyka i założyłam czerwoną bandamkę na głowę. Znów chwyciłam telefon, wypatrując wiadomości od Mai. Chciałam dowiedzieć się jak po wczorajszej imprezie. W zamian za to otrzymałam wiadomość od Marty.

Marta: Hej, chcesz się dziś spotkać? Wiesz coś?

Ja: Tak, chcę. Mam nowe i odlotowe wiadomości. Gdzie i o której?

Marta: 13:30 w parku.

Ja: Okej, będę.

Podekscytowana zeszłam na dół. Cioteczek nie było w domu, były już w pracy. Postanowiłam zrobić sobie śniadanie. Zjadłam jajecznicę. Po skończonym posiłku zauważyłam, że wybiła jedenasta.              Nie wiedząc, co robić, poszłam na strych i chwyciłam dziennik. Zeszłam na dół, do swojego pokoju  i wyciągnęłam kartkę. Była na niej napisany wierszyk.

Tam wiedza zostaje nabyta,

Kto nie błądzi ten pyta,

Piętnaście stóp od wrót wielkich,

Może nie za bliskich, ale nie dalekich.

Przeczytałam tekst jeszcze kilka razy. Dobra. W pierwszej części chodzi o szkołę. Drugiej nie                          za bardzo rozumie. W trzeciej chodzi o drzwi wejściowe, piętnaście stóp od nich znajduję cię zagadka. Pewnie w ziemi. Sądzę, że drugi i czwarty wers jest niepotrzebny. To tylko dopełnienie całości. Skoro mam tyle czasu to przejdę się pod szkołę. Wyszukałam w internecie ile centymetrów ma jedna stopa i pomnożyłam razy piętnaście. Wyszło czterysta pięćdziesiąt siedem przecinek dwa, czyli jakieś cztery i pół metra. Wzięłam plecak, zapakowałam wodę, trochę pieniędzy, pamiętnik                   z zagadką, małą łopatę  i miarkę. Wpisałam do telefonu szkołę. Okazało się, że są dwie – gimnazjum i podstawówka. Podstawówka była starsza, więc to do niej się udałam, za pomocą nawigacji. Spacerowałam, oglądając krajobrazy. Szłam bardzo długo. W końcu dotarłam do głównej ulicy – Alei Wyzwolenia. Po jakimś czasie dotarłam też pod szkołę. Muszę przyznać, była dość imponująca jak na pomniejsze miasto. Na szczęście była otwarta – pewnie nauczyciele mają dyżury. Podeszłam do drzwi, odmierzyłam miarką wyznaczoną długość i zaczęłam kopać. Dołek miał już prawie metr,  a nie nic nie znalazłam. Prawie straciłam nadzieję, gdy nagle poczułam jak łopatka, uderza w coś twardego. Wyciągnęłam to szybko. Okazała się, że to szklana butelka. Była tak brudna, że nie było widać, co się w niej znajduje. Otworzyłam ją. W środku był rulonik z kartką. Uśmiechnęłam się                  z satysfakcją i schowałam go do plecaka. Nagle usłyszałam krzyk zza okna.

– Co ty tu robisz?! – krzyknęła jakaś nauczycielka.

Musiałam działać szybko. Zakopałam dołek i biegłam. Całe ręce miałam brudne, bluzka nadawała się do wyrzucenia, ale zrobiłam to. Miałam zagadkę! Biegłam, póki nie oddaliłam się                                        na wystarczającą odległość. Wpisałam w Internet ten cały park. Był daleko, a ja byłam zmęczona tym biegiem. Jakimś wybitnym sportowcem to ja nie byłam. Pani w szkole nigdy nie chciała mi postawić piątki z wychowania fizycznego. Głupia piłka lekarska. Postanowiłam pójść do najbliższego sklepu. Gdy weszłam, zobaczyłam, że jest łazienka, więc powędrowałam w jej stronę. Wyczyściłam ręce, kolana, plamę na policzku i to, co dało się z bluzki. Jednak i tak się nie nadawała. Kupiłam sobie loda cytrynowego. Poszłam w stronę tego parku. Dlaczego nie wzięłam roweru? Byłabym dziesięć razy szybciej! Przejdź się – mówili, będzie fajnie – mówili (proszę wyczuć sarkazm). Gdy nareszcie doszłam do upragnionego celu, wybiła godzina trzynasta piętnaście. Powędrowałam do ładnej altanki. Usiadłam i zaczęłam przeglądać komórkę. Wtem usłyszałam kaszlnięcie. Przede mną stała uśmiechnięta Marta, popijająca jakiegoś energetyka. Nigdy mnie                     do nich nie ciągnęło, sam zapach wzbudzał we mnie wymioty.

– Cześć, widzę, że ciotka cię nie zabiła? – zapytała z rozbawieniem.

– Jak widać, nie. Jestem żywa i gotowa na rewolucje – odparłam jej, po czym parsknęłyśmy śmiechem.

– Jak tam romantyczna przejażdżka z naszym blond Romeo? – zapytała,  poruszając sugestywnie brwiami.

– Nijak, znam go jeden dzień. Dziewczyno, szanujmy się – odpowiedziałam, kusząc się                                         na prychnięcie, lecz tego nie uczyniłam.

– Spokojnie, tylko pytam. Nie ma szczęścia do dziewczyn – westchnęła – Kiedyś, na pierwszej randce, na jego dziewczynę wylała się farba. Albo kilka miesięcy temu zarywał do jakiejś, ona zgrywała niedostępną, a gdy w końcu byli razem to się przeprowadziła. Albo… – nie dokończyła, bo ktoś jej przerwał.

– Serio nie macie o czym rozmawiać, tylko gadacie o mnie? Musisz być taką paplą, siostra? – zapytał Leo, wywracając oczami, nawet nie zauważyłam, kiedy się pojawił.

– Jesteście rodzeństwem?

– Przyrodnim. Nie chciałabym mieć wspólnych genów z kimś takim – rzekła nadal rozbawiona Marta, wskazując z niechęcią na blondyna.

– A ja nie chciałbym być spokrewniony z tym niedorozwiniętym dzieckiem, które udaje, że jest nowoczesne, bo pije energetyki – odpysknął jej oschle.

Myślałam, że się pokłócą. Co jak co,  Leo powiedział prawdę, jednak trochę za ostro. Marta tylko wzruszyła ramionami. Widocznie krytyka innych nie bardzo ją obchodziła. Znaczy, tylko udawała, że ją nie obchodzi. Wiadomo, taki mechanizm obronny przed cierpieniem. Ciszę przerwał inny głos.

– Hejaszka! – krzyknęła wiecznie tryskająca energią Anita, trzymając swojego chłopaka, Damiana za rękę – Nino, co ci się stało z bluzką?

– Właściwie to długa historia. Może zacznę od początku…

I opowiedziałam im, co się wczoraj oraz dzisiaj wydarzyło. Wybuchli głośnym śmiechem,  uciekając od nauczycielki. Sama też się śmiałam, ale wtedy byłam przerażona.

– Podsumowując, w twojej rodzinie co drugie dziecko to klon poprzedniego, twoja mama pochodzi  z Pilawy, Jowita jest twoją babcią i znalazłaś zagadkę na strychu, rozwiązałaś ją i odnalazłaś kolejną? – zapytał Damian z podziwem.

Lekko się zarumieniłam i kiwnęłam głową. Nie lubiłam, kiedy ktoś mnie chwalił. Sama nie wiem czemu czułam się zakłopotana i nie wiedziałam, co powiedzieć. Wyciągnęłam z plecaka butelkę                i ostrożnie wyciągnęłam rulonik.

– Uwaga, czytam ostatnią zagadkę.  Co to jest? – na kartce były jakieś dziwne kreski i kropki.

– Daj – rzekła Marta, wyrywając mi kartkę z dłoni, ta to jest bezpośrednia – To alfabet Morse’a.

.

– Już mam! Zrobiłam! Ekipa, jedziemy do Trąbek! – wykrzyczała Marta z uśmiechem na ustach.

***

Okazało się, że Trąbki są bardzo blisko Pilawy. Damian zadeklarował się, że jego mama ich podwiezie. Miała siedmioosobowy samochód, więc się zmieścili. Zagadka mówiła o Trąbkach, pierwszej miłości, miejscu spotkania i podała cyferki. Wysadzono ich na parkingu kościelnym.

– Przyjeżdżam po was o szesnastej! – powiedziała miła mama Damiana.

Kiwnęliśmy głowami. Tylko co z zagadką? Jesteśmy w Trąbkach, ale nie wiem, gdzie może być skarb.

– Już wiem! Anita, pamiętasz jak twoja babcia pisała w pamiętniku o tym, że Jowita pokryjomu spotykała się tu z chłopakiem z wrogiej rodziny? Opisała kilka miejsc, gdzie się spotykali. Z tego, co pamiętam, spotkali się pod starą hutą – rzekł Damian, szczerze mówiąc, to nie spodziewałam się takiego przebłysku inteligencji z jego strony.

– Masz rację! Że też na to nie wpadłam! – dziewczyna pocałowała go – No to idziemy na starą hutę.

– Pamiętam też, że spotykali się za cmentarzem – rzekła skupiona Marta.

– A ja, że na samym końcu Trąbek – dopowiedział Leo.

– Czekajcie, coś mi tu nie pasuje. Te cyfry, one muszą coś oznaczać – rzekłam, poprawiając kucyka.

– Ale co? – zapytała Anita, odpowiedziałam jej ciszą – No właśnie, pójdźmy w te miejsca. Może coś nam się rzuci w oczy? Podzielmy się na grup… – nie dokończyła, gdyż ktoś jej przerwał.

– Już wiem! Te cyfry oznaczają współrzędne! To nie będzie żadne z tych miejsc tylko… – blondyn wpisał cyferki do telefonu – To będzie tutaj, na tej polance obok parkingu! – krzyknął uradowany Leo.

Pobiegliśmy w tamtą stronę. Chłopak wskazał dokładne miejsce i razem z Damianem zaczęli kopać. Byłam podekscytowana. Nagle dotarli do czegoś. Damian wyciągnął pudełko. Podał je Anicie, a ta je otworzyła. W środku była jakaś kartka. Uniosłam brwi – czyżby kolejna zagadka? Rudowłosa otworzyła kartkę i przeczytała:

– Mam nadzieję, że dobrze się bawiliście. Pozdrawiamy Lila i Jowita – gdy wymówiła te słowa, zmarszczyła brwi.

Parsknęłam śmiechem. Tyle poszukiwań na marne? Nie wierzyła, że nieżyjące już babcie zrobiły ich w konia. Na początku twarze jej przyjaciół wyrażały gniew. Jednak po chwili też wybuchli śmiechem.

– Widocznie skarb to satysfakcja. Jednak cieszę się, że się z wami zaprzyjaźniłam. Dzięki tym zagadkom tak się stało. Z początku chciałam znienawidzić Pilawę. Nie lubię zmian, ale ta wyszła mi na dobre. Polubiłam ją, ma piękny park, odlotowe sklepy, a nawet kebab. Dowiedziałam się,                                   że rodzina mojej mamy stąd pochodzi, kto wie, może ktoś jeszcze żyje. Nie sądziłam, że własna babcia zrobi mi taki żart. Serio, myślałam, że to coś wartościowego. A tu takie coś. Może wygrałam przyjaźń? Wiem, jak to śmiesznie brzmi, ale muszę jeszcze powiedzieć trzy ważne słowa: Kocham  Cię,  Pilawo.

                                                                 **** 

6. Igor Kierzkowski                                                                                                                                 klasa VIII B                                                                                                                                                                                                             Publiczna Szkoła Podstawowa                                                                                                                                         w Trąbkach

                                      Dzień, który zmienił wszystko –  opowiadanie

Ze snu wyrwał mnie odgłos dudniącego deszczu. Cieszyłem się z tego, gdyż nie spałem              za dobrze .Usiadłem na łóżku, było wilgotne . Rozejrzałem się po moim schronie. Nie był on jakoś specjalnie przytulny . Był to kamienny bunkier z łóżkiem, stołem, dwoma krzesłami i niedziałającą już żarówką, znajdujący się dwa metry pod ziemią. Na ścianie była drabinka prowadząca nas do włazu zewnątrz.  Próbowałem przypomnieć sobie, dlaczego właściwie tutaj jestem. Mgliste wspomnienia, kiedy to na Pilawę najechały niemieckie czołgi. A może były one radzieckie – pomyślałem Nie miało to większego znaczenia, bo czyjekolwiek były te czołgi, zrównały mój dom z ziemią.            W momencie, kiedy zobaczyłem, że się zbliżają, próbowałem jeszcze pobiec,  obudzić brata, zabierając  po drodze parę drobiazgów. Przeliczyłem swoje siły. Nim czołgi otworzyły ogień, zdążyłem go tylko obudzić. Po chwili nasz dom przeszył wstrząs. Wybiegliśmy na dwór i podążaliśmy                   do schronu w szopie. Wtedy pocisk spadł niedaleko mnie. Upadłem ogłuszony eksplozją. Leżałem zasypany ziemią i słyszałem tylko szum. Mój brat podniósł mnie i zaczął prowadzić do szopy.           Po tym, jak weszliśmy do środka, zatrzasnął drzwi, złapał mnie za rękę i powiedział na tyle głośn, bym go słyszał:

  -Wejdziesz do schronu a ja pobiegnę i wezmę z domu coś do jedzenia, zanim oni miną ulicę Szarych Szeregów.

 -Nie -odparłem –  idę z Tobą .

-Wykluczone, obiecałem rodzicom się Tobą opiekować i dotrzymam słowa –krzyknął.

– Ale …- próbowałem go przekonać.

– Nie ma żadnego ale, a teraz wchodź do środka – rzucił, otwierając właz.

Stwierdziłem, że nie ma co się dłużej spierać, więc posłusznie począłem zagłębiać się w mrok panujący na dole. Kiedy dotknąłem podłogi i spojrzałem w górę, zobaczyłem zatroskaną twarz mojego brata.  

-Tylko niczego tutaj nie zepsuj – powiedział, tylko on w takich momentach mógł silić się na żarty – jeśli nie wrócę do rana, spróbuj się stąd wydostać a potem znaleźć schronienie.

– Ale postaraj się jednak wrócić – odparłem, z trudem powstrzymując łzy.                                                    – Obiecuję, że jeszcze się zobaczymy.     

– Słowo ?   

– Słowo harcerza braciszku – rzekł Daniel, zamykając właz.

Jeszcze przez chwilę słyszałem, jak idzie i otwiera drzwi szopy, a potem jego kroki utonęły w ryku dział i karabinów. Teraz już sobie przypomniałem. Przeszło mi przez myśl, że może być już rano, a Daniel nie wrócił. Poczułem ukłucie w żołądku. 

– Co jeśli on nie żyje? Nie jest głupi, uciekł gdzieś – pomyślałem.                                                                 Doszło do mnie, że nie ma sensu dłużej tu siedzieć, bo na dworze jest zupełnie cicho, nie licząc kapania kropel deszczu. Zacząłem wspinać się na metalowe stopnie. Kiedy dotarłem do włazu, popchnąłem go do góry, ale ani drgnął. Przeraziłem  się, że w najgorszym wypadku stoi na nim czołg, ale napierałem mocniej i właz zaczął się podnosić. Na sam koniec odepchnąłem go jeszcze silnym machnięciem i wyjrzałem na zewnątrz. Okazało się, że szopa prawdopodobnie też dostała, bo to jej szczątki leżały na włazie. Ale najgorszy widok roztaczał się dalej. Mojego domu i całej przecznicy przy ulicy Wojska Polskiego nie było. Na gruzach mimo deszczu wciąż płonął ogień, kłęby dymu unosiły się wysoko ku niebu, po którym przelatywał właśnie szwadron Luftwaffe. Rozejrzałem się jeszcze dookoła, by upewnić się, że w pobliżu nikogo nie ma, zarzuciłem koszulkę na głowę, żeby odciąć się od deszczu i wyszedłem na kawałek mokrej, zwęglonej trawy, która była niegdyś moim podwórkiem. Słońce wyłaniało się już zza horyzontu. Więc Daniel nie wrócił – pomyślałem, tłumiąc ból w sercu – czas zrobić to, o co prosił. Pomyślawszy o tym, ruszyłem ku wschodzącemu słońcu.   

                                                                ****                         

  • Natalia Korgól                                                                                                                  klasa VII

„Grajek”

 Maria pochodzi z ubogiej rodziny. Jest siedemnastoletnią jedynaczką, więc brakuje rąk do pracy na roli. Mieszka w domu swojej ciotki Jadwigi, bo jej ojciec w 1914 roku poszedł na  wojnę,                    a matka zmarła, gdy miała kilka lat. Bardzo tęskni za ojcem, a nie widziała go blisko cztery lata.

Jedyną rzeczą, jaka utrzymuje ją przy życiu, jest jej pasja. Po tym, jak ojciec Tadeusz wybrał się w bój, weszła na strych. Znalazła tam starą gitarę i pospiesznie wykonane notatki dziadka.                 Od tamtej pory codziennie ćwiczyła zmiany akordów i proste bicia z zapisek jej przodka.

Teraz, gdy Wielka Wojna ma się ku końcowi, jest miejscowym wirtuozem. Wychodzi na ulice Pilawy, jej małej ojczyzny, i wykonuje swój własny repertuar. Z drobnych monet, które otrzymuje za grę na gitarze, utrzymuje siebie i ciotkę. Jadwiga w głębi duszy jest dumna z Marii, lecz nie daje tego po sobie poznać, aby nie zgasić zapału dziewczyny.

Pewnego listopadowego dnia Maria jak zawsze udała się na ten sam przydrożny kamień razem ze swoją gitarą. Nie lubiła, gdy jest zimno, a listopad nie był jej ulubionym miesiącem. Wsunęła czapkę z owczej wełny na głowę, zdjęła rękawiczki i położyła swoje chłodne palce na gryfie. Zawiał lekki wiatr, gdy zagrała pierwsze dźwięki patriotycznej melodii dla wzmocnienia serc ludności. Życie jakby nagle zatrzymało się na kilka uderzeń serca. Powozy zaprzężone w konie wydawały się jechać wolniej, dzieci grające w piłkę na pobliskim podwórku przestały krzyczeć i z ciekawością wyglądały zza płotu, a pył, który unosił się w całym  tym zgiełku opadał wolniej i pozwalał unosić się przez listopadowy wiatr.

Dla Marii było to normalne, ale tym razem coś poszło inaczej. Nie potrafiła obudzić się z   tego transu przez chłopaka, który przeszedł tuż obok niej. Aż pomyliła melodię, jednak rumieniec wstydu skrył się za jej kasztanowymi lokami. Młodzieniec niósł jakiś przedmiot zawinięty w płótna. Dziewczyna zrobiła kilka wdechów i opanowała się. Przecież tyle razy widywała przeróżnych ludzi! „Głupiutka jesteś.” – zgoniła samą siebie.

***

Następnego dnia  rano postanowiła opowiedzieć o tajemniczym chłopaku ciotce, gdy rozległo się pukanie do drzwi .
– Kto tam? Wstąp! – zawołała naraz kobieta.
Drzwi skrzypnęły, a w progu pojawił się nieznajomy z ulicy.
– Niech będzie pochwalony, przepraszam za najście…
– A ktoś ty? – przerwała mu Jadwiga. Była dość niecierpliwa.
– Nazywam się Stanisław, Stanisław Jastrzębiec. – odparł pospiesznie. – Ja tu tylko przejazdem             na kilka dni. Czy w tej izbie mieszka Panna z Gitarą?
– Powiedzmy. A po coś przyszedł? – zapytała zaintrygowana ciotka i rzuciła Marii znaczące spojrzenie.
-Wczoraj zostawiłaś rękawiczki na kamieniu. Tam, gdzie dawałaś koncert. – gość zwrócił się              do dziewczyny i wyciągnął z płaszcza zaginione fanty.
– To jak Maryśka, to twoje? – zaśmiała się kobieta.
– Ja… Tak, to moje. Przepraszam za kłopot. – zerwała się z krzesła, by odzyskać zguby.
       Jak mogła być tak nierozważna! Ma szczęście, że problem szybko się rozwiązał, bo gdyby ciotka dowiedziała się, że dziewczyna zgubiła rękawiczki na dobre nie dostawałaby obiadu przez tydzień. Nie zdążyła usiąść na swoje miejsce, gdy Jadwiga donośnym głosem zawołała:
– Spocznij młodzieńcze. Za dobry czyn dostaniesz miskę rosołu. Nie próbuj odmawiać!
       Stanisław nie wiedząc, co czynić, nieśmiało podszedł do stołu i usiadł naprzeciwko Marii.
Ciotka zniknęła w kuchni, a między młodymi zaistniała niezręczna cisza. Dziewczyna gniotła materiał spódnicy, a gość wodził wzrokiem po kątach. W końcu odważył się przemówić.
– Pięknie grasz – spojrzał jej w oczy. Ona, zawstydzona sytuacją, zdołała wyksztusić tylko słowa podziękowania.
– Kto nauczył cię tak sprawnych i śmiałych dźwięków? – zagadywał dalej.
– Ja sama, znaczy od dziadka. Nie on mnie nauczył, tylko z notatek, znaczy..
– Rozumiem. – przerwał jej lekko rozbawiony jej zakłopotaniem. – Ja też potrafię grać, wiesz? Nawet mam własną gitarę.
– Mógłbyś mi coś zagrać? – poprosiła zachwycona nowiną dziewczyna.                                                                 – Na mojej gitarze – stanął  przy drzwiach. Przyniosę.
– No dobrze, skoro ładnie prosisz. – puścił oczko do panienki, która nie mogła powstrzymać śmiechu. Zaczął wysokimi dźwiękami D duru i A duru. 
       Była to skoczna przyśpiewka biesiadna, której Maria nie znała jeszcze. Chwilę wsłuchiwała się w ciepły męski głos, a kiedy zapamiętała melodię, położyła dłonie na biodrach i wprawiała w ruch falbany długiej do łydek spódnicy. Robiła to coraz śmielej oraz świetnie się przy tym bawiła. Stanisław także był zachwycony tańcem, a później śpiewem Marii w refrenie. Rozpuszczone loki skakały razem z podskakującą dziewczyną. Gdy zabawa trwała w najlepsze, okazało się, że Jadwiga stoi w progu kuchni i wszystkiemu się przygląda.
-No no, koniec figli. Już niosę zupę! – powiedziała, opierając się o otwarte drzwi.
       W jednej chwili Stanisław przerwał grę, a Maria zatrzymała się w pół obrotu. Obydwoje lekko zakłopotani usiedli na swoje miejsca, a gospodyni przyniosła gorący rosół  i  postawiła   przed  chłopakiem.                                                                                                 
– Opowiadaj młodzieńcze, co sprowadza cię do Pilawy? – zagadnęła Jadwiga.
-Wracamy z wojenki, szanowna pani. – od razu odpowiedział, połykając posiłek.
-A dokąd to Bóg prowadzi? – tym razem to Maria zadała pytanie.
-Do Żelechowa. Mieliśmy z naszym oddziałem od razu kierować się tam, lecz zapasy jadła się skończyły i trud podróży męczy. – powiedział. – Wasza Pilawa była na szlaku.
-Widzę, że na wojence zamiast walczyć, tyś grał na gitarze! – Jadwiga roześmiała się na głos.
-Walczyłem, a jak! Ale żeby nam nudno nie było, byłem grajkiem. – opowiadał w trakcie jedzenia. – Prawie umiem na mojej klaczy jechać i grać, ale boję się o gitarę.
– Patrz, Maryśka, jak żeście się dobrali. Para grajków. – ciotka założyła ręce na piersi.
       Stanisław dokończył rosół i wstał od stołu.
– Bardzo dziękuję za gościnę, pani gospodyni. Pyszna zupa – skinął Jadwidze  w cichej  podzięce . – – Muszę iść, bo się o mnie martwić będą. Do zobaczenia, Marysiu!
– Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy… – Maria posmutniała. – I niech ci Bóg wynagrodzi za przyniesienie rękawiczek!
       Młodzieniec ucałował Marię w policzek, jeszcze raz podziękował ciotce za gościnę, po czym wyszedł mocno, zamykając drzwi. Dziewczyna dyskretnie obserwowała przez małe okienko, jak odchodzi. A potem spłonęła rumieńcem.

– Ciociu, ale nie widziałam go już trzeci dzień z rzędu! – rozpaczała Maria – A może coś mu się wydarzyło?
– Ty zawsze od razu panikujesz. – w spokoju zaczęła sprzątać. – Daj chłopakowi trochę spokoju, on ma swoje życie.
– A co jeśli poszedł do innej? – posmutniała jeszcze bardziej.
– Nie wiem. – spojrzała Marii w oczy. – Nie wiem, dziecko.

Maria wzięła gitarę, czapkę oraz rękawiczki i poszła na ten sam kamień, co zwykle. Usadowiła się wygodnie, upewniła się, że rękawiczki leżą w widocznym miejscu i popłynęła wśród własnych myśli i smutnej melodii. Zawsze grała według swojego humoru, muzyka była dla niej jak wyżalenie się komuś bliskiemu. Dzisiaj wszyscy wydawali się tacy weseli, tacy zabiegani. Jednak Marii nie udzielał się ten nastrój. Cały czas martwiła się o Stanisława. Takich chłopców to ze świeczką szukać! Z rozmyślań wyrwała ją pewna kobieta, która rzuciła jej pod nogi monetę.
– To na weselszą piosnkę. Trzeba się cieszyć! – powiedziała głośno kobieta. – Jesteśmy wolni! Piłsudskiemu się udało!
Maria nie rozumiała ani słowa. Co się udało? Jaki jest powód do świętowania?
– Przepraszam, ale co się stało? – zapytała dawczynię monety.
-Ty jeszcze nie wiesz? Odzyskaliśmy niepodległość! – wrzasnęła kobieta wraz z okrzykami szczęścia ludzi w tłumie na drodze. – Zapamiętajmy ten dzień!
-Niech żyje jedenasty listopada! – krzyczał tłum. – Wiwat Piłsudski!

Maria nie dowierzała. Szczęście w nieszczęściu. Naprawdę odzyskali wolność, po tylu latach niewoli. Jednak miała mieszane uczucia, bała się o grajka z wojenki. W pewnym momencie zobaczyła oddział żołnierzy siodłający swoje konie. Nie zwracając uwagi na instrument w rękach, pobiegła do nich tak szybko, jak umiała.
– Chłopcy! – krzyczała do nich w biegu. – Chłopcy!
-Spójrzcie cóż za piękność przybyła do nas. – odezwał się jeden z żołnierzy.
– Jest z wami Stanisław? – zapytała zmachana.
– Jastrzębiec? Stasiek Jastrzębiec? – odpowiedział pytaniem na pytanie inny chłopak.
– Tak! Czy on z wami jest? – dopytywała Maria.
W jednym momencie cały oddział zdjął czapki i wszyscy spuścili głowy.
– Stasiek ogląda oblicze Boga. – usłyszała cichy głos gdzieś ze środka grupy.
– Dwa dni temu napadli go zbójcy pod lasem. – dopowiedział inny.
       Maria myślała, że zemdleje. Nie, to nie mogła być prawda. Jej grajek żyje, on musi żyć. Błąka się na swojej klaczy po polach i łąkach. Zaraz przyjedzie do panny z gitarą i wspólnie zatańczą. Jednak prawda była inna.
– Wskakuj panno na konia. – poklepał siodło swojego konia jeden z żołnierzy. – Zmówisz pacierz, tylko tak teraz można mu pomóc.
– A co z gitarą? Poza tym słabo jeżdżę konno… – głos łamał jej się z każdą sekundą, a łzy mimowolnie spływały po rumianych policzkach.
– Ja wezmę, ty jedź. – młody żołnierz wziął od niej pamiątkę po dziadku, a ona sama wdrapała się na wierzchowca i  ruszyli w drogę. 
– Jesteśmy na miejscu. – powiedział cicho żołnierz, z którym jechała na koniu. Pomógł jej zejść z konia i trzymał w tali, bo jej własne nogi odmówiły posłuszeństwa.
-Stasiu! – wykrzyknęła, gdy zobaczyła małą mogiłę pod lasem z wbitym drewnianym krzyżykiem. Upadła na kolana zaraz obok grud ziemi, a z oczu popłynęły jej łzy.
-Mój Stanisław.. Co mu się stało? Kto mu to zrobił?! – dziewczyna zaczęła szlochać.
-Napadli go zbójcy. – powiedział poważnym tonem chłopak za nią. – Pobili, zabrali odzienie i  zostawili na pastwę mrozu. Znaleźliśmy go dokładnie w tym miejscu, gdzie jest jego grób. Był ledwo żywy i opowiedział nam o wszystkim.

Maria była zrozpaczona. Kto mógł w tak nieludzki sposób potraktować tak dobrodusznego młodzieńca? Wzięła gitarę od jednego z żołnierzy i położyła przy grobie.
-Stasiu… – powiedziała do mogiły, jakby chłopak mógł ją usłyszeć. – Weź ten instrument ode mnie i graj dla Pana Boga jak najlepiej umiesz… Byłeś dzielny, spisałeś się na wojence… Obiecaj mi, kiedy na mnie przyjdzie czas, stój razem ze świętym Piotrem w Bramie Niebios i   zagraj dla mnie… Żegnaj.

Żołnierze zaczęli odmawiać modlitwę Ojcze Nasz z wtórem szlochu dziewczyny pogrążonej   w żałobie. Niektórzy także ocierali łzy.

-Niech żyje jedenasty listopada. – powiedziała, łkając.

                                                          ****

  • Małgorzata Prasuła – laureatka

Klasa VIII                                                                                                                                                  Publiczna Szkoła Podstawowa

Im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego

w Gocławiu

                                                       BYŁ TAKI ROK…

    Rok 1919. Chłodny, deszczowy październik. Niebo nieustannie było spowite ciemnymi chmurami, które uniemożliwiały promieniom słonecznym ogrzanie ziemi i ludzi na niej mieszkających. Liście z drzew już dawno opadły, a zwierzęta już od dawna gromadziły zapasy na zimę lub szykowały się, aby zapaść w sen zimowy.

    Pomimo nieprzychylnej pogody dla wielu młodych pilawian był to szczególny dzień, który miał  zmienić ich życie w najbliższych miesiącach.

   To właśnie tamtego dnia miały rozpocząć się pierwsze zajęcia w ponownie otwartej szkole w Pilawie. Dla osób mieszkających w tak małej miejscowości było to coś niezwykłego, a przede wszystkim niespodziewanego. Jednakże wszyscy się cieszyli z tego powodu, gdyż dar nauki to najpiękniejszy dar, jaki można podarować drugiemu człowiekowi.

   Od samego rana w powietrzu unosiła się napięta atmosfera. W skromnych domach matki przygotowywały swoje dzieci do szkoły, a ojcowie szykowali wyprawkę szkolną. Stan finansowy nie powstrzymywał opiekunów młodzieży przed wydaniem ostatnich oszczędności na nowe, schludne ubranie, czy też pomocnych narzędzi.

    Dzieci przeżywały ten czas różnie. Młodsi wspólnie spotykali się jeszcze przed wyjściem             do szkoły, myśląc o tym, co będą robić w szkole. Inni smucili się, ponieważ nie chcieli opuszczać swoich rodziców, pomimo tego, że szkoła znajdowała się zaraz obok ich miejsca zamieszkania. Jeszcze inni cieszyli z powodu rozpoczęcia się  nowego rozdziału w ich młodym życiu.

     Nie tylko w domach młodych pilawian trwały pilne przygotowywania. W kolejowej szkole trwały podobne obrządki jak w innych domostwach. Młode nauczycielki – Zofia Krynicka oraz Marta Dębowska od samego świtu szykowały sale lekcyjne, aby młodzież miała jak najlepsze warunki           do nauki. W powietrzu unosiła się woń wilgotnego powietrza, które wlatywało do sal przez uchylone okna, starych podręczników do algebry oraz paru kwiatów, porozstawianych w najróżniejszych miejscach.

   Zmęczona Zofia Krynicka oparła się jedną ręką o stół, sapiąc ze zmęczenia. Po dwóch godzinach roznoszenia różnych przedmiotów po szkółce, zarówno ona jak i jej towarzyszka były wyczerpane. A czekało ich jeszcze wiele pracy tego dnia.

– Myślisz, że to już wszystko? – Marta zwróciła się do swojej bliskiej znajomej.

– Raczej tak. Mogłyśmy jednak poprosić kogoś o pomoc, to było za dużo jak na moją formę– zaśmiała się Zofia, a druga nauczycielka parsknęła śmiechem. Nastała krótka cisza.

– Nie starczy ławek dla wszystkich uczniów. Będzie tutaj uczęszczać ponad sześćdziesięcioro dzieci, a ławek mamy zaledwie kilkanaście – mruknęła Marta.

– To zajęcia będą się odbywać na podłodze – odpowiedziała optymistycznie Zofia. – Ważne, żeby młodzież mogła się czegoś nauczyć i nieważne w jaki sposób – dziewczyna zamyśliła się chwilę. – Poproszę Aleksandra, żeby zrobił jeszcze kilkanaście ławek.

Marta spojrzała na Zofię zdziwiona. Mąż Zosi – Aleksander – był najbardziej pracowitym i dobrotliwym mężczyzną, jakiego kiedykolwiek dane było jej spotkać. Jako zawiadowca stacji Aleksander miał ręce pełne roboty, a mimo to razem z innymi pilawianami  poświęcał swój czas wolny na wykonywanie ławek oraz zapewnianie lepszego sprzętu dla szkoły.

– Twój mąż zrobił i tak już wystarczająco dużo – rzekła Maria. Jej wypowiedź zabrzmiała  ostrzej niż tego chciała. – Nie musi się tak poświęcać. Może to wam przysporzyć różnych problemów.

– Ależ to żaden problem ani dla niego, ani dla mnie! W tej sytuacji liczy się dobro innych, a nie nasze – odpowiedziała.

Zofia odchyliła delikatnie głowę do tyłu i oddychała głęboko. Powietrze w pomieszczeniu było stanowczo za zimne.

– Pamiętaj, że w szkole najważniejsi są uczniowie. Ta maksyma powinna przyświecać nam przez cały czas, gdy będziemy tutaj uczyć – powiedziała Zofia, siląc się na poważny ton wypowiedzi. – Dlatego musimy zamknąć okna, aby żadne dziecko nie zachorowało na zapalenie płuc, szkarlatynę lub jakieś inne paskudztwo – dodała, na co Marta kiwnęła głową na znak, że się zgadza ze swoją przyjaciółką.

    Nie minęło nawet kilkanaście minut, a zza drzwi frontowych zaczęły dobiegać pierwsze, dziecięce głosy oraz odgłosy pukania do drzwi.

– Czas zacząć przygodę! – powiedziała podekscytowana Zofia i zaczęła iść w stronę drzwi,                    aby otworzyć pukającym.

– Wydaje mi się, że ekscytujesz się tym bardziej niż nasi przyszli uczniowie –  Marta uśmiechnęła się.

– Nawet by mnie to nie zdziwiło – uśmiechnęła się promiennie Zofia, stojąc przy drzwiach. Wzięła głęboki wdech oraz powoli otworzyła drzwi. Widok dzieci w różnym wieku – od najmłodszych pięciolatków do najstarszych nastolatków- niezmiernie ją uradował. Uśmiech mimowolnie pojawił się na jej twarzy.

– Dzień dobry! Wchodźcie, wchodźcie, nie stójcie na zewnątrz, podczas gdy szaleje taka wichura – mówiła szczęśliwa Zosia, a jej koleżanka przypatrywała się jej z rozbawieniem oraz tak jak ona witała dzieci szerokim uśmiechem.

    Gdy uczniowie zdołali pomieścić się w jednej sali, Zofia rozpoczęła od powitania.. Wiedziała jednak, iż młodsi pilawianie nie należą do osób cierpliwych, więc nie chciała przedłużać swojej wypowiedzi.

– Witamy was wszystkich na oficjalnym otwarciu naszej nowej, pilawskiej szkoły! Zapewne jesteście podekscytowani nie mniej niż ja. Wszakże zaczynacie naukę jako pełnoprawni uczniowie w wolnej Polsce! Liczę, że podczas zajęć będziecie w pełni poświęcać się nauce, aby w przyszłości godnie reprezentować Pilawę i naszą niepodległą Ojczyznę.

     Marta i Zofia nie mogły opanować uśmiechów, które  pojawiły się na ich ustach. To był początek czegoś nowego czegoś wielkiego, co dało  początek edukacji w Pilawie.

                                                                     ****

  • Tomasz Trzeciak                                                                                                                     klasa VIII                                                                                                                                                         Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                                                                   w Pilawie

                                               Takie miejsce

               Było sobie kiedyś pewne miejsce. Z dala od ludzkich spojrzeń rozwijało się tam życie. Poranna rosa osiadała na delikatnych kępkach traw, a popołudniowy deszczyk muskał kruche liście drzew. W powietrzu unosił się słodki zapach mchu. Wieczorem można było usłyszeć ciche szepty drzew poruszonych ciepłym powiewem wiatru. Kiedy nadchodziła noc, flora kładła się spać, a spod leśnej pierzyny wychodziły zwierzęta. To tam wilki miały przyjemność rozmowy z księżycem. To tam mały koziołek uczył się chodzić, a żubr paradował niczym leśny król po miękkim dywanem utkanym z liści. To właśnie tam ptaki zdobywały sławę po leśnej scenie.

     Pewnego dnia młody rycerz księcia Konrada podróżował polskimi duktami do rodzinnego miasta w Prusach. Opadała już poranna mgła, a słońce powoli wychylało się z za horyzontu, kiedy ciężkie powieki opadały ze zmęczenia. Ogarnął go twardy sen, a myśli zaczęły wspominać twarde walki z Tatarami. Mijały sekundy, minuty i godziny. Nagle Xawerego obudził wystrzał z wyimaginowanej armaty. Otworzył oczy i spostrzegł, że koń chyba zboczył z trasy lub to, co widzi jest dalej snem. Pomyślał, że jeżeli istnieje boski raj, wygląda właśnie tak, jak to miejsce. Zszedł ze swojego rumaka i z niedowierzaniem dotknął szorstkiej powierzchni ogromnego dębu. Zamknął jeszcze raz  i otworzył duże ze zdziwienia oczy, ale piękny krajobraz nie znikł. To nie mógł być sen. W tym momencie poczuł się wolny. Czuł, że w tej leśnej enklawie nie może spotkać go nic złego. Kilka tygodni później z Prus przybyła jego rodzina i znajomi. Oni też nie kryli zachwytu nad otaczającą naturą.

– To wymarzone miejsce na osadę – wołali.

– Musimy wyciąć drzewa i zbudować domy. Nie będziemy przecież nocować pod gołym niebem, to może być niebezpieczne oraz zbliża się zima.

– Macie rację – odrzekł Xawery – nie możemy wiecznie spać w szałasach.

– Tylko skąd weźmiemy narzędzia ? – zmartwił się brat byłego rycerza.

– Niedaleko stąd za dwoma polanami i świerkowym borem jest dwór, w którym mieszka dziedzic,  myślę, że chętnie ich nam użyczy – odrzekł Xawery.

Obaj ruszyli w drogę. Wraz z zachodem słońca dotarli do celu.

– Dzień dobry ! – krzyknął Xawery do niemłodego już, lekko przygarbionego mężczyzny.

– Witam ! W czym mogę Panom służyć ? – zapytał z grzecznością, uchylając delikatnie słomiany kapelusz wypalony słonecznym blaskiem.

– Potrzebujemy pilawy do wycięcia drzew – odrzekł łamaną polszczyzną Hansel

– Pilawy ?! A cóż to takiego ?!

– Chcemy wyciąć drzewa, z których zbudujemy nasze domy – odrzekł Xawery

– Piły, potrzebujecie piły! – roześmiał się służący i pośpiesznie ruszył w kierunku starej już, drewnianej stodoły.

– Proszę, nam na razie nie są potrzebne, niech wam dobrze służą.

– Szczęść wam Boże – podziękowali przybysze.

Bracia pożegnali się ze staruszkiem, a w ramach wdzięczności podarowali mu figurkę Ea, boga rzemieślników i artystów, którą Xawery przywiózł z wojny.

Wczesnym rankiem następnego dnia nowi mieszkańcy nazwanej od tej pory żartobliwie „Pilawy” pracowali w pocie czoła, karczując kolejne drzewa. W mgnieniu oka, w miejscu, gdzie nie istniało nic oprócz leśnej tajemnicy, pojawiły się niewielkie zabudowania, tworząc nową osadę. Z czasem powstawały pola, na których złociła się pszenica i srebrzyło żyto.  Na zielonych pastwiskach pasło się bydło i konie wykorzystywane do pracy w polu.

Z każdym rokiem przybywało mieszkańców, którzy zaintrygowani opowieściami o tym niezwykłym miejscu, chętnie do niego przybywali i zauroczeni, zostawali już na zawsze. Mijały lata,               a z nimi kolejne pokolenia pilawian rosły w siłę. Miejscowość intensywnie się rozwijała . Stała się ważnym przystankiem na szlaku handlowym, dlatego podjęto działania w kierunku budowy żelaznej kolei. Wieczorami, kiedy cichł zgiełk i milkły głośne rozmowy, nad Pilawą unosiło się już tylko echo ciężko pracujących rzemieślników. W końcu, po długim okresie oczekiwania, nastąpiło otwarcie Nadwiślańskiej Żelaznej Kolei. Wraz z nią powstał duży dworzec oraz rampy przeładunkowe. Pilawa nie była już enklawą, lecz nieodłączną częścią Europy. Z pobliskiej huty szkła, kunsztowne bombki, kryształowe szkło, trafiało do najpiękniejszych pałaców w Europie.  W następnych latach powstała wieża ciśnień, która dostarczała wodę do gospodarstw oraz parowozownia. Od tej pory Pilawa stała się kluczowym węzłem kolejowym na szlaku do Lublina. Dzięki kolei nastąpił jej intensywny rozkwit. Przybywa ludności, którzy napływają, szukając zatrudnienia, powstają nowe domy, różne sklepiki oraz małe zakłady rzemieślnicze. Nadeszły jednak ciemne chmury, a wraz              z nimi widmo nadchodzącej wojny. Działania zbrojne podczas I wojny światowej niosły ze sobą znaczne zniszczenia terenów. Zubożała ludność opuszczała zniszczone domostwa i emigrowała           za Wisłę. W wyniku działań wojennych Pilawa zostaje zajęta przez Niemców, którzy na masową skalę rozpoczęli grabież i  wyrąb okolicznych lasów. Pomimo tych nieszczęść wieś otoczona malowniczymi lasami, nie daje się podeptać. W okresie dwudziestolecia międzywojennego odbudowuje się na nowo. Powstają liczne zakłady, między innymi zakład chemiczny, powstaje tartak, rozpoczyna się rozwijać działalność spółdzielcza. Powstaje pierwsza szkoła kolejowa, która początkowo liczy tylko dwie klasy. Pilawa zaczyna tętnić życiem, powstają nowe organizacje, zostaje powołana Ochotnicza Straż Pożarna. Jej powołanie było następstwem licznych pożarów, jakie wybuchały           w zwartej zabudowie budynków mieszkalnych i gospodarczych krytych słomą. Jednak spokój mieszkańców Pilawy nie trwa długo. Wybuch II wojny światowej spędza sen z oczu pilawskiego społeczeństwa. Ponownie muszą się zmierzyć z tragedią narodową, ponownie pojawia  się strach, niepewność, ból i cierpienie. Pilawa staje do walki z okupantem. Rozwija się konspiracja, która, niestety jest przyczyną wielu aresztowań. Mieszkańcy są świadkami wielu bezpośrednich walk, które oddziały AK przeprowadziły na terenie Pilawy, między innymi akcja pod Lipówkami, w której I drużyna Oddziału Partyzanckiego odbiła więźniów aresztowanych pod zarzutem zamachu na starostę oraz wielu innych działań przynoszących chwałę naszym żołnierzom. Okres II wojny światowej to okres wielu zniszczeń, ale przede wszystkim to ogromne straty ludności. Ale Pilawa przetrwała. Lata powojenne to ogromne zmiany w jej wyglądzie. Miejscowość podnosi się z gruzów. Zaczęto budować nowe ulice, modernizować ulice stare, zostaje zmodernizowana elektryfikacja. Powstają Pilawskie Zakłady Farb i Lakierów „Polifarb”, Oddział Remontowy PKS, Państwowe Zakłady Zbożowe i wiele innych znaczących zakładów, które dają zatrudnienie wielu mieszkańcom. W okresie powojennym coraz bardziej spadała w Pilawie liczba osób utrzymujących się                       z pracy na roli. Napływało wiele nowej ludności, zaczęła się wielka rozbudowa Pilawy. Powstała Zbiorcza Szkoła Gminna, której podlegały szkoły  z okolicznych miejscowości. Z czasem swoją działalność podjęło również przedszkole. Znaczny rozwój oraz wzrost liczby ludności przyczyniły się do tego, że 1 stycznia 1984 roku po ok 155 latach istnienia Pilawa otrzymała prawa miejskie.  Od tej pory rozwija się nasze miasto, roztaczając przyjazną aurę dla mieszkańców, daje nam poczucie bezpieczeństwa i przynależności do kawałka ziemi na świecie.

                     I tak Pilawa z lasów się „wywodzi”. Rozwijała się i upadała. Rozkwitła tu sztuka, nauka i kultura, ale również nastąpił rozwój gospodarczy, system władzy. Każde miasto jest wyjątkowe. Ma swoje indywidualne cechy i snuje ciekawe opowieści o sobie, ludziach, którzy je tworzyli. Każda historia jest jednocześnie wyprawą w nieznane, ku źródłom naszej cywilizacji, jej osiągnięciom i porażkom. 

                                                         ****

10.Franciszek Wawer                                                                                                                         VIII B                                                                                                                                                                     Publiczna Szkoła Podstawowa

w Trąbkach

                                                         Opowiadanie

            Jan siedział na ławce, czekając na pociąg. Jego dwaj koledzy już dawno wyjechali
z Pilawy – tej niewielkiej miejscowości, będącej ważnym ośrodkiem komunikacyjnym między Warszawą a Lublinem, a w dalszej perspektywie – Lwowem. Była to jego pierwsza podróż
do Warszawy. Po niespełna paru minutach oczekiwania zakomunikowano, że pociąg wjedzie na tor przy peronie dziesiątym. Jan nie napotykając większych trudności, dotarł do peronu,
a następnie wsiadł do pociągu. W pociągu okazało się, że jest tylko jedno wolne miejsce – obok podróżnego, który z wyglądu był rówieśnikiem Jana. Młodzieniec usiadł więc obok nieznajomego             i postanowił umilić sobie podróż, czytając książkę. Jego sąsiad wywołał poruszenie, mówiąc:

– Naprawdę chce Ci się to czytać?

– Czemu pytasz? – odparł Jan ze złością.

– Gdyż jest to bardzo nudna książka.  Fabuła jest bardzo przewidywalna.

– Mnie się podoba – chciał zakończyć rozmowę Jan.

– Jestem Tomasz – nagle przedstawił się nieznajomy.

– Bardzo mi miło. Na imię mam Janek.

Resztę drogi chłopcy spędzili na rozmowie. Okazało się, że obaj bardzo chętnie korzystali              z niedawno wybudowanej w Pilawie biblioteki, która zawierała bogaty zbiór książek przekazany przez małżeństwo Państwa Krynickich. Obaj cenili czas spędzony z ciekawą lekturą, co zaowocowało bardzo dobrym przygotowaniem do lekcji. Ponadto, obaj lubili przechadzać się po parku                 w Pilawie, który był piękną ozdobą tej miejscowości.

– Jak to możliwe, że wcześniej nie spotkaliśmy się – dziwił się Jan. Obaj przecież ukończyliśmy tę samą siedmioklasową szkołę powszechną. Uczyła nas ta sama nauczycielka – Pani Zofia Krynicka.

Chłopców wiele łączyło. Mieli podobne zainteresowania. Obaj również chcieli zapisać się do Ochotniczej Straży Pożarnej. Wkrótce zostali dobrymi przyjaciółmi.

Wszystkie plany i marzenia przerwała II wojna światowa. Ich rodzinna Pilawa tak jak
i wiele innych miejscowości była bombardowana przez Luftwaffe. W 1939 roku podczas jednego z bombardowań  została ciężko ranna Pani Zofia Krynicka – długoletnia nauczycielka Jana I Tomka. Wkrótce zmarła. Wszyscy mieszkańcy Pilawy żegnali drogą im osobę. Pani Zofia spoczęła                       na cmentarzu w Trąbkach.

Zanim do Jana i Tomka dotarła nota mobilizacyjna, kraj został pochłonięty przez dwóch okupantów. Razem postanowili walczyć o odzyskanie niepodległości. Plan udał się dzięki człowiekowi, którego nazywano „Majorem”. Był on łącznikiem pracującym w jednej z fabryk zajętych przez Niemców. Znajomość z nim nawiązał Jan.

– Panie Majorze, chciałbym, aby dołączył do nas mój kolega – Tomek. Posiada on umiejętności, które bardzo pomogą w naszej sprawie.

– Dobrze, przyprowadź go jutro – zgodził się Major.

Następnego dnia przyjaciele przyszli razem. Major chętnie powitał Tomka
w szeregach PPP. Na początku młodzieńcy brali udział w akcjach  dywersyjnych. Później,
gdy okazało się że są niezwykle uzdolnieni matematycznie oraz mają umysły analityczne, zaczęli pomagać jako kryptolodzy.

            Po zakończeniu II wojny światowej, Tomek i Jan chcieli wrócić do normalnego życia. Czasy były zbyt niebezpieczne, aby ujawnić swoją przeszłość i wykorzystać swoje umiejętności. Obaj znaleźli więc zatrudnienie na kolei.

W tym czasie Pilawa zmieniała się. Rozbudowano powstałą w 1923 r. prywatną fabrykę chemiczną Zygmunta Budrewicza. W latach 1959 – 1963 powstawała fabryka Farb i Lakierów, która była największą inwestycją Pilawy.

Przyjaciele, jak zawsze chętni, aby służyć Ojczyźnie, zapisali się do Solidarności,
w której działali do końca swojego życia. Pracowali także ciężko na kolei w Pilawie – swojej małej ojczyźnie.

                                                    ****

11.Zofia Wilczek -laureatka                                                                                                                    klasa VIII

Publiczna Szkoła Podstawowa

w Puznówce

           Historia Ochotniczej Straży Pożarnej w Pilawie

Puznówka to mała wieś, w której ludzie cieszyli się z tego co mieli. Dzieci spędzały czas na świeżym powietrzu, wszystko toczyło się we własnym tempie. Było tak do czasu wielkiego pożaru, który zniszczył wiele pięknych domostw w spokojnej wiosce.
             Jest marzec roku 1925, dwa miesiące po tym wydarzeniu. Z inicjatywy m.in.: Mikołaja Szelega, Andrzeja Bylinki, Ignacego Santorka powstała Ochotnicza Straż Pożarna w Puznówce.
            Życie toczy się dalej, tym razem pod czujnym okiem strażaków. Pilawa nie miała jednak takiego szczęścia. Odbudowę OSP zaczęli dopiero w lecie 1944 roku, po wycofaniu Niemców. A dzięki Andrzejowi Górskiemu straż zyskała nowy samochód marki „Opel”. Mieszkańcy wiele rozmawiali i cieszyli się z powrotu swoich bohaterów.
– Bardzo się cieszę, że strażakom udało się znów stanąć na nogi, prawda, Olu?
– Też tak myślę, a ty, Aleksandrze, o czym tak myślisz cały dzień?
– Zastanawiam się… nie, to nie jest dobry pomysł, zapomnijmy.
 – Nie wstydź się! Powiedz, wiesz, że jestem bardzo ciekawa.
 – Myślałem o założeniu Młodzieżowej Drużyny Pożarniczej.
 – To świetny pomysł, chętnie bym dołączyła, jeśli coś takiego udałoby się zorganizować. Powiedz o tym pomyśle panu Andrzejowi.
– Masz rację, chyba tak zrobię.
I tak powstała Młodzieżowa Drużyna Pożarnicza na czele z Aleksandrem Włastowskim. Lata mijały, a 19 kwietnia 1965 roku zespół wziął udział w zawodach pożarniczych w Warszawie, gdzie zajął I miejsce. Zastęp długo świętował zwycięstwo. Strażacy urządzili zabawę, na którą zaprosili wszystkich członków drużyny.
– Oleńko, nie wierzę, że udało nam się wygrać, tak bardzo się cieszę! – krzyknął Aleksander, przytulając przyjaciółkę.
– Tak, ja też, ale w przeciwieństwie do ciebie od początku wiedziałam, że nam się uda.
            Przez kolejne lata straż pożarna i młodzi ochotnicy pomagali Pilawie, Puznówce i innych sąsiednim wioskom jak tylko mogli, aby wszystkim żyło się lepiej.
            Kolejnym wielkim wydarzeniem było oddanie do użytku Domu Strażaka w 1975 roku. Członkowie OSP uczestniczyli w pielgrzymce na Jasną Górę, która odbyła się 4 maja 1991 roku.
            Pewnego dnia w domu strażaka było tylko kilku członków, nie było żadnej pełnej grupy, która mogłaby wyruszyć na pomoc. Jednak uruchomił się alarm, był on bardzo poważny. Strażacy nie wiedzieli, czy poradzą sobie sami. Mieli obawy, ale bezzwłocznie ruszyli na pomoc. To był pożar, paliły się już cztery piętra zniszczonej kamienicy. W budynku byli jeszcze ludzie, co skomplikowało sytuację. Część grupy zajęła się wyprowadzaniem ludzi z płomieni. Pozostali zaczęli gasić ogień, nie było to łatwe, ponieważ samochód miał już swoje lata. Użyli wszystkich możliwości do zniwelowania płomieni. Wszystkich ludzi bezpiecznie udało się wyprowadzić budynku. Jednak nie wszystko poszło po myśli strażaków. Wąż kilka razy się zacinał, co utrudniało strażakom szybkie zgaszenie pożaru. Jednak po kilkunastugodzinnej misji wszystko się udało. Nie było żadnej ofiary, z czego najbardziej cieszyli się strażacy. Po zbadaniu miejsca zdarzenia okazało się, że w jednym z mieszkań zapaliły się zasłony. Po akcji strażacy szczęśliwie wrócili do siedziby. Tam czekał na nich komendant, na początku był zły, że wyruszyli na misje bez pełnego składu, później jednak wszystkich uściskał i pogratulował im. Ogromnie się cieszył, że strażakom nic się nie stało i tak skutecznie poprowadzili misję, pomimo wszystkich zakłóceń. Aby uczcić powodzenie misji, wszyscy członkowie zagrali w przyjacielską partyjkę szachów, bardzo to lubili.
            W 2003 Burmistrz Miasta i Gminy Pilawa Albina Łubian zrobiła ogromną niespodziankę strażakom. Ze środków budżetu Gminy i Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska kupiła nowy samochód bojowy. W bardzo dużym stopniu ułatwiło to strażakom pracę. Od tej pory mogli wykonywać wiele akcji pożarniczych z dużo większą precyzją i szybkością. A od dnia 29 czerwca 2004 roku Ochotnicza Straż Pożarna w Pilawie została przyłączona do Krajowego Systemu Ratowniczo – Gaśniczego. 
            To właśnie tak potoczyła się historia Ochotniczej Straży Pożarnej w Pilawie. Ludzie, którzy do niej należeli, pomogli wielu mieszkańcom. Zawsze będziemy o tym pamiętać, że z własnej woli narażali życie dla naszego bezpieczeństwa.

                                                              ****

12. Natalia Zawada   laureatka

Klasa VIII

Publiczna Szkoła Podstawowa

w Puznówce

                                       WSPOMNIENIAPRZYRODZINNYM STOLE

Pewnej majowej niedzieli rodzina spotkała się, by zjeść obiad.

 -Witam wszystkich – gospodyni ucałowała gości. – Za chwilę przyniosę pierwsze danie. Siadajcie do stołu.

 – Ostatnio przeglądałem stare zdjęcia. Ach, ile lat minęło…westchnął dziadek.- A jak to było z parafiami na terenie gminy Pilawa?

Babcia od razu włączyła się do dyskusji. Jej wiedza dotycząca tej tematyki jest ogromna.

   – 9 X 1920 r. rozpoczęły się prośby o urządzenie kaplicy w Trąbkach. Zabiegał o nią biskup Henryk Przeździecki – powiedziała seniorka rodu.

 Ciocia dodała, iż ksiądz Franciszek Cieśliński został wybrany na organizatora kaplicy. Urządzenie budynku trwało trzy miesiące. Jednak Cieśliński postanowił opuścić stan duchowny: ,,dnia 24 VII 1921 r. zawiadomił, że udaje się do Stolicy Apostolskiej o zwolnienie od obowiązków kapłańskich.” Powinności kapelana przejął ksiądz Władysław Ambrożewicz, a następnie Wojciech Niemer.

  – Parafia Trąbki powstała 3 II 1924 r., a w jej skład weszły m.in.: Osada Czechy i Trąbki z parafii Garwolin, Pilawa z parafii Osieck oraz Wygoda  z parafii Parysów-

– oznajmiła babcia.

– To prawda, a w 2000 r. liczyła ona 3790 mieszkańców! Należały do niej: Trąbki, Poschła, Puznówka, Lipówki, Wygoda i Osada Czechy- powiedział wujek.

Po chwili podano obiad, lecz dyskusja nadal trwała.

Ksiądz Eugeniusz Zalewski zainicjował powstanie parafii w Pilawie. ,,Erygował ją dnia 8 grudnia 1981 r. Biskup Jan Mazur, ordynariusz diecezji siedleckiej, czyli podlaskiej, na mocy dekretu  z 3 grudnia tego roku.” Franciszek Geniusz budował kościół pod wezwaniem Matki Boskiej Kodeńskiej w latach 1978-1981.

 – A wiedzieliście, że arcybiskup Luigi Poggi z Rzymu w VI 1978 r. poświęcił kamień węgielny? – spytał dziadek.

 – Naprawdę? To bardzo interesujące – powiedział zaciekawiony wnuczek.

Dodatkowo babcia wspomniała o tym, że w parafii działają kółka różańcowe, schola dziecięca i młodzieżowa oraz powstałe w 1998 r. Katolickie Stowarzyszenie Młodzieży. Pod koniec lat dziewięćdziesiątych zwiększono wyposażenie kościoła: wykonano nową chrzcielnicę w prezbiterium i ołtarzu głównym, a także schody i chodnik wokół kościoła. ,,Należy także wspomnieć, że w zachodniej części miejscowości, w rejonie dawnego cmentarza ewangelickiego, został założony przy dużym wsparciu naczelnika B. Mazka – cmentarz parafialny.

 – Bardzo dużo dowiedziałam się o historii naszej parafii. Wielu z tych rzeczy nie wiedziałam – rzekła wnuczka.

 – Przy następnym spotkaniu opowiemy ci o szkolnictwie w Pilawie. Na pewno spodoba ci się ten temat – powiedziała babcia, kończąc jeść pyszną szarlotkę. Po chwili rodzina skończyła biesiadowanie i udała się na spacer.

                                                      ****

13.Zuzanna Żołądek  -laureatka                                                                                                                 klasa VIII                                                                                                                                            Publiczna Szkoła Podstawowa w Puznówce

Magia wspomnień

             Święta Bożego Narodzenia są wyjątkowym czasem. Nie tylko dlatego, że każde dziecko dostaje górę prezentów i może się nimi pochwalić w szkole, ale z powodu wielu rodzinnych uroczystości. Jedną z nich są imieniny mojego pradziadka Piotra, który z dnia na dzień czuje się coraz młodziej. Nie jestem zwolenniczką długich, rodzinnych spotkań, ale postanowiłam, że dla człowieka liczącego ponad sto lat zrobię wyjątek.                                                                 

   Gdy dotarliśmy na miejsce, spojrzałam na mojego brata. Maciek zerkał cały czas na telefon. Nawet nie zauważył, że dotarliśmy na miejsce!                                                   

   Zadzwoniliśmy do drzwi i po chwili w progu stanął siwy, pomarszczony mężczyzna z szarą brodą i zapraszał nas serdecznie do środka. Pradziadek Piotr zawsze przyjaźnie witał członków rodziny. Także i nas uściskał mocno i wręczył mnie i Maćkowi papierowy banknot, mówiąc:                                                                                             

   – A to na cukierki!                                                                                    

   Wszyscy zasiedli przy wielkim, drewnianym stole i rozpoczęła się pogawędka o sprawach politycznych i dotyczących zmian w dzisiejszym świecie. Mnie nie interesowały poruszane tematy, więc od razu sięgnęłam po telefon. Brat poszedł w moje ślady i rozpoczął walkę z wirtualnymi przeciwnikami. W pewnej chwili babcia zakończyła swój długi monolog i powiedziała do nas z wyrzutem:                                            

   – A może oderwiecie się na chwilę od tych urządzeń i porozmawiacie z nami? Karolino, Maćku!  Nie przyjechaliście tutaj przecież, aby grać na waszych telefonach. Spojrzałam na gości z niewinną miną.                                                                                               

   – Rozmawiam właśnie z moją przyjaciółką o najnowszej piosence nowej gwiazdy muzyki pop. Zrozumcie! Muszę się podzielić z kimś moimi wrażeniami!- odpowiedziałam, chowając telefon do kieszeni, aby nie wywoływać niepotrzebnej dyskusji.         

   – Kiedy ja byłem w waszym wieku, to na terenie całej Pilawy było tylko kilka telefonów – odpowiedział pradziadek, nakładając sobie niewielką porcję ziemniaków na talerz. Starszy człowiek bardzo lubił wspominać dawne czasy. Niekiedy zdarzało się, że jego historie trwały tak długo, iż wszyscy siedzieli na kanapie z lekko przymkniętymi oczami, aby pokazać, że uważnie słuchają. Wiedząc, że jubilat rozpoczyna wspominanie swoich przeżyć, Maciek podniósł oczy znad ekranu i szybko wyłączył  telefon.                                                                             

   – Skoro nie było komórek, to jak porozumiewałeś się, pradziadku, z innymi mieszkańcami gminy?- zapytałam staruszka.                                                                                                      

   – Odpowiedź jest bardzo prosta.  Listy. Dzięki nim mogłem rozmawiać ze wszystkimi ludźmi – odpowiedział.- Pamiętam, jak w jednym z listów od wujka Edka z Trąbek dostałem fotografię wielkich kominów. Była to Huta ,,Czechy”. Mogę ci się pochwalić, że w latach sześćdziesiątych ja razem z rodzicami mieszkaliśmy w bloku, który wybudowany został specjalnie dla pracowników zakładu. Do dziś pamiętam figurę św. Jana Nepomucena.

   – Kim on był?- zainteresował się Maciek.  

   – Był on patronem hutników i szklarzy. Nie wiedziałeś o tym?                                  

   – Słyszałem o nim kiedyś, ale wydaje mi się, że bardziej interesuję się sportem niż nauką – zawstydził się mój brat i ze zniecierpliwieniem wpatrywał się w pradziadka.    

   – Wiesz, że ja też kiedyś należałem do klubu sportowego? To było w 1946 roku, kiedy nauczyciel Aleksander Gerlach założył Klub Sportowy LZS ,,Burza”. Byłem mistrzem gry w piłkę nożną – rozmarzył się pradziadek.                                                                  

   –  Aż trudno mi wyobrazić sobie ciebie, tato, jak biegniesz za piłką i strzelasz do bramki przeciwnika! – zaśmiał się dziadek Zbyszek.                                                                  

   – Lata lecą nieubłaganie, ale pamięć mnie jeszcze nie zawodzi! – odpowiedział pradziadek, łapiąc się pod boki i śmiejąc się wniebogłosy.                                                            

   – Pradziadku! A co z historią kolei? Zawsze ciekawiło mnie to, jak przebiegały prace nad budowaniem tak wielkiego odcinka kolejowego?- zapytałam.                                      

   – Z opowiadań mojego taty zapamiętałem, że budowa rozpoczęła się w końcu 1874 roku. Zbudowano drewniany dworzec, murowaną parowozownię i wieżę ciśnień. Pracowano nad nią prawie cztery lata, gdyż około roku 1878 Drogą Żelazną Nadwiślańską przejechał pierwszy pociąg-towarowo pasażerski. Nie było mnie wtedy jeszcze na świecie, ale czuję się tak, jakbym widział to niezwykle wydarzenie- wspominał jubilat, spoglądając tajemniczym wzrokiem na zebranych gości. Wszyscy wsłuchani byli w opowieść starszego człowieka.                                                                             

   – Wiecie co najbardziej zapadło mi w pamięć?- zagaił pradziadek. – Nadanie praw miejskich naszej kochanej Pilawie! Pamiętam jakby to było wczoraj. Po naszej małej wiosce rozeszła się wieść o tym, że Gminna Rada Narodowa zobowiązała władze do rozpoczęcia przygotowań do uzyskania praw miejskich.  I w końcu 1 stycznia 1984 roku uzyskaliśmy prawa miejskie dla Pilawy. Natomiast 30 września 1984 roku na terenie parku, w pobliżu Dworca PKP, odsłonięto pomnik upamiętniający bohaterów wojny.                                                                                                                                                          Gdy pradziadek umilkł, nastała wielka cisza, którą przerwał tata, oznajmiając, że pora wracać do domu. Bardzo żałowałam tego, że odjeżdżamy. Chciałabym posłuchać jeszcze więcej opowieści o młodości moich dziadków.                                                          

   Po spotkaniu z rodziną uświadomiłam sobie, że rozmowy z dziadkami i najbliższymi mogą nas wiele nauczyć. Poznajemy w ten sposób swoje korzenie i dowiadujemy się wielu ciekawostek dotyczących historii naszej ,,małej ojczyzny”.

Bibliografia: Zbigniew Gnat-Wieteska ,,Pilawa. Dzieje miasta i gminy.” Wydawnictwo Polan, Pilawa 2005

                                                                      ****

  1. Gimnazjum

1.Paulina Bieńko  -laureatka

kl. IIIA Gimnazjum

Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza

w Pilawie

                   Historia Orkiestry w Pilawie

Pilawa jest pięknym miastem położonym w województwie mazowieckim. Jest to miejscowość z bardzo bogatą historią. To właśnie tu przy Ochotniczej Straży Pożarnej powstała                    i działa do dziś orkiestra dęta. Według kroniki tejże Straży, orkiestra powstała około 1908 r. Jej założycielem był zawiadowca drogowy Kolei Nadwiślańskiej, Aleksander Krynicki. Założył on pierwszy zespół orkiestry dętej kolejowej, który początkowo składał się z 15 osób. Członkowie orkiestry byli przeważnie pracownikami kolejowymi posiadającymi własne instrumenty muzyczne.

Działalność orkiestry została przerwana wybuchem I wojny światowej.  Aleksander Krynicki musiał wyjechać w głąb Rosji, a jej członkowie zostali powołani na wojnę lub wywiezieni z dala  od swoich  ojczystych stron. Po wojnie część z nich powróciła do Pilawy. Powrócił również Aleksander Krynicki, który w 1919 roku, przy pomocy dawnych przyjaciół zaczął przywracać działalność OSP. To właśnie pod jej patronatem powstała Kolejowa Orkiestra Dęta. Od tego czasu nowo utworzony zespół zaczął  w  rozwijać się w szybkim tempie. Grał na licznych uroczystościach nie nie tylko na terenie Pilawy 

ale także poza nią. Uświetnił na przykład  swoim występem  otwarcie dworca kolejowego w Sobolewie w 1928 roku. Nadszedł jednak kolejny bardzo trudny okres dla istnienia orkiestry dętej. Wybuch II wojny światowej ponownie negatywnie wpłynął na jej działalność. Podczas okupacji hitlerowskiej zagrabione zostały niemal wszystkie instrumenty, a śmierć poniosło kilku jej członków.
W pierwszych latach po wojnie podjęto próbę wznowienia działalności orkiestry. Działania te powiodły się, i tak w 1945 roku pod kierownictwem Aleksandra Włastowskiego orkiestra znów zaczęła istnieć. Powołano do tego celu specjalny Komitet Reaktywowania Ochotniczej Kolejowej Orkiestry Dętej, której prezesem został Hieronim Kobyliński. Zadaniem tego komitetu było odbudowanie stanu posiadania orkiestry i umożliwienie jej dalszych występów. Ponieważ                         z wyposażenia przedwojennej orkiestry zostały tylko cztery instrumenty dołożono wszelkich starań aby wyposażyć ją na nowo. Dzięki ofiarności i wspólnej pracy orkiestrantów i miejscowej ludności zakupiono 20 nowych instrumentów.                W pierwszych latach po wojnie prowadzeniem orkiestry zajął się przedwojenny kapelmistrz Paczyński. Jednak z powodu braku funduszy w latach 50-tych XX w. musiał on zaprzestać działalności. Prowadzeniem orkiestry przez krótki czas zajęli się jej członkowie: Józef Łukasiewicz, Aleksander Włastowski i Roman Wawer. Od 1956 roku funkcję te przejął wychowanek orkiestry, Jerzy Łubian. To pod jego kierownictwem, pod koniec lat 60. XX wieku orkiestra zaczęła odnosić pierwsze sukcesy. W 1965 roku po raz pierwszy wzięła udział w eliminacjach orkiestr dętych w Siedlcach,  gdzie zdobyła drugą nagrodę.  W kolejnych latach orkiestra występowała jako reprezentacja powiatu garwolińskiego w eliminacjach zarówno międzypowiatowych jak i międzywojewódzkich, w których zajęła I miejsce w 1968 roku                          w Giżycku i rok później w Siedlcach.

  • W 1975 roku orkiestra wzięła udział w uroczystym koncercie jubileuszowym                           w Filharmonii Narodowej w Warszawie z okazji 50-lecia Mazowieckiego Związku Śpiewaczego. W okresie PRL-u trzy razy udała się z pielgrzymką na Jasną Górę. Wzięła również udział w powitaniu Papieża Jana Pawła II w Warszawie. Rok 1969 był                      dla orkiestry okresem wytężonej pracy, bowiem obok udziału w licznych imprezach zdobywała pierwsze miejsca w eliminacjach amatorskich orkiestr dętych w Siedlcach. Kolejnym kapelmistrzem, który od 1986 do 1988 roku prowadził orkiestrę był Stanisław Korniak.

Po roku 1988 to stanowisko zajmowali kolejni kapelmistrzowie, którzy godnie zastępowali swoich poprzedników.

     
Pilawska Orkiestra Dęta ma bogatą i burzliwą historię. Mimo przeciwności losu kilkukrotnie się odradzała. Dzięki poświęceniu jej założycieli i członków, działa ona do dziś i może ona uświetniać swoimi występami różne uroczystości kościelne i państwowe. Temat orkiestry jest mi bliski, ponieważ sama jestem jej członkiem. Gram w niej na klarnecie, dzięki czemu mogę mieć czynny udział w jej osiągnięciach. Razem wyjeżdżamy na różne przeglądy orkiestr, a w minionym roku zajęliśmy I miejsce w mazowieckim przeglądzie Marszałkowskim Orkiestr Dętych.

2. Kacper Górski,                                                                                                                                      kl. III A Gimnazjum                                                                                                                                                          Publiczna Szkoła Podstawowa  im. Henryka Sienkiewicza w Pilawie
                                       Sport w gminie Pilawa

Sport jest ważnym aspektem życia codziennego. Wplatając go do swojego planu zajęć, możemy utrzymać dobrą kondycję oraz prowadzić zdrowy tryb życia. Sam dużo czasu poświęcam zajęciom sportowym, co zainspirowało mnie do przedstawienia historii sportu w gminie Pilawa.

 Po zakończeniu II wojny światowej władze gminy przywiązywały dużo uwagi do rozwoju działalności sportowej. Prekursorem tej idei był  instruktor, Aleksander Gerlach, który w 1946r. założył Koło Sportowe w Pilawie. Z pomocą przyszło Koło miejscowego Związku Zawodowego Kolejarzy, które na terenie kolejowym, obok rampy przy ulicy Letniskowej urządziło boisko oraz zakupiło stroje sportowe.

Początkowo trenowano piłkę nożną oraz siatkówkę. W 1953r. zaczęto prace nad budową nowego boiska do piłki i siatkówki. Zmagania zakończono trzy lata później, w 1956r. Wtedy też utworzono sekcje tenisa stołowego oraz hokeja na lodzie, a Koło Sportowe zostało przemianowane na Klub Sportowy „Burza”, który funkcjonuje do dziś. Odnosił on zarówno dużo sukcesów, jak i upadków. Najpopularniejszym sportem była piłka nożna – przez wiele lat drużyna grała w „B” klasie, czym przyciągała uwagę wielu działaczy społecznych, takich jak Eugeniusz Legat czy Andrzej Dąbrowski. 

W latach siedemdziesiątych istniała w klubie sekcja zapasów w stylu klasycznym, której przewodził trener Stanisław Pierzchała. Sekcja, licząca około 30 zawodników w różnych kategoriach wagowych, uczestniczyła w licznych zawodach na szczeblu krajowym i zagranicznym, będąc jedną             z najlepszych w województwie warszawskim i siedleckim. Odnosiła ona wiele sukcesów, m. in. jeden z członków, Zygmunt Kacperski, zdobył tytuł mistrza Polski juniorów.

W roku 1975 rozpoczęto budowę w Pilawie stadionu sportowego. Całkowity koszt wyniósł 1300000 zł, a środki otrzymano z Totalizatora Sportowego – spółki gromadzącej środki na finansowanie remontów i budowy obiektów sportowych w Polsce nieprzerwanie od 63 lat.

W gminie oprócz Ludowego Klubu Sportowego „Burza” funkcjonowały, utworzone w późniejszych latach, kluby: Ludowy Klub Sportowy Puznówka ’96, LKS Hutnik Huta Czechy oraz Ludowe Zespoły Sportowe z Lipówek, Wygody i Gocławia.

1 kwietnia 2003r., zgodnie z uchwałą Rady Miejskiej, swoją działalność rozpoczął Miejski Ośrodek Sportu i Rekreacji w Pilawie, do którego zadań należy: zaspokajanie potrzeb mieszkańców w zakresie sportu i rekreacji, udostępnianie posiadanych obiektów stanowiących bazę sportowo-rekreacyjną (hala sportowa, siłownia, sala korekcyjna, stadion sportowy, sprzęt sportowy) i organizowanie imprez zleconych z kultury fizycznej, sportu i rekreacji. MOSiR, jako centrum sportowo-rekreacyjne w Pilawie, udostępnia halę sportową do zajęć lekcyjnych uczniów ze szkoły podstawowej. 

     Stadion miejski w Pilawie                                                      Obiekty sportowe MOSiR’u

                                                     ****

3. Aleksandra Kowalska   – laureatka Klasa IIID Gimnazjum Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza w Pilawie                         Kocham Cię Pilawo! Kocham Cię szkoło!               Jestem szczęśliwa, że urodziłam się w Pilawie. Jest to małe miasteczko, ale jakże przyjazne ludziom. Czuję się tutaj bardzo bezpiecznie. Panuje tutaj miła atmosfera, ludzie są do siebie przyjaźnie nastawieni. Jednak najbardziej cieszę się z faktu, że mogę uczęszczać do mojej szkoły, która otwiera przede mną wiele możliwości, pozwala rozwijać moje zainteresowania i marzenia, dba o moją kondycję fizyczną i psychiczną. Mogę z całą świadomością stwierdzić, że dba o bezpieczeństwo moje i wszystkich uczniów. Co w dzisiejszych czasach jest bardzo ważne i na co w dzisiejszych czasach powinno się zwracać szczególną uwagę.             Jak dobrze wiemy, nie zawsze tak było. Początki szkolnictwa w Pilawie sięgają bardzo dawna, bo aż 1915 roku, kiedy to 15 maja w prywatnym domu pana Szczypka, odbyło się otwarcie polskiej szkoły.  Niestety, 5 sierpnia przestała istnieć władza rosyjska, do Królestwa Kongresowego przybyli Niemcy, którzy zaczęli otwierać własne szkoły. Językiem wykładowym stał się język niemiecki, natomiast polski był obowiązkowy dopiero od drugiej klasy. Na szczęście w Pilawie niemieckiej szkoły nie było. W 1917 roku polską szkołę z domu pana Szczypka przeniesiono do budynku po szkole ewangelickiej, która została zlikwidowana. Jednak pilawianie długo nie cieszyli się szkołą, gdyż w 1918 roku budynek zajęły wojska rosyjskie, co spowodowało, że dzieci przestały się uczyć i wiele rodzin zostało deportowanych do Rosji.             Aż trudno nam, współczesnej młodzieży uwierzyć, jak trudne i niebezpieczne były tamte czasy. Sądzę, że nie każdy z nas potrafiłby się odnaleźć w takiej rzeczywistości, nie wyobrażam sobie nauki w takiej szkole. Tym bardziej cieszę się, że te czasy już minęły i mogę chodzić do obecnej szkoły. Jednak zdaję sobie sprawę z tego,                       że dzięki wydarzeniom sprzed lat mamy taką szkołę jaką mamy.             W październiku 1919 roku w budynku kolejowym nastąpiło ponowne otwarcie szkoły powszechnej w Pilawie. Brakowało jednak wszystkiego, przede wszystkim sprzętu i pomocy naukowych. To w gestii samych pilawianin było wykonanie własnoręcznie ławek. Wyposażenie szkół poprawiało się, organizowane były przedstawienia teatralne, z których dochody przeznaczane były na potrzeby szkoły. Do wybuchu II wojny światowej  szkoła w Pilawie powoli rozwijała się, z roku na rok przybywało uczniów jak i nauczycieli, którzy mogli systematycznie doskonalić się. Nauczyciele byli bardzo zaangażowani w swojej pracy, nie szczędzili czasu, wielokrotnie zostawali          po lekcjach, dzięki czemu dzieci mogły odrabiać prace domowe w szkole. Warto tu wspomnieć Pana Piotra Jaroszewicza (późniejszego premiera rządu w czasach Polski Ludowej), który  bardzo dbał o pilawską szkołę i powołał Komitet Budowy Szkoły. Pilawianie cieszyli się, że 1 września dzieci pójdą do nowej szkoły, jednak tak się nie stało – wybuchła wojna, marzenia dzieci zostały zagrożone…             Jak widzimy, sytuacja w szkole staję się coraz lepsza, jednak daleko jej jeszcze                   do szkoły współczesnej. Czasy nadal są niepewne i ciężkie. Dzieci nie myślą, co będzie dalej, nie planują swojej przyszłości, żyją tym, co jest tu i teraz.  W obecnych czasach szkoła otwiera nam drzwi do przyszłości, gdzie pojawia się wymarzona szkoła, należyte wykształcenie i późniejsza praca zawodowa. Jest to daleka droga, ale do pokonania przez nas młodych ludzi, dzięki pomocy wychowawców, nauczycieli oraz rodziców. Bardzo ważne dla nas jest wsparcie tych ludzi.             Po wybuchu wojny w Pilawie panował strach przed terrorem niemieckim, wskutek czego zmniejszyła się bardzo liczba uczniów w szkole. Naszą miejscowość dotknęły dwa bombardowania: 7 i 17 września, w których zginęło wielu mieszkańców. W tym czasie Niemcy zabronili w szkołach nauki historii i geografii, a dzieci żydowskie nie mogły uczyć się razem z dziećmi polskimi. Gdy Niemcy pojawili się w Pilawie,  szkoła stała się dla nich posterunkiem policji. Wówczas dzieci musiały się uczyć w domach prywatnych, w bardzo trudnych i niebezpiecznych warunkach. Jednak nauczyciele nie zawiedli i edukowali dzieci w dalszym ciągu,  nawet organizowali konkursy. Natomiast  w czasie wakacji dzieci zbierały zioła, a pieniądze zebrane ze sprzedaży przeznaczały na zakup najpotrzebniejszych przyborów szkolnych dla biednych dzieci. W roku 1943 Niemcy zakazali nauki religii  i gimnastyki, bardzo kontrolowali program nauczania.           W ramach tej kontroli pojawiali się w szkole często bez zapowiedzi. Jednak pilawscy nauczyciele i na to znaleźli sposób, zakazane treści nauczania przekazywali na innych przedmiotach, potrafili rozbudzić w dzieciach miłość  do ojczystego języka. W czasie okupacji w szkole panowały trudne warunki, część klas przeznaczono na szpital dla poszkodowanych w walce. Szkoła była bardzo zniszczona, a dzieci potajemnie uczyły się w prywatnych domach, gdzie sami nauczyciel kompletowali krzesełka i stoliki. W czasie II wojny światowej szkoła podstawowa była czteroklasowa.             Okres wojny to ciężki i niebezpieczny czas dla mieszkańców Pilawy jak i całej Polski. Znacznie pogorszyła się sytuacja w polskim szkolnictwie. To dzięki odważnym, mądrym  i odpowiedzialnym nauczycielom dzieci mogły nadal się uczyć. Zachowania nauczycieli, rodziców i samych dzieci są dla nas wielkim świadectwem  odwagi i poświęcenia. Jakże odpowiedzialnie potrafili się oni zachować i zadbać o edukację dzieci, która przecież zaowocowała w późniejszych czasach. To dzięki nim mamy taką szkołę, o jakiej marzymy i powinniśmy się z tego cieszyć. Jestem pewna, że niewielu z nas, współczesnej młodzieży, dałoby radę uczyć się w tak trudnych i niebezpiecznych warunkach. Aż trudno uwierzyć, że teraz młodzieży nie chce się uczyć,               a w tamtych czasach dzieci dużo by dały, by móc chodzić do normalnej szkoły i należycie pogłębiać swoją wiedzę.             Po zakończeniu wojny nastąpiło wiele zmian w życiu mieszkańców Pilawy. Zaczęto przerwaną wcześniej pracę nad budową szkoły przy ulicy Wojska Polskiego. Odbywało się wiele uroczystości. Powstało wiele organizacji takich jak PCK, harcerstwo, chór szkolny czy Towarzystwo Przyjaciół Żołnierzy.  Z radością rozpoczęto naukę w nowej szkole, gdzie poziom nauczania staje się coraz wyższy,  prężnie działa samorząd szkolny i pierwsi uczniowie idą do szkoły ogólnokształcącej w Garwolinie. Nauczyciele bardzo angażują się w swoją pracę, popołudniami pomagają dzieciom w odrabianiu lekcji, uczą ich czytać i pisać. Działa również pomoc koleżeńska,  w której zdolniejsi pomagają słabszym. Wówczas wielkim wydarzeniem dla szkoły był przyjazd kina ruchomego, gdzie wszyscy mogli obejrzeć film. Uczniowie zaczęli wyjeżdżać na wycieczki szkolne. W roku 1958 szkoła bardzo przeżyła fakt zdjęcia krzyży w salach lekcyjnych, wówczas nauka religii odbywała się w punkcie katechetycznym. W 1960 roku powołano komitet budowy szkoły, w którym nauczyciele brali prężny udział w zbiórce pieniędzy na ten cel. W roku 1964 rozpoczęto budowę nowej szkoły przy ulicy Leśnej. Dużą rolę w tej budowie odegrał Piotr Jaroszewicz – wicepremier Rady Ministrów. Dlatego już w 1966 roku nastąpiło  uroczyste otwarcie Szkoły Podstawowej w Pilawie, która prężnie działa do dnia dzisiejszego i kształci coraz to nowe pokolenia dzieci i młodzieży.             Pilawa to nie tylko szkoła, dom, kolej, poczta, ale przede wszystkim ludzie, którzy tu żyją i działają. To właśnie oni wprowadzają przyjazną atmosferę, bezpieczeństwo                          i sprawiają, że chce się tu żyć.  Nasuwa się teraz bardzo ważne pytanie, za co w ogóle kocham Pilawę i przede wszystkim szkołę. Odpowiedź może być tylko jedna. Cieszę się, że tu jestem, mam wielu wspierających mnie przyjaciół oraz kochającą rodzinę, na którą zawsze mogę liczyć. Moi nauczyciele to wykształcona kadra, która przygotowuje mnie jak i innych uczniów do startu w dorosłe życie. To właśnie dzięki nim czuję się gotowa na nowe wyzwania i z całych sił postaram                            się im sprostać. Więc jak tu nie kochać Pilawy, jak tu nie kochać szkoły!             Źródła: Maria Gudro-Homicka – 100 lat szkoły w Pilawie, Pilawa 2015 Zbigniew Gnat-Witeska, Pilawa, Dzieje miasta i gminy, Wydawnictwo Polan,                            Pilawa 2005                                                              ****  
 

 4. Mateusz Lusawa – laureat                                                                                               Klasa III Gimnazjum

Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                                                                                w Pilawie

Historia szkoły podstawowej

    Pilawa jest dla mnie domem, jest miastem, w którym się wychowywałem, i które dobrze znam. Wokół niej rosną zielone lasy wzbogacone unikatową roślinnością. Pilawa jest miastem czystym, które ciągle się buduje i powiększa. Budynki w tym mieście posiadają ciekawe rozległe historie,             jedną z nich jest historia Szkoły Podstawowej w Pilawie.

     Przenieśmy się do początku XX wieku, kiedy to Pilawa znajdowała się pod zaborem rosyjskim. Początkowo, na jej terenach istniała tylko szkółka ewangelicka utworzona przez Gminę Ewangelicką. Szkółka ta powstała dla potrzeb osadników niemieckich. Długo trwały starania o polską szkołę, niestety, nie przynosiły efektu. Ponowne starania podjęło grono urzędników kolejowych i uzyskało zgodę na swoją działalność. Tak powstała 1-klasowa Szkoła Kolejowa w Pilawie. Prowadził ją starszy nauczyciel – Mikołaj Konarzewski, a uczyli w niej: Lidia Turowa i Wiktor Gogolewski. Później do nich dołączyli: Aleks. Panasiuk, Jan Leonowicz i Wiera Orłowa. Naukę religii prawosławnej prowadził pop Aleksander Zaletow i Piotr Mizerow. Szkoła ta istniała do 1915 r. 15 maja tego roku mieszkańcy przy wsparciu Komitetu Obywatelskiego skorzystali z zezwolenia i otworzyli szkołę   w domu jednego z mieszkańców o nazwisku Szczypek. Powstała ona ze składek miejscowego Komitetu Obywatelskiego i prowadzona była przez Zofię Krynicką. Niestety, po wejściu Niemców, Komitety Obywatelskie zostały rozwiązane, a okupanci otwierali własne szkoły na potrzeby niemieckich dzieci. Budynek pilawskiej szkoły przekazano Żydom, a zgromadzone w szkole wyposażenia przeznaczano na opał.

       W 1917 roku usunięto szkołę ewangelicką, a polska szkoła z domu pana Szczypka przeniesiona została do budynku  zlikwidowanej uczelni. O szkołę na terenie Pilawy walczyli dla swoich dzieci pracownicy kolei. Dzięki ich staraniom 1 października 1918 roku otwarto szkołę. Zlokalizowana   w budynku woźnego, dysponowała dwiema salami, w których nauka odbywała się na dwie zmiany: przed i po południu. Uczyły : Zofia Krynicka i Marta Sępołowska. W następnym roku władze kolejowe przekazały szkole cały budynek. Warunki nauczania znacznie się polepszyły, gdyż przybyły dwie nowe sale oraz pokój na czytelnię. Szkoła w Pilawie oprócz dobrego kierownictwa miała nauczycieli pełnych zapału i chętnych do wykonywania prac zawodowych i społecznych. Aleksander Krynicki sam wykonywał ławki i prowizoryczne stoły, a nauczyciele wraz z uczniami przygotowywali przedstawienia dla ludności, aby za zarobione pieniądze zakupić najpotrzebniejsze materiały.

      W latach 1920-1939 szkoła zaczęła się prężnie rozwijać. W roku szkolnym 1921/1922 do szkoły zaczęły uczęszczać dzieci z pobliskich wsi i miejscowości. Uczelnia liczyła wtedy 5 klas i osiem oddziałów. Do 1924 roku liczba klas powiększyła się o trzy. W 1924 roku Szkoła w Pilawie po raz pierwszy wypuściła swoich absolwentów, którzy ukończyli siedem klas. W ciągu kolejnych lat liczba uczniów kończących szkołę systematycznie powiększała się aż do 1939 roku. Wtedy też rozpoczęła się budowa nowej szkoły, ale 1 września, zamiast szkolnego dzwonka, uczniowie usłyszeli warkot samolotów i dźwięki syren.

     Działania wojenne przerwały kształcenie uczniów na terenie Pilawy. Kiedy budynek szkolny zajęli Niemcy, nauczyciele byli zmuszeni do tajnego nauczania. Pilawa była filią tajnego gimnazjum i liceum, a egzaminy maturalne odbywały się w małych grupkach. Radzieccy żołnierze z czasem przekształcili budynek szkoły w szpital.

    31 maja 1945 roku odbyły się pierwsze lekcje. Wznowienie nauki w warunkach legalnych spowodowało, że chętnych do podjęcia lub kontynuowania rozpoczętej na kompletach nauki było bardzo wielu i nie wszyscy mogliby się pomieścić w szkole w Garwolinie. Biorąc to pod uwagę, dyrektor Jan Cink wyraził zgodę na utworzenie klas filialnych Gimnazjum  w szkołach pobliskich miejscowości, w tym w Pilawie. W budynku drewnianym mieściły się cztery sale lekcyjne, uczyło się w nich 287 uczniów w siedmiu oddziałach, prowadzonych przez pięciu nauczycieli. W roku 1947 zaczęto rozbudowę istniejącego budynku. Budowa szkoły przebiegała powoli, ponieważ brakowało pieniędzy, a społeczeństwo Pilawy nie było zaangażowane do pracy społecznej przy jej budowie. W kolejnych latach został wykończony pokój nauczycielski i pokój na kancelarię. W 1948 roku szkoła zmieniła nazwę szkoły powszechnej na publiczną szkołę podstawową. Od tego roku w szkołach zaczęto obchodzić różne uroczystości takie jak jasełka czy Święto Nauczyciela. Zaczęto organizować różnego rodzaju konkursy i wycieczki.

     W latach 60. XX w.  po raz pierwszy pojawił się w strój szkolny i tarcza, co zobowiązywało uczniów do lepszego zachowania w szkole i poza szkołą. 1 września 1966 roku oddano do użytku nową szkołę, trzecią w powiecie ,,Tysiąclatkę”. Ceremoniału otwarcia dokonał były kierownik,               a w tamtym czasie wiceminister Piotr Jaroszewicz. Szkoła początkowo funkcjonowała pod patronem kopalni węgla kamiennego, a po otwarciu w Pilawie Fabryki Farb i Lakierów, ten zakład przejął opiekę nad uczelnią.  Tego roku pierwszy raz została utworzona klasa ósma. W styczniu 1973 roku rozpoczęto przygotowanie do organizacji Gminnej Szkoły Zbiorczej w Pilawie, co miało na celu podnieść rangę edukacji,  w szczególności podniesienie poziomu oświaty dzieci z małych wsi. Dyrektorem  tej organizacji został Henryk Żaczek. Dwa lata później  Zbiorcza Szkola Gminna w Pilawie otrzymała sztandar. W 1984 zostają zlikwidowane Zbiorcze Szkoły Gminne, a Pilawa przyjmuje nazwę ,,Zbiorcza Szkoła Podstawowa”, na której czele stoi dyrektor pani Barbara Skierkowska.

     Kocham Pilawę taką, jaka jest i cenię jej historię. Każdemu polecam, żeby odwiedził to cudowne miasteczko, i poznał historię zarówno miasta, jak i nielicznych budynków. Pilawa jest miejscem, które ciągle się rozwija i w którym coś się dzieje. Ma też wiele ciekawych miejsc i ścieżek rowerowych, które otacza bujna zieleń. 

5. Oliwia Ługowska                                                                                                                                  klasa III d gimnazjum,
Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                                                                 w Pilawie

Harcerstwo w Pilawie i na terenie gminy Pilawa

Początek Pilawy i gminy Pilawa sięga XIX wieku. W kilka lat po jej założeniu następuje szybki jej rozwój. Poza przemysłem i transportem zaczynają działać organizacje takie jak OSP, Orkiestra Dęta, rozwija się również szkolnictwo.

 Na terenie gminy powoli zaczynają pojawiać się pierwsze oddziały harcerskie. 1 grudnia 1924 roku rozpoczyna swoją działalność zorganizowana przez Stanisława Hordliczkę pozaszkolna 1 Trąbkowska Drużyna Harcerska im. Tadeusza Kościuszki, rok później jej patronem  zostaje ks. Józef Poniatowski, a barwą kolor błękitny. Liczebność pierwszej drużyny wynosiła 20 chłopców. Zostały stworzone 4 zastępy: ,, Wilków ‘’, ,, Kruków ‘’, ,,Kukułek ‘’, i ,,Kozłów’’. Jednymi z pierwszych członków ugrupowania byli: Henryk Wolff, Stefan Wolff, Antoni Pietruszewski.  W grupach harcerskich dbali o to, aby każdy był mocno zorganizowany. Bywało tak, że drużyna liczyła 5 osób, a bywało też tak, że przybywało ponad 20 harcerzy na zbiórki.

W lipcu 1929 roku jedenastu członków drużyny i dodatkowo 3 harcerzy z Pruszkowa wzięło udział w II Narodowym Zlocie Harcerskim. W tym roku powstała również w drużynie, ,,Gromada Wilczęca ’’ prowadzona na motywie ,, Księgi Dżungli ‘’. W ramach ujednolicenia numeracji drużyn    w Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy w 1930 roku, drużyna z Trąbek otrzymuje numer 34 i od tej pory nazywa się 34 Mazowiecka Drużyna Harcerzy im. Ks. Józefa Poniatowskiego w Trąbkach.          W 1930 roku odbył  się również pierwszy obóz, na który fundusze harcerze  uzbierali dzięki konkursom różnego rodzaju, jak i dzięki występom chóru wielogłosowego i zespołu mandolinistów.   W 1934 władze szkolne wprowadzają nacisk na drużyny harcerskie przez co wszyscy występują          z organizacji.

Po roku starań na terenie Pilawy od 1925 zaczyna działać męska drużyna harcerska prowadzona przez Teodora Kaczyńskiego, która, niestety, rozpada się po roku bycia. Założona zostaje także 1 Żeńska Drużyna Harcerska im. Królowej Jadwigi prowadzona przez Zofię Pomorską, warto dodać, że jej organizatorem był Stanisław Hordliczka. Początkowo drużyna dzieliła się na dwa zastępy, ale ostatecznie powstały trzy: ,, Czajki ‘’, ,, Jaskółki’’, ,,Kukułki’’. Harcerki organizowały wiele wypraw i obozów. Dziś może wydać się to śmieszne, że na takie wyjazdy służyła im furmanka, czy prom. Drużyna posiadała sztandar uszyty i wyhaftowany we własnym zakresie. Drużyna do 1934 przejęta zostaje przez kierownictwo szkoły, przez co zaprzestaje swoje działanie.

Po wojnie, w 1945, w miejscowej szkole podstawowej zaczęła działać męska drużyna harcerska, która wcześniej rozpadła się po roku istnienia. W latach 1948-1956 ZHP ze względu na zwrot                w polityce harcerstwo w Pilawie podlegało tym samym przemianom co na terenie całego państwa. Zostaje utrzymany Zjednoczony Ruch Młodzieżowy i powstaje Związek Młodzieży Polskiej. Miało to na celu zerwanie z pozostałościami wychowania skautowego i harcerskiego, które ukazywały ustrój kapitalistyczny i dążenie do oparcia pracy na zasadach socjalistycznych. Obniżyli granice wieku harcerzy, zlikwidowali drużyny w szkołach średnich. Na początku 1949 r. ZMP zaczął dążyć do wywierania większego wpływu na metody wychowawcze harcerstwa.

W 1972 roku zaczęły działać drużyny harcerzy, harcerek i zuchów, które sukcesywnie się powiększały . Uczestniczyli w wielu obozach, zlotach i innych imprezach organizowanych przez Komendę Hufca.  W 1985 roku Hufiec Pilawa złączył się z Hufcem Osieck – Sobienie Jeziory.

1989 roku wywarły ogromny wpływ na ZHP zmiany społeczno –  polityczne. Ograniczono jego liczebność na terenie ziemi garwolińskiej, co spowodowało również spadek liczebności w Pilawie.

Pomimo ciężkich sytuacji z liczebnością drużyn w Garwolinie powstaje Stowarzyszenie Harcerstwa Katolickiego ,, Zawisza’’ Federacja Skautingu Europejskiego. Powstaje Duszpasterstwo Harcerek kierowane przez hm. Martę Włastowską – pilawiankę – przyjmując za patronów błogosławionych Męczenników Podlaskich. DHiH na początku przyjmowało w swoje szeregi młodzież od 15.roku życia, kreując od samego początku ostre warunki, którymi m.in. były: pogłębianie wiary, systematyczna praca nad charakterem, abstynencji i tytoniu, aktywne życie drużyny.

Czytając i opisując historię harcerstwa z tamtych lat ogarnia mnie nostalgia. Podziwiam ludzi żyjących w tamtych czasach.

 Kocham  również w naszym mieście: Szkołę, halę sportową, nowoczesny piękny MGOK, kościół, czy nawet  plac zabaw z skate parkiem. Uwielbiam tu nawet zwykłe ulice, którymi podążam codziennie na zajęcia, do domu, do sklepu. Panuje tu cudowna, przyjazna,  atmosfera. Spotyka się wielu uśmiechniętych i życzliwych ludzi.

Źródła:  Zbigniew Gnat – Wieteska Pilawa Dzieje Miasta i Gminy

                                                                                ****

6. Maria Magdalena Przysowa

Klasa III D  Gimnazjum

Publiczna Szkoła Podstawowa i. Henryka Sienkiewicza

Pilawie

HISTORIA HARCERSTWA NA TERENIE MIASTA I GMINY PILAWA

            Pierwszą wzmiankę  o harcerstwie na terenie gminy Pilawa odnotowujemy 1 grudnia 1924r, kiedy rozpoczęła działalność zorganizowana przez Stanisława Hordliczkę pozaszkolna 1 Trąbkowska Drużyna Harcerska im. Tadeusz Kościuszki.  Od roku 1925 patronem drużyny był ks. Józef Poniatowski, a barwą kolor błękitny. Drużynę stanowiło  20 chłopców, byli oni uczniami miejscowej szkoły podstawowej i pracownikami Huty Szkła.  Podzieleni oni byli na cztery zastępy: „Wilki”, „Kruki”, „Kukułki” i „Kozły”.  Ostry rygor i ścisłe przestrzeganie prawa harcerskiego powodowało ciągłą płynność stanu liczebnego drużyny. 

10 października 1926r. Henryk Wolff , Antoni Pietruszewski,  Stefan Wolff, Ludwik Hennberg i  Jan Dobrowolski jako pierwsi złożyli przyrzeczenie harcerskie na ręce Bolesława Polkowskiego z Komendy Chorągwi Warszawskiej, a 26 grudnia tego samego roku Antoni Parol, Rudolf Klinert, Marian Gałązka i Bronisław Boratyński – na ręce podharcmistrza ks. dr. Antoniego Święcickiego                            z Komendy Hufca w Garwolinie.

            Jak już wspomniano drużyna miała charakter pozaszkolny, a wielu jej członków, pomimo młodego wieku, pracowało w hucie przy produkcji wyrobów szklanych w warsztacie jako hutnicy.

            W 1929r. przy drużynie powstała Gromada Wilczęca, prowadzona w oparciu o motywy “Księgi dżungli” Kiplinga, a w skład wyposażenia wszedł  sprzęt obozowy.

            W celu podniesienia sprawności fizycznej i obronnej na terenie ogrodu przyfabrycznego harcerze zbudowali kort tenisowy, grali w piłkę siatkową i nożną, ping-ponga. Od 1933r organizowano tam zawody lekkoatletyczne i karabinka małokalibrowego.

            W roku 1930,  w ramach ujednolicenia numeracji drużyn w Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy, drużyna z Trąbek, otrzymała nazwę 34 Mazowiecka Drużyna Harcerzy im. ks. Józefa Poniatowskiego w Trąbkach. Jej członkowie otrzymali do naszycia na lewym rękawie czerwone tarcze             z orłem dawnego Księstwa Mazowieckiego, a na naramiennikach przyczepili cyfry “34”. Tego samego roku dzięki dofinansowaniu Opiekuna  i własnym funduszom zebranym podczas organizowanych  przez siebie zabaw tanecznych, loterii fantowych oraz cieszących się dużym zainteresowaniem występom amatorskim, 14 członków drużyny wyjechało na dwutygodniowy obóz we wsi Dębki nad morzem, pół kilometra od granicy z Niemcami.

            W drugiej połowie 1934r. na skutek nacisku władz szkolnych domagających się podporządkowania się drużyny szkole oraz nieprzychylnego ich stanowiska wobec druha Opiekuna, występują z niej wszyscy harcerze – uczniowie i niemal wszystkie zuchy.

            Po rozpadzie drużyny, w szkole w Trąbkach zorganizowano MDH im. Tadeusza Kościuszki,  w której skład  weszło część harcerzy z 34 drużyny oraz zuchy. Funkcje drużynowych pełnili : Władysław Szewczyk i ćwik  Wincenty Okoń.

            1925r  rozpoczęły działalność dwie drużyny harcerskie w Pilawie : męską, którą prowadził Teodor Kaczyński oraz żeńska kierowana przez Zofię Pomorską – nauczycieli miejscowej szkoły podstawowej. W grudniu wystawili oni sztukę “Bolszewicy pod Warszawą”, uzyskany dochód                  w wysokości 37,90zł został przeznaczony na zakup pomocy gimnastycznych. Wśród harcerzy byli  Jan Dębowski, Bartczak, Sionek, Lentecki. Drużyna żeńska im. Królowej Jadwigi składającej się             z zastępów „Czajki”, „Jaskółki” i „Kukułki”.  Opiekunkami były  Krystyna Puchalska, nauczycielka, od 1926r. Wanda Henneberg,  żona dyrektora Huty Szkła “Czechy”.

DZIAŁALNOŚĆ ZWIĄZKU HARCERSTWA POLSKIEGO NA TERENIE

GMINY PILAWA

            Jesienią 1945r w Szkole Podstawowej w Pilawie rozpoczęła działalność męska drużyna harcerska . W jej skład wchodziły 3 zastępy, ogółem 30 osób. Na początku opiekunką drużyny była Aleksandra Ogonowska, a od 1947r A. Bockówna. 15 marca 1948r powstała w szkole drużyna harcerek.

            Harcerstwo w Pilawie w latach 1948 – 1956 podlegało ideologicznym zmianom, pod wpływem plenum partii PPR w 1948r postanowiono zerwać z “pozostałościami wychowania skautowego i harcerskiego” i  oprzeć pracę harcerską na “zasadach wychowania socjalistycznego”.

W 1948r utworzono jedno zjednoczone Naczelnictwo ZHP w miejsce zlikwidowanych Głównych Kwater Harcerzy i Harcerek.

W roku 1949 ZMP zastąpiło ZHP w szkołach średnich i w pracy z młodzieżą wzorowało się na doświadczeniach sowieckich, bez wnikliwej analizy własnych warunków i doświadczeń, mimo że stało się organizacją masową nie spełniało swych zadań wychowawczych. W latach 1955-1956 OH (organizacja harcerska) działała w szkole w Pilawie licząc 125 członków, w 5 zastępach.

            Pogłębiający się kryzys w ZMP wpłynął na zmiany w harcerstwie. Narada działaczy harcerskich zwołana w 1956 roku w Łodzi zdecydowała o przekształceniu OHPL (organizacja harcerska Polski Ludowej) i przywróceniu ZHP. Do pracy powrócili dawni instruktorzy, a Powiatowe Komendy OHPL przekształcono w Komendy Hufców.

            9 marca 1957r. ukazał się rozkaz numer 1 Komendy Hufca, wymieniał 59 nominowanych drużynowych oraz ogłaszał 11 maja dniem gotowości wszystkich drużyn hufca Garwolin.

Powołani drużynowi pochodzili z Garwolina, Trąbek, Jaźwin, Puznówki, Gocławia oraz Pilawy, gdzie powołano Feliksa Grzesiuka. Z wyżej powołanych w 1958r. działały już tylko drużyny koedukacyjne w Pilawie, pod kierownictwem druha ćwika Zbigniewa Michalika, w Puznówce oraz zuchy w Trąbkach.

            W latach 1959 – 1963 na terenie gminy działało 8 drużyn w miejscowościach Pilawa,               Puznówka, Gocław, Łaskarzew, Jaźwiny, Trąbki, Łucznica.

Wprowadzone po 1956 roku zmiany w strukturze ZHP poskutkowały zwiększonym zainteresowaniem młodych ludzi organizacją, co doprowadziło do powołania w 1964r. pośrednich Ośrodków                 i szczepów, w tym pilawskiego. Komendantami jego byli: pwd Maria Łubian, pwd/hm Marta Włastowska.

W roku 1968 powstał w Pilawie szczep kierowany przez pwd Kazimierza Mackiewicza, a do 1974r na terenie miasta funkcjonowały 3 drużyny harcerskie i 3 drużyny zuchów.

Zmiany administracyjne w kraju doprowadziły w 1975r do likwidacji istniejących dotychczas chorągwi i powołanie na ich miejsce hufców lokalnych, miejskich i gminnych.

W miejsce hufca Garwolin powołano hufce : Garwolin miasto, Garwolin gmina, Pilawa, Łaskarzew, Żelechów, Górzno, Sobolew, Maciejowice, oraz gminne związki drużyn: Borowie, Miastków, Parysów i Wilga.

W latach 1976 – 1980 Hufiec Pilawa liczył odpowiednio 982 – 620 członków. W roku 1985 Hufiec Pilawa połączył się z Hufcem Osieck-Sobienie Jeziory. Następnie na skutek poważnych zmian organizacyjnych w harcerstwie na ziemi garwolińskiej, w roku 1986 powstał Hufiec ZHP obejmujący swym zasięgiem 12 miast, miasto-gmin i gmin: Borowie, Parysów, Górzno, Garwolin miasto i gmina, Osieck, Pilawa, Sobienie-Jeziory, Żelechów, Miastków, Wilga i Kłoczew.

            W latach 1980 – 1988 harcerze aktywnie uczestniczyli w życiu miast i gmin, biorąc udział       w obozach i szkoleniach, a w 1988r spotkali się na zlocie hufca w Garwolinie z okazji jubileuszu 75-lecia ruchu harcerskiego na Ziemi Garwolińskiej.

Źródła:

Zbigniew Gnat – Witeska, Pilawa, Dzieje miasta i gminy, Wydawnictwo Polan, Pilawa 2005

                                                                                   ****

7. Julia Szostak

Klasa III Gimnazjum

Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                                                                    w Pilawie

Esej na temat szkolnictwa na terenie gminy i miasta Pilawa

          Każdy dobrze wie, że wykształcenie w dzisiejszych czasach to podstawa. Oczywiście,  oferta pracy nie przyjdzie do nas sama, dlatego trzeba potrafić ją znaleźć. Ale do tego, żeby przyjęli nas   na wymarzone stanowisko, potrzebne nam jest, jak wcześniej wspomniałam, wykształcenie,              które zdobywamy w szkole. Obecnie do szkoły może, a nawet musi chodzić każdy do dnia,                      w którym skończy 18 lat. Szkolnictwo w gminie Pilawa rozwijało się, aby móc kształcić młodych ludzi. Czasami wiązało się to z problemami dotyczącymi miejsca do nauki. Zdarzało się nawet,              że władze na to nie pozwalały.

          Pierwsza szkoła na terenie gminy Pilawa powstała na początku XX wieku. Była to jednoklasowa  Szkoła Kolejowa w Pilawie (Pilawska Żelazno-Dorożna 1 kl. Szkoła). Prowadzona przez starszego nauczyciela, Mikołaja Konarzewskiego. Istniała ona do 1915r. Dzięki staraniom kolejarzy, 1 października 1919 r., rozpoczęła działalność mająca swoje miejsce w budynku woźnego, szkoła kolejowa w Pilawie. Była ona niewielka, ponieważ posiadała zaledwie 2 sale,                w których nauka odbywała się na dwie zmiany; przed i po południu. W następnym roku przy poparciu Jana Celińskiego, naczelnika 10 Dystansu w Warszawie, władze kolejowe przekazały szkole cały budynek. Co pozwoliło polepszyć warunki nauczania, ponieważ przybyły 2 nowe sale oraz pokój, w którym osoby uczące się w tej szkole, mogły spokojnie czytać. Na dodatek połączono szkołę, pod względem pedagogicznym, ze szkołą utrzymywaną przez gminę, w której uczyli Jan Górski i Józef Witak. Moim zdaniem, pierwsza utworzona w naszej gminie szkoła, była poważnym krokiem w stronę rozwoju działalności szkolnej. Po kilku latach jej istnienia a następnie zamknięciu, gdyby nie nasi wspaniali kolejarze i ich upór, na pewno w tak krótkim czasie nie powstałaby nowa szkoła, która może i była mała, nawet po późniejszym oddaniu przez władze kolei całego budynku, ale i tak robiła wiele dobrego. 

          W roku szkolnym 1921/1922 szkoła kolejowa liczyła już 5 klas; trzy oddziały miały zajęcia w budynkach prywatnych: I a i III a u Wójcika, II a u Antoniego Papisa. 1 stycznia 1922 r. szkoła przeszła pod zarząd Ministerstwa Oświecenia Publicznego. Po pewnym czasie, 21 lutego tego roku, Inspektor Szkolny Kolejowy Gawroński i Kurator Jan Celiński przekazali inwentarz szkolny Inspektorowi Okręgu Garwolińskiego – Zakrzewskiemu. Opiekunem szkoły został Aleksander Krynicki. W roku szkolnym 1922/1923 szkoła miała już 6 klas, razem 9 oddziałów, w tym po dwa I, II, III. W roku szkolnym 1924/1925 naukę w budynku szkolnym miały klasy IV, V, VI, VII i I          po południu, a w domu Kędziorka nauka odbywała się dla klas II   i III. W tym czasie działały również szkoły: w Puznówce, w Jaźwinach oraz Gocławiu. Uważam, że moment, w którym placówka stała się większa, wpłynął bardzo pozytywnie na uczniów, którzy mogli być w jednym budynku z wyjątkiem dwóch klas, ale no cóż, jakby nie patrzeć, to uważam że i tak całkiem sporą liczbę osób pomieściła, ponieważ uczyło się w niej aż 5 klas, z czego jedna klasa była podwójna. Ale najważniejsze jest to, że większość młodych ludzi mogła przebywać  w swoim towarzystwie              i uczyć się oraz pomagać sobie nawzajem.

          W okresie okupacji kierownikiem Szkoły Podstawowej w Pilawie był Michał Tymoszyk. Uczyli w niej: Zofia Tymoszyk, Maria Sekularowa, Maria Piotrowska, Aleksandra Ogonowska    i Henryk Sekular (do 1942 r.) Liczba uczniów wahała się od 142 (rok szkolny 1939/1940) do 297 (rok szkolny 1943/1944). Michał Tymoszyk, Zofia Tymoszyk, Maria Sekularowa i Maria Piotrowska brali udział w tajnym nauczaniu. Miło czytać, że kiedyś nauczyciele byli w stanie narazić swoje życie dla dobra uczniów, ponieważ byli nimi nie tylko dlatego, że dostawali za to pieniądze, ale również dlatego, że lubili robić to, co robią i pomagać naszej młodzieży w kształtowaniu się. Szkoda, że obecni nauczyciele nie podchodzą to tego z taką postawą. Oczywiście, nie mówię tutaj o wszystkich nauczycielach, ponieważ są też tacy, którzy dla swojego ucznia zrobiliby bardzo wiele. Ale niestety, zdarzają się też tacy, którzy wyglądają jakby przychodzili do szkoły uczyć nas z przymusu.

          Wznowienie nauki w warunkach legalnych spowodowało, że chętnych do podjęcia lub kontynuowania, rozpoczętej wcześniej nauki było bardzo wielu i nie wszyscy mogliby pomieścić się w Prywatnym Koedukacyjnym Gimnazjum i Liceum w Garwolinie. Biorąc to pod uwagę, dr. Jan Cink wyraził zgodę na utworzenie klas filialnych Gimnazjum w Borowiu, Parysowie, Sobolewie, Wildze, Pilawie, Stoczku Łukowskim i Żelechowie, a następnie w Zabruzdach, Trąbkach, Miastkowie Kościelnym i Miastkowie Starym. Wcale się nie dziwię, że dużo osób było chętnych do kontynuowania bądź rozpoczęcia nauki. Zwłaszcza, iż stało się to legalne i nikt nie musiał się martwić, że za chęć poszerzania swojej wiedzy stanie mu się jakaś krzywda. Dlatego uważam, że wyrażenie zgody a następnie utworzenie klas filialnych Gimnazjum w innych miastach było bardzo dobrym wyjściem z problemu dotyczącego zbyt dużej liczby osób chętnych do nauki.

          Wkrótce po wyzwoleniu władze wojskowe zajęły część izb lekcyjnych Szkoły Podstawowej w Pilawie i zlokalizowały w nich szpital dla żołnierzy. Na początku 1945r., już po ofensywie styczniowej, zajął je Oddział Spraw Socjalnych i użytkował do maja 1945 r. Pomieszczenia i sprzęt szkolny uległ dużej dewastacji. Po wyremontowaniu 3 izb, 31 maja, 305 uczniów wznowiło naukę szkolną. W ciągu kolejnych czterech lat dodano 5 nowych izb lekcyjnych.

          W okresie powojennym wybudowano w Puznówce nowy, drewniano-murowany budynek szkolny. Mimo trudnych warunków, szkoła odnosiła sukcesy w olimpiadach przedmiotowych, konkursach i przeglądach artystycznych. Po zakończeniu okupacji niemieckiej wznowiła działalność szkoła w Gocławiu. Kierownikiem jej, teraz już 5-oddziałowej, został Dominik Szeląg. Oprócz normalnej działalności dydaktycznej organizowano w szkole m.in. konkursy dla analfabetów. Zajęcia lekcyjne odbywały się w zakupionym przed wojną drewnianym dwuizbowym budynku oraz w dwóch izbach wynajętych w domach prywatnych i budynku parafialnym.

          Za co kocham Pilawę? Gdybyśmy chwilę się nad tym zastanowili, to w Pilawie jest wiele wspaniałych miejsc oraz budynków, które są bardzo ważne oraz przydatne wielu ludziom jak np. budynek stacji PKP i sklepy spożywcze. Jednak szkoła jest szczególnym miejscem, w którym zdobywamy wiedzę przydatną w dorosłym życiu, poznajemy siebie oraz wielu wspaniałych ludzi, na których normalnie nie zwrócilibyśmy uwagi. Znając historię szkolnictwa, naszej gminy i miasta Pilawa rozumiem jak dużo wysiłku musiało kosztować ludzi zaangażowanych w rozwijanie się szkół, które obecnie kształcą nasze pokolenie. Dlatego, gdyby ktoś zapytał mnie, za co kocham Pilawę, bez wątpienia odpowiedziałabym, że za tę wspaniałą szkołę, do której mam szansę uczęszczać.

Źródło: Zbigniew Gnat – Witeska, Pilawa, Dzieje miasta i gminy, Wydawnictwo Polan, Pilawa 2005

                                                                            ****

  • Agata Wawer                                                                                                                                 klasa III C Gimnazjum,                                                                                                                                                      Publiczna Szkoła w  im. Henryka Sienkiewicza                                                                                                                              w Pilawie
                                       

                                 Czy Pilawa rozwija się z biegiem czasu?  -esej

            Mieszkając 16 lat w Pilawie, nigdy nie myślałam o tym, jak wyglądało kiedyś nasze miasto. Mamy tutaj wszystko, co nam potrzeba: sklepy, szkołę, kościół, miejsca rozrywki, ale czy zawsze tak było? Czy nasza Pilawa zawsze była tak rozwinięta? Co było ważnym czynnikiem rozwoju naszego miasta?

         Na wstępie mojej pracy przedstawię w skrócie historię naszej Pilawy. Miasto i gmina Pilawa należą do młodych ośrodków administracyjnych na terenie południowo-wschodniego Mazowsza. Według przekazów przedwojennych nazwa miasta powstała od słowa ,,piła’’, źle wymawianego przez osadników niemieckich, karczujących lasy pod zabudowę i grunty uprawne. Pilawa wywodzi się od nazwy herbu rodu Potockich, od nich też został zapożyczony herb miasta Pilawy. Informacje na temat naszego miasta podaje słownik geograficzny Królestwa Polskiego z 1887 roku. Pisze: ,, Pilawa – wieś, powiat garwoliński, gmina i parafia Osieck, posiadacz drogi żelaznej nadwiślańskiej, odległa 50 wiorst od Warszawy, a 264 wiorst od Kowla, wieś ma 48 domów 480 mieszkańców, 907 mórg ziemi’’. Ten fragment historii pokazuje, że nie zawsze Pilawa była duża. Przez długie lata była to wioska o zabudowie wzdłuż jednej głównej ulicy, przeciętej torami kolejowymi. Aby dowiedzieć się więcej o Pilawie, zapytałam mojego tatę Marka, jak on widział nasze miasto ze swojej perspektywy.

       ,, Na całą Pilawę było tylko może 50 domów, były to ogromne domy wykonane z drewna.              W jednej chacie potrafiły mieszkać nawet 4 rodziny, dlatego mówiliśmy na nie czworaki.  Położone były bardzo blisko alei i tylko nieliczni, bogaci mieszkańcy mieli duże działki.’’

        Taki punkt widzenia pokazał mi, że nie mamy już problemu z postawieniem własnego domu. Pilawa zaczęła rozrastać się w szerokość i każdy ma swoje podwórko. Obecnie miasto i gminę zamieszkuje 10.830 osób, a samo miasto Pilawę 4383 osób i liczba mieszkańców ciągle wzrasta.

 Zadałam kolejne pytanie mojemu ojcu, co, jego zdaniem, miało największy wpływ na rozwój Pilawy?

,, Małe okoliczne wsie upadały, a nasze miasto rozrastało się dzięki kolei, ponieważ nigdzie w pobliżu nie było kolei. Dużo ludzi z pobliskich wsi przeprowadzało się do Pilawy. Kolej umożliwiła nam przede wszystkim dobrą komunikację z Warszawą, dawała zatrudnienie i  była źródłem utrzymania dla wielu rodzin z terenu Gminy. Miała więcej zakładów niż Garwolin. Przyjeżdżało do Pilawy wiele autobusów z ludźmi do pracy, którzy pracowali np. przy kolei.’’

    Warto tez podkreślić, że istotny wpływ na rozwój miejscowości miała struktura demograficzna i położenie. Już wówczas w Pilawie funkcjonowały między innymi: Pilawskie Zakłady Farb i Lakierów ,, Polifarb’’, Bank Spółdzielczy, Gminna Spółdzielnia ,, Samopomoc Chłopska’’, Wytwórnia Urządzeń i Sprzętu Turystycznego ,,LZS’’, Oddział V Remontowy PKS, Urząd Pocztowo-Telekomunikacyjny, a także Urząd Gminy, Zbiorcza Szkoła Gminna oraz przedszkole czterooddziałowe. 

     Jednym z czynnikiem rozwoju była oświata. Pierwsze wzmianki o pilawskiej oświacie datuje się na rok 1905. Była to początkowo jednoklasowa szkoła, z czasem rozbudowana, która w 1921 r. liczyła już pięć oddziałów. W 1964 roku, z inicjatywy Piotra Jaroszewicza, rozpoczęła się budowa tzw. ,,tysiąclatki’’ – oddana do użytku 1 września 1966 r. W 1994 r. rozpoczęto prace związane                  z rozbudową obiektu. Nowe skrzydło budynku oddano do użytku wiosną 1997r., a do szkoły uczęszczało 768 uczniów. Z uwagi na zwiększającą się liczbę dzieci, podjęto decyzję o rozbudowie budynku gimnazjum w Pilawie. Od 2006 r. jako uczniowie korzystamy z pięknego i nowoczesnego obiektu. Omawiając kwestie oświatowe, należy wspomnieć o działalności Przedszkola Samorządowego w Pilawie, którego początki sięgają 1947r. Od końca 1978 do 1983 r. przedszkole mieściło się w budynku byłej szkoły w Jaźwinach. W 1983r. siedzibę przedszkola przeniesiono do nowego budynku w Pilawie przy ul. Wojska Polskiego, gdzie mieści się do dnia dzisiejszego.

   Szkoła jest drugim najważniejszym miejscem dla nas oprócz domu. Nabywamy tam wiedzę i uczymy się życia. Jako młodzież mieszkająca obecnie w Pilawie, mamy dużo miejsc rozrywki. Kiedy zapytałam rodziców, jakie były miejsca rozrywki w Pilawie, usłyszałam odpowiedź:
,, Jedynym miejscem rozrywki była knajpa nieopodal parku, a nad nią znajdował się posterunek policji. Ludzie różnie na nią mówili.’’

,,Pilawa leżała na bardzo podmokłych terenach. Wzdłuż całej alei znajdowały się rowy, jako młodzież w ramach rozrywki wracaliśmy do domu rowami, co często kończyło się laniem od rodziców.’’

    Dzisiaj mamy sporo miejsc rozrywki w naszym mieście, co daje nam dużo możliwości aktywnego spędzania czasu. Możemy wspomnieć o boisku do piłki nożnej i siatkowej, stadionie miejskim, wielofunkcyjnym boisku sportowym na terenie MOSiR, skatepark i nowo wybudowany budynek MGOK. W budynku MGOKu znajduje się publiczna biblioteka, kręgielnia, dodatkowe zajęcia artystyczne i taneczne dla młodzieży i dorosłych oraz pizzeria.

         Moim zdaniem, miasto Pilawa rozwija się i daje nam dużo możliwości. Możemy przede wszystkim uczyć się w szkole podstawowej,  a nawet ponadgimnazjalnej.  Możemy aktywnie spędzać czas w miejscach rekreacyjno-sportowych. Z biegiem lat niejedna osoba nie mogłaby uwierzyć, jak zmieniła się Pilawa. 

Źródło:  ,,Pilawa Dzieje Miasta i Gminy ‘’ Zbigniew Gnat-Wieteska, 

                                                                           ****                                                             

9.Małgorzata Zawadzka                                                                                                                                      klasa  III A Gimnazjum                                                                                                                                                                             Publiczna Szkoła Podstawowa im. Henryka Sienkiewicza                                                                           w Pilawie

                                           Szkoła w Pilawie w latach 1829 – 1989

Mieszkam w Pilawie od urodzenia i obecnie chodzę do 3 klasy gimnazjum w Publicznej Szkoły Podstawowej w Pilawie z oddziałami gimnazjalnym. Nasze piękne miasto rozwija się bardzo szybko, dlatego chciałabym trochę przybliżyć jego historię, a szczególnie naszej szkoły.

 Początki szkolnictwa w Pilawie sięgają już początków istnienia osady. Według 22 aktu kontraktu z 1829 r. koloniści mieli prawo założyć szkołę i utrzymywać nauczyciela. Według umowy dostał on  4 morgi ziemi. W 1840 wybudowali mu dom mieszkalny, stodołę i oborę, a także dostarczali mu opał.

Na  początku XX w. założono 1 -klasową Szkołę Kolejową w Pilawie, prowadził ją nauczyciel Mikołaj Konarzewski. Uczyli w niej poza nim: Lidia Turowa, Wiktor Gogolewski, Aleks Panasiuk, Jan Leonowicz i Wiera Orłowa. Szkoła działała do 1915 r. 

Na terenie guberni siedleckiej 21 czerwca 1906 r. działalność rozpoczęła Polska Macierz Szkolna w skrócie PMS. Koła PMS założono również m. in w Garwolinie, Parysowie. Zajmowała się ona zakładaniem i prowadzeniem szkół elementarnych, tworzono też tajne czytelnie i biblioteki. Jedna z nich działała na terenie Pilawy w roku 1907. Polska Macierz Szkolna została rozwiązana 14 grudnia 1907 r. na terenie całego Królestwa Polskiego. Jednak nie powstrzymało to ludzi i w grudniu 1912 r. założono w Pilawie bibliotekę Jana Demineta.             

  1 października 1919 r. działalność rozpoczęła szkoła kolejowa w Pilawie, znajdowała się            w budynku woźnego. Miała tylko dwie sale, więc lekcje odbywały się w niej na dwie zmiany: ranną i popołudniową, uczyły tam: Zofia Krynicka i Marta Sępowska. Rok później władze kolejowe przekazały szkole cały budynek, dzięki czemu powstały kolejne dwie salę lekcyjne i czytelnia. Pod względem pedagogicznym została też połączona ze szkołą utrzymywaną przez gminę. W 1921 miała już 5 klas, a w 1922 roku było ich 6. W 1925 r. działalność rozpoczęły szkolne drużyny harcerskie męska i żeńska.               

W czasie trwania II wojny światowej nauka została wstrzymana, więc po wyzwoleniu chętnych do podjęcia nauki było wielu. Z tego powodu dyrektor Jan Ciuk wyraził zgodę na utworzenie klas filialnych gimnazjum w Pilawie, uczyli w nich m.in. kierownik szkoły Michał Tymoszyk, ks. Czesław Rubaszek, Maria Strzelecka, Aleksandra Ogonowska. Po wyzwoleniu władze wojskowe zajęły część sal i zorganizowały w nich szpital dla żołnierzy. Pomieszczenia i sprzęt szkolny uległy poważnemu uszkodzeniu. Po wyremontowaniu 3 klas 31 maja 1945 r. naukę wznowiło 305 uczniów.               W następnym roku szkolnym liczba  wzrosła do 4 sal. W 1949 r. było ich już 8.

Przez trudne warunki w 1958 r. w Pilawie powstał „Społeczny Komitet Budowy Szkoły”                                   na czele z panem Janem Włastowskim. Jej budowę rozpoczęto w 1964 r. na terenach należących do rolników. Koszty budowy wyniosły 7 milionów złotych. Szkoła została otwarta 1 wrześnian 1966 r. przez wicepremiera Piotra Jaroszewicza. W następnym roku szkoła została zradiofinizowana przez pracowników Urzędu Rady Ministrów.

Od 1948 do 1966 r. szkoła była siedmioklasowa. W roku szkolnym 1966/1967, zgodnie                   z ustawą z dnia 15 lipca 1961 r. o rozwoju systemu oświaty i wychowania, po raz pierwszy została utworzona klasa ósma. Uczniowie po klasie siódmej urodzeni w miesiącach styczeń – czerwiec ukończyli siedmioklasową szkołę podstawową i poszli  do szkół średnich, a uczniowie urodzeni w miesiącach lipiec -grudzień musieli chodzić do ósmej klasy. W roku szkolnym 1972/73 nauczycielka Marta Włastowska założyła zespół artystyczny „Pilawianka”.

W 1973 r. powstała Gminna Szkoła Zbiorcza w Pilawie, której podlegały m.in. szkoły w: Gocławiu i Puznówce. Otrzymała ona własny sztandar 25 maja 1975 r. W 1977 r. wprowadzono wolne soboty, w czasie których nauczyciele pełnili dyżury i organizowali zajęcia rekreacyjno -sportowe, a także koła zainteresowań. Został obniżony obowiązkowy wymiar godzin pracy nauczycieli do 22 tygodniowo, a także wprowadzono nowy regulamin klasyfikowania i oceniania. W 1984 r. GSZ została  zlikwidowana, a na jej miejsce powstała Zbiorcza Szkoła Podstawowa, którą zarządzała dyrektor Barbara Skierkowska. W obecnej formie budynek szkolny istnieje od 1994 r.

Myślę, że udało mi się choć trochę przybliżyć historię naszej szkoły i miasta, które jest naszym domem.

   
   
   

[1]                     AGAD Akta Komisariatu Wilanowskiego 73 k. 123. Wiadomości statystyczne Dóbr Klucza Osieckiego dotyczące w miesiącu styczniu 1832 sporządzone Rządowi podane.

[2]                     „Polska w czasie wielkiej wojny (1914-1918)”, pod redakcją prof. Marcelego Handelsmana. T. II. Warszawa 1932, s. 8

[3]                     Ryszard Juszkiewicz, 11 pułk ułanów Legionowych im. Marszałka Edwarda Śmigłego-Rydza. Ciechanów 1998, s.286-287.

[4]                     Antoni Mittek, „Wspomnienia z okresu II wojny światowej i działalności w Ruchu Oporu na terenie powiatu Garwolin”, rkps. 1975r., s.13-14

[5]                     Zbigniew Gnat-Wieteska, „Pilawa dzieje miasta i gminy”, Pilawa 2005r., s. 40.

[6]                     AAN 202/II-23 k.90. sprawozdanie sytuacyjne ze stanu bezpieczeństwa za czas od 1 do 30 listopada 1943r.

[7]                     Waga 030944, Ob. Janczar, Przebieg „Burzy”. Helena, s.2